03. Czarna Porzeczka

Jako, że naprawdę mi się to fajnie pisze, wrzucam kolejną część. Wydaje mi się, że kolejny rozdział może być trochę później, bo chciałam jedynie skończyć opisywanie postaci. Do zobaczenie.

(Chciałabym się spytać jak wam się podobają opisy naszych bohaterów)

Temat uczuć w Jabłoniach był tematem widmo. To nie tak, że kraina była pozbawiona uczuć, ale nie chciano czy nawet nie lubiono rozmawiać o emocjach, przynajmniej tak otwarcie niż gdzie indziej. Kiedy Taehyung był mały, nie rozumiał zbytnio obyczajów, ale z biegiem lat i on pojął wszelkie zasady. Kraina nie słynęła z ufności, temat zaślubin czy jakiś innych uroczystości często pozostawał w rodzinie, niekiedy zdarzały się staromodne małżeństwa z przymusu. Czasem Taehyung był świadkiem ślubu z rozsądku i kiedyś pomyślał z żalem, że on sam skończy w takim związku.

Kiedy miał dwadzieścia trzy lata, jego babcia zapytała się go mimochodem czy ma ochotę brać ślub. Odpowiedział jej wtedy, że ma jeszcze czas i nie w głowie mu ożenek, wtedy pochłonięty nowymi obowiązkami i nauką polityki. Jednak kiedy sprawowanie nad krainą stawało się coraz łatwiejsze, a temat zaślubin ucichł, myśli o małżeństwie powróciły.

Taehyung miał świadomość, że powinien się związać, nawet ze względu na głupi rozsądek, ale w głębi siebie i przeciwko obyczajom omijania wszelkimi drogami uczuć, wiedział, że chciałby po ludzku kogoś pokochać. Niemniej, nikt nie zdołał zająć jego myśli, a starano się o to niejednokrotnie. Były to raczej niewielkie potyczki, które zostawały zaraz zapominane. Tuż po jego koronacji i nocy jego urodzin, ktoś wtedy mu powiedział, że z jego urodą ciężko będzie mu znaleźć miłość. Odebrał to jako atak, ale z czasem zrozumiał, że jego uroda faktycznie stanowiła jakiś problem. Jeden z adoratorów napomknął, że bałby się go dotknąć ze względu na jego delikatność, co było niezrozumiałe już dla samego zainteresowanego. Ostatni kandydat powiedział, że Taehyung jest zbyt czysty i niewinny. Wtedy Tae zaklął się, że nie ma ochoty na szukanie męża czy żony. Zostawił swoje uczucia w rękach bogów, przeklinając swoją urodę.

Jego babcia nie mówiła nic na temat tego, że ma wziąć ślub, mógł równie dobrze całe życie spędzić sam. Mimo że przychylniej się patrzono na króla z ożenkiem, w Krainie Jabłoni najważniejszy był sam król. Kiedy nie narodził się potomek z jakiś przyczyn, wybierano kolejnego spośród armii czy najlepszych polityków. Zawsze znalazł się ktoś odpowiedni, więc Taehyung nie zawracał sobie tym głowy na ten moment. Po cichu cieszył się, że nie wywierano na nim presji, bowiem nie bardzo miał ochotę na małżeństwo po tylu niepowodzeniach.

Z czasem, w jego sercu zakwitła zadra, że zostanie na wieczność sam. Pogodził się z tym, kiedy wysłuchiwał kolejnych argumentów przeciw zamążpójściu. Czuł się najzwyczajniej w świecie samotny i nie umiał sobie poradzić z tym uczuciem. Czasem czuł rozczarowanie, czasem złość i niemoc, jednak myślał wtedy, że może to dobrze, że nikt go nie chciał.

Ale pociecha skończyła się w momencie, kiedy obudził się i zauważył, że wszyscy dookoła niego dorośli na tyle, że brali śluby. Jin z Nomjoonem byli doskonałym przykładem na ten moment. Taehyung wmawiając sobie, że tego nie potrzebuje, próbował zagłuszyć własne serce, które zabiło mu w klatce tak mocno, że aż go zabolało. Skrzywił się delikatnie, zgryzając wargi i powiódł wzrokiem po przybyszach.

Naprzeciwko niego stali dwaj mężczyźni. Powodem trzepotania w żołądku był jeden z nich, który wyglądał na tak znudzonego i zmęczonego, że Taehyung poczuł się źle. Jego czarne włosy były potargane przez wiatr, a były tak hebanowe, że aż błyszczały atramentem. Niektóre pasma były wciśnięte za ucho, jakby właściciel w złości je tam zaczesał. Oczy patrzyły wprost na władcę Jabłoni - miały kolor dojrzałej porzeczki w słońcu - ni to czarny, ni to ciemno-bordowy kolor. Taehyung pomyślał, że są przepiękne. Ubrany był w czarną, satynową kamizelkę, która pokazywała całą smukłą szyję wraz z dekoltem, spodnie w stylu hakama przepasane bordowym pasem. Na szerokich ramionach miał niedbale zarzucone czarne haori, jej rękawy miał podwinięte, przez co Taehyung mógł dojrzeć smukłe przedramiona. Na lewej ręce, na nadgarstku od strony otwartej dłoni miał wytatuowaną gałązkę z owocami porzeczki. Głowę zdobił typowy dla tych regionów stożkowaty, bambusowy kapelusz.

Był wysoki, z pewnością przewyższał Taehyunaga. Jego postawa była silna i pewna, pomimo zmęczenia wyglądał na bardzo czujnego. Jego spojrzenie było głębokie, łatwo dałby radę zatracić się w tej głębi. Oprawę rzęs miał czarną, wyglądało to trochę jakby ktoś wziął czarną farbkę do malowania i łagodnymi pociągnięciami narysował jego rzęsy. Usta miał nieco wykrzywione w grymasie, miały kolor głębokiej czerwieni - trochę jak dojrzała czereśnia.

Na plecach dzierżył duży łuk, ale to nie on przykuwał ciekawe spojrzenie Taehyunga. W kołczanie, który swoją drogą też był piękny, znajdowały się strzały, które najbardziej przyciągały uwagę. Trzonki, z tego co zauważył Taehyung, były wykonane z ciemnego drewna, ale ich zdobienia najbardziej przykuły jego spojrzenie. Rzecz jasna, na promieniu strzały były wygrawerowane porzeczki, wyglądały jakby miały zaraz wypaść z tego drewna. Zdobiony promień płynnie przechodził w ornament z piór kruka - wyglądało to tak, jakby pióro chroniło grawer na trzonku.

Taehyung poczuł jak lekkie rumieńce pieką go w policzki, a serce dudni mu w piersi. Głębokie spojrzenie przesunęło się na jego osobę, jakby nieznajomy chciał go przejrzeć na wylot. Władca Jabłoni nigdy się tak nie czuł w obecności innej osoby, zazwyczaj to inni byli onieśmieleni, kiedy się pojawiał, a nie na odwrót.

Czyż nie jest piękny? - przemknęło mu przez myśl, ale szybko wyrzucił ją z głowy.

— Zacznijmy może od tego z kim mam zaszczyt rozmawiać — mruknął nerwowo. Skupił w ten sposób całkowicie uwagę przybyszy, co nie ułatwiało sprawy. Dziwno-kolorowe oczy już całkowicie wtopiły się w jego postać. Poczuł nieznośną suchość w gardle, dłonie trzęsły mu się jakby było mu zimno. Dobrze, że założył szatę z długimi rękawami, mógł dobrze ukryć swoje zdenerwowanie. — Rzecz jasna, wiem, że jesteście z Czarnej Porzeczki, ale chciałbym poznawać wasze imiona?

— Ach, tak — mężczyzna jakby się otrząsnął, a jego spojrzenie stało się bardziej ostre. — Wybacz nam panie, przybyliśmy długą drogę. Jestem Jungkook — skłonił się. — A to mój towarzysz, Leeteuk. Mam list od króla Czarnej Porzeczki.

Taehyung machnął ręką.

— List może poczekać, teraz zapraszam was do pałacu, na pewno jesteście zmęczeni — powiedział, ruszając naprzód, oczekując, że przybysze idą za nim. Z radością stwierdził, że złapali aluzję. — Oczekiwaliśmy was, ale król nie potwierdził przybycia, dlatego zrobiło się małe zamieszanie.

Jungkook uśmiechnął się lekko, idąc trochę za Taehyungiem. W ten sposób chciał okazać mu szacunek, bo bądź co bądź, był nieco wyższy rangą i nie mógł sobie pozwolić na obcym terenie popełnić gafy.

— Mój bart miał niedawno ślub, więc osobiście nie mógł przybyć — stwierdził lekko. Taehyung spojrzał nań za siebie. — Wysłał za to mnie, mówiąc, że niegrzecznie będzie odmówić.

— Brat? — powtórzył niepotrzebnie.

— Tak, panie. Jestem generałem Czarnej Porzeczki i zazwyczaj mi przypada podróżowanie w różnych sprawach — zaśmiał się. — Niedawno nasz ojciec abdykował, było sporo zamieszania ze zmianą władcy. Zapewne wiesz, mój panie, jak to bywa w takich sytuacjach. Dochodził również ślub, więc nie bardzo miał czas osobiście się stawić. List wyjaśni wszelkie wątpliwości — zapewnił.

— Oczywiście — Taehyung skinął głową, a obszerny kapelusz nieco zafalował. — Szczerze mówiąc, w ostatnim liście wasz pan napomknął o kłopotach, więc nie mielibyśmy żalu o brak waszej obecności, niemniej jednak bardzo się cieszę, że przybyłeś — Taehyung zatrzymał się, po czym odwrócił się w jego stronę. Jego niebieskie oczy zalśniły radośnie, jakoby faktycznie czuł radość z jego wizyty. — Dawno nie mieliśmy szansy spotkać się z Czarną Porzeczką, więc to dla nas zaszczyt — oznajmił. Spojrzał na swoje prawo i ręką przywołał do siebie drobniutką dziewczynę. — Miyo zaprowadzi was do waszych pokoi, jeśli będziecie czegoś potrzebować, to proszę kierować prośby właśnie do niej. Nalegam również na podwieczorek, na święta Jabłoni przybyło sporo gości i chciałbym, byście wszyscy się poznali. Miło było cię poznać, Jungkook i życzę udanego pobytu — uśmiechnął się, po czym kłaniając się lekko, ruszył do własnych obowiązków, zostawiając mężczyzn w rękach swoich służb. Pomimo chęci odwrócenia się i spojrzenia jeszcze raz na nowego gościa, nie zrobił tego, zwalczając głęboko w sobie ten gest.

Kierując się do komnat, by wypełnić swoje obowiązki, nadal czuł nieprzyjemny ścisk w piersi, wciąż czuł na sobie spojrzenie mężczyzny. Nie on jeden mu się przyglądał, więc dlaczego to właśnie jego oczy sprawiły, że rumienił się niczym dojrzałe jabłko?

Chyba zamiast grzańca, wypiję cydr - pomyślał z przekąsem.

Dzień dłużył mu się nieznośnie, myśli uciekały do wydarzeń z ranka, a praca wcale nie szła mu tak dobrze jak zazwyczaj. Przeczytał również list od króla Czarnej Porzeczki, który dostarczył mu jeden ze strażników. Najwidoczniej Jungkookowi udało dorwać się do jego straży.

Wieczór nieco się popsuł, niebo już nie było bezchmurne. Zapowiadało się na deszcz, ale to było normalne na obecną porę roku. Kiedy dotarł do pałacowej jadali, ku swojej uciesze, zauważył, że jego goście zdążyli sami się poznać, więc jeden kłopot z głowy. Nie miał siły być mediatorem pomiędzy nimi, więc cieszył się, że każdy sam zdołał się poznać.

— Taehyung! — jako pierwszy zauważył go Jimin, od razu wstając ze swojego miejsca. — Myśleliśmy się, że coś się stało.

Władca Jabłoni uśmiechnął się blado, gładząc ręką włosy, które w ciągu dnia zdążyły mu się popsuć. Nie chcąc kłopotać służby, związał je w długą kitkę, która opadała mu na lewe ramię, a niesforne kosmyki, które w żaden sposób nie chciały zostać związane okalały jego bladą twarz.

— Wybaczcie zwłokę, jednak miałem trochę pracy — powiedział. — Muszę was też przeprosić, że nie zjem z wami kolacji, ale mam rozmowę ze srebrnym bożkiem, zdaje mi się, że jest nieco niecierpliwy, więc muszę dziś poświęcić mu uwagę.

Jeszcze raz powiódł wzrokiem po wszystkich mężczyznach, mimowolnie zatrzymując się na Jungkooku. Wyglądał na bardziej rozluźnionego niż rano, jego włosy były teraz ułożone, a oczy wyrażały ciepło, podobne, które zauważył u Hoseoka. Tym razem miał na sobie czarną, luźną koszulę i spodnie, prezentował się nieco swobodniej.

Pożegnali go życzeniami dobrej nocy, a on powlókł się niechętnie do świątyni. Miał nadzieję, że tam też odbywa się kolacja, bo żołądek przykleił mu się wręcz do kręgosłupa z głodu. Miał ochotę na racuchy z startym jabłkiem i cynamonem, tyle że nie bardzo wiedział co świątynia przygotowała na kolację.

Dotarł na miejsce po koło pięciu minutach i ku jego zdziwieniu, Hoseok już na niego czekał, przeskakując z nogi na nogę. Z wnętrza świątyni dochodziło słabe światło świec, a półmrok zalał całą krainę. Przez chmury księżyc próbował się jakoś przedrzeć, ale jedynie delikatne promienie srebrnego światła zdołały dotrzeć na ziemię.

— Nie spóźniłem się, prawda?

Hoseok poderwał głowę, a jego szare oczy rozbłysły iskierkami. Teraz wyglądał jakoby zgaszony księżyc, który był obsypany półmartwymi gwiazdami.

— Skąd, nie mogłem się ciebie doczekać — odpowiedział mu. — Jako, że jest kolacja, podejrzewam, że nic nie jadłeś.

— Fakt, muszę coś zjeść, od rana jedynie co robię to wypełniam obowiązki — mruknął jedynie. Pozwolił, by Hoseok wziął go za ramię i pociągnął do świątyni. Ucieszył się niczym dziecko, kiedy zauważył przyszykowane naleśniki i butelkę jabłkowego cydru. Najwidoczniej bożek poprosił służby o trunek.

Oboje zanim przeszli do obiecanego wcześniej picia cydru, zjedli kolację, by nie paść nieprzytomnym. Taehyung nie lubił pić czegokolwiek na pusty żołądek, nawet jeśli to było jakieś słabe wino. Tym bardziej, że był zmęczony, więc bardzo prawdopodobne by było, że skończyłby jako pijany.

— Więc — zaczął Tae posępnie. — Czego tak naprawdę oczekujesz?

Hoseok przechylił czarkę i zamoczył usta w alkoholu, wyglądając przy tym na smutnego. Taehyung zmarszczył brwi.

— Nie jestem żadnym bożkiem, ani czarodziejem — oznajmił nagle, spoglądając w jego stronę. Taehyung nie odezwał się jednak ani słowem, czekając aż drugi zacznie mówić dalej. — Jestem półbogiem księżyca, jestem pewien, że jakieś ścisłości zauważyłeś. Nie zostało mi wiele czasu.

— Jak to: niewiele czasu?

— Nikt nie żyje wiecznie, Taehyung. Na mnie już pora, jednak przed odejściem chciałem mieć jakąś rozrywkę.

Władca Jabłoni spojrzał na niego niezrozumiale, ale Hoseok nie odpowiedział od razu.

— Jabłonie z jakiegoś powodu mnie wołały, więc wysłuchałem ich prób i przyjechałem tu. Od czasu kiedy cię zobaczyłem rano, nie widzę już wizji z tobą — przyznał szczerze. — Gdyby moje wizje dotyczyły jakieś wojny, która dotyczyłaby Jabłoni, bez zawahania bym ci powiedział o wszystkim, ale moje sny dotyczą bezpośrednio ciebie i życia, więc nie bardzo mogę mówić o tym. Dziwne rzeczy działy się, kiedy ludzie dowiadywali się o swoich osobistych losach. Ciebie z jakiegoś niezrozumiałego powodu darzę sympatią, więc chcę cię uchronić od pecha.

— Dlaczego mi to mówisz? — zdziwił się Taehyung. — Nie znasz mnie za bardzo, więc nie mogę powiedzieć, że to ze względu na przyjaźń.

Hoseok parsknął.

— Nie mam takich głębszych uczuć jak przyjaźń, miłość czy jakieś inne emocje. Natomiast umiem obdarzyć kogoś sympatią. Da się wyczuć dobrych ludzi. Po prostu, coś mnie tu przywiodło, a ufam głosom liści. Są bardziej wiarygodne od słów ludzi.

Władca Jabłoni skrzywił się, ale nie skomentował jego słów.

Taehyung już więcej o nic nie spytał, pozwalając sobie w ciszy wypić trunek. W głębi swojego umysłu słyszał głos swojej babci, która powtarzała, że nic, co dziwne, nie dzieje się bez przyczyny.

Postanowił więc zaufać jej słowom i dziwnemu spokojowi, który łapał go za serce.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top