9.

OSTATNI NA DZIŚ!


Harry.

Droga powrotna przeminęła raczej w spokojnej atmosferze. Spałem około godziny, a później siedziałem i opierałem się o Lou, obserwując widoki za oknem. Wracaliśmy dłużej niż jechaliśmy w tamtą stronę. Ale nie przeszkadzało mi to, póki mogłem spędzić z Lou trochę czasu.

Nie wiedziałem, jak mógłbym go przekonać, żeby nie wyjeżdżał, żeby został ze mną. Chciałem go jakoś zapewnić, że może mi ufać, że może powiedzieć mi swój sekret, a ja go dochowam.

Chciałem go zapewnić, że nieważne, co skrywa, ja się nie odsunę. On nawet mógłby być seryjnym mordercą, a byłem przekonany, że zostałbym z nim i chciał być dla niego wsparciem.

Podniosłem się i spojrzałem na niego. Opierał głowę o szybę i chyba intensywnie nad czymś myślał. Po chwili dostał wiadomość i zaczął się śmiać.

-Lucas, idioto, siedzisz przede mną!- zaśmiał się, a wcześniej wymieniony chłopak pojawił się przed nami. Westchnąłem- Co chcesz?

-Chodźmy do klubu.

-Co?- Lou spojrzał na niego zaskoczony.

-We czwórkę. Ty, ja, Nick i Styles- przewróciłem oczami. Raczej nie chodziłem do klubów

-On ma imię- zauważył Louis, a ja uśmiechnąłem się lekko- Możemy skoczyć, ale na pewno nie ten weekend. Tylko wrócimy, to wyjeżdżam z bratem poza miasto.

-Okej, dogadamy się w szkole.

-Może weźmiemy Eda, co Harry?- rzucił Nick, a ja uśmiechnąłem się szeroko.

-Tak, to dobry pomysł. Może w końcu przestanie wzdychać do nauczycielki fizyki- cała nasza czwórka zaśmiała się. Stan jednak wciąż mordował mnie wzrokiem, co sprawiało, że czułem się źle. Skuliłem się na siedzeniu, a Louis ciaśniej objął mnie ramieniem. Oparłem głowę o jego klatkę piersiową, ignorując brak bicia serca. Po prostu go nie słyszałem- tak sobie wmawiałem.

-Jedziecie do Transylwanii?- spytałem Tommo, kiedy połowa trasy była za nami.

-Co?

-Mówiłeś, że jedziesz z Li poza miasto. Jedziecie do dziadka?

-Ah to- mruknął- Tak, jesteśmy tam ostatnio dosyć często, trenujemy.

-Co takiego?

-Umysł- zaśmiał się- Nasz dziadek jest naukowcem, w pewnym sensie.

-Oh, rozumiem- przytuliłem się do niego mocniej- Nie przeszkadza ci, że na tobie leżę?

-Nie, skarbie- pocałował mnie we włosy, a ja się uśmiechnąłem, kiedy mnie tak nazwał. Nie zrobił tego, od kiedy w pokoju mu powiedziałem, żeby mnie tak nie nazywał. Ale w głębi duszy, chciałem być jego skarbem. Potem dopiero uświadomiłem sobie, że robi to tylko dlatego, że Nick i Stan myślą, że jesteśmy parą. Westchnąłem, a mój dobry humor ulotnił się w ułamku sekundy.

-Musisz wyjeżdżać, Lou?- szepnąłem, licząc, że może uda mi się go przekonać do zmiany decyzji. Nie chciałem, by mnie opuścił, za bardzo się do niego przywiązałem.

-Harry, nie zaczynaj.

-Ja naprawdę cię przepraszam za tamto- mruknąłem, wciskając nos w jego szyję. Poczułem jak się spina- To nic nie znaczyło i było głupie. Nie zostawiaj mnie, Louis. Błagam.

Westchnął, nie odpowiadając.

Louis odwiózł mnie pod sam dom i odjechał bez słowa pożegnania. Kiedy byliśmy już sami, nie odzywał się do mnie w ogóle. Bolało mnie to, ale wiedziałem, że po prostu był zraniony tym, co zrobiłem. Ciekawe, czy gdyby Sparks nam nie przerwał, to w końcu byśmy się pocałowali? Właściwie, byłem przekonany, że tak.

Zabrałem swój bagaż, nie chcąc nawet prosić, żeby pomógł mi z walizką. Byłem w końcu facetem do cholery, musiałem sobie radzić z bagażami.

Ale z drugiej strony, jeśli Lou miałby być dla mnie taki troskliwy, jaki był większość wycieczki, to ja kurwa mogłem być tą jego pieprzoną księżniczką, którą mnie nazwał w autobusie.

Zostawiłem walizkę na dole, rzuciłem siostrze cześć i pobiegłem do swojej sypialni, od razu sięgając po laptopa. Otworzyłem wyszukiwarkę i wpisałem to, co już kiedyś próbowałem w szkole. Sięgnąłem do swojej torby szkolnej, chcąc wyciągnąć piórnik, kiedy poczułem jakąś książkę pod palcami. Zaciekawiony wyjąłem jakiś album ze zdjęciami Louisa i jego rodziny. Skąd ja go miałem w torbie?

Przejrzałem kilka fotografii, za każdym razem doznając szoku, kiedy dostrzegałem datę. To pewnie były jakieś żarty, ale z drugiej strony, zdjęcia były bardzo stare i podniszczone.

Spojrzałem na laptop, gdzie otworzył mi się jakiś blog. Kliknąłem w zakładkę wampiry. Natychmiast znalazłem się na czarnym tle, z fotografiami powklejanymi po bokach. Jedne były mniej, drugie bardziej przerażające. Przeczytałem o istotach nocy, o sukubach i inkubach, o pełni księżyca i całej historii, skąd wzięły się wampiry. Zjechałem nieco niżej, natrafiając na nowszy wpis, który o wiele bardziej mnie zainteresował.

Wampiry są istotami nadprzyrodzonymi, spotykanymi raczej w literaturze. 

Jednak historie o nich musiały się na czymś oprzeć. W średniowieczu bardzo wierzono, że osoba martwa powróci do żywych by się zemścić, mordując mieszkańców, poprzez wysuszenie ich z krwi.

W różnych źródłach wampiry są różnie przedstawiane. Jedne śpią, a inne nie. Niektórym wampirom zmienia się kolor tęczówek- w zależności od emocji. Na przykład, gdy są głodne ich oczy są czerwone, gdy złe to czarne. Bardzo często spotykaną barwą są czarno-czerwone, oznaczające pożądanie. Jednak nie u wszystkich krwiopijców można to zaobserwować. Jedne z najstarszych wampirów oraz wampiry przemienione przez nie, mogą mieć dodatkowe zdolności jak władanie żywiołami czy czytanie w myślach albo możliwość stania się niewidzialnym.

Cechą charakterystyczną wszystkich wampirów są na pewno ostre kły. Inne cechy, które są pewne to twarda i zimna skóra, perswazja (czyli mącenie w głowie; hipnoza), nadludzka siła i szybkość, wyostrzone zmysły. No i oczywiście nieśmiertelność

Wampiry są piękne, wręcz nienaturalnie piękne. Budową ciała raczej się nie różnią od zwykłych ludzi, mogą się poruszać za dnia, słońce nie robi im szczególnej krzywdy (jedynie może ich lekko poparzyć, ale tylko bardzo silne słońce, takie jakie jest na przykład w Egipcie). Bardziej może ich zranić srebro, ale najgroźniejszy jest dla nich Kwiat Dzikiej Róży. Nie jest to potwierdzona w żaden sposób informacja, jednak powszechnie uznawano, że ta roślina może poważnie zranić wampira, powodując silne poparzenia i zdecydowanie osłabiając wampira. Nie zabija to ich jednak w żaden sposób (chyba, że rana jest duża i nie leczona).

Podobno jeśli człowiek nosi biżuterię z kwiatem Dzikiej Róży, nie jest podatny perswazję, ale to również nie jest w żaden sposób potwierdzona informacja.

Zabić wampira można poprzez kołek z białego dębu lub kołek osinowy, wbijając je w serce. Ciało powinno się później spalić, jednak nie odnotowano w historii przypadków, żeby wampir powstał, po przebiciu go.

Wampiry żywią się krwią. Niezależnie czy jest to zwierzęca, ludzka czy z banku krwi. Natomiast od ilości i gatunku spożywanej krwi zależy ich siła.

Ich rany goją się także o wiele szybciej, a kości zrastają w paręnaście minut. Rany zadane srebrem lub Dziką Różą goją się nieco dłużej.

Szybciej również przyswajają wiedzę i są bardziej wyczulone (odczuwają silniej).

Oczywiście, wampiry nie istnieją, więc nie można wierzyć w to, co tu piszę ;)

Black

Westchnąłem. No jasne, że nie istnieją. Tylko kurwa mać, Lou istniał. I wszystko do niego pasowało.

Przede wszystkim- był piękny. Drugą sprawą były jego oczy. Pamiętam, jak kiedyś powiedział mi, że nie nosi soczewek i byłem pewien, że sobie ze mnie żartował. Kolejną dostrzegalną sprawą była temperatura jego ciała. Czasami miałem też wrażenie, że czyta mi w myślach. Odnotowałem sobie jeszcze, że miał alergię na Dziką Różę. Pamiętam, jaką miał reakcję ostrą, kiedy lekko dotknął tego kwiatu. Zraniłem go też nożem, ale jego rana bardzo szybko wydawała się być zagojona. Kiedy miałem na ręce bransoletkę od Nicka, próbowali mi coś wmówić, ale im się nie udało. Potem ją chyba zdjęli i obudziłem się w sypialni Liama. Nawet nie pamiętałem rozmowy. Pamiętałem za to, jak Lou zrezygnował z wymazania mi pamięci.

Inną sprawą była noc, kiedy uratował mnie przed Horanem. Byłem przekonany, że miał na wardze krew. No i tamten mężczyzna.. I Stan! Wydawało mi się, że całował go w szyję, ale.. Może on się nim żywił? Stan nosił później golf...

To nie miało sensu.

Lou był cholernie mądry, ale to akurat nie musiało mieć nic wspólnego z wampirami...

No i jego szybkość i siła. Jakim cudem zawsze był tak blisko mnie? W ułamku sekundy się przy mnie znajdował i równie szybko znikał. Poza tym, potrafił mnie nosić, nosił nasze bagaże i nawet nie był przy tym zmęczony. I złapał to cholerne drzewo!

Zatrzasnąłem laptop, po chwili jednak otwierając go ponownie. Podszedłem do okna, uchylając je, żeby wpuścić trochę chłodnego powietrza. Zdjąłem swoją bluzę, zostając w samej białej koszulce. Byłem cholernie zmęczony, ale sprawa z Louisem nie dawała mi spokoju.

Kurwa mać, wampiry nie istnieją!

Podszedłem do biurka, opierając się o nie. Spuściłem głowę w dół, patrząc na album ze zdjęciami, na fotografię, która wyglądała jakby była zrobiona co najmniej sto lat temu. Stał z Liamem i jakimś chłopakiem, byli uśmiechnięci, a za nimi rozciągał się jakiś zamek. Mieli na sobie ciuchy, których teraz się nie nosi, a szerokie uśmiechy ukazywały zbyt długie trójki. Westchnąłem, patrząc na otwarty blog w moim laptopie. „zmienia się kolor tęczówek", „ Wampiry są piękne" „najgroźniejszy jest dla nich Kwiat Dzikiej Róży."

Warknąłem, uderzając dłonią w blat.

Kurwa, jego serce nie biło do jasnej cholery!

Przetarłem zmęczone oczy i ponownie westchnąłem. To było za dużo. To nie mogło się dziać naprawdę, to przecież było niemożliwe. Wampiry nie istnieją, to tylko cholerny wytwór wyobraźni, cholernych pisarzy!

Wciągnąłem ze świstem powietrze, kiedy poczułem jego oddech na karku. Nie mógł się tutaj tak po prostu zakraść, nie tak bezszelestnie.

-Oczywiście, że mogłem, skarbie- powiedział cicho i złośliwie, sunąc swoimi ostrymi kłami po mojej szyi- Mogę wszystko- mruknął, powoli zatapiając zęby w mojej skórze. Było to jednocześnie przyjemne i odpychające. Podniecające, ale i przerażające. Wypuściłem drżący oddech, kiedy się odsunął. Powoli odwróciłem się do niego przodem. Stał oparty o ścianę z rozbawieniem. Oblizywał swoje wargi, na których pozostała moja krew. Dotknąłem miejsca, gdzie mnie ugryzł i wzdrygnąłem się, czując dwie małe dziurki. Patrzyłem w jego oczy, w których nie było nic z pięknego, codziennego błękitu. Były jednocześnie czarne i czerwone, były przerażające. Czytałem, że gdy wampir jest podniecony, jego tęczówki mają wymieszaną barwę czarną i czerwoną, ale... To nie była ta przyjemna dla oka czerwień, to była krwista, karminowa czerwień, z małym dodatkiem czerni. Dokładnie takie same oczy miał, kiedy się poznaliśmy.

Przełknąłem ślinę, cofając się. Wystraszyłem się go.

-Słusznie, skarbie- prychnął, zbliżając się do mnie. Robił to powoli, jakby polował. Kiedy poczułem za plecami biurko, spiąłem się. Dotknął rany na mojej szyi, a następnie zlizał krew z swoich palców- Boisz się?

Ściągnąłem brwi. Przecież wiedział. Wiedział doskonale, czytał mi w myślach. Chyba. Usłyszałem jego śmiech.

-Odpowiedz.

-T-tak- wyjąkałem, poszerzając jego przerażający uśmiech.

-Powinieneś- mruknął, przyciskając usta do rany. Co tu się cholera działo? Nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim myśleć. Tego było za dużo. Czy to miał na myśli, mówiąc, że znajomość z nim jest niebezpieczna?- Tak, dokładnie to, Harry. Nie chciałem cię wystraszyć. I dlatego chciałem odejść, ale ciągle mnie coś przy tobie trzyma, dzieciaku- westchnął. Przełknąłem ciężko ślinę- Nie bój się.

Skinąłem głową, ignorując jak absurdalne to wszystko było. Wiedziałem, że nie zrobi mi krzywdy. Tak bardzo starał się zdobyć moje zaufanie... Jednocześnie chciał mnie od siebie odsunąć, żeby mnie chronić. Wiedziałem, że robił to dla mojego bezpieczeństwa.

-Ufasz mi?- spytał nagle. Zamarłem. Dlaczego on..

Spojrzał mi w oczy, a ja nie dostrzegłem już czarnych plamek, symbolizujących to chore pożądanie. Były teraz jedynie (i aż) rubinowe. Przygryzłem wargę. Nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim myśleć, ale wiedziałem, że mu ufam.

Poczułem jego palec na swoich ustach.

-Nigdy więcej tego nie rób- warknął, puszczając moją wargę. Skinąłem głową, notując sobie w pamięci, żeby go nie denerwować. Powrócił swoimi ustami do mojej szyi- Ufasz?

-Tak- wyszeptałem, mimo że on to już doskonale znał odpowiedź. Ale najwidoczniej chciał ją usłyszeć. Czułem jak się uśmiecha w moją szyję. Po chwili poczułem, jak wtapia się zębami w ranki, które zdążył mi zrobić wcześniej. Jęknąłem na to uczucie, bo nie wiedziałem, czy bardziej mnie to przeraża czy podnieca.

Nie trwało to długo. Zaledwie po paru sekundach oderwał się od mojej szyi, a ja spojrzałem w jego oczy, które znowu miały czarno-czerwoną barwę, tym razem jednak przyjemniejszą dla oka. Dotknąłem rany, uśmiechając się lekko. Wolną dłonią przyciągnąłem go do siebie, smakując własnej krwi w pocałunku i zamykając oczy. Kiedy je otworzyłem leżałem na łóżku, a w sypialni byłem sam. Za oknem świeciło lekkie słońce.

I tylko rana na mojej szyi upewniała mnie, że to się zdarzyło naprawdę.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top