5. Prawdziwe więzi



Ciemny pokój był niemal pusty. Futon na podłodze był jedynym jego wyposażeniem, a światło paliło się tylko wtedy, gdy mieszkanka pomieszczenia przyjmowała gości.

Tylko dwójka osób była wpuszczana za solidne, zakluczone drzwi. Jedną z tych osób była Masaki Shouyou, wyznaczona na opiekunkę młoda dziewczyna. Od ośmiu lat przychodziła z jedzeniem lub misą wody, aby kobieta zamknięta za potężnymi, drewnianymi drzwiami mogła się umyć.

Hinowę sporadycznie odwiedzał także jej pan, Housen. Ten który skazał ją na taki los. Jednak odwiedzał ją bardzo rzadko, tylko aby przypomnieć dlaczego jest w ten sposób traktowana.

Nie przeszkadzało jej to, dopóki Seita, chłopiec za którego się tak poświęcała, był szczęśliwy. Dopóki był na powierzchni i wiódł szczęśliwe życie, mogłaby nawet zginąć.
Chociaż nie była jego matką, bardzo pragnęła nią zostać. Wiedziała mimo to, że to niemożliwe. Nie w tym życiu.

Dźwięk przekręcanego klucza i skrzypienie drzwi, powiadomiło ją o przybyciu Masaki. Następnie światło rozproszyło mrok pokoju, a niebieskie oczy dostrzegły swoją młodszą koleżankę, która miała wyraźnie dobry humor. Szatynka uśmiechała się radośnie, niosąc kolację dla tayuu.

- Czemu się tak cieszysz? Stało się coś? - spytała czarnowłosa.

Sama już się zdążyła uśmiechnąć. Widok Masaki wystarczył, aby poprawić jej humor.

- Oj tak! Mówię ci, miałam taki ubaw! - roześmiała się fiołkowooka, stawiając tacę z jedzeniem przed koleżanką.

- Opowiadaj. - zachęciła ją Hinowa, sama zabierając się za pochłanianie jedzenia.

- Nic wielkiego, tylko jakiś pijaczyna przerwał mój występ. - Shouyou uśmiechnęła się tajemniczo na wspomnienie, po czym kontynuowała – Trochę go postraszyłam, no może trochę bardziej niż trochę.

- Co na to Housen? - dopytywała zmartwiona czarnowłosa.

- Nie mógł się nadziwić. Ten oblech co mi przerwał, błagał abym dokończyła piosenkę. I nie uwierzysz co jeszcze... – szatynka widocznie powstrzymywała się przed wybuchem śmiechu. - Ten idiota chciał mnie wykupić! No naprawdę, potraktowałam go jak wycieraczkę, a on mnie chciał wykupić...

Niebieskooka parsknęła śmiechem. Mogła sobie tylko wyobrażać, jaka musiała być mina Housena na te propozycje jego współpracownika. Król Yoshiwary nie rozumiał, że niektórzy mężczyźni preferowali kobiety nieuległe.

Gdy śmiech stał się tylko echem ich rozmowy, na twarz szatynki wkradła się troska.

- A ty jak się czujesz Hinowa-san? - spytała, widząc smutek w niebieskich oczach.

- Widziałaś dzisiaj tego chłopca? - wypaliła nagle czarnowłosa.

Shouyou wiedziała, o co może chodzić.

- Seita może być gdzieś w jego wieku - stwierdziła Masaki, dodając po chwili:
- Na pewno jest szczęśliwy.

Hinowa z żalem dokończyła swój posiłek, co oznaczało koniec ich czasu. Zanim szatynka zabrała talerze, przytuliła delikatnie swoją starszą przyjaciółkę.

- Widzimy się rano. – pożegnała się tayuu, posyłając brązowowłosej piękności swój wymuszony uśmiech.

* * *

Następnego dnia Masaki tak jak zwykle siedziała przed barem, na starej ławce, obserwując ulice. Zdążyła odprawić herbatą już dwoje bogatych mężczyzn, którzy życzyli sobie Hinowy. Rzadko się zdarzało, aby klienci byli tak uparci, jednak nie winiła ich za to. Hinowa była marzeniem każdego, kto ją zobaczył.

To samo dostrzegła w oczach małego chłopca, który pojawił się ponownie. Tym razem szatyn przekazał pieniądze jednemu ze strażników i już chciał znikać, tak jak poprzednio, kiedy Masaki go zawołała.

- Zaczekaj! - krzyknęła, biegnąc w kierunku dziecka.

Chłopiec przestraszył się widocznie, ale stanął w miejscu.

- Co tutaj robisz chłopczyku? - spytała grzecznie Shouyou, przenikliwie patrząc w zielone oczy małego przybysza.

- Jak to co? Tutaj można robić tylko jedno. Kupować kobiety. - odparł hardo malec.

Szatynka zagwizdała pod nosem, nie dając po sobie poznać szoku. Postanowiła dowiedzieć się o chłopcu czegoś więcej.

- A nie jesteś trochę za młody, paniczu...?

- Seita. Mam na imię Seita.

Tym razem nie umiała schować za maską przerażenia.

- Jaką kobietę chcesz kupić, paniczu Seito? - jej głos zadrżał, bo podświadomie znała odpowiedź.

- Hinowę tayuu.

Złapała chłopca za ramiona, klękając przed nim. Nie powstrzymała wybuchu gniewu.

- Oszalałeś mały?! Nie stać cię na nią! Wracaj na powierzchnię, to nie jest miejsce dla dzieci!

Nie mogła mu powiedzieć, że dla jego bezpieczeństwa Hinowa poświęciła wszystko co ma. Nie mogła go ostrzec, że zagrożenie jest bardziej realne niż myśli. Nie mogła mu powiedzieć, że to przecież dla jego dobra.

- Ale ja chcę mamę! A jeśli nie mogę się z nią spotkać normalnie, to ją wykupię! Jeszcze zobaczycie! - szatyn wyrwał się z uścisku fiołkowookiej i odbiegł z płaczem.

A Masaki klęczała dosyć długi czas, gdyż nie mogła znaleźć w sobie siły, aby spojrzeć w górę. Wiedziała bowiem, że napotkałaby smutny wzrok Hinowy tayuu.

* * *

Mijały tygodnie i miesiące, a Seita przychodził regularnie. Masaki za każdym razem z nim rozmawiała, próbowała odwieść go od jego starań. Dowiedziała się, że starszy człowiek, który opiekował się chłopcem, zmarł pół roku wcześniej, a na łożu śmierci zdradził Seicie, że pod opiekę przekazała go piękna kurtyzana z Yoshiwary.

W sercu chłopca zrodziła się nadzieja na odzyskanie matki. Tak wielka nadzieja, że nawet Masaki nie była w stanie jej ugasić. Nie wybaczyłaby sobie zresztą, gdyby to zrobiła.

W pewnym momencie zauważyła w ośmiolatku zmianę. Nie wyglądał już jak włóczęga, był zadbany i uśmiech o wiele częściej gościł na jego twarzy.

Gdy tylko jego spojrzenie trafiło na siedzącą na ławce Shouyou, ta gestem ręki zachęciła go, aby do niej dołączył.

- Jak się miewasz, paniczu Seito? - spytała, tak jak zwykle nazywając go formalnie, czym tak naprawdę okazywała swoją sympatię wobec chłopca.

Na dziecięce policzki wpłynął rumieniec, a twarz przyozdobił uśmiech.

- Masaki-hime*! - zawołał chłopiec radośnie i teraz to twarz Masaki pokryła się czerwienią.

- H-hime? - zacięła się, widocznie zakłopotana.

Seita zaśmiał się serdecznie, siadając na ławce obok zawstydzonej dziewczyny.

- Moja mama jest piękna jak słońce, ale Masaki-san jest także śliczna! Jak księżniczka! - zawyrokował chłopiec, na co fiołkowooka jedynie pokiwała głową.

- Nareszcie zacząłeś wyglądać jak prawdziwy panicz. - zauważyła szatynka, częstując towarzysza manju*.

- Mam pracę! Pewna babka z dzielnicy Kabuki mnie zatrudniła. – powiedział dumnie, biorąc łapczywie kęs słodkiej bułki. - A to wszystko dzięki Gin-sanie!

Ręka w której dziewczyna trzymała bułkę, zatrzymała się w drodze do jej ust na dźwięk tego imienia.

- Co to za Gin-san? - spytała, przywdziewając maskę obojętności.

- Jest najemnikiem! I obiecał mi pomóc.

- Och.

Mina Masaki nie mówiła kompletnie nic. Obojętne fiołkowe oczy, malinowe usta nie silące się nawet na uśmiech. Zaniepokoiło to Seitę. Myślał, że kobieta się ucieszy. Z drugiej strony, był mądrym chłopcem i zorientował się, że szatynka zaczęła dziwnie się zachowywać odkąd wspomniał o najemniku.

- Masaki-hime... Czy to możliwe, że znasz Gin-sana? - spytał niepewnie, połykając ostatni kawałek bułki.

Dziewczyna nie zareagowała, smutno patrząc przed siebie. Dopiero ściągający ją wzrok Seity, zwrócił jej uwagę z powrotem na chłopca.

- Mówiłeś coś...? - była zdezorientowana, widocznie pogrążona w swoich myślach.

- Nie, nic. - odparł szybko chłopiec.

Nieco zbyt szybko, co dla szatynki wydało się podejrzane.

Teraz Seita był pewny, że dziewczyna zna najemnika. Postanowił też, że pomoże nie tylko swojej mamie, ale i Masaki. Czuł, że coś jest jej winny, choć do końca nie był w stanie tego wytłumaczyć. Tak jakby czerwona nić przeznaczenia splątała ich losy przed laty i wszystkich sprowadzała tutaj, do Yoshiwary.

Tego dnia szatyn wracał do Kabuki nie w podskokach, jak to ostatnio miał w zwyczaju. Szedł powoli, pogrążony w myślach i troskach, przygniatających jego ośmioletnie barki.


*hime - w tłumaczeniu po prostu "księżniczka".

*manju - rodzaj słodkawej bułki wypełnionej nadzieniem z fasoli popularny w Japonii.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top