7.

enjoy,x

^^

Obudziłem się w sypialni Liama. Leżałem w jego łóżku, a bransoletka, którą dostałem od Nicka, leżała obok mnie. Westchnąłem, sięgając po nią. Niewiele pamiętałem z wczorajszej imprezy. Wiem, że wszedłem Louisowi, podczas gdy on i...

Zacisnąłem powieki, kiedy przed oczami pojawił się obraz, wywołujący u mnie łzy.

-Harry?

Spojrzałem na Louisa, wchodzącego do pomieszczenia.

-Tak?- otarłem szybko policzki.

-Przepraszam cię za wczoraj.

-To nic- mruknąłem.

-Nie, ja naprawdę przepraszam- zacząłem się bawić bransoletką od przyjaciela, tylko po to, żeby nie patrzeć na Lou- Jest mi przykro, że cię tak zraniłem. Naprawdę nie chciałem. Ja.. Wypiłem trochę za dużo i mnie poniosło, ja i Lucas, my nigdy..

-Louis, proszę, skończ to- szepnąłem, zaciskając dłonie na przedmiocie.

-Harry, nie płacz- nagle znalazł się przy mnie, trzymając moją dłoń- Nie chcę, żebyś był przeze mnie smutny.

-To powiedz mi co tu się dzieje?

-Co masz na myśli?

-Ten przedmiot- wskazałem na sznurek- powstrzymuje was przed czymś. Nie mam pojęcia, co tu jest grane, ani kim wy kurwa jesteście, ale przestaje mi się to podobać.

-Po prostu.. Jest pewna tajemnica w naszej rodzinie.

-I ty nie możesz mi powiedzieć, prawda?

Pokręcił przecząco głową.

-Idę do domu. Do zobaczenia w szkole- rzuciłem sucho i wyszedłem z pokoju. Tym razem nikt nie próbował mnie zatrzymać.

Louis.

-Zdaje się, że mamy problem- rzuciłem patrząc na Liama. Mój ojciec podniósł wzrok znad gazety, a mama odłożyła szklankę do zlewu. W kuchni pojawił się również James- To nie działa.

-Co?

-Harry wie, że coś ukrywamy. Wie, że rozmawialiśmy wczoraj. Wie za dużo. Perswazja nie zadziałała.

-Ale przecież zdjął bransoletkę...

-To nic. Wciąż nie działa. Nie wiem tylko, ile wie.

-Trzeba będzie z nim pogadać- westchnął tata- Uświadomić mu to i owo.

-Ale.. On..

-Louis, jesteś do niego przywiązany. Po prostu miej kurwa jaja i powiedz mu czym jesteś- warknął mój ociec, uderzając ręką w stół. W kuchni nastała cisza.

Spojrzałem na swoje dłonie, po chwili zamykając oczy. Byłem pierdolonym wampirem, a nie miałem odwagi powiedzieć Harry'emu, co do niego czuję ani czym jestem. Bałem się, że ucieknie albo co gorsza.. Że będzie chciał być taki jak ja. Nie mogę mu zabrać jego człowieczeństwa. To niesie ze sobą zbyt duże ryzyko, to wymaga zbyt wielu poświęceń...

-Serio, Lou?- rzucił James po dłuższej chwili, patrząc na mnie z bólem.

-James- jęknąłem- nie teraz.

Chłopak nie patrzył dłużej na mnie. Wiedziałem, że się we mnie podkochuje i że liczył, że w końcu będziemy razem. Ale dla mnie od zawsze liczył się tylko seks, ja i związki zawsze były tragedią. Ale teraz pojawił się Harry i ja kurwa, nie mogę się przy nim opanować, on sprawia, że jestem inny...

Kurwa, to przez niego nie żywiłem się pierdolone trzy dni!

-Znowu masz pomarańczowe oczy- zauważyła moja matka nagle i spojrzała karcąco na Liama, który ściągnął brwi- Tłumaczyłam wam, że jest to bardzo intymna rzecz i jako bracia nie powinniście tego robić bez wyraźnej konieczności- powiedziała ostro.

-Ale to nie ja- powiedział Liam. Westchnąłem.

-To nieco skomplikowane- mruknąłem.

-Wyjaśnij.

-Słyszeliście wczoraj wycie?- moja rodzina skinęła głową- To był Zayn.

Liam nagle spiął się, a ja położyłem mu dłoń na udzie, w uspokajającym geście.

-Zayn?

-Tak. Rozmawiałem z nim jakiś czas temu, a także dzisiaj w nocy, po skończonej imprezie. Nie powiem wam o czym, ani co się wydarzyło, ale myślę że powrót watahy ma wpływ na to, że nie umiemy zapanować nad młodym.

-Co to ma do twoich oczu?

-Nic. Żywiłem się Liamem tydzień temu i od tamtej pory wypiłem tylko jedną torebkę krwi.

-Znowu się głodzisz?

-Dzisiaj pójdę na polowanie.

-Jak to znowu? Robisz to dla tego dzieciaka?- mój ojciec spojrzał na mnie wkurzony- Wiesz jak skończyła Lottie. Nie powtarzaj jej błędu, klątwy nie można cofnąć. Poza tym zawsze to lubiłeś.

-Ale nie chcę żyć bez młodego- mruknąłem.

-On jeszcze nie umiera, poza tym, może będzie chciał do nas dołączyć.

Spojrzałem na niego.

-I właśnie tego się obawiam, tato.

-Po prostu powiedz mu. Widać że go do ciebie ciągnie, więc to zaakceptuje. A teraz zmiana tematu. Jedziecie ze mną na tydzień do domu.

-Tu jest nasz dom.

-Dobrze, więc powiem inaczej. Jedziemy do dziadka.

-Po co?

-Chcecie odblokować tą więź czy nie?

^^

Cicho otworzyłem okno. Wiedziałem, że Liam prawdopodobnie i tak wiedział, że coś kombinuję, ale miałem to gdzieś.

Już miałem skoczyć, kiedy brunet wszedł do mojego pokoju. Westchnąłem, opierając się o ścianę.

-Gdzie ty idziesz? Wyruszamy za jakieś dwie godziny i ojciec kazał nam już nie wychodzić- warknął, podchodząc do mnie.

-Muszę pogadać z Harrym.

-Teraz?

-Nie będę widział go przez najbliższy tydzień, a może nawet dłużej. A za pieprzone dwa tygodnie jest ten wyjazd na narty i serio chciałbym być z nim w pokoju.

-Zamierzasz go przelecieć na tej wycieczce czy jak?

-Nie, idioto- westchnąłem- Nie zamierzam zostawić go z Grimshitem- burknąłem.

-A nie Grimshawem?

-Jeb się.

-Lou...

-Chciałbym też zdobyć jego zaufanie. Nie powiem mu z dupy, że jestem wampirem. Najpierw musi mi zaufać.

-Przecież on ci ufa. I kocha cię.

-Taa.. Co do kochania...- potarłem nerwowo kark, a Liam spojrzał na mnie zaskoczony. Wziąłem głębszy wdech. Trochę bałem się, że oberwę, jak powiem mu prawdę.

-Louis.

-Zayn chce z tobą pogadać.

-Słucham?

-Zayn chciałby z tobą pogadać. Jest coś o czym ci nie powiedziałem, kiedy on...

-Nie kończ- wycedził- Nie chcę znać Malika. Zniszczył mi życie. Zabił mi Arthura. Zabił kurwa kogoś, kogo kochałem! Zatrzymałem proces.. I..

-Wiem, Liam. Ale proszę- spojrzałem na niego smutno- Spotkaj się z nim.

-Zrobię to- powiedział cicho- pod jednym warunkiem.

-Jakim?

-Powiesz Harry'emu prawdę.

-Przecież wiesz, że...

-Powiesz mu przed twoimi urodzinami, Louis.

-Ale... Zgoda- westchnąłem. I tak nie miałem wyjścia- Ale teraz pozwól mi wyjść. Wrócę za godzinę.

-Nie zabij nikogo.

-Nie obiecuję- wyskoczyłem z okna, mknąc do chłopaka o lokowanych włosach. Rzuciłem kamyczkiem w jego okno.

-Co ty tu robisz, Louis?- wyjrzał przez okno. Miał podkrążone oczy. Płakał?

-Chciałbym z tobą pogadać. Mogę wejść?

-No tak, zaraz ci o...- ale zanim skończył zdanie, to ja wspinałem się po latorośli- Mogłeś wejść jak człowiek- westchnął- Czego chcesz, Louis?

-Ja chciałbym...

-Nie przepraszaj mnie znowu- mruknął. Nic nas nie łączy, nie możesz mi się tłumaczyć. Nie kochasz mnie, ja nie powinienem kochać ciebie. Nie jesteśmy razem. Nie możesz mnie przepraszać za to, że kogoś pieprzysz, mimo że chciałbym to być ja. Wiem, że nie jestem w twoim guście, rozumiem to. Jestem gruby, mam durne dołeczki i kręcone włosy, które powinienem ściąć, bo wyglądam strasznie. I jestem pierdolonym tchórzem, bo nie wiesz o czym myślę, a ja nie mam odwagi, żeby ci powiedzieć prawdę.

-Ale ja chcę cię przeprosić- powiedziałem cicho. Jego myśli bolały. Nie był gruby ani brzydki. Był piękny. W dołeczki chętnie bym powciskał palce, a za włosy bym ciągnął. Nie może ich ściąć- Ja chcę, żebyś mi po prostu...

-Louis, ja naprawdę nie chcę tego słuchać. Masz chłopaka. Rozumiem.

-Ja i Stan nie jesteśmy razem.

-Nie o nim mówię.

-Z nikim nie chodzę, Hazz.

-Nieważne, Lou. Po prostu wyjdź. Chcę być sam- westchnął. Spojrzałem na niego smutny.

-Wyjeżdżam.

-Co?- spojrzał na mnie nagle.

-Wyjeżdżam na jakiś czas. Nie wiem, kiedy wrócę.

-A wyjazd?- spojrzał na mnie- Mieliśmy mieć razem pokój..

-Nadal chcesz?

-Oczywiście Lou- westchnął- Jesteśmy przyjaciółmi.

Szkoda.

Masz rację, szkoda, ale tak jest bezpieczniej.

-Wrócę do czasu wyjazdu.

-Okej- nie patrzył na mnie.

Wyskoczyłem z okna i widząc, że mam jeszcze około dwudziestu minut, postanowiłem iść się pożywić.

Miałem dwie możliwości. Iść do Stana, który stał się moim stałym źródłem pożywienia. Ale obawiam się, że wtedy złamałbym niemą obietnicę, którą dałem Harry'emu.

Właściwie nie wiem, co mnie opętało, że go przeleciałem. Gadał do mnie, był ewidentnie pijany, a ja głodny. Poszliśmy do tej sypialni, bo miałem się nim pożywić, a wylądowaliśmy nago w łóżku. I w sumie najpierw protestowałem, ale potem on mnie podniecił i kurwa, musiałem w końcu dać upust emocjom. 

To nie tak, że nikogo nie zaliczałem. Bo po szkole chodziłem do klubów i pieprzyłem przypadkowe osoby. Ale Lucasa nie chciałem. Wiedziałem, że to się źle skończy. Po prostu czułem, że to bardzo zrani Harry'ego, bardziej niż przypadkowy seks, a ja nie chciałem go ranić.

Jednocześnie młody działał na mnie tak, że musiałem jakoś dawać upust, a jazda na ręcznym niekoniecznie przynosiła oczekiwany efekt. Nie czułem się z tym dobrze. Przygodny seks już nie dawał mi takiej satysfakcji, od kiedy poznałem młodego, aczkolwiek bałem się, że zrobię mu krzywdę.

Chociaż chyba większą robiłem, odpychając go.

Była też druga opcja, zahipnotyzować przypadkową osobę i w końcu zaspokoić głód. I właśnie wtedy dostrzegłem uroczą blondynkę.

Podszedłem do młodej dziewczyny, która szła ze słuchawkami uszach. Spojrzałem na nią z uśmiechem. Była wystraszona.

-Nie krzycz i nie próbuj uciekać- po tym nachyliłem się, najpierw delikatnie muskając jej szyję ustami, by po chwili wysunąć kły i zatopić je w delikatnej skórze szyi. Objąłem ją jedną ręką w pasie, a drugą złapałem kark. Czułem, jak blondynka słabła, czułem, jak dostawałem siły. Uwielbiałem to. Strach ofiar, bezwładność, nie mogły wykonywać żadnego ruchu. Kochałem się bawić w ten sposób. Mocno rozszerzone źrenice, usta otwarte w niemym krzyku, zaciskające się skurcze mięśni i osuwające w dół ciało.

Lubiłem się bawić z moimi ofiarami. Czasami chciałem, żeby krzyczały, czasem udawałem, że je wypuszczam, by po paru sekundach je zabić. Czasem skręcałem kark bez powodu, a czasem zmieniałem w wampira, tak o. Dla kaprysu.

Byłem sadystą, ale lubiłem to. Kochałem bycie wampirem, tą siłę i szybkość, kochałem możliwość manipulacji nimi i perswazję, to, że mogłem czytać im wszystkim w myślach. Ludzie myśleli, że są krok przede mną, ale zawsze byli dwa kroki za.

Odsunąłem się od prawie martwej kobiety. Po mojej brodzie ściekała jej krew.

-Jesteś potworem- szepnęła. Dalej nie mogła się ruszyć. Wzruszyłem ramionami.

-Tak. Ale cholernie mi z tym dobrze, dziecinko.

Ponownie zatopiłem zęby w jej szyi.

Tym razem postanowiłem wypić każdą kroplę jej słodkiej, ciepłej krwi.

Opadła na zimny chodnik bez życia. Westchnąłem, przerzucając ją przez ramię i ruszyłem do najbliższego stawu. Nie chciało mi się maskować. Policja i tak nic nie zrobi, skoro mój tatuś jest głównym komendantem. Kochałem nasze przywileje. Królewska rodzina, a do tego ojciec policjant, matka w radzie miasta, braciszek lekarz(ja zresztą niedługo również), a przyjaciel strażak. To było piękne. Byliśmy wszędzie. Nikt nie mógł nas powstrzymać.

Wrzuciłem ciało i chwilę patrzyłem na taflę wody.

-Używałaś zbyt mocnych perfum- parsknąłem, ocierając usta z krwi.

I mimo że bałem się, co powiedziałby Harry (oczywiście, o ile by się dowiedział), nie czułem wyrzutów sumienia.

W końcu ja nie miałem sumienia.

Wróciłem do domu.

^^

Harry.

Louisa nie było przez cały tydzień w szkole. Poniedziałek był znośny. Siedziałem cały dzień sam, nie wiem nawet dlaczego, ale robiłem wszystkie notatki. Słuchałem, co mówią nauczyciele i po prostu nie myślałem o Lou.

We wtorek usiadł ze mną Nick. Nauczyciel historii wrócił do szkoły, mogłem znowu słuchać jego wykładów, które uwielbiałem. Nick dużo mówił, żartował, na przerwie siedzieliśmy z Edem. Po prostu udawałem, jakby Louis nigdy nie istniał.

Środa była dniem, gdzie czułem, że mam dość i chciałbym już święta. Zerwałem się z dwóch ostatnich lekcji, którymi było wychowanie fizyczne. Tak bardzo, jak chciałem zadbać o siebie dla Lou, tak bardzo też nie miałem do tego nerwów. I tak bardzo, jak chciałem udawać, że nie tęsknię za Louisem, tak bardzo nie potrafiłem zaprzeczyć, że mi go brakuje.

W czwartek przyłożyłem się na francuskim, zarabiając ocenę celującą oraz udając, że nigdy nie znałem Louisa i taki osobnik po prostu nie istnieje.

Ale już w piątek, na edukacji seksualnej, wiedziałem, że tak się nie da. Tęskniłem za nim tak bardzo, chciałem, żeby już wrócił, żebyśmy mogli wyjść na jebane piwo i pogadać jak przyjaciele. Chciałem, żeby mnie przycisnął do tej cholernej szafki w szkole, jak kiedyś i patrzył w oczy z drwiącym uśmiechem. Chciałem, żeby był na mnie wkurzony, chciałem widzieć jego oczy, które każdego dnia miały inny kolor. Chciałem, żeby popchnął mnie na szkolną ścianę i mocno pocałował. Chciałem, żeby był czuły i delikatny, żeby się troszczył i całował moje czoło jak w halloweenową noc. Chciałem, żeby...

Moment, moment.

Przecież na zabawę przyszedłem z Nickiem i Edem. Nie mógł pocałować mnie w czoło, ani być czuły. Nigdy nie był.

Westchnąłem cicho, wracając do domu w piątkowe popołudnie.

Rzuciłem swoją torbę w kąt domu i rozwaliłem się na kanapie, kładąc głowę na kolanach siostry.

-Harry- jęknęła, śmiejąc się- Co ty taki przylepa ostatnio co? Dziewczyna cię rzuciła?

-Gem..- westchnąłem, zamykając oczy. Zawsze miałem dobry kontakt z siostrą. Zresztą z rodzicami też, tylko, że oni niestety pracowali zbyt często i zawsze w rozjazdach. Ostatni raz widziałem mamę może we wrześniu. Ojca w kwietniu. Ale wiedziałem, że zobaczę ich w święta. Nie mogłem się doczekać.

-Wiem, wiem. Wolisz chłopców- zaśmiała się. Cieszyłem się, że moja rodzina akceptowała moją orientację. Byli najwspanialszymi ludźmi na świecie. Zamruczałem zadowolony, kiedy siostra zaczęła przeczesywać moje włosy palcami- Jak kot. Niall cię już nie zaczepia?

-Na razie nie- westchnąłem.

-A co z tym chłopcem, co cię przyniósł wtedy? Jesteście przyjaciółmi?

-Coś w tym stylu- mruknąłem, rumieniąc się nieznacznie.

-To znaczy?

-Siedzimy w jednej ławce, uratował mnie przed Horanem dwa razy, ale jest okropnym dupkiem.

-Seksownym dupkiem- zachichotała- Patrzył na ciebie z taką troską, że już wtedy myślałam, że coś jest na rzeczy.

-Lou... Jest specyficzny. Z jednej strony jest cholernie arogancki i pewny siebie, nawet chamski. Ale z drugiej strony jest sympatyczny i przyjemny.

-I przystojny.

-I przystojny- powtórzyłem- W pewnym sensie jesteśmy przyjaciółmi, robimy razem projekty i mamy jeden pokój na wyciecze. W sumie jesteśmy blisko.

-Ale nie tak blisko jakbyś chciał- spojrzała na mnie znacząco. Przygryzłem wargę.

-Gem, pójdziesz ze mną do biblioteki?

-Po co?

-Wyśmiejesz mnie, jak ci powiem.

-No dajesz, jestem twoją siostrą.

-Wierzysz w istoty nadprzyrodzone?

Wyraz jej twarzy nagle się zmienił. Ściągnąłem brwi.

-Nie no, co ty- zaśmiała się. Był to nerwowy śmiech- Masz na myśli wilkołaki, wiedźmy, wampiry? To tylko wymysł pisarzy, jakieś stare legendy.

-Ale legendy nie wzięły się znikąd.

-Harry, błagam cię- westchnęła. Wiedziałem, że ona też coś przede mną ukrywa.

^^

W poniedziałek i wtorek wszedłem do szkoły z nadzieją, że Lou wrócił.

W środę wiedziałem, że on po prostu odszedł.

Został właściwie tylko angielski i dwa wuefy. Byłem smutny, kiedy dotarło do mnie, że Louis kłamał. Jutro mieliśmy zgłaszać, z kim jesteśmy w pokoju, bo pan Sparks stwierdził, że wcześniej nie ma sensu mu tego mówić. Wyjeżdżać mieliśmy już w poniedziałek i cholera, serio zaufałem Lou, ale jego nie było.

A może on naprawdę nigdy nie istniał?

Podszedłem do szafki, chcąc wyciągnąć z niej książkę do angielskiego, ale ona zatrzasnęła się z hukiem. Odwróciłem się i widząc blond czuprynę Horana, poczułem się jak w jakimś filmie. Miałem cholerne deja vu. Nie miałem siły się z nim użerać. Niech już mi skopie dupę i sobie pójdzie, chciałem sobie pocierpieć.

-No no- uśmiechnął się drwiąco- Zdaje się, że nasz bohater sierot opuścił szkołę i już nie ma kto cię bronić.. Biedny Hazzuś- parsknął. Zacisnąłem dłonie w pięści.

-Nie jestem sierotą- wycedziłem. Cóż, przynajmniej Horan utwierdził mnie, że Lou istniał.

-Ojej, ciekawe. Bo twoich rodziców to chyba w kosmos wypierdoliło- parsknął, podnosząc szybko kolano i celując nim w mój brzuch. Jęknąłem, kuląc się.

-Zabij mnie już- splunąłem. Dlaczego kurwa Nick poszedł do kibla akurat teraz!? Jednak nie chcę być pobity!

-Oh z wielką chęcią- poczułem jego pięść na nosie. Po chwili wiedziałem, że leci mi z niego krew.

-Oj Horan, Horan- usłyszałem znajomy głos obok mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem. A jednak istnieje- Nie mówiłem ci przypadkiem, żebyś go zostawił w spokoju?

-J-ja..

-Masz trzy sekundy, żeby stąd zniknąć, jak nie to dostaniesz taki wpierdol, że ta twoja pożal się boże matka cię nie pozna. Raz- Niall otworzył szeroko oczy- Dwa- Szybko zaczął się oddalać- Trzy. Nie zdążyłeś.

-Nie, Louis, błagam, nie..

-Trzeba było się słuchać- Louis w mgnieniu oka znalazł się przy blondynie kopiąc go w brzuch i uderzając trzy razy w twarz- Spierdalaj.

Tym razem posłuchał od razu, zbierając się i uciekając. Tommo podszedł do mnie, obejmując lekko ręką w pasie i podprowadzając do ławki.

-Wróciłeś- mruknąłem, ciężko opadając na drewno.

-A czemu miałbym tego nie robić? Obiecałem ci przecież, dzieciaku- prychnął rozbawiony, siadając obok mnie. Oparłem głowę o jego ramię, zamykając oczy- Nie śpij, Harry. Zrobił ci coś?

-Nie..

-A ta krew to tak sobie wypływa? Wracasz do domu.

-Jeszcze trzy godziny.

-Teraz.

-Chociaż pozwól mi na angielskim zostać.

Westchnął.

-Zgoda, ale cię odwożę.

-Okej.

-Chodź, przemyjemy ci twarz, skarbie- złapał mnie za dłoń i pociągnął do toalety. Widziałem, że jego tęczówki są lekko czerwone, kiedy zmywał moją krew z twarzy.

-Harry? Co się stało?- usłyszeliśmy nagle.

-Niall- mruknąłem cicho.

-Znowu? Przecież on ci ostatnio dawał spokój.

-Ale dzisiaj nie dał- warknął Louis- Idź powiedz Smithowi, że zaraz przyjdziemy.

Nick zmierzył go spojrzeniem, po czym wyszedł.

-Dlaczego go nie lubisz?

Machnął tylko ręką, odsuwając się. Wyciągnął telefon, szybko coś pisząc. Minutę później spojrzał na mnie.

-Liam zaprasza cię do nas – rzucił cicho.

-Okej- mruknąłem. I tak nie miałem wyjścia.

-Zobaczy przy okazji twoje obrażenia. Studiuje medycynę.

-Lou, nie trzeba..

-Trzeba. Chodź.

^^

Kiedy Liam obejrzał moje ciało i pozwolił się w końcu ubrać, wyszedł razem z Louisem z pokoju. Westchnąłem, zapinając guziki koszuli i wyszedłem z sypialni Liama. Chciałem skorzystać z łazienki, ale kiedy otworzyłem drzwi znajdujące się po mojej lewej nie znalazłem się w niej. Zamiast tego byłem w pokoju, który chyba służył za gabinet. Obejrzałem się za siebie, upewniając, że nikogo nie ma w pobliżu i wślizgnąłem się do środka. Czułem, że nie powinienem tam być. Zamknąłem cicho za sobą drzwi, podchodząc do biurka. Dostrzegłem książkę, która wyglądała na album ze zdjęciami. Nie myliłem się. Otworzyłem na pierwszej stronie, dostrzegając stare, podniszczone, czarno-białe zdjęcie, na którym widziałem braci. Na dole fotografii dostrzegłem małym druczkiem datę 23.07.1738 rok. Zamarłem, przeglądając następne strony, które również miały stare daty. Schowałem album do torby, z którą wszedłem do pokoju. Musiałem to na spokojnie przejrzeć.

Sięgnąłem po inną księgę, która leżała na blacie. Okazała się ona księgą rodowodową. Zacząłem to przeglądać z coraz większym przerażeniem. Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Na ostatniej stronie znajdował się jakiś kalibrowany tekst, który wyglądał na formułkę, albo.. zaklęcie. Nie była jednak w języku angielskim. Szybko zrobiłem temu zdjęcie i schowałem telefon, przeglądając jeszcze raz księgę. I wtedy otworzyły się drzwi, a do środka wszedł Liam.

-Co ty tu robisz?!- warknął w moją stronę, szarpiąc za rękaw i wypchnął mnie z pokoju.

-Harry? Liam? - Louis stał na korytarzu, patrząc na nas. Poczułem się głupio- Wszedł tam?

-Jak widać. Trzeba mu to wymazać. Skoro nie masz odwagi mu powiedzieć czym jesteś, to musimy to zatrzeć.

Louis westchnął.

-Nie zamierzam, bo wyjeżdżam, Liam.

-Wiem- mruknął i spojrzał w moje oczy, zdejmując z nadgarstka moją bransoletkę- Zapomnisz, że kiedykolwiek byłeś w tym pokoju.

-Zapomnę.

Spojrzałem na nich, zastanawiając się, czy zrobiłem coś złego, wychodząc z pokoju Liama.

xXxXxXxXx

będzie mi miło, jeśli zostawicie po sobie jakiś ślad ;3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top