30.

Okej, zacznę od podziękowań za 2,1 k wyświetleń, za #248 miejsce w YAOI i za #1 miejsce w Hunters! ♥ Jesteście niesamowici, kocham was!

druga sprawa to zagadka... nikt nie zgadł, kim jestem XD dam wam jeszcze trochę czasu, może na to wpadniecie XD Swoją drogą, jestem aż taką suką jak Arthur? XDDDDD

i na sam koniec, chcę, żebyście sobie wzięli miarę, jak to mówią na ten rozdział. nie twierdzę, że to co się stało, to dobre rozwiązanie, ale zrozumiecie później, dlaczego tak musiało być, okej? 

kocham,x

xXxXx

-Czego chcesz?- warknął Louis, znajdując się nagle przy mnie. Spiąłem się, bo bałem się, że tamten znowu spróbuje coś zrobić. Ostatnio już wystarczająco namieszał między Zaynem, a Liamem. Na całe szczęście Malika nie było w domu.

-Dzisiaj chcę się jedynie upewnić, że dzieciak przekazał wiadomość- spojrzał na mnie znacząco, a ja przełknąłem gulę rosnącą w moim gardle. Kurwa, bałem się go.

-Wynoś się stąd- syknął szatyn, cały czas będąc blisko mnie. Skuliłem się na kanapie.

-Z przyjemnością, śmierdzi tu wilkiem- zmarszczył nos- Ale to nie jest nasze ostatnie spotkanie, panowie. Zabawa się dopiero zaczyna.

Zanim zdążyłem mrugnąć, wampira nie było w salonie.

-Nie rozumiem, jak mogłeś chcieć wziąć z kimś takim ślub- spojrzałem z wyrzutem na Liama- Zayn jest pierdyliard razy lepszy. Weź ty lepiej go poszukaj i przeproś, panie straszny- prychnąłem. Hormony ostatnio znowu mi skakały, a ja obawiałem się najgorszego.

-I jak my teraz mamy wyjechać?- westchnął Louis- James dopiero dochodzi do siebie, Arthur jest na wolności, a Harry ma huśtawki nastroju. Mam tylko nadzieję, że ten jeden raz, kiedy się nie zabezpieczyłem, nie sprawi, że znowu zajdziesz- mruknął pod nosem. I wiem, że on nie miał nic złego na myśli, ale po prostu mnie to zabolało.

-Wróćcie szybko, Lou. Ja sobie poradzę- uśmiechnąłem się sztucznie.

-Wiem kochanie. Radziłeś sobie świetnie, zanim się pojawiłem- nie byłem pewien, czy to był sarkazm czy komplement, więc jedynie wzruszyłem ramionami- Stan, rusz tyłek, ruszamy.

-Chwila, on jedzie z wami?

-To jest dużo bardziej skomplikowane- mruknął cicho Liam- nie martw się, młody. Też mi się to nie podoba.

^^

Zayn zniknął z pola widzenia. Najpierw myślałem, że zaszył się z watahą pod miastem, ale potem przypomniałem sobie, że on też musiał wyjechać z moim chłopakiem i resztą. Ogólnie Louisa nie było tydzień, a ja byłem przerażony. Do szkoły jeździłem z Edem, ogólnie bez niego starałem się nie wychodzić, bez wyraźnej konieczności. Większość czasu spędzałem w swojej sypialni, z laptopem na kolanach i szukałem różnych informacji o wampirach i wilkach. Nie, że Louis mi już wszystkiego nie powiedział, ale jakoś było mi mało wiedzy. No i cholernie się nudziłem.

W pewnym momencie zrobiło mi się cholernie niedobrze i szybko pobiegłem do toalety zwrócić zawartość mojego żołądka.

Odgłosy zaniepokoiły moją siostrę, która pojawiła się w mojej łazience po chwili.

-Co się dzieje?- widziałem troskę na jej twarzy. Moje oczy się zaszkliły. Spuściłem wodę i oparłem się o kafelki. Łzy zaczęły spływać po mojej twarzy- Harry...

-Pójdziesz do apteki?- szepnąłem, odwracając wzrok. Nie potrafiłem spojrzeć w jej oczy- Po test ciążowy.

Gemma bez słowa wyszła. Czułem się źle. Jak dziwadło. Nikt z mojej rodziny nie wiedział, że byłem w ciąży i to dziecko straciłem. Przeczołgałem się do swojego pokoju, kładąc na łóżku i zwijając w małą kulkę. Źle mi było. Po prostu źle.

Dziewczyna wróciła dwadzieścia minut później. Kiedy robiłem test była w moim pokoju, a kiedy

czekałem na wynik, ona czekała ze mną, trzymając mocno moją dłoń.

-Będzie dobrze, braciszku. Jestem z tobą.

-Już jedno dziecko straciłem, Gem- szepnąłem- Nie dam rady utrzymać drugiego.

-Dasz.

Wynik jednak okazał się negatywny. I nie wiedziałem czy w tamtym momencie mi ulżyło, czy zrobiło się żal.

-Muszę się przewietrzyć- mruknąłem, sięgając po swoją bluzę. Za dwa tygodnie skończę osiemnaście lat. Nie chciałem tego. Z każdym rokiem byłem coraz starszy, podczas gdy Lou już na zawsze pozostanie taki sam.

Nie wiedziałem kiedy on wróci, ale tęskniłem za nim cholernie. I wciąż zastanawiałem się, dlaczego Stan z nimi pojechał. Co było skomplikowanego w wyjaśnieniach?

Byłem też zaskoczony, kiedy dowiedziałem się, że moja siostra i Mike się rozstali. Wilk wyjechał na początku roku do Stanów, żeby kogoś tam odnaleźć. Gemma miała jechać z nim, ale nie chciała mnie zostawić samego. Rozstali się, choć wiem, jak bardzo się kochali i jak długo planowali swoją przyszłość. I znowu było mi źle, bo tak byłem zapatrzony w Louisa i nasze problemy, że nie zainteresowałem się życiem mojej siostry. Widziałem, jak cierpi, jak bardzo tęskni za ukochanym. Wiedziałem, że jest załamana. Przekreśliła swoje szczęście dla mnie. Była najlepsza na świecie. Po tym wszystkim w końcu zrozumiałem, że to ona była mi najbliższa, a nie matka czy ojciec, których prawie nigdy nie było w domu. Jeśli kiedykolwiek będzie mi żal wyjechać, to ze względu na nią, a nie na nich.

Skręciłem do parku i usiadłem na ławce najbliżej bramy. Wolałem zachowywać wszelkie środki ostrożności, szczególnie po ostatnim spotkaniu.

Dlaczego na mnie się uwziął?

Dlaczego w ogóle Louis zwrócił uwagę akurat na mnie? Co ja takiego w sobie miałem?

Bałem się, że nie będę w stanie utrzymać następnej ciąży. Bałem się wielu rzeczy. Ale wiem, że chcę mieć jeszcze dziecko z Lou. Kochałem go całym moim sercem. I naprawdę miałem nadzieję, że ostatni dzień szkoły, będzie również ostatnim dniem, kiedy moje serce bije.

-Mogę ci to załatwić szybciej, kochanie- usłyszałem przy uchu. Spiąłem się i powoli odwróciłem, patrząc prosto w karminowe oczy.

^^

Louis.

Westchnąłem cicho i spojrzałem na Stana, przygryzając wargę. Chwilę wcześniej wyszliśmy z zakładu tatuażu i piercingu. Lucas przebił sobie brew i wargę, a ja język, dodatkowo dorabiając sobie imię Harry'ego na lewym biodrze.

-Dlaczego się gapi-

-Jesteś pewien, że tego chcesz?- blondyn zatrzymał się, ale nie odwrócił do mnie przodem- To nie jest do odkręcenia. Będziesz musiał żyć z tą świadomością, że miałeś wybór.

-Mówisz, jakbym chciał kogoś zabić- odezwał się cicho.

-Bo chcesz- mruknąłem, podchodząc do niego.- Siebie.

-Myślisz, że to jest argument, który mnie przekona?- ruszył, ale dalej unikał spojrzenia na mnie- Moje ludzkie życie nie ma sensu. Jest beznadziejne. Jestem słaby i chorowity. Czuję, że to nie jest życie dla mnie.

-A uważasz, że nieżycie jest dla ciebie?- parsknąłem- Myślisz, że bycie wampirem jest takie łatwe, przyjemne i fajne? Że to takie Coco Jumbo i do przodu?

-Lou-

-Nie kurwa! Jesteś idiotą, chcesz stracić coś, co jest tak cenne!- Lucas spojrzał na mnie zaskoczony- Życie, debilu, życie! Jesteś idiotą, nie przetrwasz jednego dnia, jako wampir. Nie masz pojęcia, jakie to uczucie, kiedy jedyne, czego pragniesz to krew. Chcesz się zabić. To jest jebane samobójstwo. I to z jakiego powodu? Bo masz takie widzimisię! Ja nigdy nie miałem wyboru, nie mogłem zdecydować, czy chciałbym żyć wiecznie czy może mieć normalne, ludzkie życie. Ale ty masz wybór i wybierasz śmierć.. Nie jestem w stanie tego zrozumieć, Stan.

-Gadasz, jak najęty, a przecież kochasz to.

-Kocham to! Ale nigdy nie powiedziałem, że nie chciałem być człowiekiem, Lucas! Bo gdybym mógł, to zginąłbym w 1739 roku razem z Aaronem, rozumiesz?! A najlepiej to nawet nie przemieniałbym go w wampira w 1729 roku i obaj mielibyśmy normalne życie- mruknąłem cicho.

-Ale wtedy nie poznałbyś Harry'ego- uśmiechnąłem się lekko.

-No ale plusy wieczności też są- zaśmiałem się. Nie wyobrażałem sobie życia bez tego dzieciaka. Kochałem Aarona niezaprzeczalnie. Ale po poznaniu Harry'ego wiedziałem, że to na niego czekałem całe życie. Jeśli jemu się coś stanie, to nie będę cierpiał. Po prostu umrę razem z nim.

-Widzisz? Sam sobie przeczysz Lou, a mi dajesz argumenty. Rozumiem to wszystko, znam konsekwencje. Chcę tego, Tomlinson. A ty mi to dasz- zatrzymał się znowu, nie patrząc na mnie.

Westchnąłem cicho. Obiecałem mu to dawno i wciąż próbowałem od tego odwieść. Ale miał rację. On tego chciał, a ja mu to dam. Bo na decyzję Harry'ego mogłem wpłynąć, bo go kochałem i wiedziałem, że to nie będzie dla niego najlepsze, przynajmniej nie na razie. Jego mogłem odwlec od tej decyzji. Ale ze Stanem nie byłem w żaden sposób połączony, więc nie miałem prawa mu tego zabronić. Oczywiście, mogłem mu odmówić, ale jaki w tym cel? Jeśli nie zrobię tego ja, zrobi to ktoś inny.

Z drugiej strony, Lucas był moim najlepszym przyjacielem, więc skazanie go na wieczność było całkiem niezłym pomysłem.

Podszedłem powoli do niego. Wciąż stał do mnie tyłem i był obrażony. Westchnąłem cicho, tworząc na jego szyi gęsią skórkę.

-Jesteś pewien?

-Tak- odpowiedział po chwili. Zamknąłem oczy i wysuwając kły, wtopiłem je w jego ciało, wpuszczając do jego krwi swój jad. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top