23.
Dostałam pracę, aaaaaaaaaaaa ☻♥
xXxXx
Louis.
-Witaj Marco, Filippo. Co was tu sprowadza?
-Twoje urodziny, Tommo- uśmiechnęli się. Zacisnąłem zęby i poprawiłem Harry'ego na moich plecach- Wiem, że się trochę spóźniliśmy, ale jeszcze godzinkę mamy, a i czuję, że przekąska jeszcze jest.
Poczułem, jak Harry się spina.
-On jest nietykalny, Marco- warknąłem- I gwarantuję, że jeśli choć włos spadnie mu z głowy, to rozłupię ci czaszkę, przebiję kołkiem, a w międzyczasie podpalę- każde słowo wręcz cedziłem- i nie obchodzi mnie, że jesteś o prawie dwieście pięćdziesiąt lat starszy. Zajebię cię, jeśli chociaż krzywo na niego spojrzysz.
Wampir ściągnął brwi, ale już po chwili słyszałem jego śmiech.
-Tomlinson się zakochał. Słyszałeś Fifi? Tommo się zakochał!
Filippo spojrzał na mnie spod grzywki, uśmiechając się lekko.
-Najwyższy czas, Marco. Zostaw ich. Jak na nich spojrzysz, zobaczysz, że wyglądają słodko. Kibicuję wam z całego serca, Loulou. Jak masz na imię kolego?- zwrócił się do mojego chłopaka, a ja pokrzepiająco ścisnąłem jego łydkę.
-Ha-Harry- wydukał, wplątując palce w moje kosmyki. Uśmiechnąłem się lekko.
-Długo jesteście razem?
-N-nie. Jakoś od..
-Września- przerwałem mu, a James z tyłu prychnął. Harry szarpnął mnie za włosy, ale się nie odezwał. Mądry chłopiec- Przepraszam, muszę go odstawić do domu.
-Dlaczego?
-Pomyśl logiką. Jesteś człowiekiem. Twój siedemnastoletni syn chodzi z trzystuletnim wampirem.
-Oho, godzina policyjna wraca- zaśmiał się chłopak- Masz siedemnaście lat? Młodziutki jesteś. Czekacie, aż skończy szkołę?
-Z czym czekamy?
-No z przemianą.
-On pozostanie człowiekiem.
-To jak chcesz się z nim połączyć?- spojrzałem na niego ostro- Oh.
^^
Kiedy odprowadziłem młodego do domu, szybko wróciłem do siebie, gdzie trwała już dyskusja na temat mojej decyzji. Wiedziałem, że to, co zrobiłem przed godziną, nie było najmądrzejszym posunięciem, ale jeśli to choć trochę powstrzyma Harry'ego przed wejściem w głębszą relację ze mną, byłem gotów się poświęcić.
Usiadłem na oparciu kanapy, lekceważąc wzrok wszystkich, który skupił się na mnie.
-Chyba nie myślisz, że to go powstrzyma- parsknął Reybeck, patrząc na mnie. Uśmiechnąłem się złośliwie, po czym znalazłem się przy nim, przyciskając go do ściany za szyję. Nie tylko on był zaskoczony. Może i żywiłem się ludźmi, a czasem zabijałem dla zabawy, ale nigdy nie krzywdziłem moich bliskich. A już z pewnością, nie tych wampirzych.
-Lou, Tony ma rację- westchnął mój brat, kładąc dłoń na ramieniu. Powoli odstawiłem przyjaciela na podłogę, patrząc na brata- To, że zatrzymałeś proces starzenia się nie odstraszy go. On cię kocha, nic tego nie zmieni.
-Musimy go jakoś odsunąć!- krzyknąłem w końcu- Za dużo się dzieje, kurwa mać! Powrócili łowcy, w mieście grasują jakieś inne wampiry i nowa wataha wilków jest pod miastem. Jemu się może coś w każdej chwili stać, nie mogę na to pozwolić, do kurwy nędzy. Jeśli coś mu się stanie, nie wybaczę sobie tego, rozumiesz- popchnąłem lekko Liama, czując jak ta cała sytuacja mnie przerasta.
-Louisie Williamie Tomlinsonie- usłyszałem głos dziadka- Nie możesz zmieniać swojego życia, dla tego chłopca. On nie jest ci przezna...
-W dupie mam twoje przeznaczenie, dziadku- warknąłem- kocham go. Kocham go mocniej niż ty kiedykolwiek kochałeś babcię i nie obchodzi mnie, czy będę mógł z nim być czy nie. Nie obchodzi mnie, że on jest mężczyzną i nie będę mógł kontynuować naszego rodu, rozumiesz? Na kobietę nigdy nie spojrzę, jestem gejem, dziadku- mruknąłem.
-To nie zmie..
-WOLĘ KUTASY, mam ci to przeliterować? K U T A S Y- zaśmiałem się sucho- Nie przelecę żadnej kobiety, żeby mieć potomka. Nie zamierzam się też z żadną wiązać i zakładać jakiejś pierdolonej rodzinki. Cały ten ród trwa już od prawie tysiąca lat. Myślę, że już najwyższy czas przerwać tradycję, dziadku.
-Cieszy mnie, że chcesz się postawić- starszy wampir uśmiechnął się- ale uważaj do kogo mówisz, gówniarzu- ściągnąłem brwi- Nie masz prawa mi się sprzeciwić. Musisz kontynuować to, co zacząłem, czy ci się podoba, czy nie- warknął, a ja zaśmiałem się.
-Ukarz mnie- wyszedłem naprzeciw niego- Ale zapomnij, że zostawię tego chłopca. Póki on nie będzie chciał ode mnie odejść, póty ja z nim będę. Kocham go.
-I przez to, że go kochasz, to pieprzysz się z innymi?
-Kochałeś babcię?- spytałem nagle. Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni.
-Oczywiście, że tak. Co ty za pytania zadajesz?
-To powiedz mi, dlaczego ją przebiłeś?
W pomieszczeniu nastała głucha cisza. Wszyscy patrzyli skonsternowani na naszego przodka i na mnie. Słyszałem myśli mojej rodziny i przyjaciół odbijające się w mojej głowie.
-Skąd taki pomysł, chłopcze?- oczy mojego dziadka zaszły szarym kolorem, który oznaczał strach. Zaśmiałem się głośno.
-Nie jestem głupi. Nie rozumiem, jak mogłeś to zrobić. Jesteś potworem. Zawsze uważałem cię za wzór. ZAWSZE. Ale ty jesteś zwykłym monstrum. Zabiłeś swoją żonę, swoją ukochaną, naszą babcię. Ale nie to jest najgorsze. Bo w tym wszystkim zabiłeś też samego siebie. Nie jesteś naszym dziadkiem, Keith.
-Ty smarkaczu- złapał mnie za szyję i uniósł do góry. Zaśmiałem się głucho, po czym chwyciłem jego rękę, tą która mnie trzymała, obiema dłońmi, a po chwili było słychać trzask kości. Wylądowałem na dywanie, ale równie szybko się podniosłem i tym razem to ja złapałem mężczyznę za przegub i przycisnąłem do ściany. Zaśmiałem się znowu, ściskając coraz mocniej. I tak nie mogłem go udusić, więc co mi szkodziło być troszkę agresywniejszym?
Pociągnąłem wolną ręką za jego ramię, by po chwili kończyna wylądowała na panelach za mną, a z gardła mężczyzny wyrywał się krzyk. Nie przeszkadzała mi krew, która była na moim ciele. Miałem ochotę urwać mu łeb.
-Zapamiętaj sobie, debilu- zaśmiałem się- Jesteś starszy, ale to ja jestem silniejszy- upuściłem go, by jeszcze położyć stopę na jego plecach- Mam ochotę urwać ci głowę, chuju. Ale nie zrobię tego tylko ze względu na moją rodzinę. Ty do niej nie należysz. Wypierdalaj z tego miasta, zanim zmienię zdanie.
-LOUIS!- mój ojciec krzyknął, łapiąc mnie za ramię- Co się z tobą dzieje, synu?
-Trzymasz jego stronę, tatusiu?- prychnąłem, strzepując jego dłoń i patrząc mu w oczy- Wiedziałeś o śmierci babci?- nie odpowiedział, ale ja już znałem odpowiedź- Oczywiście, że wiedziałeś. Kryłeś go. Jesteś dokładnie taki jak on. Jeśli myślicie, że zmienicie moje zdanie, jesteście w błędzie. Jeśli będzie trzeba, będę próbował zostać marnym śmiertelnikiem. Ale nie rozdzielicie nas. Nie wy.
-Nie zamierzam cię zmuszać do tego, synu- powiedział mój ojciec- Nie chciałem wam mówić, czego dopuścił się mój ojciec. Ale nie popieram tego, do czego nas zmusza. I myślę, że masz rację. Ojcze, powinieneś opuścić miasto. Teraz- zaśmiałem się pod nosem. Słysząc jednak myśli mojego dziadka, przyszpiliłem go ponownie do ściany, wciskając dłoń w jego pierś i chwytając serce.
-Jeden zły ruch i poczujesz niewyobrażalny ból- zaśmiałem się- Wiem, że to cię nie zabije, ale obiecuję ci, że zaboli...
-Lou- Louis- - usłyszałem za plecami drżący głos. Szybko odwróciłem głowę, patrząc w zielone tęczówki.
-Harry, co ty tu robisz?- puściłem mojego dziadka i znalazłem się przy chłopcu. Przy przerażonym chłopcu.
-Kre- krew- - jęknął, a ja ściągnąłem brwi. Jego myśli były tak poplątane, że nic nie rozumiałem- Jesteś cały we kr- krwi- -jęknął. Przygryzłem wargę i skinąłem.
-Co tu robisz?- spytałem odsuwając się od niego.
-Tony do mnie napisał, że mam szybko przyjść, bo coś się z tobą dzieje- szepnął.
-Jak długo tu jesteś?
-Nie wiem, może z pięć minut? Louis, dlaczego ty- ty...
-Przepraszam Harry, że to widziałeś- westchnąłem lekko- Nie powinieneś był. Ale nie zmienimy już tego.
-Louis, dlaczego go zaatakowałeś?- Harry zamknął oczy, a ja westchnąłem przygryzając wargę.
-Bronił cię- odezwał się mężczyzna, który już dawno miał opuścić ten dom. Chwilę później go nie było, a Harry znowu na mnie patrzył.
-Naprawdę?
-No jasne- zaśmiałem się, chcąc podejść, ale w ostatniej chwili zrezygnowałem- Kocham cię, dzieciaku.
-Nie odsuwaj się ode mnie- wyszeptał i podbiegł, wtulając się w moją klatkę piersiową. Uśmiechnąłem się, całując go w głowę i ciasno obejmując- Też cię kocham, Loulou.
Złapał mnie za dłoń i pociągnął na górę, do mojej sypialni. Pocałował mnie w kącik ust i usiadł na łóżku, patrząc na mnie z nieśmiałym uśmiechem.
-Zaraz wracam, skarbie- puściłem mu oczko, po czym zniknąłem w łazience, by doprowadzić się do porządku.
Louis?
Ściągnąłem brwi, słysząc głos brata.
Tak?
Kiedy zmywałem z siebie krew i przebierałem się w czyste ubrania, czekałem na odpowiedź Liama, ale bardzo długo ona nie nadchodziła. Zastanawiałem się, czy nie zejść do niego, ale w końcu się „odezwał".
Masz dwie opcje. Albo go przemienisz i się z nim połączysz, albo odchodzisz, Louis.
Przygryzłem wargę, bo wiedziałem, że muszę coś zdecydować.
Wyszedłem z łazienki, zastając Harry'ego z papierosem przy oknie. Zmarszczyłem nos, bo nie podobało mi się, że on pali. Ja byłem nieśmiertelny, ale nie chciałem, żeby mój chłopak palił. Nie chciałem, żeby umarł zbyt wcześnie. Żeby coś go zabiło.
-Harry?
-Dlaczego nie chcesz się ze mną połączyć?
-Słucham?- spojrzałem na niego zaskoczony. Skąd on w ogóle wiedział o tym wszystkim?
-Tony o tym wcześniej mówił- Kędzierzawy wyrzucił papierosa przez okno a następnie odwrócił się i na mnie spojrzał. Na jego policzkach widniały zaschnięte ślady łez- Domyśliłem się, że chodzi o połączenie. A z tego co mówił, wychodzi na to, że musiałbym być taki jak ty. Dlaczego nie chcesz się ze mną połączyć? Bo najwidoczniej dlatego nie chcesz mnie przemienić, Louis.
-Nie chcę cię przemienić, bo nie mogę zabrać ci człowieczeństwa, Harry. Nie mogę cię skrzywdzić. Nie masz pojęcia, jak trudno o przetrwanie, jak musisz walczyć, żeby nie zabić. Będziesz patrzył, jak wszyscy twoi bliscy umierają, Harry. Nie mogę ci tego zrobić.
-Tylko o to chodzi?
-Tylko, Harry.
-A jeśli powiem, że jestem na to gotowy? Że jestem w stanie ponieść konsekwencje?
-To ci odpowiem, że pogadamy jak skończysz szkołę.- uciąłem, przewracając oczami. Podszedłem do niego, kładąc mu dłonie na biodrach- Powiedziałem, że cię kocham, a ty od razu chcesz być wampirem- westchnąłem- Daję palec a ty bierzesz całą rękę.
-Wiesz jak to brzmi?- zaśmiał się, obejmując moją szyję dłońmi. Uśmiechnąłem się, ściskając lekko jego biodra.
-Jak?- trąciłem nosem jego szyję.
-Jakbyś wkładał całą dłoń we mnie- mruknął i natychmiast schował twarz w moje ramię, pewnie się rumieniąc. Zachichotałem.
-A zmieścisz?
-Chceszsięprzekonać?-usłyszałem i gdyby nie to, że czytałem jego myśli, w życiu bym nie zrozumiał.
-Nie, skarbie, nie dzisiaj. Wystarczająco cię wymęczyłem wcześniej.
-Właśnie, dlaczego tak bardzo wcześniej chciałeś?- spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
-Miałem ochotę na mojego chłopaka, nie mogłem?
-Mogłeś. I to było cholernie dobre, ale o czym oni mówili? Że co zrobiłeś?
Spiąłem się i westchnąłem.
-Zatrzymałem proces starzenia się.
Harry zesztywniał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top