17. Porzeczkowe uczucia

Także tego. Potrzebuję waszej miłości, bo mam niedosyt jakiś pisarki ://

Mam nadzieję, że wam się spodoba rozdział, bo mi się podoba! :D 

[*]



[*]


Biała sowa zastukała w okno, kiedy popołudniowe słońce barwiło nieboskłon na własne, różnorakie odcienie.

Jungkook rozciągnął ramiona i szybko otworzył okno, by ptak nie zbudził Taehyunga, który zasnął pomiędzy satynowymi poduszkami. Jego biały warkocz ciągnął się po materacu, jednak zarumienioną twarz schował między materiał i choćby Jungkook chciał, nie mógł go obserwować. Nie miał też serca go budzić, więc pozwolił, by młody król drzemał, samemu dbając o jego bezpieczeństwo i obszedł się smakiem, by przestudiować w spokoju jego wygładzoną twarz. Półgodziny temu zdusił w sobie chęć delikatnego przerzucenia władcy na plecy.

Pogłaskał sowę, po czym odczepił od jej nóżki papier, który przyniosła. Zdobiona w porzeczkę koperta już na samym początku powiedziała mu, że list był zaadresowany do niego. Poczuł ścisk w żołądku, mając nadzieję, że list nie niesie dla niego złych wieści, nie miał bowiem ochoty wracać do własnej krainy, która teraz wydawała mu się pustym kokonem. Od jakieś czasu miał wrażenie, że kraina Jabłoni była dla niego miejscem przynależności. Nie umiał nawet wyplenić tej sugestii z własnych myśli, a kiedy spoglądał mimochodem na śpiącego Taehyunga czuł przyjemny uścisk na sercu.

Wzdychając ciężko pod nosem przełykał nieprzyjemną suchość i ostrożnie rozerwał kopertę, dobywając pergamin, który jak koperta, był zdobiony w wijące się porzeczki. Rozwinął papier i od razu zauważył równe litery, a pismo od razu powiedziało mu, że autorem listu był nie kto inny niż jego własny brat.

Wypuścił powietrze przez nos, po czym zajął się czytaniem. Zaraz, kiedy jego oczy przesunęły się po pierwszej linijce tekstu z jego serca spadł ogromny głaz, bowiem jego brat pisał jedynie, by dowiedzieć się co u niego słychać i zrelacjonować jak ich matka chodzi zła po zamku z powodu jego nieobecności i pokrzyżowania jej planów swatania. Jungkook uprzejmie zignorował wzmiankę o jego matce, by dokończyć list. Brat poprosił go jedynie o odpowiedź i decyzję odnośnie jego pobytu oraz o to, by wybrał sowę, która zastuka w południowe okno. Prawdopodobnie, by ich matka nie pochwyciła w swoje ręce jego listu.

Jungkook mimo że nie powinien, parsknął delikatnie pod nosem.

Generał Czarnych Porzeczek przycisnął pergamin do piersi i bezmyślnie powiódł wzrokiem do Taehyunga, który jeszcze bardziej się skulił między poduszkami. Z jego ust wydobywał się ciche chrapanie, co Jungkook uważał za urocze. Generał przyuważył również fakt, że w miarę jego gwałtownych ruchów, jego warkocz się luzował, a białe wstęgi już nie były tak ściśle związane, więc pewien był, że białe kosmyki zaraz zaczną żyć własnym życiem.

Westchnął raz jeszcze pod nosem i zwrócił wzrok na niebo. Kiedy zauważył drobne chmury, na jego ustach rozciągnął się uśmiech, a wspomnienie poprzedniego dnia znów zalało jego zmysły.

Wciąż nie mógł uwierzyć, że miał w ramionach Taehyunga. Że mógł do dotknąć już nieukradkowo, nie przypadkiem. Na ustach ciągle czuł odcisk jego warg i w miarę jego wspomnień, rosło również pragnienie, by znów go zasmakować. Nie sądził, że król Jabłoni sprawi, że jego ciało będzie pragnąć jedynie jego, nikogo więcej. Dla Jungkooka od pewnego czasu istniał jedynie Taehyung i chciał uczynić go najszczęśliwszym w całej krainie. Wiedział bowiem, że im szczęśliwszy władca, tym lepsza stanie się jego władza. Jednak nie o władzę mu chodziło, a o samego Taehyunga, który w końcu wyglądał na szczęśliwego. Nie przypominał już tej pustej jasności, kiedy spotkał go w bramie jego królestwa.

Odwrócił się w stronę niewielkiego łoża, kiedy usłyszał szelest i jękniecie niezadowolenia. Mimo jego woli znów się uśmiechnął, kiedy zauważył jak zaspany Taehyung niezdarnie ponosił się do pozycji siedzącej. Dostrzegł również czerwony odcisk na jego policzki, zapewne od jednego z frędzla na którym zasnął.

— Czemu pozwoliłeś mi zasnąć? — zapytał z wyrzutem, przecierając opadające powieki. Biała wstęga na końcu opadła tuż obok niego, a zwieńczenie warkocza poluzowało pierwsze sploty.

— Bo byłeś zbyt uroczy — odparł, zeskakując z parapetu i chowając kopertę w przednie poły jego szaty. Taehyung jednym okiem zauważył ten gest, jednak nie zamierzał pytać o to generała Czarnych Porzeczek. Liczył, że zaufał mu na tyle, że powie mu to bez żadnego naciskania.

— To nie wytłumaczenie — jęknął zrezygnowany. — Gdzie moja straż?

— Ja nią jestem — powiedział znów Jungkook. — Sam jestem w stanie cię obronić, a nie chcę, by ktoś inny oprócz mnie oglądał ciebie w tym stanie.

Taehyung oblał się obfitym rumieńcem, po czym znów sięgnął zaciśniętą pięścią do sklejonych oczu. Ziewną również w drugą dłoń i niechętnie przesunął się na kraniec posłania, by wstać na równe nogi. Kiedy tylko udało mu się to uczynić, jego długie włosy kompletnie się rozsypały, aż kaskada jasnych kosmyków opadła mu na ramionach. Taehyung westchnął rozdrażniony i rozespany, po czym jedną ręką przeczesał zepsutą fryzurę. Jungkook jedynie obserwował go z uśmiechniętą miną.

— Mam rozumieć, że moją straż odprawiłeś i sam zająłeś się moją ochroną? — zapytał i chociaż starał się brzmieć na złego, nie umiał powstrzymać rozbawionej nuty, która wdarła się w jego chrypę.

— Być może — odparł wymijająco i szybko pokonał dzielącą ich odległość. Policzki Taehyunga przyprószył blady rumieniec, kiedy Jungkook zgarnął w dłonie pasma jego włosów i z niespotykaną czułością pogładził je w swój własny sposób.

Po raz pierwszy w życiu Taehyung pomyślał, że lubił własne włosy.

— Uwielbiam twoje kosmyki — powiedział pewne Jungkook, zgarniając za ucho jedno z pasm. Król Jabłoni tym razem pokrył się soczystym kolorem czerwonego jabłka, a ciepło wynikające z jego słów szybko przenikło w jego duszę. Stal się łakomy na takie słowa, jednak Jungkook wydawał się z radością mu je dawać, chociaż wcale go o to nie prosił. — Czy mogę cię uczesać? — zapytał niewinnie, nie odrywając nawet na moment dłoni z miękkości włosów. Taehyung zauważył, że przeczesywał je z ciekawością, a jego ciemne oczy zafascynowane obserwowały każdy ruch jego palców.

Taehyung pokiwał niemal niezauważalnie głową, po czym usiadł na łożu tyłem do Jungkooka.

— Tylko proszę, nie powyrywaj mi włosów — rzucił niby żartem, by ostudzić własne policzki, które piekły go nieznośnie, kiedy poczuł jak Jungkook niechcący musnął skórę jego karku.

Jego włosów dotykała mała garstka osób. Póki żyła jego babcia, czesała go dla zabawy i wymyślała własne fikuśne fryzury, ale kiedy zmarła, zaprzestał tego rytuału, a jego włosy były czesane tylko i wyłącznie w formalne kreacje przez zaufaną służbę. Po śmierci najważniejszej kobiety w jego życiu stracił ochotę na takie wydarzenia.

Kiedy więc poczuł jak Jungkook z należytą ostrożnością i łagodnością przeczesał jego splątane, w jego oczach zalśniły łzy. Nikt oprócz jego babci nie dotykał go z taką troską, a jego włosów nie traktował jako kolejny obowiązek do wypełnienia.

— Dlaczego płaczesz? — łagodny głos Jungkooka przywołał go do porządku, więc szybko sięgnął dłonią do twarzy i starł małe łezki, które zdążyły się uformować.

— Nie płaczę — zaprzeczył prędko, jednak generał był innego zdania.

Zmusił go do odchylenia głowy, więc Taehyung wygiął niewygodnie kark, ale szybko o tym zapomniał, kiedy natychmiast zatopił się w jego głębokim spojrzeniu.

— Właśnie widzę — mruknął. Sięgnął wolną dłonią do jego twarzy i przetarł kciukiem mokry ślad. — Zrobiłem coś ni tak? — zadał pytanie, a Taehyung prychnął szybko.

— Nic nie zrobiłeś — zapewnił. — Po prostu... — zawahał się, po czym przymknął powieki. — Nikt nie dotykał mnie tak delikatnie. Nikt mnie nie dotykał. Moja babcia jedynie czesała mi włosy dla przyjemności — wyjaśnił spokojnie, a na jego usta zakradł się nostalgiczny uśmiech. — Kiedy jednak zmarła, nikt już nie miał możliwości tego praktykować.

Jungkook milczał przez chwilę, jednak Taehyung czuł jak drugą, wolną dłonią nadal subtelnie przeczesywał jego pasma włosów.

— Mam przestać? — zapytał po krótkiej chwili. Jego ton brzmiał tak miękko jakby nie chciał w żadnej sposób urazić władny Jabłoni.

Taehyung pokręcił głową na tyle ile pozwalały mu jego możliwości.

— Nie — odrzekł. — Jest dobrze jak jest.

Jungkook jedynie uśmiechnął się rozsądnie i pozwolił, by głowa Taehyunga wróciła na swoje pierworodne miejsce, sam zaś zajął się ponownie jego fryzurą.

Tak jak obiecał Taehyungowi, jego ruchy były nad wyraz delikatne, jakby czesał go ktoś inny niż weteran wojenny. Było coś w tym zabawnego oraz kojącego, czego młody władca nie umiał zrozumieć. W głębi siebie był dumny, że Jungkook był przy nim tak łagodny; taki, którego Taehyung pragnął od tak dawna.

Było to dziwne, że przez całe życie uważał miłość za coś rozsądnego. Za coś, co trzeba siłą zdobyć i siłą też trzymać. Nie sądził bowiem, że to uczucie samo do niego zastuka i nawet nie wiedział kiedy. Przecież do niedawna myślał, że poślubi kogoś z rozsądku, że nie dane będzie mu się zakochać, a teraz jego miłość stała za nim i z dziecięcą fascynacją przeczesywała jego włosy i zaplata nowy warkocz, jakby nic innego na świecie nie istniało.

Przymknął oczy, kiedy Jungkook zaciągał wstęgę, a następnie przerzucił zaplecione w kłosa włosy przez jego ramię. Taehyung zdumiony wpierw spojrzał na jego dzieło, by po chwili przenieść zaszokowane oczy na Jungkooka.

— Kiedy nauczyłeś się tak ładnie pleć włosy? — zdumiał się Taehyung, odruchowo sięgając do białej wstęgi związanej w schludną kokardę.

Tymczasem Jungkook wzruszył ramionami i usiadł obok drugiego mężczyzny i z rozsądnym uśmiechem obserwował jak Taehyung gładził jego dzieło.

— Z nudów — odparł. — Kiedy monitorowałem krainę i nic się nie działo dużo czasu spędzałem z dziećmi — wyjaśnił łagodnie. — Były tam dziewczynki, które nie umiały wiązać włosów, więc im pomagałem jak tylko mogłem — jego porzeczkowe oczy zaświeciły się z radości. — Później jakieś nastolatki pomogły mi się nauczyć robić warkocze i kucyki — zaśmiał się gardłowo, po czym wyciągnął ramiona. — Głupio to brzmi i wygląda, bo przecież jestem wojskowym, a zaplatałem warkocze dzieciom — przyznał, a w jego głos wdarła się szczypta nostalgii. — Mimo to, wspominam to dobrze.

Taehyung nie mógł powstrzymać uśmiechu ani chęci złapania jego dłoni, co chętni uczynił zaraz po tym jak poczuł tę dziwną tęsknotę. Jego dłoń nadal pozostała dla niego zagadką, bowiem była jednocześnie ciepła i zimna, a tym bardziej graniczyła z szorstkością i miękkością.

Jungkook natychmiast oddał gest, mocno trzymając go w uścisku. Taehyung uwielbiał te momenty. Wrażenie miał bowiem, że w ten sposób Jungkook mówił mu, że nigdzie się nie wybiera, a Taehyung mu wierzył. Chciał to robić i to robił.

— Taehyung — zaczął powoli Jungkook, kiedy chwilę milczeli, a władca Jabłoni zapatrzył się w niebo. — Chciałbym się o coś ciebie zapytać.

Młody mężczyzna przeniósł wzrok na generała, który nieznacznie się spiął, jednak jego twarz pozostała wygładzona, lecz Taehyung dostrzegł drgający mięsień w jego policzku. Zmarszczył brwi, ale pozwolił sobie na delikatny uśmiech.

— Tak?

— Chciałbyś za mnie wyjść?

Zapadła cisza. Dla Taehyunga natomiast przestał istnieć cały świat, chociaż wszechświat nadal biegł do przodu.

Serce podeszło mu do gardła, a dłonie nieco mu się spociły, jednak nie poluźnił uścisku zbyt zaszokowany, by cokolwiek powiedzieć. Miał przez chwilę wrazenie, że serce mu bije zdecydowanie za szybko, jakby chciało zmiażdżyć mu żebra, albo wyskoczyć mu z piersi i wsunąć się w letni uścisk generała.

— Taehyung?

Władca Jabłoni przeniósł zszokowane spojrzenie wprost w porzeczkowe Jungkooka, który teraz wyglądał zupełnie bezbronnie, jakby obnażył całego siebie. Był pewny, ale Taehyung miał wrażenie, że jedno niewłaściwe słowo i zrani go na wieki.

Nie miał jednak zamiaru go ranić.

— Bogowie — wydusił jedynie, czując jak kolejny raz łzy szczypią go pod powiekami. — Bogowie — powtórzył, wyrywając dłoń z uścisku Jungkooka, który wyglądał na przerażonego i szykował się do zablokowania mu drogi ucieczki, gdyby jednak Taehyung zdecydował się to uczynić.

Zamiast tego jedynie wdrapał się kolanami na łoże i z całą siłą jaką posiadał wpadł w otwarte ramiona Jungkooka, które natychmiast go zamknęły. Mówił w ten sposób, że nie zamierza go teraz wypuszczać i należy teraz do niego.

— Tak! — wrzasnął mu w szatę i przy okazji zmoczył mu ją łzami. — Tak! Tak! Na wszelkich bogów, tak!

Nie zauważył pogrążony we własnych krzykach westchnienia ulgi Jungkooka, ani jego łez, kiedy tulił do sobie jego własny świat i najpiękniejszy kwiat jabłoni jaki kiedykolwiek widział w całym życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top