8.


W niedzielę wieczorem biegałem po domu jak poparzony. Ciągle czegoś mi brakowało, a moja walizka była już pełna i z pewnością nie należała do najmniejszych. Spakowałem masę ubrań, zdecydowanie ciepłych, co najmniej cztery pary rękawiczek i dwie czapki. Spakowałem też dwie pary butów i chyba z piętnaście swetrów. Co z tego, że to pięciodniowa wycieczka. Nie wiem po co, ale spakowałem też koszule, w razie gdyby ktoś wpadł ( i znalazł w okolicy) na pomysł pójścia do klubu. No i oczywiście kąpielówki.

Spakowałem moje odżywki do włosów i jakiś krem, żeby moja cera nie była zbyt sucha. I czułem się jak kobieta, ale kurde, byłem podekscytowany wyjazdem na narty, na których nie umiałem jeździć!

Usiadłem zrezygnowany na łóżku.

Nie powinienem jechać. Nie potrafię jeździć ani na nartach ani na snowboardzie ani nawet na pierdolonych łyżwach. Chociaż to już prędzej.

-Już skończyłeś?- rozbawiona Gemma stanęła w progu.

-Gem, ja nie mogę jechać- jęknąłem, chowając twarz w dłoniach- Nawet nie umiem jeździć.

-Ktoś cię nauczy, Harry. Ale z drugiej strony, jedziesz tam z klasą, będziecie się bardziej wygłupiać niż jeździć, uwierz mi młody. Kładź się, bo będziesz nieprzytomny rano.

^^

-Harry!- usłyszałem z dołu, kiedy zapinałem dżinsy. Zbiegłem na dół, dziękując sobie za pomysłowość zniesienia walizki dzień prędzej- no wreszcie, ile można na ciebie czekać?- usłyszałem od razu po wejściu do kuchni. Jednak nie interesowało mnie, co mówi moja siostra. Bardziej zwróciłem uwagę na Louisa, opierającego się o blat kuchni z kubkiem w dłoni.

-Hej skarbie- zarumieniłem się wściekle, na jego określenie. Gemma spojrzała na mnie zaskoczona- W końcu postanowiłeś się pojawić. Już miałem jechać bez ciebie- uśmiechnął się, mrugając do mnie.

-Co tu robisz?

-Przyjechałem po mojego współlokatora. Zgrzeszyłem tym?- przewróciłem oczami. Co za debil- Masz wszystko? Możemy jechać?

-Tak- westchnąłem, odbierając od siostry kanapki i kubek termiczny z kawą. Schowałem wszystko do plecaka.

-Okej, to ubieraj buty, kurtkę i czapkę- rzucił. Poszedłem do holu, kątem oka obserwując, jak Lou wręcza mojej siostrze szklankę i ociera usta. Następnie nachylił się i wyszeptał jej coś do ucha, powodując u niej rumieńce.

-Obiecuję- mruknęła.

Po dziesięciu minutach siedziałem w samochodzie Louisa. I czułem się głupio, mając wielką walizkę, podczas gdy on miał zwykłą torbę sportową.

^^

-Mam jeden pokój dwuosobowy- zaczął wychowawca, a ludzie od razu zaczęli się wyrywać. Westchnąłem, wiedząc, że nie ma szans na ten pokój. W czwartek Sparksa nie było w szkole, więc przydzielenie pokojów miało nastąpić dopiero w drodze- który został zaklepany przez Louisa na samym początku, kiedy tylko ogłosiłem wyjazd.

Spojrzałem na niego zaskoczony. Siedział na miejscu obok mnie, a przed nami siedział Nick i Stan, z którym Lou ciągle rozmawiał. Uśmiechnął się, mrugając do mnie.

-Tomlinson, z kim dzielisz pokój?- spytał Sparks.

-No chyba oczywiste, że ze mną- rzucił Lucas. W autobusie nastała głucha cisza, a ja zamarłem. Czy on zamierzał mnie zostawić?

-Stan, ale ja jestem umówiony, że śpię z Harrym- zaczął rozbawiony Louis- Ze Stylesem, panie Sparks.

-Nie zabijcie mi się tylko- mruknął, zapisując coś w notesie. Stan spojrzał na niego oburzony.

-Żartujesz sobie? Zamierzasz dzielić pokój z Stylesem?- moje nazwisko prawie wypluł. Poczułem się głupio, więc spuściłem wzrok na swoje palce i zacząłem nimi bawić.

-Może trochę szacunku do mojego – przygryzł wargę, patrząc na mnie, po czym sięgnął po moją dłoń i splótł nasze palce.

-Twojego co?- prychnął Lucas, a ja westchnąłem. Wdrapałem się na kolana Louisa, cmokając go w usta. Widziałem zaskoczenie w jego oczach, ale po chwili przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej, przytulając.

-Chyba nie masz wątpliwości, co Lucas?- parsknąłem, wtulając się mocno w jego pierś. Nie słyszałem bicia jego serca, ale stwierdziłem, że nie zawsze można je usłyszeć. Louis wplątał palce w moje włosy i drapał skórę głowy. Zamruczałem, przymykając oczy. Nie wiem, w którym momencie zasnąłem.

-Wstawaj, księżniczko- usłyszałem. Przeciągnąłem się, patrząc na Lou, po czym uświadomiłem sobie, że wciąż jestem na jego kolanach. Zarumieniłem się i szybko zszedłem na miejsce obok.

-Przepraszam- bąknąłem pod nosem.

-Nic się nie stało. Jesteśmy już na miejscu. Chodź, odbierzemy klucze do naszego pokoju- uśmiechnął się, całując mnie w czoło. I nagle sobie przypomniałem że pocałowałem go. Może to było zwykłe muśnięcie warg, ale kurwa, zrobiłem to.

-Okej- mruknąłem pod nosem, ustawiając się za Nickiem do wyjścia z autobusu.

-Pójdziesz odebrać klucz, a ja wezmę nasze rzeczy.

-Nie zabierzesz się z tym, Lou.

-Nie doceniasz moich możliwości, skarbie- Czy on może przestać mnie tak nazywać? Mam ciasne spodnie...

Jak ja wytrzymam pięć nocy z nim w pokoju? Przecież on mnie tak kurewsko podnieca, że nie dam rady, jeśli mnie nie przeleci.

^^

Otworzyłem drzwi naszej sypialni i cholera, była niesamowita. Myślałem, że to będzie jakiś tandetny pensjonacik, ale nie. Pokój był naprawdę duży. Miał dwa duże łóżka, przy każdym stał stoliczek nocny z lampką.

W rogu stała szafa o rozmiarze dwóch szaf z lustrzanymi drzwiami. Było też wyjście na taras, z którego był niesamowity widok na ośnieżone góry. W łazience znajdował się zarówno prysznic jak i wanna. I cholera, z Louisem u boku, mogłem zostać tam wieczność.

Wieczność.. Szkoda, że nie jestem nieśmiertelny.

Westchnąłem, rzucając się łóżko bliżej drzwi balkonowych. Kiedy zorientowałem się, że Lou został z moim bagażem, zerwałem się, żeby do niego zejść, ale wtedy on wszedł do pokoju, niosąc sobie nasze plecaki, swoją torbę i moją walizkę, jakby nic nie ważyły. Odstawił wszystko pod ścianą i ze zdziwieniem zauważyłem, że nie jest zmęczony.

-O trzynastej mamy zejść na stołówkę, na obiad- rzucił, skacząc na swoje łóżko- O czternastej idziemy na spacer, a o osiemnastej jest kolacja. Po kolacji mamy zebranie w salonie, a o dwudziestej idę z chłopakami na basen, przyłączysz się?

-Skąd to wszystko wiesz? Rozmawiałeś ze Sparksem?

-Nie, ze Stanem.

-Aha- rzuciłem sucho- To on proponował basen?

-Tak.

-To chyba nie pójdę. Nie chcę wam przeszkadzać.

-Boże, Harry- jęknął rozbawiony Louis- Nie będziesz nam przeszkadzał, skarbie. Poza tym, między nami nic nie ma, nie bądź zazdrosny, kruszynko.

Jęknąłem, zakrywając twarz poduszką.

-Po pierwsze nie jestem zazdrosny, a po drugie przestań używać tych cholernych określeń na mnie!

Usłyszałem jego śmiech.

-A w ogóle to jestem zmęczony.

-Dobrze już dobrze. Idź teraz się odświeżyć, ja się trochę rozpakuję- westchnął- a wieczorem nie musimy iść.

-No przecież idź.

-Ale nie mam ochoty- powiedział. Przewróciłem oczami i wyciągnąłem z walizki czyste bokserki i kosmetyki potrzebne do higieny, po czym ruszyłem do łazienki, wziąć prysznic. Nie brałem ubrań, bo nie miałem nic rozpakowane, a nie chciałem godzinę szperać w walizce i potem nie zdążyć wysuszyć włosów. Nienawidziłem ich suszyć, były stanowczo za długie.

Wszedłem pod letni strumień wody, oddychając głęboko. Czułem, jak się odprężam. Rozciągnąłem sobie mięśnie szyi i nałożyłem na włosy szampon. Zacząłem go wmasowywać w skórę głowy.

I cholera, nie wiedziałem, ile siedziałem w łazience, ale kiedy wyszedłem, Louis leżał na łóżku i bawił się telefonem.

-Kurwa, nie wziąłem ładowarki- jęknąłem, przypominając sobie nagle. Louis spojrzał na mnie i usłyszałem, jak wciąga ze świstem powietrze. Spojrzałem na niego, widząc jak jego czerwono-czarne tęczówki gapią się na mnie. Zaśmiałem się nerwowo pod nosem, podchodząc do swojej walizki. Mogłem jednak wziąć ze sobą ubrania. Stałem pół nagi, a z moich włosów kapała woda. I okej, byliśmy facetami, a mój członek był zasłonięty, ale widziałem, że jestem gruby i czułem się cholernie niekomfortowo w tej sytuacji.

No i wciąż czułem jego wzrok na sobie, konkretniej, na moim tyłku.

-Gdzie są moje rzeczy?

-W szafie- odpowiedział szatyn- Pomyślałem, że może cię rozpakuję. I tak się nudziłem.

-Dziękuję- mruknąłem, podchodząc do szafy i otwierając ją. Westchnąłem, wyciągając jasne dżinsy i czerwony sweter.

-Lubię ten kolor- usłyszałem, kiedy wciągnąłem go na siebie.

-To dlaczego chodzisz tylko na czarno?- spytałem, rozbawiony.

-Przepraszam!-zawołał oburzony- Mam biały T-shirt!.

Przewróciłem oczami.

-Swoją drogą, nie jest ci zimno? Jest jakieś... minus dziesięć?

-Nope- rzucił. Westchnąłem, sięgając po gumkę do włosów.

-Nie spinaj- rzucił. Okeeej, odłożyłem gumkę i zawiązałem na głowie bandanę.

-Muszę je ściąć- skrzywiłem się, patrząc na swoje odbicie w lustrze.

-Nie, no co ty. Są świetne- powiedział z uśmiechem, wstając z łóżka- a ładowarką się nie przejmuj, pożyczę ci moją.

Oh. Już o tym zapomniałem. Lou podszedł do mnie i wyciągnął z szafy czarne dżinsy, bez o dziwo żadnych dziur. Sięgnął jeszcze po bokserki i poszedł do łazienki. Po chwili usłyszałem szum wody. Usiadłem na swoim posłaniu i wziąłem głęboki wdech, patrząc na zamknięte drzwi. Co ty ze mną robisz?

Widziałem, że nie wziął ze sobą górnej części garderoby, więc postanowiłem pogrzebać mu w szafie. Miał ze sobą prawie same czarne rzeczy. Czarne spodnie, koszule, bluzy i koszulki. Może parę białych się przewinęło. Na pewno dostrzegłem jasny sweter, ale to nie był odpowiedni ubiór. Westchnąłem, patrząc na to zrezygnowany.

-Harry, co robisz?- odwróciłem się i zobaczyłem Louisa bez koszulki, który wycierał włosy ręcznikiem. Otworzyłem lekko usta- Zamknij buzię, bo ci mucha wleci- parsknął. Przewróciłem oczami- Co tam szukasz?

-Ubierz to- rzuciłem w niego moją czerwoną bluzą.

-Słucham?- patrzył na to rozbawiony.

-Ubierz to. Nie musisz być cały na czarno i lubisz czerwony.

-Chcesz nas do siebie dopasować?- zarumieniłem się, odwracając plecami do niego. Spojrzałem za okno. Nie tak to miało być. Dopiero teraz sobie uświadomiłem, że mam czerwony sweter. Zajrzałem do szafy, szukając jakiegoś innego koloru. Do ręki wpadła moja ulubiona fioletowa bluza. Przygryzłem wargę i odwróciłem się do niego, chcąc mu ją dać. Ale on już miał na sobie tą czerwoną- nie musisz..

-To był żart, Harry. Lubię czerwony i założę to, DZISIAJ- podkreślił- ale wolę czarne ubrania.

Skinąłem głową, starając się choć trochę ukryć szczęście.

^^

Nie wiem, kiedy to się stało, ale stałem właśnie na stoku, obserwując jak Louis i Stan się ścigają na snowboardzie, a Nick sunie sobie spokojnie na nartach. Spacerowałem pomiędzy wirującymi po śniegu ludźmi.

Westchnąłem, robiąc Louisowi zdjęcie. Będzie na pamiątkę.

Wsunąłem dłonie głęboko w kieszenie i obserwowałem dalej szatyna, dopóki nie zniknął mi z oczu.

-Dlaczego nie jeździsz?

-Nie umiem- mruknąłem. Dobrze, że byłem czerwony z powodu zimna i nie można było dostrzec moich rumieńców.

-Na niczym?- pokręciłem głową.

-Kiedyś próbowałem na nartach, ale to nie to. Zawsze fascynował mnie snowboard, no ale...

Louis rzucił na śnieg deskę.

-Wsuń tu stopy.

-Co?

-Nauczę cię. Wsuń tu stopy- niepewnie wykonałem jego polecenie, a on klęknął przede mną, zapinając plastiki wokół moich butów. I kurwa, Louis klęczący przede mną nie był najlepszym pomysłem, bo moja wyobraźnia była zbyt zboczona. Dobrze, że na tych spodniach nic nie widać. westchnąłem cicho- Okej, stoisz- No stoję. I mi też stoi- Najważniejsze, żebyś złapał równowagę- zaśmiał się i stanął za mną, obejmując mnie w pasie. Zaczął mi pokazywać, jak mam się poruszać, jak zmienić kierunek, zwolnić, nabrać szybkości i zahamować. No i przede wszystkim, pokazał mi jak ruszać- Stan!- westchnąłem, kiedy go zawołał. Blondyn podszedł do nas- Pożycz mi na chwilę deskę, żebym mógł mu pokazać, jak jeździć.

-Trzymaj- podał sprzęt Lou- i tak miałem schodzić na razie. Zbieram się do ośrodka. Wpadniesz wieczorem?

-Tak, muszę z tobą pogadać. Ale to wieczorem.

-Okej, będę czekać- mruknął. Spojrzałem zaskoczony na Louisa.

-No co? Muszę odzyskać moją zapalniczkę, którą mu pożyczyłem wczoraj. Nie masz pojęcia, jaka jest dla mnie ważna.

-Okej, okej- uniosłem ręce do góry- nie moja sprawa, co robisz wieczorami ani z kim.

-Będę wieczorem w pokoju, Harry- mogłem przysiąc, że przewrócił oczami.

^^

Louis rzeczywiście był wieczorem w pokoju. Cieszyłem się, że nie nosił soczewek i miał swoje naturalnie niebieskie oczy. Graliśmy trochę w karty i oglądaliśmy telewizję.

Następnego dnia rano mieliśmy zbiórkę o dziewiątej na śniadanie, a o dziesiątej jechaliśmy na termy.

Kiedy wróciliśmy, byłem cholernie zrelaksowany ale i wyczerpany. Wziąłem szybki prysznic i właściwie po dziesięciu minutach spałem.

Tylko że obudził mnie huk.

Spiąłem się, kiedy usłyszałem kolejny grzmot. Nienawidziłem burzy. Odwróciłem się na drugi bok, żeby nie musieć patrzyć jak niebo raz po raz przecina jasna błyskawica. Skuliłem się, zaciskając oczy, a na głowę kładąc poduszkę.

-Harry?- usłyszałem nagle głos Louisa. Odsunąłem pościel i spojrzałem na postać, klęczącą przy moim łóżku. Pokój rozjaśnił błysk, a ja wciągnąłem głośno powietrze. Tylko oddychaj Harry- wszystko w porządku?- zaprzeczyłem ruchem głowy, kuląc się na łóżku. Pewnie teraz ma mnie za dzieciaka- Boisz się burzy, prawda?

-T-tak- wyjąkałem, kiedy za oknem huknęło.

-Przesuń się trochę- spełniłem jego prośbę, czując jak materac ugina się, a Lou obejmuje mnie ramieniem.

-Co ty robisz?- spytałem, przylegając do niego całym ciałem. Jego było lodowate. Drgnąłem, słysząc kolejny grzmot.

-Pomagam ci się zrelaksować. Spróbuj zasnąć- szepnął, ciasno mnie przytulając. Zamknąłem oczy.

***

-Lou, to nic nie daje- jęknąłem przewracając się na drugi bok. Przerzuciłem ramię przez jego talię.

-Zrób coś.

-Jak mam ci pomóc?- spytał rozbawiony, patrząc mi w oczy. Przeleć mnie, pomyślałem.

-Nie wiem- westchnąłem. Patrzyłem na jego usta przez parę minut, zanim poczułem je na swoich. Byłem zaskoczony. Znalazłem się pod nim. Jego usta odwracały całkowicie moją uwagę. Kiedy nasze koszulki zniknęły, a jego ciało było przyciśnięte do mojego, mój lęk przed burzą odszedł w zapomnienie.

Spojrzałem w jego oczy, kiedy powoli się we mnie wsuwał i dostrzegłem karmazynowe tęczówki. Zamarłem na chwilę, a w następnej czułem jak gryzie moją szyję.

***

Otworzyłem oczy. Za oknem świeciło słońce, a ja potrzebowałem zimnego prysznica, ponieważ mój erotyczno -przerażający sen nabawił mnie problemu. Podniosłem się i dopiero teraz dostrzegłem, że Louisa nie ma w pokoju. Westchnąłem, idąc wziąć szybki prysznic. Ubrałem się szybko i kiedy wychodziłem z pokoju, zauważyłem, że Lou wychodzi z pokoju Nicka, Stana i Roberta.

-Hej- mruknąłem. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się, podchodząc.

-Cześć. Przepraszam, że tak zniknąłem rano, musiałem porozmawiać z Nickiem.

-Z Nickiem? Przecież go nie lubisz- zmarszczyłem nos.

-Tak, ale chciałem go o coś zapytać. Nieważne, Hazz. Wyspałeś się?

-Nawet tak- rzuciłem cicho, czując jak się rumienię.

-To super- mrugnął do mnie- Chodź na śniadanie.

Pociągnął mnie na stołówkę.

^^

-Nick- zacząłem, kiedy zauważyłem, że Lou ściga się znowu ze Stanem- Czego chciał Louis rano?

-Pytał mnie o projekt z biologii- wzruszył ramionami.

-Oh, okej- jakoś mu nie wierzyłem. Spojrzałem znowu na szatyna, niemal jęcząc, kiedy zauważyłem jak się pochyla i pomaga Lucasowi wstać. Cholera, jego pośladki wyglądały niesamowicie. Czułem, jak w spodniach robi mi się namiot. Zerknąłem na Nicka, analizują swój plan. Przygryzłem wargę, klepiąc go lekko w ramię- Nick, potrzebuję twojej pomocy.

Spojrzał na mnie zaskoczony, a ja lekko zarumieniony skinąłem głową na mój problem. Westchnął i złapał moją dłoń. Pociągnął mnie w stronę toalet i wepchnął do pierwszej lepszej, od razu rozpinając moje spodnie i klękając.

-To chyba jednak głupi...- zacząłem, ale Nick mnie zignorował, wkładając sobie mojego penisa do ust. Sapnąłem głośno, odchylając głowę i uderzając o ścianę za mną. Tak właściwie byłem prawiczkiem. Kiedyś z Nickiem obciągaliśmy sobie, ale to był tylko raz i tylko za pomocą dłoni. Kiedy poczułem jego usta na swoim członku, nie wiedziałem na czym się skupić. To było dobre uczucie. Wplątałem palce w jego włosy. Czułem jak Nick włącza do gry swój język, co spowodowało, że wypchnąłem biodra w jego kierunku. I czułem kurwa, że jestem cholernie blisko.

-N-Nick- jęknąłem. Chłopak uśmiechnął się i położył dłoń na podstawie mojego penisa, zaczynając trącać jądra. Kiedy zassał się na mojej główce, nie wytrzymałem, dochodząc w jego ustach.

Usłyszałem otwierane drzwi i chwilę później dostrzegłem Louisa.

-Przepraszam- rzucił cicho i wycofał się. Wciągnąłem szybko spodnie i ruszyłem za nim. Wołałem go, ale on mnie nie słuchał, wyszedł po prostu na zewnątrz, ignorując mnie. Pobiegłem za nim, nie zapinając nawet spodni. Szedł bardzo szybko, nie mogłem go dogonić. Widziałem tylko, jak wyciąga telefon, a chwilę później znika za drzewami.

-Lou, przepraszam- szepnąłem, klękając w śniegu.

Louis nie wrócił do ośrodka ze wszystkimi. Nie było go już trzecią godzinę i zaczynałem się poważnie martwić, bo mogło mu się coś stać.

-Widział ktoś Louisa?- spytał nagle Lucas, podchodząc do nas- Szukam go już dwadzieścia minut.

-Nie wrócił ze stoku- burknął Nick. Był na mnie obrażony, za to jak się zachowałem, ale wiedziałem też, że martwi się, gdzie zniknął Tommo. W końcu uciekł, gdy nas przyłapał.

-Zadzwonię do jego brata- westchnąłem, wybierając numer Liama. Odebrał po pierwszym sygnale.

-Harry? Co się stało?

-Lou zniknął.

-To znaczy?

-Wyszedł trzy godziny temu i wciąż nie wrócił- szepnąłem, pociągając nosem.

-Okej, dlaczego?

-Ja..

-Harry, tylko szczerze.

-Poczekaj moment- wstałem i przeszedłem w inne, puste miejsce-przyłapał mnie w toalecie z Nickiem. Zaraz potem uciekł.

Liam westchnął, a ja poczułem jak z moich oczu płyną łzy.

-Nie płacz, Harry. Wróci. Jest po prostu zraniony.

-Ja nie chciałem, Liam- chlipnąłem- ja po prostu musiałem.. On na mnie tak działa i... Liam, ja nie chcę go stracić- wyszeptałem.

-Nie możesz stracić kogoś, kto nigdy nie był twój-powiedział chłodno Liam. I to zdanie uderzyło we mnie tak mocno, że rozpłakałem się całkiem- Zadzwonię do niego.

Rozłączył się, a ja nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Usiadłem pod kominkiem i objąłem kolana dłońmi. Położyłem głowę na zgiętych nogach i płacząc, obserwowałem ogniste języki.

Louis.

Nie powinienem tak zareagować. Powinienem przeprosić, a potem udawać, że nic się nie stało. Sam go odrzuciłem. Odepchnąłem go od siebie. Miał prawo spotykać się i robić co i z kim chciał. A ja nie miałem żadnych praw. Nie do niego.

Westchnąłem, kiedy zobaczyłem, że Liam do mnie dzwoni.

-Co się dzieje, Lou?-zaczął, od razu gdy odebrałem.

-Nic, Liam.

-Harry dzwonił i powiedział, że zniknąłeś.

-A powiedział dlaczego?-prychnąłem- powiedział, że przyłapałem go jak Nick mu ssie?

Po drugiej stronie zapadła głucha cisza.

-Wiem, że nie powinno mnie to obchodzić Liam. Ale po prostu to tak kurewsko zabolało..

-Wiem, braciszku. Przykro mi, że tak to się potoczyło, ale musisz-

-Liam, wracam do Transylwanii- mruknąłem- Tak będzie lepiej dla niego i dla mnie. Dziadek mnie trochę pouczy i.. no wiesz, ogarnę się.

-Boo, to nie jest dobry pomysł. Wiesz o tym- parsknąłem- Harry powiedział, że nie chce cię stracić.

Zaśmiałem się gorzko. Jeszcze czego. Młody nie miał do mnie żadnego prawa. Tak jak i ja do niego.

-Powiedziałem mu, że nie może cię stracić-westchnąłem- bo nigdy nie byłeś jego. Przemyśl tylko sobie czy na pewno chcesz zabić to, co jest między wami.

-Gdyby na to, co rzekomo jest między nami działały kołki, już dawno bym to przebił.

-Nie chcę, żebyś przez niego cierpiał, ale... wiem, że będziesz cierpiał bardziej, kiedy odejdziesz. Teraz wróć do ośrodka, proszę.

-Dobrze. Widzimy się jutro.

Rozłączyłem się, patrząc z żalem na ośrodek w oddali. Tak bardzo, jak wiedziałem, że nie mogę zostać, tak bardzo wiedziałem, że nie mogę odejść. Liam miał rację. Przywiązałem się do tego dzieciaka. Wiem, że to on jest osobą, która jest mi przeznaczona. Tylko dlaczego on musi być człowiekiem? Dlaczego tak bardzo musimy się różnić?

Liam, ja się po prostu boję.

Ruszyłem powoli do hotelu. Harry powinien już spać, dochodziła pierwsza w nocy, a rano mieliśmy wstawać o piątej. I cholera wiedziałem, o czym śnił w nocy i tak bardzo chciałbym spełnić jego sen. No może z wyjątkiem osuszenia go z krwi. Ale co do pierwszej, dosyć podniecającej części snu, byłem jak najbardziej chętny. Tylko że wiedziałem, iż jest to niebezpieczne. Nie sam seks z człowiekiem, bo w końcu już to robiłem. Ale to uczucie, przyszłość... Nie, to nie miało przyszłości.

Wiem, Boo. Wiem...

Uśmiechnąłem się pod nosem. Przynajmniej udało nam się z Liamem odbudować naszą więź.

Wszedłem do budynku, od razu dostrzegając zwiniętego w kulkę Harry'ego obok kominka. Westchnąłem, podchodząc do niego i biorąc na ręce. Spojrzałem na jego spokojną, lecz zapłakaną twarz. Pogłaskałem go po policzku, idąc z nim do sypialni. Położyłem go na łóżku i pocałowałem w głowę, a następnie wyszedłem na balkon, odpalając papierosa.

-Lou, Lou, proszę cię, nie odchodź- zapłakałem, łapiąc go za dłoń. Ale nie czułem jego dotyku. Tak, jakbym trzymał ducha- Louis, błagam.

Ale jego nie było. Czy on był tylko wytworem mojej wyobraźni? Czy on nigdy nie istniał? Zakochałem się w... wyimaginowanym chłopaku?

I znowu stał przede mną. Ale ze Stanem i oni..

-Lou, proszę cię..

-Harry odejdź, nie chcę cię. Jestem szczęśliwy ze Stanem, nie widzisz?- prychnął. Moje oczy się zaszkliły.

-Lou...- widziałem, jak obnaża swoje za długie trójki, jak wpija się w szyję Lucasa i jak Stan opada bezwładnie na dywan.

-KURWA!- usłyszałem nagle. Wyrzuciłem niedokończonego papierosa i szybko wszedłem do pokoju. Harry leżał na ziemi.

-Harry? Co ty robisz?

-Sprawdzam czy dywan jest czysty?- uniosłem brew, po czym wybuchnąłem głośnym śmiechem. Zapaliłem światło. Podszedłem do niego- Louis!- krzyknął, jakby teraz zrozumiał, że ja to ja. Rzucił się na mnie, uczepiając jak miś koala- Wróciłeś. Tak strasznie się martwiłem.

-Żyję, Harry- odstawiłem go, odsuwając się o parę kroków.

-Lou, ja naprawdę tak strasznie cię przepraszam. Po prostu mnie to wszystko przerosło i Nick był pod ręką, ale ja naprawdę żałuję- pozwoliłem mu skończyć, po czym przewróciłem oczami. Wiedziałem, że strasznie żałuje, tego co zrobił, ale to naprawdę nie było moją sprawą. Nie chciałem z nim o tym rozmawiać. Nie interesowało mnie to, a przynajmniej nie chciałem, żeby mnie to interesowało.

-Harry, to nie jest moja sprawa z kim się pie.. spotykasz- mruknąłem, nie patrząc na niego.

-Ale ja .. my..

-Między nami nic nie ma, Harry. Jesteśmy kolegami z ławki, zresztą, już niedługo.

-Co masz na myśli?-Co on chce zrobić? Błagam, niech mnie nie zostawia.

-Wracam do Transylwanii, zamieszkam z dziadkiem.

-Transylwanii?-Miasta wampirów?

-Stamtąd wywodzi się moja rodzina.

-Lou, proszę cię, nie zostawiaj mnie- jebać moje chore myśli- Nie dam rady bez ciebie. Błagam, przepraszam cię za wszystko, za moje humorki, za to że jestem idiotą.

-Harry, idź spać- mruknąłem, wychodząc na balkon i odpalając kolejnego papierosa. Liam, co ja mam zrobić?

^^

Następnego dnia zwijaliśmy się z ośrodka już o szóstej rano. Zabrałem nasze bagaże i zaniosłem do autobusu, jako jeden z pierwszych. I tak nie spałem, więc na spokojnie mogłem sobie to załatwić, kiedy nie będzie tłumu gapiów. Harry wstał przed piątą, ale byłem pewien, że nie spał. Raz, słyszałem jego myśli odbijające się w mojej głowie i dwa, miał podkrążone oczy, wyglądając jak zombie. Ubrał się we wcześniej naszykowane ciuchy i cicho wyszedł z pokoju. Wiedziałem, że nie chciał mnie obudzić. Westchnąłem, wychodząc z łóżka i ruszając po cichu za nim. Nie mogłem pozwolić mu wyjść samemu, kiedy jeszcze było ciemno, w nieznany teren. Nie chciałem, żeby coś mu się stało.

Szedłem w niedalekim odstępie, starając się być jak najciszej. Udało mi się trochę stać niewidzialnym, ale nie na długo. Liamowi wychodziło to lepiej, ale wciąż musieliśmy ćwiczyć. Kiedy byliśmy z ojcem w zamku, to nie dość, że udało nam się odbudować naszą telepatię, to jeszcze nauczyliśmy się znikać. No, prawie.

Była to cholernie przydatna umiejętność, szczególnie, jeśli chce się kogoś śledzić, jak ja teraz. I cieszyłem się, że tylko królewska rodzina jest w stanie zdobyć tą umiejętność. W końcu muszą być jakieś przywileje z założenia całej populacji wampirów.

Harry skręcił w jakąś alejkę, wciskając mocniej dłonie w kieszenie, a ja ruszyłem za nim. I gdyby mnie tam nie było, to Harry'ego też już by nie było. Wśród żywych.

Drzewo pchnięte przez wiatr złamało się i runęło, a Harry nie zdążył uciec. Znalazłem się tam w mgnieniu oka, popychając kędzierzawego i łapiąc drzewo. Odepchnąłem je i pociągnąłem Harry'ego za rękę, znajdując się pod ośrodkiem.

-Jeśli kurwa zamierzasz się specjalnie ładować w kłopoty, żebym nie wyjeżdżał, to świetnie ci idzie- warknąłem, popychając go- ale mnie nie zatrzymasz kurwa mać.

-To po co mnie ratujesz?

-Bo mi na tobie zależy, idioto!- popchnąłem go mocniej, sprawiając, że upadł na śnieg. Spojrzał na mnie zaskoczony.

-To zostań ze mną- prychnąłem, kręcąc rozbawiony głową- Lou, ja mówię poważnie. Zostań. Skoro mnie chronisz, to nie rób tego na odległość. Rób to, będąc w pobliżu, albo nie rób tego wcale. Bądź ze mną- w każdym znaczeniu tego słowa.

-To jest niebezpieczne, Harry.

-Skończ z tym- podniósł się, podchodząc do mnie z zamiarem pocałunku. I teraz nie zamierzałem się wymigiwać, tylko choć raz skosztować zakazanego owocu- Przestań się opierać.

-Tomlinson! Styles! Tu jesteście, czekamy na was- rzucił nasz wychowawca, wychodząc z domku- Ruszamy, chodźcie.

Skoro zostało nam to przerwane, byłem pewien, że nie jest nam to dane.

Nie pierdol, Boo.

Przewróciłem oczami, ignorując Liama. Wsiadłem do autobusu, zajmując miejsce przy oknie. Harry niepewnie usiadł obok mnie. Westchnąłem i objąłem go ramieniem, przytulając do siebie. Zdezorientowany spojrzał na mnie, po czym mocniej się wtulił, przymykając oczy.

Louis, ty nie możesz wyjechać i go zostawić.

Spojrzałem na śpiącego chłopaka i westchnąłem ponownie.

Wiem.

xxxxxxxxxxxxx

Wesołych Świąt! ♥

Zostawcie po sobie jakiś ślad, to może jeszcze wrzucę przez święta :3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top