Niepewność

Nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tak paskudnie. Spędził całą noc w sypialni z Yongiem, który najpierw nieudolnie próbował go pocieszyć, a potem po prostu milczał i był obok. Chciał złapać przyjaciela za rękę, ale Leonowi od razu skojarzyło się to z ostatnim momentem, gdy trzymał dłoń Emila.

Omal się nie rozryczał.

Leżał w łóżku, owinięty pościelą i wtulony w pierś przyjaciela. Jakoś w międzyczasie stracił całą chęć do życia, nadzieję na jego poprawę, zadowolenie ze swojej osoby i inne rzeczy, które w tym momencie wydawały mu się zbędne.

Liczył się tylko fakt, że Emilowi działa się krzywda.

Leon nie pojmował, co konkretnie, ale widział cierpienie i strach na twarzy swojej śnieżynki.

I nienawidził się za to, że nie umiał mu pomóc. Był w stanie jedynie go związać i z powrotem przytargać do zamku.

Przez jakiś czas zastanawiał się, czy to może alergia na dwustukrotki albo nieprzewidziany skutek pierwszych łyków alkoholu, ale szybko odrzucił te pomysły.

Gdyby to był przypadek, Lukas nie wiedziałby co robić.

I nie byłby przygotowany.

Po wydarzeniach tego wieczora Leon był pewien, że z Emilem jest coś nie w porządku. I z całego serca pragnął ulżyć mu w cierpieniach.

Tylko nie wiedział, jak to zrobić. Lukasowi bardzo zależało na odizolowaniu go od nowego przyjaciela. Leon domyślał się, że to braterska troska, ale z drugiej strony miał świadomość, że nie tylko.

Braterska troska nie polega na grożeniu śmiercią za próby skontaktowania się z kimś, dla kogo jest się ważnym.

No bo... Leon naiwnie zakładał, że jest ważny dla Emila. Chociaż troszkę. Bo przecież chłopak chciał spędzać z nim czas i... no. Ostatnio bywało między nimi magicznie.

O tym akurat Leon starał się teraz nie myśleć. Pamiętał o dziwnym zachowaniu Krukona tuż przed „atakiem" i miał przykre wrażenie, że chodziło o to, co działo się między nimi w klubie. Nie wiedział, który moment dokładnie nie spodobał się Emilowi, jednak coś było na rzeczy.

Znali się tylko dwa tygodnie, a on już przywiązał się do niego o wiele za bardzo i za ciasno.

Był pewien, że nie przeżyłby utraty tej nieśmiałej istotki.

No a... jeśli zrobił coś źle... istniała szansa, że już stra...

Nie, nie mógł teraz o tym myśleć. NIE MÓGŁ.

- Drżysz – zauważył Yong. Delikatnie pogłaskał go po boku. – Mogę jakoś pomóc?

- Nie sądzę – chrypnął Leon, po czym westchnął ciężko i mocniej wtulił się w przyjaciela.

- Jest już po północy – mruknął Yong. – Powinieneś odpocząć.

- Dzisiaj nie zasnę.

- Mogę dać ci eliksir nasenny.

Leon westchnął raz jeszcze. To wcale nie był taki głupi pomysł.

- Poproszę.

Yong wyszedł z komnaty, a Leonowi zrobiło się nagle bardzo, bardzo zimno. Potrzebował ciepła drugiego człowieka bardziej niż zazwyczaj. A teraz go pozbawiono.

Dlatego wtulił się w przyjaciela od razu po jego powrocie. Dopiero po zaspokojeniu pierwszego głodu przyjął buteleczkę z eliksirem i upił niewielki łyk.

Trochę zakręciło mu się w głowie.

Położyli się, zgasili ostatnie świece. Yong opiekuńczo objął Leona i głaskał go, dopóki ten nie zasnął.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top