Prawda, która zalegała
Przez poranną awanturę całkowicie stracił humor. Leżał w łóżku obok Pana Maskonura, pod sufitem kłębiły się srebrzyste obłoki, pod szafą drzemał kot o trzech czerwonych oczach.
Emilowi było przykro. Źle czuł się z tym, że nie może szczerze porozmawiać z Leonem. Do tej pory tylko rodzina wiedziała o jego chorobie i zmienianie tego stanu rzeczy nie było dobrym pomysłem.
Ale... jak mogli być dla siebie bliscy, gdy Emil trzymał tak wielki sekret?
To nie miało sensu.
Mimo to postanowił porozmawiać z bratem. Lukas późnym popołudniem przedarł się przez fioletowe opary w pokoju wspólnym, z ogromnym trudem otworzył drzwi, budząc parę ślimaków.
Wreszcie przysiadł na łóżku, które ugięło się pod jego ciężarem jak guma.
- Jak się czujesz? – zapytał cicho. Delikatnie pogłaskał braciszka po włosach.
- Leon na mnie nakrzyczał – mruknął Emil. – I płakał. To bolało.
Lukas pokiwał głową.
- Chcę z nim porozmawiać – wyszeptał Emi. Uniósł wzrok na brata. – Może powinienem mu o wszystkim powiedzieć? – zaryzykował. Już widział po minie Lukasa, że bardzo mu się to nie podoba. – Nie byłoby mu wtedy tak smutno...
Ślizgon prychnął.
- Zostawiłby cię – powiedział z przekonaniem. – Tak jak wszyscy, którzy widzieli twoje ataki.
Emil niepewnie pokiwał głową
- Wiem, że tak było – zapewnił. – Ale... Leon wydaje się być inny, naprawdę. On... on się o mnie troszczy i...
- Rozumiem, że zakochałeś się po raz pierwszy, ale to nie znaczy, że masz zaraz podać mu się na tacy – stwierdził Lukas sucho.
- Tylko że...
- Nie możesz powiedzieć mu, że jesteś chory, ani że jesteś gejem – ocenił Ślizgon. Uśmiechnął się krzywo do brata, który patrzył na niego z niedowierzaniem. Jego kochany Lukas nigdy nie był dla niego tak niemiły... - Co się tak gapisz? Mówię prawdę. Na pewno nie chciałby się przyjaźnić z kimś takim – prychnął starszy. – Widziałeś go kiedyś z facetem? Jasne, że nie. A skoro sam nie jest odmienny, na pewno gardzi takimi jak ty. Już nawet nie wspominając o schizofrenii, z którą wiąże się tyle roboty, że facet od razu się zniechęci. Tak jak ja.
Emil nie wierzył. Nigdy wcześniej nie usłyszał tak strasznych słów od... kogokolwiek.
A to dodatkowo był Lukas... jedyna bliska mu osoba od czterech lat...
Najgorsze było to, że zgadzał się ze wszystkim, bo mówił jego brat.
- Ty... masz mnie już dosyć? – spytał bezgłośnie.
- Oczywiście, że tak – parsknął Ślizgon. Patrzył chłopakowi w oczy z raniącą szczerością. – Cackam się z tobą od kilkunastu lat, a poprawy jak nie było, tak nie ma. Chcę zająć się sobą. Poznałem dziewczynę, z którą po szkole będę mieć dzieci. Jak porządny facet, a nie pedał.
Emil rozchylił wargi. Zdziwił się, że dopiero teraz jego oczy puściły łzy.
- Przecież mówiłeś, że ty też... że ci obojętnie... - wychrypiał.
- Kłamałem, żebyś przestał się nad sobą użalać – prychnął Lukas. – Ja miałbym myśleć o dymaniu faceta? Albo, co gorsza, o byciu dymanym? Błagam, nie rozśmieszaj mnie. W przeciwieństwie do ciebie – ja się szanuję. Ale serio, mógłbyś wreszcie wziąć się w garść. Leżysz w łóżku tak często, że mógłbyś w zasadzie z niego nie wychodzić. I tak nikt by nie zauważył, gdybyś przestał uczęszczać na lekcje. I tak nikt by nie zauważył, gdybyś zniknął. A ten twój Leon na pewno znalazłby dziewczynę, do której śliniłby się tak mocno, jak ty do niego.
W tym momencie Emil nie wytrzymał. Rozpłakał się histerycznie, wciskając twarz w poduszkę. Nie wierzył w to, że Lukas powiedział mu takie rzeczy. Nie chciał wierzyć.
Ale z drugiej strony... bliscy są właśnie po to, by powiedzieć nam prawdę, kiedy trzeba... tak?
Może tego właśnie potrzebował? Porządnego kopa w dupę?
Dostał nawet mocniej, niż przewidywał, że się da, a jakoś nie poczuł się lepiej, więc chyba nie o to chodziło.
- Oferma – skomentował Lukas. – Zamiast wziąć się w garść i skorzystać z moich rad, ryczysz. Ty nic tylko ryczysz. Koszmary? Płacz. Kłótnia? Płacz. Zakochanie w facecie? Płacz.
Emil zaszlochał głośniej. Okropnie rozbolał go brzuch.
- Rycz dalej – prychnął Lukas. – Idę do Suzy. Ona potrafi wytrzymać pięć minut bez użalania się nad sobą. Polecam ci spróbować.
I zostawił go. Lukas zostawił szlochającego Emila samego w pokoju ze świadomością, że chłopak nie podniesie się po tak ciężkich słowach.
A Emil coraz bardziej się nakręcał. Najważniejsza osoba w jego życiu właśnie pokazała mu całą swoją pogardę i nienawiść.
Oprócz Lukasa Emil nie miał nikogo. Absolutnie nikogo.
Leon i tak się od niego odwróci, gdy tylko fakt choroby przez przypadek wycieknie na światło dzienne.
Rodzice i babcia nie żyli.
Od czterech lat miał tylko Lukasa.
A teraz... teraz nie miał nawet jego.
„Nikt by nie zauważył, gdybyś zniknął".
No dobrze. Może właśnie tak ma być. Może trzeba to sprawdzić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top