28.


Jak mi wbijecie 100 followersów i 1.5 k komentarzy na książce to w sobotę ( bo mam wolne xd) macie maraton ♥

Rozdział na specjalne życzenie ;*

xXxXxXx

-Czekaj, możesz powtórzyć?

Westchnąłem, odchylając głowę do tyłu. Louis przejechał palcem po mojej szyi. Widziałem ten smutek w jego oczach i nie musiałem czytać w myślach, żeby wiedzieć, że się obwinia teraz. Pewnie znowu myśli, jak uciec, co zrobić, żebym zrozumiał, jak niebezpieczne to jest. Ale ja to rozumiałem. Rozumiałem bardzo dobrze, a mimo to w to brnąłem, bo chciałem. Bo kochałem Louisa i żadna siła nie sprawi, że przestanę.

-Powiedział tylko, że mam wam przekazać, że Arthur wrócił wyrównać rachunki.

-Przecież to niemożliwe- Liam opadł zrezygnowany na kanapę. Ukrył twarz w dłoniach. Zayn sztywno położył mu dłoń na plecach.

-Kochanie- szepnął Zayn- spokojnie.

-Zabiłeś go- Liam gwałtownie wstał- Ty go kurwa zabiłeś!

-Nie wiem, czy teraz robisz mi wyrzuty o to, że go zabiłem, czy wrzeszczysz w akcie desperacji.

-Jedno z drugim?- podsunął Louis. Usiadł obok Zayna- Pamiętaj, że oni się cholernie kochali.

-Ale teraz kurwa jestem ja i za jakieś dwa miesiące na świecie będzie nasze dziecko i kurwa mać! Mam odejść?- zobaczyłem, jak Louis się spina. Z pewnością się tego nie spodziewał po swoim przyjacielu. Spojrzał na niego z niedowierzaniem.

-Zayn, spokojnie..

-Rozmawiam z Liamem. Mam odejść? Nie musisz się martwić o dziecko. Poradzę sobie, wataha mi pomoże. Mam odejść?- Liam się nie odezwał. Patrzył na swojego ukochanego, zaciskając usta w wąską kreskę- Dobrze więc.

-Liam kurwa- mruknąłem. Akcja, która rozgrywała się na moich oczach mogła wydawać się śmieszna, ale w rzeczywistości była kurewsko bolesna.

-Braciszku, możesz coś powiedzieć?- rzucił Louis, obserwując jak Zayn wychodzi z pomieszczenia. Najprawdopodobniej poszedł spakować swoje rzeczy. Liam wciąż się nie odezwał, patrzył w miejsce, gdzie przed chwilą stał Malik. Nie minęły dwie minuty, jak Mulat był znowu w salonie. Jego walizka stała obok kanapy, a on podszedł do Louisa, zamykając go w uścisku.

-Wyjadę na razie ze stadem pod miasto, żeby było bezpieczniej dla małego. Ale odezwę się do ciebie.

-Proszę cię, Zayn, zostań. Pogadajcie.

-Zostanę. Zostanę jeśli on tego będzie chciał. Wystarczy jedno słowo Liama, żebym został- Ale Liam milczał, a Zayn uśmiechnął się smutno. Trzeba było być ślepym, żeby nie zobaczyć kryształowych łez w oczach wilka. Pomachał mi i szybko wyszedł z domu. Spojrzałem z niedowierzaniem na Liama. Czy on naprawdę był aż takim debilem?

-Powiedz kurwa, że sobie żartujecie- warknąłem. Nie lubiłem Zayna na początku, ale kiedy już wszystko się wyjaśniło, przekonałem się do niego. W dodatku on i Liam byli naprawdę super parą. Byli.- Czy ty kurwa myślisz? Bawiłeś się nim czy jak do cholery? A może kochałeś cały czas tamtego chuja i chciałeś się tylko zemścić na Zaynie?!- Louis spojrzał na mnie ostrzegawczo, ale zignorowałem go. Poczułem się źle, że Zayn został tak potraktowany. Wszystko wyglądało na ustawione, na dobrze zaplanowaną zemstę.- Wy wszyscy jesteście jacyś popierdoleni- syknąłem i uciekłem do sypialni Louisa.

Louis zamknął drzwi, wchodząc do pokoju zaraz za mną. Usiadł na brzegu łóżka i spojrzał na mnie ze złością.

-Nie powinieneś się tak do niego odzywać. Może i jest na co dzień spokojny, ale uwierz mi, nigdy nie wiadomo, co wampirowi przyjdzie do głowy. Mógł cię skrzywdzić.

-Obroniłbyś mnie.

-Nie jestem w stanie cię zawsze bronić. Zrozum wreszcie, jakie ponosisz konsekwencje. Wczorajsza sytuacja powinna cię jedynie utwierdzić.

-Kim jest Arthur?

-Harry- westchnął.

-Kurwa mać, mam dość tych tajemnic. Chcę poznać twoją historię. Chcę wiedzieć kim jest Arthur, kim jest Aaron, kim są ci wszyscy ludzie. Chcę wiedzieć, kim jesteś, Louis.

-Znasz przecież moją historię.

-Połowicznie. Kim jesteś?

-Trzystuletnim wampirem, który zakochał się w człowieku, który go zabija.

-Lou... Chcę poznać twoją historię- szepnąłem, kładąc dłoń na jego kolanie- Już mnie nie wystraszysz.

-Dobrze- westchnął w końcu- dobrze.

Wstał nagle i usiadł na parapecie, odpalając papierosa. Ściągnąłem brwi, siadając obok niego. Miałem uraz do papierosów, bo paliłem, będąc w ciąży i wciąż nie mogłem sobie tego wybaczyć.

-To zaczęło się prawie tysiąc lat temu. Pewna wiedźma rzuciła urok na mojego dziadka za to, że odszedł z inną. Przemieniając jednak jego, skazała swojego brata na żywot łowcy, a nie ma się co oszukiwać, nie jest to najlepszy styl życia. Mam wujka dhampira, to jest połączenie wampira z człowiekiem. Drugim synem moich dziadków jest mój ojciec, który przemienił moją matkę i potem urodził się Liam, a ja ponad sto lat później. Miałem... Miałem siostrę. Lottie miała sto dwadzieścia cztery lata i nienawidziła tego, czym jest. Bardzo chciała być człowiekiem i całe życie szukała sposobu, by klątwę zdjąć. I pewnej zimy znalazła- wyszeptał. Słyszałem drżenie jego głosu i zaczynałem żałować, że zapytałem. Ale musiałem w końcu poznać prawdę- Znalazła w lochach naszego zamku jakąś starą księgę ze zdjęciem tej wiedźmy. Była to jej księga. Księga, w której była klątwa i księga, w której było zaklęcie cofające tą klątwę. Zamknęła się w jednej z podziemnych komnat i chciała z siebie zdjąć to przekleństwo. Znalazłem ją następnego dnia. Wyglądała, jakby umarła naturalnie. Wciąż była piękna, wciąż młoda i wciąż taka blada. Nic jej nie odróżniało. Umarła jako wampir. Nie wiem, czy źle przeczytała formułę, czy może po prostu nie miała odpowiednich mocy, żeby odwołać nasze przeznaczenie. Ale była martwa. Jest martwa, a ja wciąż za nią tęsknię. Arthur był narzeczonym Liama- zmienił nagle temat- i był okropnym chujem. Nie cierpiałem go, ale tolerowałem ze względu na brata. Po tylu latach wiem, że niesłusznie. Poznaliśmy Kenza w 1733 roku, we Włoszech. Od razu się sobą zauroczyli i w sumie zajęło im sto czterdzieści trzy lata, zanim w końcu się zaręczyli. Na całe szczęście, nie wzięli ślubu. Arthur był okropny. Agresywny, rzucał się na wszystkich. Dla Liama był idealnym chłopakiem. Czuły i troskliwy, zawsze stawał w jego obronie. Dla mnie- potwór. Często prowokował do bójki, raz poparzył mnie srebrnym sztyletem i do dziś mam bliznę. I Zayn go zabił. Znał go ledwie rok, ale go zabił. Ale ty wczoraj wróciłeś i powiedziałeś, że on żyje, a to już nie wiem jak można wyjaśnić.

-A Aaron?- spytałem niepewnie.

-Aaron..- Louis uśmiechnął się lekko, choć w jego oczach dostrzegłem małe łezki- Aaron był moim najlepszym przyjacielem. Poznałem go, gdy miał piętnaście lat. Ja miałem wtedy dwadzieścia pięć. To było w 1721 roku. Aaron był moim najlepszym przyjacielem, pomimo dziesięciu lat różnicy. Ale uwielbiałem spędzać z nim czas. Był zabawny, troskliwy i słodki. Przy nim zapominałem, że nie jestem człowiekiem, choć kochałem swoją wampirzą naturę od zawsze. Ale przy nim czułem, że żyję. Był wspaniały- I choć gdy o nim mówił, czułem ukłucie zazdrości, widziałem jaki był szczęśliwy wracając do wspomnień. Nie miałem serca mu tego odebrać- Kiedy dowiedział się, czym jestem, nie chciał wierzyć. Wyśmiał mnie, a gdy mu to udowodniłem, był przerażony. Kazał mi zostawić go w spokoju. Ale nie wytrzymał beze mnie tygodnia. Wpadł do mojego domu i płacząc błagał o wybaczenie. To było w 1727 roku. Dwa lata później go przemieniłem- otworzyłem szerzej usta- I po tym zdarzeniu, obiecałem sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię. Wpuszczenie jadu do ciała bliskiej osoby i patrzenia na jej ból... To była najtrudniejsza rzecz w moim życiu. Ale później wszystko było okej. Pokochał to. A ja kochałem jego. Chciałem, żeby był szczęśliwy, a jeśli jako wampir był, to ja byłem szczęśliwy razem z nim.

-Kłamałeś, prawda?- szepnąłem- Kłamałeś, gdy mówiłeś, że jestem pierwszym.

Louis westchnął cicho.

-Tak. To Aaron był pierwszym. Ale ja byłem wtedy młody, to było dwieście dziewięćdziesiąt lat temu. Czy to ma dzisiaj jakieś znaczenie? Nie byliśmy długo razem. W 1739roku znalazłem jego ciało niedaleko zamku. Jego głowa leżała obok, a z piersi wystawał kołek z białego dębu. Jego nadgarstki były obwiązane liną z kwiatem dzikiej róży. On umierał w męczarniach, Harry. A ja nie mogłem mu pomóc. Nienawidziłem siebie za to, że pozwoliłem mu zginąć.

-Louis, nic nie mogłeś zrobić- szepnąłem. Co prawda bolało mnie ukrywanie prawdy, jednak widziałem też ból, jaki malował się na jego twarzy. Tęsknił. I może nie tyle tęsknił za miłością, co za swoim najlepszym przyjacielem. Przysunąłem się do niego, wtulając w jego ciało. Może i niewiele mogłem zdziałać, ale próbowałem.

-Sama twoja obecność, robi wystarczająco dużo, Harry. Kocham cię dzieciaku- uśmiechnąłem się i uniosłem głowę z jego klatki piersiowej. Złożyłem usta w dzióbek, a Louis nachylił się i złączył nasze oddechy. I nie mogło być nic lepszego niż pocałunek na parapecie pod osłoną gwiazd. A może jednak mogło? Z Louisem każda chwila była idealna.

-A co z Zaynem i Liamem?- spytałem, kiedy się odsunąłem.

-Pogodzą się- westchnął Louis. Weszliśmy do pokoju, a ja oparłem się o parapet, przygryzając wargę. Louis złapał za nią, wypuszczając spod zębów- muszą.- Rozchyliłem nieco swoje nogi, a Louis stanął pomiędzy nimi, dłonie kładąc na moich biodrach i delikatnie pocierając.

-A co jeśli nie?- szepnąłem, patrząc na niego niepewnie. Jego ręce nie pozwalały mi się skupić- Myślisz, że Liam wciąż kocha Arthura?

-Nie sądzę- westchnął szatyn- że to jest dobry temat do rozmowy teraz- złapał mnie pod udami, a ja automatycznie oplotłem go nogami w pasie. Uśmiechnąłem się lekko. Louis położył mnie na swoim łóżku i powoli pocałował. Było to delikatne i pełne czułości. W naprawdę zwolnionym tempie pozbył się naszych ubrań. Równie wolno sięgnął po lubrykant i wylał go trochę na swoje palce, wprowadzając je do mojego wnętrza. Poruszał delikatnie, krzyżując od czasu do czasu. Odnalazł moją prostatę już po chwili w momencie, gdy w nią uderzył opuszkiem palca. Moje plecy wygięły się w łuk, a Louis z uśmiechem zgiął trzy palce, znajdujące się we mnie, co tylko skumulowało przyjemność. Lou nachylił się i wycisnął malinkę na mojej żuchwie. Chwilę później objął ustami mojego sutka, a drugą dłonią penisa. Nie wiedziałem, na którym doznaniu mam się skupić. To wszystko było tak cholernie dobre. Zaciskałem palce na pościeli, chciałem już poczuć go w sobie.

-Louis, proszę- jęknąłem, kiedy zabrał dłoń z mojego członka, a palce w środku zaczęły mnie po prostu pieprzyć. Momentami przyłapywałem się na tym, że sam się na nie nadziewałem, żeby poczuć go głębiej. I może to był przejaw desperacji, a może mój chłopak był chujem. Obie te opcje wydawały się być możliwe.

-O co prosisz, księżniczko?

-Wypełnij mnie- jęknąłem, wyginając ponownie plecy w łuk, kiedy odnalazł moją prostatę- błagam.

Louis zaśmiał się dźwięcznie, po czym zabrał swoje palce. Poczułem nieprzyjemne uczucie pustki, na co zmarszczyłem brwi. Ale wiedziałem, że trzeba najpierw pocierpieć, by doświadczyć przyjemności. Louis odwrócił mnie na brzuch, a ja jęknąłem niezadowolony. Zaraz po tym poczułem pieczenie na pośladku.

-Bądź grzecznym chłopcem, skarbie- zamrugałem kilkakrotnie. To uczucie było dziwne, ale przyjemne. Może czułem lekki ból, ale to było dobre, podniecało mnie.- Tak?- wyszeptał Lou. Po chwili poczułem kolejnego klapsa na pośladku, na co znowu jęknąłem. Dlaczego on mnie tak słodko torturował? Louis zachichotał, a następnie poczułem jego język. Westchnąłem głośno, chowając twarz w poduszkę. Uwielbiałem, gdy to robił. Było to takie przyjemne uczucie rozciągania, coś niesamowitego. Louis wsuwał i wysuwał szybko język, a moje mięśnie się zaciskały, łaknąc więcej. Dłonią szczypał moje sutki, a ja znowu nie wiedziałem, na czym mam się skupić. I kiedy i to uczucie zniknęło, ja znowu niezadowolony jęknąłem. A potem Louis znowu mnie uderzył, tym razem mocniej niż wcześniej i byłem przekonany, że będę miał ślad w postaci dłoni Louisa. I kurwa, chciałem mieć ten ślad.

I może powinniśmy kupić sobie jakieś zabawki, bo nasz seks choć cholernie przyjemny bez niczego, mógłby być jeszcze lepszy. O ile to w ogóle możliwe. Szatyn nie odwrócił mnie ponownie na plecy. Poczułem natomiast jak wchodzi we mnie jednym płynnym ruchem. Skryłem twarz w poduszce, tłumiąc jęk. Tomlinson złapał za moje włosy i szarpnął moją głowę w górę. I znowu, cholernie dobre uczucie.

-Chcę cię słyszeć, Harry- wysyczał do mojego ucha, tuż przed tym, jak wysunął się do samego końca i ponownie mocno zagłębił. Z mojego gardła uciekł cichy krzyk. Wolałem widzieć Louisa podczas seksu, ale taka pozycja też była zdecydowanie dobra. Poruszał się na przemian szybko i wolno. Czasem szczypał moje brodawki, czasem pocierał mojego penisa. Nie puścił moich włosów, szarpiąc za nie co chwilę. Co jakiś czas też dawał mi klapsy, a ja chciałem więcej i więcej. Moja dziurka boleśnie się zacisnęła na uczucie pustki, kiedy Louis wysunął się i odwrócił mnie przodem. Przeciągnął mnie na swoje kolana i zaczął unosić moje biodra. Uśmiechnąłem się, bo lubiłem górować. Oparłem dłonie o jego ramiona i zacząłem najpierw zataczać lekkie kółeczka, by po chwili ujeżdżać go z zadowoleniem na twarzy. Louis pomagał mi, unosząc moje biodra, a gdy się zmęczyłem, ponownie zmienił pozycję. Teraz moje stopy oparte były o jego ramiona, a on wsuwał się i wysuwał, doprowadzając mnie do szaleństwa. Jego dłoń raz po raz szczypała moje sutki, nasze usta zderzały się w pocałunkach. Moja klatka piersiowa cała była w malinkach, a Louis wciąż robił nowe. Naznaczał mnie.

Nie lubiłem prezerwatyw. Ograniczały bliskość, mimo że były cienkie. Nie mogłem poczuć Louisa, nie tak blisko jakbym chciał. Ale wiedzieliśmy, że musimy uważać. Nie chcieliśmy wpadki. Kolejnej zresztą.

Jak mam być szczery, to może i narzekałem na uczucie spermy wypływającej spomiędzy pośladków, ale było to cholernie dobre uczucie i tęskniłem za nim.

Chciałem, żeby Louis spuścił się we mnie, chciałem, żeby jego nasienie wypływało z mojej dziurki.

Chciałem mieć z nim dziecko.

-Jeszcze będziemy mieć brzdąca, kochanie- szepnął- obiecuję.

Złączył nasze usta i wzmocnił swoje ruchy. Obaj byliśmy na granicy. Louis ponownie zaczął stymulować mojego penisa, który był już cały mokry od preejakulatu. Doszedłem mocno na swój brzuch i dłoń Louisa, który wszystko zlizał. Chwilę później czułem, że Louis również jest blisko i spontanicznie chciałem przerwać.

-Louis, nie kończ we mnie- mruknąłem szybko. Szatyn zaskoczony wysunął się, a ja niemal rzuciłem się do jego penisa. Zdjąłem prezerwatywę, wyrzucając ją gdzieś za siebie, a sam chwyciłem członka wampira i włożyłem sobie do ust. Zacząłem szybko poruszać głową, wiedząc, że Louisowi nie wiele trzeba. Sunąłem ustami i językiem, czasami wkradając się pod napletek. Dłonią trącałem jądra, a kiedy ciepła, słona ciecz wypełniła moje usta, wszystko przełknąłem. Usiadłem na swoich kostkach z zadowolonym uśmiechem. Louis jeszcze chwilę dochodził do siebie, nim przyciągnął mnie do czułego pocałunku.

-Jesteś niesamowity- szepnął- kocham cię.

-Też cię kocham, Lou- westchnąłem, wtulając się w jego klatkę piersiową. Nie miałem siły, żeby wstać i pójść pod prysznic, ale Louis mnie zaniósł. Odkręcił wodę i dokładnie obmył moje ciało, stymulując jeszcze mojego członka. Doprowadził mnie do drugiego orgazmu, a potem zaniósł do łóżka i opatulił kołdrą. Zasnąłem przytulony do niego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top