04. Las iglasty
Zapomniałam dopisać w ostatnim rozdziale. Używam tradycyjnego japońskiego ubioru, bo uważam, że niektóre elementy są przepiękne i w takim ubraniu ich widzę. Oczywiście nie wszystkich, ale piszę to, żeby nie było niejasności.
Życzę miłego czytania.
Kap, kap.
Taehyung przeniósł niechętnie wzrok na okno. Wieczór przyniósł ze sobą wiosenną burzę, przez co młody władca czuł niezwykłą senność. Delikatne płomienie świec chwiały się lekko, jakby chciały też usnąć. Taehyung miał ochotę zdmuchnąć je i zakopać się w satynach swojej pościeli, ale dobrze wiedział, że czeka go oficjalna kolacja.
Pochłonięty swoimi obowiązkami, nie miał czasu, by zabawiać każdego z osobna. Zbliżały się święta Jabłoni, przybyło mu trochę zadań do wykonania, jednakże pamiętał, by gości nieco bawić, ale nie osobiście. Przez pośrednictwo obiecał im, że w święta będzie bawił się u ich boku, jednak teraz muszą mu wybaczyć brak towarzystwa.
Święta Jabłoni przypadały na początek kwietnia, trwały niecały tydzień. Pierwszy dzień przeznaczono na czczenie bogów i modłom. Wówczas kraina jakby zamierała, odbywały się jedynie oficjalne msze, na które ludzie uczęszczali mniej lub bardziej. Ludzie nie wychodzili z domów, spędzając ten czas w rodzinie lub u swoich bliskich. Drugi dzień był mniej oficjalny, niemniej poświęcano go na modlitwy ku zmarłym. W trzeci dzień odbywał się festiwal ku czci nieżywym przywódcom, jednak tu już odbywały się rytuały zaślubin. Dużo rodzin chciało wydawać swoje dzieci w ten okres, wierzono, że duchy władców uchronią małżeństwa przed złem. Taehyung uważał tę tradycję za bujdę, jednak nigdy nie ośmielił się podważać tych decyzji. Jeśli ludzie wierzyli w ten rodzaj wiary, nie jemu to było oceniać.
Ostatnie dwa dni można było porównać do biesiady całej krainy. Taehyung nie miał możliwości, by jako władca błogosławić cały teren krainy, więc utarło się, że po prostu modlił się za swój lud w świątyni.
Podczas świąt, Taehyung widywał różne rzeczy. Począwszy od bijatyk, po dziwne wyznania młodzieży. Ludzie pozwali sobie na więcej, jakoby ten czas wyzwalał w nich więcej uczuć. Być może alkohol miał w tym udział, jednak Taehyung miał wrażenie, że dwa ostatnie, niby najmniej ważne dni są właśnie tymi niepodważalnymi. Wtedy czuł jakby kraina ożywała, w zupełnie inny sposób.
Młody mężczyzna westchnął ciężko, zerkając na mały zegarek w jego ręku. Wybijała równa osiemnasta, co oznaczało, że musiał zejść do jadalni. Nie lubił tego miejsca, ono jedyne w pałacu było zbyt oficjalne i zimne, jakby ktoś przykleił to pomieszczenie. To tam najczęściej gościł posłańców, czy innych polityków, może dlatego tak źle mu się kojarzyło.
Taehyung zacisnął usta i z wielką niechęcią wstał na równe nogi. Marzył jedynie o gorącej kąpieli i śnie, jego myśli pochłaniała niewyobrażalna chęć położenia głowy na poduszce. Spojrzał na swoje stopy, których wyjątkowo nie zasłaniała obszerna szata. Dzisiejszego poranka zrezygnował z niewygodne odzienia, stawiając na bardziej funkcjonalny strój składający się jedynie z białej, bawełnianej koszuli i szerokich spodni, które uwielbiał nosić. Gdyby nie musiał na co dzień prezentować się oficjalnie, wybrałby te właśnie spodnie na swoją codzienność. Dzisiejszym argumentem pozwalającym, by ubrał się dosyć przeciętnie, jak to jego babcia uwielbiała mówić, było to, że musiał cały czas biegać. Nie mijało to się z prawdą, bo faktycznie wybiegał się za wszech czasy.
Jin pewnie to jakoś kąśliwie skomentuje - pomyślał jedynie, ale był zbyt zmęczony, by poprawiać swój wygląd.
Kiedy w końcu dotarł na miejsce, wszyscy już siedzieli na swoich miejscach. Jimin szeptał coś na ucho Yoongiemu, który bez zmieniania swojego wyrazu twarzy, jedynie miarowo przytakiwał głową. Jimin pomimo że we włosach nie miał swojej spiny, a ubrany był w luźniejsze szaty, nadal wyglądał na bardzo zadbanego. Jedynie Jin prezentował się nienagannie, siedział prosto w ciemnej yukacie, a na kolanach trzymał swój przepiękny wachlarz. Obok niego siedział Namjoon, który wyglądał na niebywale zmęczonego.
Kto przykuł jego spojrzenie na dłużej, był sam Jougkook, który samotnie siedział na końcu stołu, przyglądając się bacznie każdemu z osobna. W słabym świetle lampionów i świec rozmieszonych na dwóch komodach, jego oczy teraz wydawały się całkowicie czarne, nie mieniły się na porzeczkowy kolor jak wtedy w słońcu, niemniej Taehyung przyuważył tę subtelną nutę. Znowu miał wciśnięte włosy za uszy, jakby faktycznie przeszkadzały mu w obserwacjach. Przez myśl pośpiesznie przemknęło mu, że to urocze. Jego rysy twarzy były lekko napięte, szczęki delikatnie mu chodziły. Jego ciało zdobiła czarna szata, ale nie sprawiła, że Jungkook stał się mniejszy - wyglądał raczej jak czarna pantera, która czujnie czeka na swój ruch.
Taehyung przez dwa ostatnie dni subtelnie jak tylko mógł, obserwował Jungkooka. Nie wiedział jaka siła odkręcała mu głowę w jego kierunku, co nie zmieniało to faktu, że z jakiś niezrozumiałych przyczyn, podziwiał go z ukrycia. Było to głupie, zważywszy, że miał możliwości, by go zagadać na jakikolwiek temat, ale coś w jego żołądku sprawiało, że nie miał odwagi do niego iść. Za każdym razem, kiedy czuł jego wzrok, uciekał niczym przestraszona sarna.
Taehyung nie rozumiał swojego ciała czy myśli, nigdy nie miał tak z inną osobą. Spotkał w swoim życiu mnóstwo ludzi, którzy mniej lub bardziej byli nim jawnie zainteresowani, ale żaden nie wywołał w nim takich skrajnych odruchów. Czuł się niczym pięciolatek, który nie wie, że nie wolno mu podglądać. Jednak było to od niego silniejsze, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół. Jego serce było głodne takich uczuć, chciało wiedzieć więcej, ale samo sprawiało, że Taehyung czuł się bezradny.
Władca Jabłoni mocniej zacisnął dłoń na balustradzie i zamknął oczy, a gdy je otworzył przywitało go tajemnicze spojrzenie Jungkooka. Gdy generał krainy Porzeczek uśmiechnął się do niego delikatnie, Taehyung drgnął zaskoczony i momentalnie przypomniał sobie gdzie się znajduje i że musi w końcu zejść z tych przeklętych schodów.
— Nie spóźniłem się? — zagadnął, a wszyscy jak na komendę odwrócili się w jego stronę.
Jimin od razu się do niego uśmiechnął, co Jin prędko powtórzył. Ich partnerzy skinęli mu głową, zaś sam Joungkook wstał i pokłonił mu się delikatnie. Taehyung poczuł rumieniec na policzkach. Weźże się w garść! Nie on jeden wykonał ten gest! - skarcił się w myślach.
— Myśleliśmy, że znowu obowiązki cię pożrą — zagaił Jin. — Od dwóch dni właściwie cię nie widujemy. Może mamy ci jakoś pomóc?
Taehyung machnął ręką, podwijając sobie rękawy koszuli, by nie zamoczyć jej w sosie.
— Nie bardzo jest w czym, bowiem już wszystko prawie skończone. Jutro ostatni dzień przygotowań, w sobotę zaczynamy świętować — powiedział, rozglądając się po stole. W dzbanie zobaczył napój jabłkowy, na misach były pokrojone w kawałki surowe jabłka, które uwielbiał podjadać. Na jednym z talerzy zlokalizował swoje ukochane racuchy, które wręcz się do niego uśmiechały. — Wybaczcie, że nie mogłem z wami być przez ten czas, ale mam nadzieję, że uda mi się zrekompensować wam moją nieobecność. Niemniej cieszę się, że przybyliście i dziękuję, Jin, za twoją propozycję, ale tak niegrzecznie prosić gości o pomoc. Opowiecie mi przynajmniej jak się czujecie pod moją opieką?
— Kraina Jabłoni jest cudowna, jest taka biała, przynajmniej o tej porze roku! — Jimin wyrwał się pierwszy, w jego głosie wybrzmiała wesoła nuta. — U mnie jest dużo złota, u ciebie zaś panuje dziwnie niezrozumiały spokój. Sam zresztą jesteś niebywale opanowany, co szczerze podziwiam.
— Ach, tak? — zapytał Taehyung, dziobiąc widelcem racucha. W tej chwili to on był dla władcy najważniejszy.
— Jestem dość narwany, dlatego doceniam ludzi ze spokojem — zaśmiał się Jimin. — Niemniej, zdążyłem z Yoongim nieco się przejść po krainie, uważam, że jest przepiękna. Czuję się tu dobrze i cieszę się, że udało mi się przyjechać tu na dłużej, nigdy nie było na to czasu.
— Jimin ma rację — Jin uśmiechnął się szeroko. — Wszyscy tu się cieszymy, że się spotkaliśmy. Kiedy przejęliśmy władzę, nie było już mowy o spontanicznych wyjazdach, czy nawet ucieczek do innych krain — spojrzał wymownie na swojego małżonka, który wcale nie przejął się jego słowami. — Ale po koronacji wszystko się zmieniło. Nie mieliśmy w rękach jedynie swojego życia, ale tysiące innych.
Taehyung nie mógł się nie zgodzić z tymi słowami. Sam podróżował po krainach, kiedy miał czas i ochotę, ale kiedy polityka i panowanie nad krainą spoczęły na jego ramionach, mógł zapomnieć o zwiedzaniu. Zostały mu jedynie służbowe delegacje czy drobne wizyty, nie dłuższe niż trzy dni. Musiał poświęcić siebie, by chronić innych. Tego nauczyła go babcia, a on nie miał zamiaru podważać jej nauk. Mimo że nienawidził takiego życia, z własnych pobudek nie zamierzał ryzykować życia niewinnych.
— A ty, Jungkook? — zagaił spokojnie, ale nie odważył spojrzeć mu w oczy, za bardzo obawiał się tego, że serce wyskoczy mu gardłem. — Jesteś tu pierwszy raz, mam nadzieję, że czujesz się tu komfortowo.
Jungkook nie odpowiedział od razu, ale na jego ustach wykwitł łagodny uśmiech, który był tak szczery, że Taehyung nie mógł nawet pomyśleć, że posłaniec z Czarnej Porzeczki w jakikolwiek sposób kłamie.
— Nie mogę narzekać, dobrze się mną zajęto, panie — powiedział. — Kraina jest cudowna, tak jak król Brzoskwiń wspomniał.
— Hej, mówiliśmy ci, żebyś zwracał się do nas po imieniu, jesteśmy takimi samymi ludźmi — burknął Jimin.
— Wybacz, mój błąd, ale nie umiem tego zwalczyć — Jungkook uśmiechnął się przepraszająco. — Wszak jestem tylko generałem.
— Tylko? Raczej aż — zaprotestował nonszalancko Jin. — Generałem nie zostaje byle kto, mój mały.
Taehyung westchnął, pozwalając, by wszyscy włączyli się w dyskusję, sam zajmując się jedzeniem. Zapomniał nawet o swoim zmęczeniu, które na chwilę odeszło, by zaatakować go ze zdwojoną siłą. Nie chciał jednak uspakajać czy przerywać głośnej debaty, która przybierała na silę. W głębi duszy cieszył się, że nie dyskutują o wojnie, tylko o głupie tytuły, które pomimo pozorów, w zasadzie nic nie znaczyły.
W pewnym momencie już sam nie wiedział o czym wszyscy rozmawiają, ich głosy zlały się w całość, a słowa stały się wielkim bełkotem. Zmęczony umysł nie filtrował słów.
— Panie? — ciepły głos wdarł się w myśli niczym ostra strzała. To spowodowało, że Taehyung zamrugał kilkakrotnie, by otrząsnąć się z dziwnego letargu. — Odprowadzę Taehyunga do jego pokoju, widać, że dłużej tu nie usiedzi.
Poczuł jak ktoś złapał go za przedramię i pociągnął w górę. Otępiały umysł wyczuł delikatną woń iglastego lasu - jakoby zaraz po deszczu - który przybrał na silę, gdy ktoś objął go pewnie w pasie.
— Jungkook? — zapytał głupio.
— Tak?
Taehyung poczuł jak serce ściska mu się boleśnie, kiedy w końcu dotarło do niego, kto odważył się go tak śmiało objąć. Władca Jabłoni nie pamiętał już nawet kto go przytulił, czy dotknął tak pewnie jego ramienia jak teraz Jungkook. Było to dziwne uczucie, ale łagodny dotyk szorstkich dłoni podziałał na niego niczym kubeł zimnej wody.
Kiedy w końcu odważył się spojrzeć na swojego towarzysza, ten już się w niego wpatrywał intensywnie. Jego oczy w ciemnym korytarzu wydawały się już całkowicie czarne, a hebanowe kosmyki wydarły się z ryz, by opaść miękko na jego policzki. Był to tak kuszący widok, że Taehyung zapragnął zagarnąć zabłąkane pasma i z powrotem je wcisnąć za ucho.
Zagryzł westchnienie i delikatnie wyrwał się z mocnego uścisku, czując niesamowite zawstydzenie. Nagle pomyślał, że wygląda na tyle fatalnie, że Jungkook nie powinien oglądać go w takim stanie, a tym bardziej odprowadzać go do jego sypialni. Wszak to on był gościem!
— Dalej sam sobie poradzę — burknął jedynie. — Wybacz za nietakt.
— Na pewno, panie? W jadalni wyglądałeś jakbyś miał zaraz umrzeć — powiedział z przejęciem, a Taehyung cieszył się, że było ciemno. Doskonale czuł jak rumieniec dotkliwie parzy mu policzki.
— Jestem Taehyung — mruknął jedynie w odpowiedzi, czując, że więcej nie wykrztusi. — Dam radę dojść sam do pokoju, ale dziękuję za czujność. Jestem jedynie zmęczony. Ty sam powinieneś iść na spoczynek.
Usłyszał jak Jungkook westchnął ciężko, ale nie rozumiał powodu. Nie miał teraz ochoty ani odwagi pytać co go uraziło.
— Będę tu stał, póki nie znikniesz mi z pola widzenia — oznajmił pewnie. — Dobranoc, mój panie.
— Taehyung — poprawił go natychmiast.
— Dobrze — w jego głosie dało się usłyszeć nutę rozbawienia. — Skoro sobie tego życzysz. Udanej nocy, Taehyung.
Tej nocy śniła mu się gałązka krzaku z owocami czarnej porzeczki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top