01. Brzoskwinie
Nawet nie wiecie jak jestem szczęśliwa, pisząc to. Sprawia mi to ogromną przyjemność. Mam nadzieję, że to zauważyliście. Również chciałabym poznać wasze zdanie.
W kolejnych rozdziale wjeżdżają kolejne postacie, tym razem wszystkie już zaplanowane. Chyba.
W krainie Jabłoni, drzewa zakwitały w połowie marca. Trawa odzyskiwała swój dawny, żywy kolor, a niebo zadawało uśmiechać się w promieniach słońca. Poniektórzy szeptali, że oczy ich władcy w końcu będą miały konkurencję.
Był już chłodny wieczór, kiedy Taehyung wyrwał się z zatłoczonej sali, gdzie biesiada trwać miała całą noc. Marzec miał skończyć się wesoło, wierzono w ten sposób, że kolejne miesiące będą lepsze. Dla Taehyunga była to bujda, jednak jako władca nie mógł na głos komentować tradycji, które były o wiele starsze od niego samego. Nie mógł podważać świąt Jabłoni, czci ku bogom czy nawet głupich przesądów. Podczas jego czteroletniej władzy zdarzyły mu się wpadki, jednak jego lud był nad wyraz wyrozumiały, bo uważano, że był jeszcze młody i nie musiał uważać na każde słowo. Nie był to okres wojenny, gdzie za każde źle brzmiące słowo się umierało.
Od roku jego babcia nie podważała jego decyzji i nie ingerowała już w sprawy polityczne. Tłumaczyła się tym, że przekazała mu wszystko co miała, jednak jej wnuk uważał, że osłabła na tyle, że nie miała ochoty wtrącać się już w jego poczynienia. Taehyung myślał, że będzie bardziej zadowolony z tej decyzji, ale rzeczywistość pokazała mu, że się jednak pomylił. Nikt już mu nie mówił czy słusznie postąpił i nie wygrażał mu palcem. Wiedział, że już dorósł, brakowało mu jednakowoż przysłowiowego bata nad sobą. W tej chwili już sam nie wiedział czy jego sprawowanie nad krainą jest dobre i czy nie przejdzie do historii jako najgorszy władca.
Wyszedł na patio, gdzie drzewa Jabłoni przysłaniały trochę ogień słońca, które barwiło chmury na gamę pastelowych barw. Taehyung lubił wieczory. Nie musiał nosić kapeluszy, nie musiał udawać, że wszystko jest w porządku, a tym bardziej nie myślał wtedy jak bardzo nienawidzi słońca.
Potomek słońca, zaszydził w myślach. Jaki z niego potomek słońca, gdzie każde jego promienie go parzyło i nie mógł zrobić wiele w dzień. Ratowały go jedynie te nieszczęsne, białe kapelusze, które praktycznie stały się jego znakiem rozpoznawalnym wraz ze wstęgami, które nieodłącznie mu towarzyszyły w każdych podróżach. Jego babcia, gdy miała jeszcze siłę, śmiała się, że jest pierwszym królem z takim atrybutem. Białe wstęgi we włosach i obszerne kapelusze.
Parsknął pod nosem, co było niewłaściwe, ale mógł sobie na to pozwolić, bo nie było nikogo w pobliżu. Nie było, dopóki przed nosem nie mignęły mu złote pasma włosów i bursztyn oczu. Taehyung aż się cofnął odrobinę, kiedy przed nim wyrosła jakby znikąd niska sylwetka odziana w złote, obszerne szaty. Z bliska wyglądały na bardzo kosztowne, miały naszyte na sobie drobne brzoskwinie.
— Bogowie! — sapnął zaskoczony, sprowadzając na siebie uwagę towarzysza, który wyglądał na tak samo zaskoczonego jak Taehyung. Jego oczy wyglądały tak, jakby miały zaraz stopić się z niebem za nim.
Taehyung od razu go rozpoznał. Był niemal pewien, że zostawił go wraz z gośćmi, ale albo miał moc materializowania się, albo on zamyślił się, że nie zauważył upływu czasu.
— Wybacz — mruknął potulnie drugi mężczyzna. — Nie chciałem cię przestraszyć, panie, ale byłem pewien, że jestem sam — zaśmiał się niezręcznie, dotykając końcówek swoich włosów.
— Na miłość boską, przestań nazywać mnie panem, wszak ty też jesteś królem, Jimin — powiedział już spokojniej, przyglądając się okrągłej twarzy, która teraz była lekko zarumieniona, a na jasnoróżowych ustach wykwitł delikatny, lecz rozważny uśmiech.
Jimin. Łagodny, lecz pewny władca. Miał lekko rumianą twarz, a jego policzki zdobiły brzoskwiniowe rumieńce, które odejmowały mu lat i wyglądał niczym piętnastoletni władca, ale jak to mówią, pozory mylą. Jimin był obsypany kolorem złota, jego szaty wyglądały na bogate, jednak sam władca nie był ani razu pyszny. Taehyung mógł nawet powiedział, że skromniejszej osoby nigdy nie spotkał. Jego włosy miały kolor dojrzałego zboża, sięgały mu do małych ramion, jego oczy miały ciepły kolor bursztynu. Taehyung uważał jednak, że bardziej pasowałby tu kolor słodkiego miodu. Jimin był drobną osobą, sięgał Taehyungowi lekko do nosa, jednak osobowością nadganiał brak tężyzny.
Taehyung spotkał go na jego koronacji, kiedy pobliskie krainy przyjechały na jego urodziny. Wtedy Jimin miał krótsze włosy i był bledszy, teraz jego twarz była przyozdobiona słońcem, wszak jego regiony słynęły z śniadości. Uważał go za przyjaciela, od razu znaleźli ze sobą wspólny język, jednak obaj pochłonięci nowymi obowiązkami nie znaleźli czasu, aby rozwinąć tę relację.
— Racja — uśmiechnął się, pokazując rząd, równych zębów. — Etyka wymaga abym się tak do ciebie zwracał, Taehyung.
Wspomniany mężczyzna wzruszył ramionami, ruszając przed siebie, wiedząc doskonale, że jego towarzysz do niego dołączy.
— Mam dość etyki na ten moment. Potrzebuję teraz, aby ktoś porozmawiał ze mną przede wszystkim jak z człowiekiem.
Jimin skinął głową, a jego włosy trochę się rozsypały. Taehyung dopiero teraz zauważył, że jego włosy zdobi, długa, złota spina. Była przepiękna i teraz był pewien, że została wykonana z prawdziwego złota. Z daleka wyglądała jak zwykła spinka, która zbiera włosy króla, ale z bliska Taehyung zobaczył, że ma wyrzeźbione na sobie liście, w nich są ukryte symboliczne brzoskwinie. Na ich krańcach były złote zdobienia, których znaczenia władca Jabłoni nie rozumiał.
— Dostałem ją na koronacji — przyznał, kiedy zauważył, że Taehyung przyglądał się jego spinie. — Mój ojciec twierdzi, że przyniesie mi szczęście. Podobno należała do mojej prababci.
— Jest piękna — zauważył słusznie Taehyung. — Pasuje do ciebie i krainy Brzoskwini.
— Jest piękniejsza ode mnie — Jimin zaśmiał się, a w jego oczach zobaczył radość. Spina chyba dała mu tę szczęście, pomyślał. — Jednak ojciec miał rację, czuję, że daje mi siłę. Cieszę się, że może być znakiem mojej krainy.
Taehyung uśmiechnął się do niego, po czym rzucając temat, obeszli trzy razy patio, opowiadając sobie przeróżne opowieści i anegdoty z ich życia. Tae czuł się tak jakby spotkał przyjaciela po latach i mógł w końcu powiedzieć mu swoje obawy, swoje przeżycia. Jimin wyglądał na równie zadowolonego, bo jego oczy aż się iskrzyły. Pochłonięci rozmową, nie zauważyli, że niebo stało się granatowe, a gwiazdy zaświeciły nad ich głowami. Z daleka było słychać szum ballad, głośnych rozmów i spokojnej pieśni drzew jabłoni.
Taehyung pomyślał, że dawno nie był tak spokojny i szczęśliwy. Może dlatego, że zawsze nienawidził swojego życia i w jego wnętrzu tliła się ciemność. On jako jasność nie mógł sobie pozwolić na takie uczucia. Od dawna to wiedział, przecież od urodzenia mówiono mu, że nie może sobie pozwolić na takie niszczące uczucia.
— Na długo zostajesz? — zapytał, kiedy zaczynali kolejną rundę spaceru.
— Na około dwa tygodnie, może dłużej, nasze święta wypadają nieco później — uśmiechnął się szczerze. Jednak później spoważniał, co przykuło uwagę Taehyunga. — Pewnie już wiesz, ale na okres letni przybywa do was srebrny bożek. Do naszej krainy zawita pewnie na zimę.
Taehyung zacisnął usta. Srebrny bożek, powtórzył w myślach. Prawda, w radzie jego temat odbił się echem, lecz zdawać się mogło, że jego obecność obeszła w jakiś sposób jego radców.
— Kiedy poruszono jego temat na posiedzeniu, szybko został zamieciony pod dywan — przyznał szczerze. — Ciekaw jestem czy dlatego, że się go obawiają, czy jest tak niegroźny, że nie ma sensu debatować o tym godzinami — rozmyślał na głos. — Nie spotkałem go jeszcze, więc nie umiem ocenić zagrożenia.
Jimin pokręcił przecząco głową, a jego jasne włosy zafalowały.
— Legendy głoszą, że nie ma czego się obawiać — mruknął posępnie — ale, zdaje się, czasem legendy mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Radzę ci jak przyjacielowi, nie ufaj na początku zbyt mocno — bursztynowe oczy spojrzały ku górze, by zawiesić spojrzenie w jego niebieskich. — Poza tym, o moje uszy obiły się plotki, że nie tylko ja zawitałem w twoje skromne progi.
— Racja - zaśmiał się. — Jutro ma przybyć kolejny przyjaciel z zachodu, król Wiśni. Nie potwierdził mi przybycia jedynie król z Czarnej Porzeczki, jednak słyszałem, że mają małe zamieszanie, więc nie jestem zły.
Jimin na chwilę się zamyślił, a jego rumiana twarz zastygła, by później jego usta uniosły się ku górze, by znów ocieplić duszę Taehyunga.
— Ciekaw jestem kto przybędzie z Czarnej Porzeczki, dawno nie odwiedzałem tej krainy, nie było ku temu okazji.
Taehyung też nie wiedział, ale już nie poruszyli tematu. Zdążyli jeszcze raz obejść patio, zrobić małą przerwę na obejrzenie pierwszych pąków z jabłoni, by wrócić na ścieżkę prowadzącą ku pałacowi. Dróżka była oświetlona białymi lampionami, by nikt się nie potknął i nie zrobił sobie krzywdy. Taehyung w gruncie rzeczy dbał o mieszkańców, mimo że nie bardzo lubił władzę.
— Yoongi! — melodyjny głos Jimina sprowadził go na ziemię, by później przenieść spojrzenie na mężczyznę, który butnie szedł w ich stronę. — Taehyung! Przedstawiam ci mojego generała, a zarazem ochronię i miłość, Min Yoongi.
— Panie — skłonił głowę, a Taehyung odpowiedział mu uśmiechem. — Szukałem cię, najdroższy, powinieneś mi mówić, gdzie idziesz - powiedział jakby z wyrzutem.
Jimin zrobił skruszoną minę, a rumieńce przybrały na sile. Taehyung pomyślał, że pod takim spojrzeniem też czułby się niezręcznie. Yoongi miał silną postawę, był odziany w granat, więc prawie zlewał się z nocą. Jego oczy błyszczały pięknym granatem, a jego silna postawa nie dawała złudzeń, że to jakiś cherlak. Jego włosy były dosyć krótkie, jednak pasma opadały mu na czoło. W przeciwieństwie do Jimina, był blady, nie miał żadnych złotych zdobień we włosach, jedynie co Taehyung w pośpiechu spostrzegł to to, że na nadgarstkach miał dwie srebrne bransoletki. U jego boku spoczywał dumnie schowany miecz, którego rękojeść została przyozdobiona dwoma, dębowymi krzyżykami zwisającymi samotnie na granatowych sznurkach. Taehyung podejrzewał, że to musiało być jakieś stare drewno z którego zostały wykonane, jednak nie miał ochoty o to pytać.
Czarne Jagody — Taehyung stwierdził. — Miłość zmusiła go, by przenieść się do Brzoskwiń.
— Wybacz, spotkałem Taehyunga i zapomniałem o bożym świecie — odpowiedział. Zwrócił się przodem do władcy Jabłoni, po czym lekko mu się ukłonił. — Będziemy już iść, do zobaczenia jutro, Taehyung. Słodkiej nocy — Jimin uśmiechnął się szeroko, a Yoongi skłonił głęboko. Taehyung miał ochotę machnąć ręką, jednak tego nie zrobił, a pożegnał ich uśmiechem i skinieniem głowy. Nie mógł być niegrzeczny.
Gdy w końcu dotarł do swojego pokoju, czuł na języku słodki posmak i dziwne ciepło. Stwierdził smutno sam do siebie, że dawno nie czuł się tak dobrze, a przecież rozmawiał z kimś spoza swojej krainy.
Gdzieś w głębi siebie poczuł też nutę zazdrości, gdy przypomniał sobie troskę Yoongiego i zawstydzenie Jimina. Pomyślał gorzko, że pomimo włazy i urody, nigdy i nikt nie powiedział mu, że jest piękny z taką czułością jaką w głębi serca chciał usłyszeć.
Kto by chciał pokochać kogoś, kto sam się nienawidzi, Taehyung pomyślał, spoglądając na gwiazdy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top