02. Wieloowocowy poranek
Pojawiły się wszystkie postacie, jednak opis najważniejszej zostawię sobie na kolejny rozdział, bo raz, nie chce mi się, dwa, jestem zmęczona i mogę popsuć opis. Mam nadzieję, że wam się spodoba ta część. papa.
Taehyung jak podejrzewał, po nieprzespanej nocy, kiedy głębsze uczucia zawładnęły jego sercem, rano wyglądał niczym nocna zjawa i to nie w jej pięknej formie. Na jego bladej twarzy wszystko było widać, począwszy od nieładnych sińców pod oczami, zaraz po niezdrowych rumieńcach, które nie chciały zejść z jego policzków. Wyglądało to jakby blady kolor czerwieni przytulił się do jego gładkich policzków i nie miał ani krzty chęci zejść. Jednak nie bardzo miał ochotę nic robić, mimo nawet tego, że służba nalegała na nałożenie delikatnego pudru.
Wcisnął w siebie kawałek pieczonego jabłka, pozwolił, by młoda dziewczyna uczesała jego włosy, które skrzętnie ukryła pod obszernym kapeluszem z białą kokardą z tyłu. Ubrał się w delikatne szaty, jednak wyjściowe, bo podejrzewał, że dziś będzie miał wielu gości. Nie znosił oficjalnych przywitań, ani tym bardziej tego, że wszyscy zjeżdżali się naraz.
Ranek był rześki, był nieco chłodny, jednak słońce wesoło mknęło po niebie. Z samego rana poinformowano go, że w nocy przybył spodziewany bożek, który został ulokowany w świątyni słońca. Kawałek drogi miał, by go oficjalnie przywitać, jednak nawet się nie złościł. Mimo wszystko, uwielbiał długie spacery, a tym bardziej, kiedy mógł w jakiś sposób wyrwać się z pałacu.
Droga, którą szedł, była wyłożona kamieniami, a na poboczach były zasadzone drzewa jabłoni, które nieśmiało kwitły. Delikatne, młode liście szumiały na wietrze, który z kolei muskał jego zmęczoną twarz. Świątynia była położona na delikatnym wzgórzu, była niewielka, ludzie zazwyczaj składali tam swoje modły. Była zamieszkiwana przez trzech mnichów oraz dwie służby, które zajmowały się samą świątynią i terenem wokół. Taehyung odkąd pamiętał świątynia była, mimo że ludzie tam się nieco zmienili. Było to miejsce takie samo jak inne w krainie, jednak dało wyczuć się lekko dystans. Mnisi żyli bardzo skromnie, nie wtrącali się w sprawy polityczne, powierzano im jednak rytuał pochówku lub zaślubin. To było idealne więc miejsce, by ulokować bożka.
Taehyung niewiele o nim słyszał, jednak nic co budziło w nim strach. Ludzie nie mieli zbyt wiele do powiedzenia na jego temat, wiadomo natomiast było, że to raczej typ wędrowniczy, nie miał stałego miejsca zamieszkania, mówiono, że całe życie poświęcił na wędrówce i podróżach, aż ludzie zaczęli czcić go jako wyrocznię. Był owiany tajemnicą, ale Taehyung nieco się dziwił, że nie powstały o nim dziwne plotki. Znał ludzi nie tylko ze swojej krainy, uwielbiano rozmawiać na temat innych, więc dlaczego bożek zachował swoją prywatność?
Pochłonięty rozmyśleniami, dotarł do świątyni. Była otwarta jak zawsze, z jej wnętrza dochodził przyjemny zapach cytrusowych jabłek i cynamonu. Uśmiechnął się delikatnie na tę woń, po czym złapał jedną z szarf, by poinformować mnichów o swoim przybyciu. Długo nie musiał czekać, bo chwilę potem przywitała go jedna z kobiet, zapraszając go do środa, a jego eskortę na tył świątyni, by poczęstować ich pieczonymi jabłkami z cynamonem.
— Srebrny bożek już na pana czeka, mój królu — powiedziała, by po chwili się skłonić i zniknąć wraz ze strażnikami.
Faktycznie miała rację, srebrny bożek stał obok ołtarza i wpatrywał się w ogień świec, jakby chciał coś w nich zobaczyć. Miał złożone ręce w koszyczek, a jego sylwetka jakby zatonęła w jasnych szarościach jego szat.
— Witam cię, mój panie - odezwał się niespodziewanie, aż Taehyung podskoczył. — Oh, wybacz, nie chciałem cię przestraszyć. Zapomniałem, że ludzie nie widzą tyle co ja.
Władca Jabłoni zmarszczył delikatnie brwi, a bożek wreszcie odwrócił się w jego stronę. Taehyungowi aż zabrakło słów i powietrza, kiedy w końcu mógł na własne oczy ocenić jego postać.
Przed nim stał mężczyzna średniego wzrostu, jego twarz była nieco pociągła, policzki miał dość wysokie. Na jego cerze nie zauważył żadnych skaz czy koloru, jego usta miały kolor dojrzałej truskawki. Włosy pomimo dominującego koloru szarości były czarne, ale nie była to przytłaczająca ciemność. Jednak to oczy przyciągały największą uwagę, bowiem miał je tak szare, aż wręcz stalowe. Jego spojrzenie było twarde, ale w głębi czaiła się taka delikatność, że Taehyung miał wrażenie, że kolana uginają mu się pod jego ciężarem. Mimo że widział wielu ludzi w swoim życiu z różnych zakątków krain, nikt nie miał takiego szarego a jednocześnie ciepłego spojrzenia.
Wydawał się być dość wysokim mężczyzną, na pewno był w podobnym wzroście co sam Taehyung, spod szat wyłaniała się dosyć dobrze zarysowana sylwetka. Jego szaty miały podobny kolor co księżyc w pełni, były ciut ciemniejsze, na nich dostrzegł obszyte srebrną nitką gwiazdy, ale były tak piękne, że nie mógł oderwać od nich wzroku. Rękawy jego ubrania miały długość połowy jego przedramienia, więc mógł zobaczyć jego ręce. Zdobiły je takie same gwiazdy, które zaobserwował na szacie. Jednak na jego skórze były obsypane punktowo, jakby łasiły się do niego.
Był piękny. Nie był przystojny czy ładny, był po prostu niezrozumiale piękny.
— Witaj - odchrząknął nieco zmieszany. — Słyszałem, że dotarłeś tu w nocy, wybacz brak należytego powitania.
Bożek machnął niedbale ręką, by później zaprosić do gestem do siebie. Taehyung czuł się jak mały dzieciak, który dopiero co przyszedł na lekcję. Nie powinien się tak czuć, to on tu miał nieco większą władzę, wszak to on był królem, a drugi mężczyzna jedynie gościem na jego terenie.
— Nie bardzo obchodzą mnie takie zwyczajnie, mój panie — powiedział. Jego głos był szorstko-ciepły, Taehyung nie umiał go określić. — Chciałem cię bardzo poznać, widziałem cię w moich snach.
— Wybacz, jednak nie bardzo wiem teraz co ty mówisz — przyznał, a bożek wykrzywił delikatnie twarz.
— No tak, mój błąd, czasami się zapominam — w jego głosie słychać było skruchę. — Żeby było nam łatwiej, mów na mnie Hoseok, to moje imię. Wiem, że znany jestem jedynie z nazwy „srebrny bożek". Nie jest to do końca też prawda — wymamrotał już do siebie. — Przybyłem do twojej krainy ze względu na ciebie, Taehyung.
Wspomniany mężczyzna zmarszczył brwi, już do końca skołowany. Nie tak sobie wyobrażał to spotkanie. Wydawało mu się, że będzie bardziej oficjalnie, znał już takich pożal się „bożków". Jednak Hoseok wydawał się inny. Miał maniery, jednak Taehyungowi wydawało się, że niebardzo przywiązuje uwagę do nich. Jego aura też była inna, nie była taka zwyczajna, miał wrażenie, że pachnie starością, choć twarz Hoseoka była młoda i nie zauważył ani jednej zmarszczki. Coś jednak było w nim, czego Taehyung nie umiał nazwać.
— Jak to na mnie?
Hoseok spojrzał na niego, a króla przeszły delikatne dreszcze. Nie, to nie tak, że podobał mu się fizycznie czy Taehyung czuł jakiś pociąg do niego. Srebrny bożek po prostu miał coś w swoim spojrzeniu, czego nie dało się wytłumaczyć.
— Jesteś taki sam jak we snach — zaśmiał się. — Jednak do rzeczy, Taehyung. Nie jestem przypadkowym bożkiem z ulicy i nie bez powodu nazywają mnie wyrocznią, jednak to temat nie na teraz, wszak zaraz masz gości. Za pięć minut przyjdzie strażnik powiedzieć ci, że przybył król z Wiśni i posłaniec z Czarnej Porzeczki.
— Skąd...?
— Przecież mówiłem, że nie jestem żałosnym bożkiem — zapewnił. — Przybyłem do ciebie, bo chciałem mieć pewność. Nie mogę ci zdradzić czego, jednak zapewniam, że to właśnie ciebie widziałem wyraźnie.
— Ale... — Taehyung zgłupiał do reszty. Przyjrzał się twarzy swojego rozmówcy, poszukując oznak, że to jakiś szaleniec, ale oczy, które tak bardzo przyciągały uwagę, wyrażały jedynie czystość. Tak silną, że Taehyung miał wątpliwości co do swojego stanu zdrowia umysłowego. — Nie bardzo już rozumiem o co chodzi. To nie przyjechałeś do Jabłoni, bo zawsze tak robisz?
— To dobry pretekst — powiedział. — Będę w Jabłoni i pobłogosławię twoją krainę oraz lud, niemniej jednak to z tobą chciałbym mówić najbardziej — jego oczy zdawać się mogło, zrobiły się nico jaśniejsze, jakby miał same gwiazdy w tęczówkach. — Wyjaśnię ci wszystko później, nie będziesz miał teraz czasu. Z chęcią napiję się waszego grzańca z tobą wieczorem.
— Zgoda, ale jedynie dlatego, że uważam to co najmniej za dziwne — oznajmił. — Wydawało mi się, że będziesz bardziej oficjalny, ale zdaje się, że nie miałem racji.
Hoseok zaśmiał się, mrużąc powieki.
— Jest na świecie dużo rzeczy których można nie zrozumieć, ale trzeba wyjść poza strefę komfortu, by je ujrzeć. Między wami wychowało się dużo istnień, mój panie.
Taehyung nie zdążył odpowiedzieć, bowiem zza drzwi wybiegł zdyszany strażnik, pochłaniając jego uwagę. Zabiło mu serce, przypominając sobie słowa bożka, niemniej zachował pokerową twarz.
— Królu — wyspał strażnik. Wyglądało, że musiał przebiec spory kawałek. — Król Wiśni przybył z odwiedzinami oraz posłaniec z Czarnej Porzeczki. Oczekują na ciebie przy bramie.
— Posłaniec? — zapytał retorycznie. Hoseok uśmiechnął się jeszcze szerzej, jednak nie skomentował tego w żaden sposób. — To nie miał przybyć król?
— Czarna Porzeczka zapewnia, że ma powód, posiada dla pana list od samego króla, przynajmniej tak twierdzi.
Taehyung zmarszczył brwi, po czym odprawił mężczyznę gestem dłoni, samemu odwracając się do Hoseoka. Bożek na twarzy miał szczery uśmiech, a jego oczy mieniły się gwiazdami. Taehyung dopiero teraz dostrzegł na jego szyi srebrny wisiorek, który miał zdobienia w kształcie półksiężyca oraz drobnych gwiazd. Był zawieszony na długim łańcuszku, który zlewał się z jego szatami.
— Do zobaczenia wieczorem, Hoseok. Przybędę jak skończę witać gości — ukłonił się, po czym w szybkim tempie opuścił świątynie, by dotrzeć do północnej bramy.
Dotarł do celu dopiero po dziesięciu minutach, jednak kawałek od świątyni był. Bynajmniej nie zamierzał biec, miał trochę godności i musiał się jakoś prezentować, tym bardziej, że wiedział jaki król Wiśni potrafił być. Na miejscu, w oczy rzucił mu się od razu król Wiśni, który uśmiechał się szeroko, jakby nie był wcale zmęczony podróżą. Wachlował się dużym, jasnoróżowym Ōgi, który miał na sobie wzory płatków kwitnących wiśni, krawędzie płatków były wyszyte czerwoną nicą, która mieniła się cudownie w słońcu, nadając wachlarzowi więcej uroku i głębi. Był przepiękny i pasował do Jina - króla, który teraz panował nad krainą. Podobnie jak Jimina, Taehyung znał go ze swojej koronacji, kiedy przybył na uroczystość. Już wtedy imponował swoją urodą, jednak wdawać się mogło, że z biegiem lat prezentował się coraz bardziej przystojniej.
Jin był wysokim mężczyzną, na pewno był kilka centymetrów wyższy niż władca Jabłoni, ubrany był w jasnoróżową yukatę, jego twarz była nieco okrągła, jednak rysy miał tak regularne, że jego piękno było nad wyraz przytłaczające. Włosy miał dosyć krótkie, nie miał ich długich (kiedyś powiedział, że go strasznie denerwowały i ciążyły), pasma jasnawych kosmyków swobodnie opadały na jego czoło. Oczy miał jasnobrązowe z łagodnymi iskierkami grającymi w ich głębi. Usta miał pulchne, mieniły się kolorem dojrzałej wiśni. Był szczupły, stał prosto, emanował pewnością.
Jin był łagodny, jednak nad wyraz doceniał piękno. Lubił czasem rzucić uszczypliwy komentarz, ale Taehyung zdawał sobie sprawę, że Wiśnie słynęły z ubóstwiania piękna. Lubił władcę, bo pomimo jego zamiłowania, nie robił nikomu krzywdy i dało się z nim rozmawiać.
Jin jednak nie przybył sam, bo u jego boku stał wysoki mężczyzna, który czujnie mierzył spojrzeniem, a za jego plecami stało kilkoro ludzi z eskorty. Wyglądał na opanowanego, jego oczy mieniły się na zagaszoną zieleń, która komponowała się z wyłowionym kolorem purpury na jego włosach. Nie był ubrany tak bogato jak Jin, miał na sobie ciemny strój w kolorze fioletu, u jego boku był doczepiony długi, bambusowy flet. Na jego dłoni zauważył złotą obrączkę, taką samą jak u Jina.
A więc to tak — pomyślał z żalem. — Kolejny mężczyzna, który porzucił dom rodzinny, by stać u boku ukochanego. Tym razem Kraina Arbuzów.
— Witajcie — przywitał się. — Wybaczcie za małe spóźnienie, jednak miałem innego gościa.
— Taehyung! — Jin rzucił się w jego kierunku i ku zaskoczeniu wszystkich pochwycił go w objęcia, jakby nie widział go wieki. Taehyung poczuł natomiast łagodny zapach kwiatów. — Wreszcie mogę cię zobaczyć!
— Ja również — uśmiechnął się powściągliwie. — Zostawmy rozmowy na później, teraz proponowałbym wyjście z tej bramy, to niegrzeczne tak stać. Tym bardziej, że mam jeszcze kolejnego gościa do przywitania.
— Wybacz — Jin puścił go, po czym zmarszczył łagodnie brwi. — Nadal masz swoje białe piegi.
Taehyung zarumienił się lekko. Czasem zapominał, że je miał, bo nie były tak widoczne, jednak Jin lubił mu to wypominać. Wszak uważał, że piegi nieco odbiegają od kanonu jego piękna.
— Jin! Wiesz, że nie lubię jak mi je wypominasz.
— Taehyung ma rację — gruby głos jakby przywołał Jina do porządku, bo natychmiast puścił mężczyznę. — Wybacz za niego, od połowy drogi nie mógł się doczekać spotkania. Kim Namjoon, małżonek Jina — przedstawił się, po czym skłonił się głęboko. Taehyung skinął głową w odpowiedzi, czując narastającą niezręczność. W końcu chrząknął i wskazał dłonią służbę.
— Pozwólcie, że moi ludzie zaprowadzą was do waszych pokoi i odpoczniecie po podróży, ja natomiast przywitam ostatnich już gości.
Już bez zbędnych słów, przybysze z Krainy Wiśni opuścili bramę, udając się w stronę pałacu. Taehyung westchnął ciężko, bo miał już serdecznie dość całego poranka, a czekał go jeszcze długi dzień, by zabawić gości i ogarnąć sprawy swojej krainy. Poczuł się zmęczony również na samą myśl o spędzeniu wieczoru z Hoseokiem. Z niechęcią spojrzał przed siebie, by zlokalizować pozostałą część gościu, ale ku jego zdziwieniu dostrzegł dwie samotnie stojące osoby, nie dalej niż pięć metrów od bramy. Przysłali dwie osoby? - pomyślał z przekąsem, jednak wyszedł trochę na przód. Nie zamierzał tam iść, jednak chciał, żeby jako tako go usłyszeli.
— Witajcie! — krzyknął delikatnie i ku jego uciesze, zareagowali na jego głos. — Wybaczcie panowanie za zwłokę, ale przybyło sporo osób naraz.
Przybysze z Czarnej Porzeczki ruszyli na przód, a zamazane sylwetki stawały się coraz bardziej wyraźne. Taehyung nie miał siły powtarzać kolejnej tej samej kwestii, ale musiał. To on wówczas był królem i musiał należycie przywitać gości.
Przeklęta władza - pomyślał ze złością. Podnosząc niechętnie wzrok, usłyszał:
— Witamy, królu Jabłoni. Z pozdrowieniami przybywamy z polecenia naszego pana.
Głos, który je wypowiedział odbił się echem w głowie Taehyunga, najpierw zapisując się w jego pamięci. Miał łagodne brzmienie, mógł trochę porównać je do Jimina, bo on także miał słodki głos, ale ten zdecydowanie wydawać się mógł ciemniejszy barwą. Później, kiedy jego mózg zdecydował się zarejestrować ich wygląd, Taehyung poczuł, że traci grunt pod nogami.
Czarna Porzeczka wysłała kogoś, kogo Taehyung nie umiał opisać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top