Spontaniczność
No, ten. Ogólnie to mój wattpad ma dziś problemy ze sobą i nie widzę waszych komentarzy, więc na razie nie mogę na nie odpowiedzieć >,<
Stali tak naprawdę długo. Leon miał zamknięte oczy, bo tak najłatwiej było mu myśleć.
A myślał o wielu sprawach. Próbował połączyć własne wnioski i obserwacje z tym, co powiedział mu Emil.
Krukon z kolei patrzył na lekarstwa. Jego myśli lepiej nie ujawniać – nie były zbyt wesołe.
A jednak czuł pewną ulgę w związku ze swoją szczerością. Wiedział, że Lukas będzie się martwił, że teraz Leon go zostawi, ale sam Emil przestał się o to bać.
Leon był jego przyjacielem. Jemu... jemu chyba za bardzo zależało, żeby odejść...
- Chodź do łóżka – szepnął Puchon po dłuższym czasie. – Będzie wygodniej.
- Nie jestem śpiący – mruknął Emil, wyrwany z głębi własnego umysłu.
- Nie musimy iść spać – stwierdził Leon.
Puścił Emila i poczekał, aż ten z własnej woli skieruje kroki w stronę łóżka. Dopiero wtedy sam zajął swoje poprzednie miejsce.
Uśmiechnął się zachęcająco do Emila, podnosząc skraj kołdry, którą sam był owinięty. Krukon spuścił wzrok, ale skorzystał z zaproszenia i niepewnie położył się kawałek od przyjaciela.
Leon uśmiechnął się, rozczulony jego nieśmiałością.
- No weź, nie bądź taki zimny – wymruczał. Przysunął się do Emila i bez pytania podłożył ramię pod jego głowę.
Dzięki temu mógł podziwiać cudowne rumieńce kolegi.
- Nie jestem – wymamrotał zmieszany Emil.
Leon zaśmiał się cicho.
- Nie, jasne, że nie – ironizował. – To po prostu wyuczona ostrożność, żebym przypadkiem nie pomyślał, że ci się to podoba, i nie próbował cię zgwałcić.
Emil prychnął.
- Nie odważyłbyś się – stwierdził.
- Nie? – podchwycił Leon, unosząc brwi. – Chcesz się przekonać?
Twarz Krukona stała się czerwona.
- Koniec tematu – wymamrotał.
Leon zachichotał.
- Dobrze, podejmijmy kolejny – zgodził się. A zrobił to tylko dlatego, że akurat miał jeden ciekawy na podorędziu. – Słuchaj... - zaczął, nieco niepewny, jak zacząć, żeby nie zniechęcić Emila na starcie. – Ta informacja jeszcze dotarła do uczniów, bo dyrektor wciąż rozważa miejsce, ale pojawiła się propozycja wycieczki. Parę dni temu przedyskutował to z nauczycielami i prefektami. Wyruszamy w najbliższą sobotę. Najpewniej do Szanghaju albo Nowego Orleanu, ponieważ tam znajdują się zaprzyjaźnione z Hogwartem szkoły. – Nerwowo oblizał wargi. – Wyjazd jest tylko dla chętnych. Pomyślałem sobie, że może chciałbyś wziąć udział w wycieczce... i mieć ze mną pokój – zakończył niepewnie.
Emil nie wiedział, dlaczego się zarumienił, ale tak się stało.
- Nie wiem, czy Lukas mi pozwoli – przyznał cicho. – Nie lubi puszczać mnie nigdzie samego, bo czasami, przez chorobę, mam... drobne problemy... z poradzeniem sobie – wyznał niechętnie. – I wtedy jest przy mnie. Jeśli nie będzie chciał jechać, może się nie zgodzić, bym jechał sam...
- Będziesz ze mną – wskazał Leon łagodnie. – Szanuję Lukasa i jestem wdzięczny za to, co dla ciebie robi – mruknął. – Ale to twój brat, nie rodzic – zauważył delikatnie. – Nie ma nad tobą władzy...
- Lukas jest moim opiekunem prawnym – przerwał mu Emil. Właśnie podzielił się kolejną wielką tajemnicą. – Nie pytaj. Nie mam już siły na poważne rozmowy – mruknął.
Leon był więcej niż zaskoczony. Kiedy zrozumiał sens słów Emila – czyli to, że jego matka i ojciec nie mają praw rodzicielskich – zrobiło mu się jeszcze bardziej żal chłopaka.
Ale doskonale zrozumiał jego prośbę. Też był zmęczony tymi zwierzeniami i rozpaczą.
To nie tak, że nie chciał. Był Emilowi cholernie wdzięczny za zaufanie, bo dzięki temu wiele spraw między nimi ma szansę się poukładać.
Po prostu widział po minie chłopaka, że zaraz się rozsypie, jeśli będzie zmuszony do odkrywania kolejnych brudów.
- Nie ma problemu – szepnął. Ostrożnie wymacał rękę Emila i ujął jego dłoń. – Porozmawiaj z Lukasem. W razie czego ja też mogę z nim pomówić, ale... ehmm... on chyba mnie nie lubi – zaryzykował.
- Lubi – westchnął Emil, z wdzięcznością zaciskając palce na palcach przyjaciela. – Po prostu bardzo się o mnie troszczy i nie chce, żeby ktoś mnie skrzywdził... Wiem, że często przesadza, ale to z miłości.
- Nie, zapewniam, że mnie po prostu nie lubi – zachichotał Leon. – To widać po oczach.
Emil westchnął nieco bardziej przeciągle.
- To, z kim się zadaje, jest moją sprawą, niezależnie od tego, co myśli o tym Lukas – powiedział szczerze. – Cieszę się, gdy aprobuje moje decyzje, ale gdybym postanowił wyjść za mąż, a on byłby przeciwny, nic by to nie zmieniło.
Emil się zarumienił, a Leon uśmiechnął.
- Mógłbyś wyjść za mąż? – spytał cicho, po czym zassał policzek, nie przestając się uśmiechać.
Blondyn odwrócił twarz w stronę ściany, by mieć pewność, że Leon nie dostrzeże jego czerwonych policzków.
Stety albo niestety Leon dostrzegł.
I bardzo mu się spodobały.
- Tak – mruknął Emil. – Ja... znaczy... - Odchrząknął. – Gdybym był w związku z kimś... sam rozumiesz... - jąkał się. – No bo... no kiedy...
Leon nie wytrzymał i zachichotał.
- Jesteś uroczy – stwierdził. – I tak, rozumiem. Gdybyś zakochał się w mężczyźnie i był z nim w związku, mógłbyś wyjść za mąż – podsumował, celowo wprowadzając przyjaciela w jeszcze większe zażenowanie. – Czy tak?
Emil mruknął twierdząco.
- Przepraszam – Leon wybuchnął śmiechem. Podparł się na łokciu i spojrzał na Emila z góry. – Po prostu nie mogę się powstrzymać. Powiesz mi, czemu tak cię to krępuje?
- Co? – bąknął Krukon, wciąż od niego odwrócony.
- No... bardzo dużo rzeczy – zaczął Leon. – Choćby dotykanie. I rozmawianie o wielu rzeczach. O sprawach związanych z wszelkimi uczuciami. Z seksualnością. Z przyszłością... Ze mną – uśmiechnął się.
Czerwień z policzków Emila rozlała się na nos, podbródek i szyję.
- Nie jestem przyzwyczajony do podobnych tematów – wymamrotał. – I do rozmawiania o nich.
- Wcześniej nie rozmawiałeś z ludźmi? – spytał Leon ironicznie.
- Nie – przyznał Emil, a Puchon zdał sobie sprawę ze swojego nietaktu. – W dzieciństwie mieszkałem na Islandii i raczej nie wychodziłem z domu. Kiedy miałem dziesięć lat, przeprowadziłem się do Norwegii, do szkoły. Ludzie raczej mnie unikali. Miałem tylko Lukasa, a on własne sprawy i problemy, więc jeśli już z kimś rozmawiałem, to z nim...
- A inni bliscy? – zapytał Leon ostrożnie.
Emil westchnął ciężko.
- Nigdy nie miałem nawet kolegi – powiedział cicho. – Z rodziną było dużo... problemów. W każdym razie nie miałem z nią kontaktu. Zawsze tylko Lukas. I... i teraz ty – dodał z wahaniem.
Leon uśmiechnął się, zadowolony.
- Nie zawiodę – obiecał. – Możesz na mnie spojrzeć? – poprosił.
Emil niechętnie odwrócił twarz w jego stronę.
- Jestem twoim przyjacielem – powiedział Leon, starannie akcentując każde słowo. – Możesz porozmawiać ze mną o wszystkim. Bez skrępowania czy wstydu. Z niczego nie będę się śmiał. I zawsze postaram się pomóc, doradzić, wyjaśnić... - Uśmiechnął się miło i nieco spuścił z tonu. – Przyjaźnię się z Yongiem od lat. Teraz nasza znajomość polega na tym, że leżymy ze sobą w jednym łóżku, w samej bieliźnie, każdy grzebie w brudach swojego telefonu i na bieżąco je komentuje. – Zachichotał. – Raczej nie widzę nas w takiej sytuacji. Ale na pewno byłoby to możliwe. I zapewniam, że skoro robię takie rzeczy z nim, to nic, co mi powiesz bądź zrobisz, nie będzie... nie wiem, odpychające czy coś.
Emil odważył się na blady uśmiech.
- Jesteś cudowny – szepnął.
Leon mrugnął wesoło.
- A ty uroczy – stwierdził. I zachichotał. – Powiedz mi, czemu cię to zawstydza?
- Nie zawst-tydza – wybąkał Emil.
- Widzę przecież – zaśmiał się Leon. Pochylił się nieco niżej nad chłopakiem i z wahaniem musnął palcem jego policzek, który z miejsca pociemniał. – Więc jak?
Emil odwrócił wzrok.
- Po prostu mi się to podoba – wymamrotał, a jego twarz stała się tak czerwona, jak chyba nigdy wcześniej. Nawet uszy mu zapłonęły. – Ale... ale nie jestem przyzwyczajony... do tych wrażeń i w ogóle... Więc nie wiem, jak się zachowywać.
- Tak, jak chcesz – odparł Leon z ciepłym uśmiechem. Słowa Emila po prostu rozgrzały mu serce. Przekaz był bardzo jasny.
I dawał bardzo dużo nadziei.
Emil od razu pomyślał o chęci na pocałunek, jaka naszła go nie tak dawno temu, i odchrząknął, zmieszany.
- To chyba nie jest dobry pomysł – mruknął.
- Czemu nie? – zainteresował się Leon.
- No... po prostu – westchnął Emil i z trudem powstrzymał się od zasłonięcia twarzy przed tym wszechwiedzącym wzrokiem.
Bo Leon doskonale wiedział, co czuje Emil w tej chwili. Ale za dobrze się bawił, by przestać.
- Nie mów, że wciąż się krępujesz – zamruczał. – Mały, spokojnie... To przecież tylko ja. Czego się boisz? Zrób coś spontanicznego. Chcę, byś czuł się przy mnie swobodnie.
Emil nerwowo oblizał usta. Zawsze miał problemy z samokontrolą, a teraz Leon tak słodko go kusił...
Spojrzał chłopakowi w oczy i niepewnie wyciągnął rękę w jego stronę. Wciąż się wahając, delikatnie przyłożył dłoń do jego policzka.
Leon uśmiechnął się do niego. Szczerze, wesoło i z wdzięcznością.
- No widzisz – mruknął, przymykając powieki – to nie takie trudne...
I wtulił się w dłoń Emila, wciąż uśmiechnięty.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top