Kruszynko, odłóż nóż
Całe przedpołudnie i wczesne popołudnie Lukas spędził z Matthiasem. Ich relacja coraz lepiej się układała, przez co naturalną koleją rzeczy chcieli spędzać ze sobą jak najwięcej czasu.
Niestety koło szesnastej Matthias umówił się z kumplami z Domu, więc Lukas najpierw poszedł wziąć prysznic, a potem udał się na siódme piętro, do Wieży Ravenclawu.
Przez dłuższy czas targował się z kołatką. Nie chciała go wpuścić, bo stwierdziła, ze nie-Krukoni za często wchodzą tu bez pozwolenia.
Lukas uśpił gderający kawałek metalu i po prostu wlazł do środka.
Gdy otworzył drzwi pokoju Emila... po prostu go zamurowało. Przez chwilę stał w progu, kompletnie zdezorientowany i przerażony.
On nigdy... nigdy wcześniej...
- Emil, na bogów, odłóż to – sapnął, zamykając za sobą drzwi.
Kiedy zobaczył zapłakaną twarz brata, autentycznie pękło mu serce.
Kawałki zaczęły krwawić, gdy chłopak spojrzał na niego z żywą rozpaczą.
- Idź stąd! – wykrzyknął, dławiąc się łzami. W tym samym momencie srebrne ostrze znowu wbiło się w rozoraną rękę. – Idź do tej swojej Suzy i został mnie w spokoju!
- Kochanie, błagam cię, odłóż nóż – wyszeptał Lukas. Uniósł ręce i zaczął zbliżać się do brata.
Emil przyłożył ostrze do gardła.
- Jeszcze krok a się zabiję – zagroził drżąco. – Chyba że tego chcesz.
Lukas od razu się zatrzymał. Serce w nim zamarło.
- Nie, braciszku, oczywiście, że nie chcę – wychrypiał. – Kocham cię i nigdy w życiu nie zrobiłbym nic, by cię skrzywdzić...
- JUŻ TO ZROBIŁEŚ! – wykrzyknął Emil, ponownie zalewając się łzami. Tracił kontrolę nad głosem.
Tymczasem kałuża krwi wokół jego nóg szybko się powiększała.
Lukas znowu zamarł.
- Jak? – spytał bezdźwięcznie. Szczerze przeraziła go myśl, że kiedykolwiek mógł zrobić coś złego swojej kruszynce. – Emil, błagam, nie rób tego...
- Zrobię, co mi się będzie podobać! Zresztą tobie też! – zawołał. Machnął ręką, przez co ściana za jego plecami zyskała nowe czerwone plamki. – Sam mówiłeś, że masz już dość!... i że nikt nie zauważy...
Chciał mówić dalej, ale płacz odebrał mu tę możliwość. Lukas zrobił ostrożny krok w stronę brata, wciąż z uniesionymi rękami. Nie rozumiał, co się dzieje. Nigdy w życiu nie powiedział niczego podobnego. Nie umiałby. Poza tym, nie myślał tak. Emil był dla niego najważniejszy na świecie. Ważniejszy od wspomnienia rodziców, babci czy od samego Matthiasa, z którym najpewniej spędzi całe życie.
Emil był dla niego najważniejszy.
Ważniejszy od niego samego.
Nie mógłby powiedzieć mu czegoś takiego. Po prostu by nie mógł.
- Kruszynko, kocham cię i to się nigdy nie zmieni – zaczął powoli. – Nie wiem, skąd wytrzasnąłeś te kłamstwa, ale...
- Sam mi powiedziałeś! – krzyknął Emil, ponownie wbijając nóż w przedramię. – Byłeś tu przed chwilą i mówiłeś mi te straszne rzeczy! Że tylko się nad sobą użalam i idziesz do Suzy, bo ona nie jest tak żałosna jak ja!
Lukasem wstrząsnęło, i to solidnie.
- Kochanie, przed chwilą pożegnałem się z Matthiasem – powiedział powoli. Spróbował patrzeć Emilowi w oczy, ale ból zawarty we fiolecie sprawiał, że po prostu nie dawał rady. – Byłem z nim przez cały dzień. Nie widzieliśmy się wcześniej.
- Byłeś tu i powiedziałeś, że za bardzo się szanujesz, żeby być z mężczyzną!
Lukas nerwowo oblizał spierzchnięte wargi. Cholera. Powoli zaczynał rozumieć, co się stało.
Leki nie działały. Emil znowu wpadł w jedną z realistycznych wizji i wyobraził sobie Lukasa, który zasypuje go jego największymi zmartwieniami.
- Emil, kocham cię tak mocno, że nie możesz sobie tego wyobrazić – wyszeptał, robiąc kolejny mały kroczek w jego stronę. – Jesteś dla mnie najważniejszy na świecie. Ale niedawno pojawił się Matthias. Jego też kocham... nie tak mocno jak ciebie, ale go kocham. Naprawdę myślisz, że mógłbym wyśmiać cię za coś, co sam robię? – spytał łagodnie. – Myślisz, że w ogóle mógłbym cię wyśmiać? Kruszynko, miałeś halucynacje... To się nie wydarzyło... Ja nawet nie znam żadnej Suzy.
Emil stracił grunt pod nogami. Wciąż płakał, ale teraz patrzył na brata z nadzieją. Z nadzieją na to, że jednak się pomylił i wcale nie stracił jedynej w świecie miłości...
Lukas szybko skorzystał z jego niepewności i mówił dalej:
- Zaraz możemy usiąść razem i porozmawiać na temat wizji. Dostaniesz xiao'tan, jeśli będziesz chciał, i dokładnie omówimy to, co widziałeś. Boję się nawet pytać, jak złe rzeczy usłyszałeś, ale przysięgam na bogów, że mnie tu dzisiaj nie było.
Emil patrzył na niego szklistymi oczami. Bardzo, bardzo długo.
Potem napłynęła nowa fala łez. Zrozumienie.
Nóż upadł na dywan, a Emil po raz pierwszy spojrzał przytomnie na swoje ręce. Głośno zaczerpnął powietrza, przerażony tym, co zrobił.
Lukas momentalnie znalazł się przy nim. W pierwszej kolejności odkopnął nóż, zaraz potem złapał brata i mocno go przytulił.
- Nie przejmuj się tym, kochanie – wyszeptał. – Zaraz cię naprawimy. No już, spokojnie.... Cichutko....
Emil oddychał coraz szybciej i płycej. Płakał, ale nawet szloch powoli zanikał.
- Słabo mi... - wymamrotał po chwili i osunął się w ramionach Lukasa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top