15. Zdumienie

Także tak. Mam nadzieję, że wam się spodoba :) 

[*]

Kraina Jabłoni była teraz zieloną szatą, która powiewała na delikatnym wietrze. Zapach wiosennych kwiatów roznosił się w powietrzu niczym pył, a świergot ptaków nadawał bieg życia.

Minęło kilka dni od wyjazdu goszczonych króli, a mimo to Taehyung odczuwał dziwną i niezrozumiałą dla niego gorycz. Może dlatego, że zapełniali dziurę po jego zmarłej babci, a być może dlatego, że przez te kilka dni dali mu o wiele więcej ciepła niż zdołał uzbierać przez całe swoje życie. Nie zmieniało to jednak faktu, że czuł się pusty.

Jungkook w dalszym ciągu nie określił się co do wyjazdu.

Taehyung z jednej strony cieszył się, że nadal ma go pod ręką, ale z drugiej chyba wolałby już dowiedzieć się, kiedy zamierza opuścić teren krainy Jabłoni. Choć Taehyung nie chciał tego przyznać, wolałby szykować swoje serce na rozłąkę. Co prawda oboje już otwarcie przyznawali się do własnego zainteresowania, a może już zauroczenia, jednak nie obiecywali sobie zupełnie nic. Taehyung, a tym bardziej Jungkook nie zadeklarował żadnej obietnicy. Mimo że było to niewygodne, Taehyung pozostał w tym zawieszeniu, a im więcej czasu upływało, tym bardziej nie chciał poruszać tematu. To było samolubne, a jeszcze bardziej samodestrukcyjne z jego strony, ale to wcale nie zmieniało faktu, że nie umiał się przemóc i porozmawiać z Junkookem nawet o jego wyjeździe.

Taehyung westchnął i spojrzał w niebo, które było wyjątkowe błękitne tego dnia. Głupio przyznać, ale wiedział, że niebo zawsze było takie samo, lecz lubił myśleć, że zmieniało swoją barwę, kiedy było kapryśne.

Biała wstęga z jego włosów otarła się o jego policzek, przez co spuścił wzrok na widok przed sobą. Służba krzątała się po ogrodzie, a gdzieś z tyłu siebie słyszał plusk wody, bowiem kobiety robiły pranie i w powietrzu unosił się delikatny, kwiatowy zapach mydła i olejków. Dzień nie różnił się niczym od poprzednich, płynął taką samą monotonią jak zawsze. Było nudno. Taehyung już nie słyszał głośnych śmiechów Jmina i narzekań na szorstką tkaninę Jina. Brakowało mu nawet rozsądnego uśmiechu Namjoona i wiecznie zamyślonego Yoongiego. Dziwne, że tyle czasu żył całkiem sam, a kilka dni napełniły go nadzieją, by później odebrać mu tę radość. Przez te parę dni bardziej przyzwyczaił się do obecności niż klika lat życia w samotności.

Życie jest dziwne, stwierdził w końcu w myślach, chociaż to wcale mu nie pomogło. Ruszył leniwie ubitą dróżką, kiwając głową na powitania. Koło nóg kręciły mu się dzieci, które z ciekawości go zaczepiały, a on z braku zajęcia odpowiadał im na różne pytania. Pomyślał głupio, że wyuczona wiedza całkiem przydaje mu się w takich momentach.

Nie wiedział ile spędził czasu na tłumaczenie dzieciakom symboli ich krainy, ale skończyło się to w momencie, kiedy jakaś kobieta (zapewne matka jedno z nich), krzyknęła, że nie wolno tak obarczać króla. Taehyung chciał odpowiedzieć, że to żaden problem, ale dzieci szybko czmychnęły, machając mu na pożegnanie.

Z ciężkim westchnieniem młody mężczyzna obrócił się, by iść do pałacu i zatopić się w zwojach, ale przed oczami mignęła mu czarna szata i dobrze wiedział, że Jungkook właśnie do niego zmierzał.

Włożył dłonie w rękawy swojej szaty i ponownie zawiesił wzrok na niebie. Tym razem zobaczył niewielkie chmury, ale wątpił, by padało.

— Co widzisz w tym niebie? — zapytał Jungkook, kiedy w końcu udało mu się dojść do młodego króla. Taehyung tym razem przeniósł spojrzenie na mężczyznę obok siebie. Generał Czarnych Porzeczek wydawał się być zmachany i bardzo prawdopodobne było to, że jakiś odcinek przebiegł. Jego czarne włosy były przeczesane przez wiatr i może dlatego nie były wciśnięte za uszy, jak lubił je nosić. Czarna haori lekko sunęła się z jego ramienia, ukazując bladą skórę na tym miejscu, a jego grdyka falowała przy każdym szybkim oddechu.

Taehyung zarumienił się.

— Nic — odpowiedział w końcu. — Lubię w nie patrzeć. Nie masz żadnej rzeczy w którą lubisz się wpatrywać? — zapytał, przekrzywiając głowę.

Jungkook nie odpowiedział od razu, bowiem wyrównywał oddech. Na szczycie jego policzków wykwitły drobne rumieńce, lecz Taehyung podejrzewał, że to raczej od wysiłku niż od myśli, ale nie mógł powstrzymać się powstrzymać uznania, że wyglądał uroczo.

— To nie jest rzecz — wyjawił po chwili. Wystawił swoje przedramię, a król Jabłoni chętnie je przyjął.

Wzdrygnął się mimo że nawet nie tknął bezpośrednio jego skóry, ale miękki materiał w zupełności wystarczył.

— A dokładniej? — naciskał Taehyung. — Nie ma nic do roboty, to patrzę się w niebo. Zresztą, obserwacja nieba pomaga mi się w ustaleniu pogody.

Jungkook zaśmiał się łagodnie.

— Dobrze więc — rzekł. — Nie miałem specjalnie dużo rzeczy, które lubiłem oglądać. Wojsko wyzbyło ze mnie takie ulotne rzeczy. Jednak — zawahał się i przelotnie spojrzał w oczy Taehyunga — odkąd tu jestem uwielbiam cię obserwować.

Taehyung poczuł jak natychmiast rumieńce zawstydzenia biegną ku jego policzkom. Tak go piekły, że aż musiał spuścić głowę w dól, by przypadkiem Jungkook nie zauważył jego czerwonych policzków.

— Mnie? — zdołał wydukać, choć głos nieco mu się załamał.

Jungkook pokiwał głową.

— Jesteś piękny — powiedział pewnie. Taehyung zacisnął wargi i poczuł jak chłodne palce muskały jego podbródek, by zmusić go do spojrzenia ku górze. — Nie mówię tego, bo tak wypada powiedzieć, ale mówię to, bo tak uważam.

— Dlaczego mi to mówisz? — zająknął zawstydzony. Oczy Jungkooka znów przybrały ten niezwykły kolor, jakby chciały mu powiedzieć, że był całkowicie z nim szczery.

— A dlaczego nie? — odbił. — Chyba nie sądziłeś, mój panie, że będę siedział cicho? Poza tym — chrząknął — jesteś osobą, którą adoruje. Będę mówił to każdemu, choćby i bogom.

Taehyung zaniemówił.

— Rzucasz poważne zapewnienia, mój drogi — powiedział, ale bez tchu. Jungkook był pierwszym jego adoratorem, który tak się do niego zwrócił. Serce z tego powodu chciało wyrwać mu się z piersi, a uczucia na chwilę po przytłoczyły.

Jungkook wyglądał na zadowolonego z siebie. Nie żałował swoich słów. Nie żałował niczego, dostrzegł zdziwiony Taehyung.

— Dlaczego nie mam być poważny? — ciągnął dalej temat, zaś Taehyung czuł jakby to działo się poza nim. — Spójrz na mnie — poprosił łagodnie, by znów musnąć jego policzek. Nie odważył się jednak dotknąć go nieco mocniej. — Uwierz we mnie, proszę.

Serce zabiło mu mocno w klatce tak, że aż go zabolało. Wrażenie też miał, jakby wszystkie wnętrzności zwijały się z nadmiaru emocji, a gorąc jaki go opanował czynił spustoszenie w jego żyłach.

— Ale ty i tak kiedyś wyjedziesz — wyrzucił z siebie oszołomiony.

Nie planował tego powiedzieć. Jednak emocje wygrały, a strach, że pomimo oddania mu serca on wyjedzie i już nie wróci nadal trawił jego nerwy. Taehyung się bał. Bał się oddać to co najcenniejsze i bał się, że to nigdy do niego nie wróci.

Spuścił wzrok, bo nie chciał patrzeć na generała. Wstydził się własnej słabości. Był królem, a jednak posiadał w sobie tę trwogę.

Poczuł coś na policzkach, ale nie odważył się sprawdzić co to jest. Kiedy niemniej poczuł ciepły oddech na nosie, nieświadomie podniósł wzrok. Sapnął zaskoczony, kiedy oczy Jungkooka spoglądały na niego z tak bliska. Były ciepłe i nie zauważył w nich urażenia. Wydało mu się nawet, że Jungkook chciał go w ten sposób pocieszyć.

— Wybacz, Taehyung — powiedział, a serce króla zadrżało z niepokoju. Jungkook natomiast przywołał na wargi rozsądny uśmiech. — Nie powiedziałem ci tego, bo uważałem wówczas, że nie masz chęci mnie gościć — zaczął powoli, jednak nie ruszył się na centymetr, więc Taehyung nadal był niejako uwięziony w jego spojrzeniu. Nie czuł się niemniej bardziej komfortowo. — Zostaję tu na tak długo aż sam będziesz mnie miał dość, albo kiedy coś nie wydarzy się w mojej krainie i nie poślą po mnie. Zatem, mój królu, przepraszam, że przysporzyłem ci zmartwień. Nie mogę cię teraz zostawić. A raczej nie chcę.

Taehyung rozdziawił usta i widział jak Jungkook mimowolnie zawędrował tam wzrokiem. Kiedy jednak wrócił do jego oczu, w jego spojrzeniu iskrzyło się coś, czego młody król nie umiał nazwać. Oczy, zdaje się, pociemniały mu w krótkiej sekundzie, ale nie zrobił niczego, czego nie życzył sobie Taehyung.

Król Jabłoni natomiast znieruchomiał niczym posąg, a gonitwa myśli spowodowała, że w skroniach czuł tępy ból. Sam nie wiedział już co czuje, a czuł tak wiele naraz. Miał wrażenie, że za chwilę rozleci się na kawałki, albo zemdleje z nadmiaru wszystkiego, co chciało zawładnąć jego umysłem.

Jungkook nie chciał go zostawić.

Nie chciał i nawet dopuścił się do tego, by posłać do swej krainy list mówiący o tej możliwości.

Wciągnął gwałtownie powietrze w płuca, bo nie miał już czym oddychać. Jungkook wyglądał na zmartwionego i pomimo swojej nieśmiałości w czynach, złapał go mocno za policzki, chyląc się ku niemu jeszcze bardziej. Taehyung już nie wiedział czy był zadowolony z tego, czy nie, kiedy zapach lasu iglastego wlał się w jego nozdrza niczym woda do szklanki.

— Wszystko w porządku? — zapytał łagodnie Jungkook. Taehyung pokiwał delikatnie głową, bowiem na większy gest nie mógł sobie pozwolić. Poczuł jak kapelusz nieco obsunął mu się z głowy, jednak to był maleńki szczegół w całości tego, co właśnie się wydarzyło się w jego wnętrzu.

Miał wrażenie, że serce stoczyło trudną walkę z rozsądkiem. Jednak to właśnie ono wygrało tę wojnę.

Czuł jak w oczach zbierały mu się łzy, a Jungkook wyglądał na bardziej spanikowanego niż wcześniej. Jego palce nieco mocniej zacisnęły się na jego policzkach i choć Taehyung nie miał nic przeciwko, musiał położyć mu swoje dłonie na jego, kiedy ten już go zgniatał.

— Wszystko w porządku — wydusił zdławionym głosem. Generał cicho westchnął. — Jestem teraz szczęśliwy. Mogę tak się czuć, prawda? — zapytał głupio.

Jungkook pokiwał głową. Jego oczy znów wróciły do tego ciepła, które widział niemal codziennie.

— Oczywiście — odpowiedział i pozwolił sobie nieco się odsunąć.

Taehyung jakby w transie złapał go za dłoń i pokręcił głową. Oczy Jungooka wyrażały zdziwienie i niejako pytanie. Władca Jabłoni zagryzł delikatnie wargę i ze zdumieniem zauważył, że tęczówki generała po raz kolejny przybrały tę dziwaczną barwę.

Myśli Taehyuga zalała pusta.

— Jungook — zaczął powoli. Generał Czarnych Porzeczek przechylił nieco głowę i wypowiedział bezgłośne „tak?". — Pocałuj mnie. Proszę. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top