17.
Spojrzałem na Louisa w szoku. Był się pożywić? Stanem? Potrząsnąłem głową. To nie miało sensu. Po co było to ukrywać?
-Stan jest moim stałym żywicielem- westchnął szatyn, patrząc na mnie. Teraz to już nic nie rozumiałem- Chodzę do niego codziennie i się karmię.
-Co z tego?
-Wiesz przecież jakie to uczucie- westchnął Liam.
-Chodzi wam o to, że jest podniecające?- skinęli głowami. Wróciłem wzrokiem do Lou- I co bzykasz go potem w rekompensacie?- prychnąłem, kierując się na górę. Usłyszałem za sobą zrezygnowany jęk Lou.
-No i właśnie dlatego ci nie chciałem mówić- westchnął, oplatając mnie ciasno w pasie od tyłu. Co prawda byłem trochę zły na chłopaka, ale to jak mnie traktował, sprawiało, że czułem się dobrze. Od razu wybaczyłem mu wszystkie błędy i zdrady, te które już były i te niedoszłe. Obróciłem się w jego ramionach, zarzucając dłonie na kark. Louis przeniósł swoje ręce na mój tyłek, delikatnie go ściskając- Przepraszam- mruknął, całując mnie w nos. Uśmiechnąłem się i wtuliłem w jego ciało Policzek przyłożyłem do miejsca, gdzie powinno być serce i westchnąłem- Mam serce, Harry. Tylko ono nie bije.
-To po co ci?- mruknąłem sennie.
-Mogę ci je oddać. Chociaż przy tobie czuję, jakby biło- szepnął, podnosząc mnie w stylu panny młodej i idąc do swojej sypialni. Uśmiechnąłem się szerzej, kiedy położył mnie na łóżku- Śpij, kochanie. Porozmawiamy jak wstaniesz.
Nie miałem już siły mu odpowiedzieć, bo zasnąłem. Słyszałem jeszcze tylko, jak mruczy, że doprowadzam go do wzwodu samym wyglądem.
^^
Następnego dnia pojechałem z Louisem, Liamem i Edem na zakupy. Zayn został z Nickiem, cierpliwie czekając na przemianę, a ja postanowiłem poznać Eda z Louisem. W końcu teraz musiałem, szczególnie, że oficjalnie byliśmy parą.
Napisałem do Eda, że po niego podjedziemy i żeby na chwilę przestał myśleć o chorej mamie. Rudzielec, dosyć niechętnie, się zgodził. Od Tomlinsonów mieliśmy dosyć blisko do Sheerana. Po wstępnej rozmowie z Louisem, postanowiłem także, że powiem przyjacielowi prawdę. Powiem, że Louis i Liam są wampirami, że chłopak Liama jest zmiennokształtnym i że Nick został przemieniony. Zdaje się, że byliśmy jedynymi ludźmi. Kiedy podjechaliśmy na podjazd, wyskoczyłem z samochodu, od razu przytulając chłopaka. Wyglądał okropnie. Podkrążone i przekrwione oczy, włosy roztrzepane i starta bluza.
-Wszystko będzie dobrze- mruknąłem, pocierając jego plecy- Twoja mama jest silna.
-Ojciec został w szpitalu, a młody nie wrócił na noc do domu. Nie wiem co robić.
-Będzie dobrze- powtórzyłem- młody na sto procent siedzi u swojej dziewczyny- Sheeran parsknął.
-Masz chociaż jakieś dobre informacje dla mnie?
Skinąłem delikatnie głową, przygryzając wargę.
-To jest mój chłopak- wskazałem na wysiadającego z samochodu szatyna- Lou-
-Tomlinson?- prychnął z niedowierzaniem, patrząc na niebieskookiego.
-Cześć Ed- wampir uśmiechnął się szeroko, podając rękę. Znali się?
-Wróciłeś na stare śmieci, co- skrzywił się ze śmiechem mój przyjaciel. Po chwili z samochodu wysiadł Liam, który wręcz wskoczył w ramiona rudzielca.
-Czy tu się wszyscy znają?- jęknąłem. Lou przyciągnął mnie do siebie.
-Znaliśmy jego dziadków- wzruszył ramionami- opiekowaliśmy się nim, kiedy był małym brzdącem. Potem wyjechaliśmy.
-To on wie?
-W pewnym sensie, tak. Nie wie wszystkiego.
-Dalej mam wrażenie, że to jakiś sen- mruknął- nie możecie wyglądać wciąż tak młodo.
-No właśnie tego nie wie- zaśmiał się szatyn- Wie tylko, że rzucono na nas klątwę i przez to jesteśmy nieśmiertelni.
-Musisz mi kiedyś o tym opowiedzieć- szepnąłem, całując szczękę Louisa. Skinął głową.
-Więc chodzisz z największym przystojniakiem w szkole?- skinąłem rozbawiony głową- to przez niego chodziłeś jak kaczka wczoraj?
-Raczej dzięki mnie- prychnął, czochrając moje włosy.
Liam go w końcu puścił i wsiedli do samochodu. Wyjechaliśmy z drogi osiedlowej, włączając się do ruchu. Louis nie prowadził bezpiecznie. Łamał wszystkie przepisy, nie miał zapiętych pasów, nawet nie patrzył na drogę. Jedną dłoń trzymał na moim kolanie, a drugą ledwo dotykał kierownicy.
-Kto ci dał prawo jazdy?- skrzywiłem się.
-Kto powiedział, że je mam?- spojrzał na mnie. Widząc moją minę, roześmiał się- Żartuję.
-Więc kto?
-Chyba miał na imię Luke- zamyślił się- to było dawno temu.
-Miałeś egzamin?- spojrzałem podejrzliwie. Miałem dziwne wrażenie, że po prostu bzyknął egzaminatora. Kiedy usłyszałem jego śmiech, tylko potwierdziły się moje przypuszczenia. Oparłem rękę o szybę, a głowę położyłem na dłoni, przewracając oczami. Louis przeleciał więcej osób, niż jest w mojej szkole ( a jest duża).
-Hej, ale za to przez moje trzysta dwadzieścia lat miałem tylko jeden związek.- Złapał moją dłoń, całując jej wierzch- Z tobą.
Uśmiechnąłem się pod nosem, nie odpowiadając mu. Przynajmniej z tą jedną rzeczą wygrałem z całą resztą facetów. Nieważne kogo by ruchał, i tak wróci do mnie.
-Jesteś tylko ty- zauważył.
-Bardziej miałem na myśli to, że nieważne, ile osób przeleciałeś, skończyłeś ze mną na stałe- zaśmiał się. Powiedział mi, że przy mnie jego serce bije. U mnie jest na odwrót. Moje serce należy do niego.
-Moje do ciebie też, skarbie- szepnął, całując znowu moją dłoń. Zarumieniłem się- Skradłeś mi je trzysta lat temu i popatrz ile kazałeś na siebie czekać- pokręciłem głową ze śmiechem. Nie wierzyłem w swoje szczęście.
Kiedy dojechaliśmy do galerii, pierwszy wysiadłem z samochodu. Musiałem zrobić porządną listę zakupów, w końcu moi rodzice wracają na święta...
Rodzice.
Zatrzymałem się przed wejściem. Nie widziałem ich prawie pół roku. Jak im miałem powiedzieć, że nagle znalazłem chłopaka? Że to nie Nick?
-Twoi rodzice liczą, że spotykasz się z Grimshawem?- usłyszałem obok. Skinąłem, a Lou prychnął- To może jego im przedstaw. Na pewno jest lepszy.
-Louis...
-Z pewnością młodszy. Będą w cholerę zadowoleni, że spotykasz się z wilkiem. Lepszy on niż wampir.
-Louis!- złapałem jego nadgarstek- Po pierwsze, nie zamierzam powiedzieć moim rodzicom, że jesteś martwy- przewróciłem oczami- przynajmniej na razie. Po drugie. Oni sobie mogą woleć Nicka, ale to ty masz moje serce, więc skończ zachowywać się, jak rozkapryszona księżniczka.
-Harry- Liam mnie upomniał, ale go zignorowałem. Patrzyłem wyzywająco w czarne oczy Louisa. Chwila. Czarne? Kurwa. Puściłem jego rękę niemal natychmiast. Lou prychnął- Harry zaczekaj. Nie rozumiesz.
Louis wszedł do galerii bez słowa, a Ed, nie wiadomo dlaczego, poszedł z nim. Spojrzałem na Liama.
-Co znowu?
-Louis w Wigilię obchodzi trzysta dwudzieste pierwsze urodziny. Można powiedzieć, że to taki.. Przełom w życiu wampira- spojrzałem na niego zaskoczony. Nie rozumiałem- Co sto lat, mamy pewien okres w życiu, kiedy jesteśmy bardziej drażliwi, podejmujemy pochopne decyzje, i tym podobne. To nasza natura daje o sobie znak. Nasze ciała i umysły, przekształcają się nieco, często nabywamy jakąś nową umiejętność. W moim przypadku, dzieje się to zawsze w dwudziestym trzecim roku. U Louisa w dwudziestym pierwszym, a u Jamesa w dwudziestym siódmym. Ten proces jest nieunikniony. Nie wiemy, dlaczego tak to wypada. Co wiek, jest lepiej, ale nie w jego przypadku. On jest taką naszą czarną owcą, bo on żywi się tylko ludzką krwią, w przeciwieństwie do całej rodziny. Teraz ma najgorzej, bo poznał cię w roku tak zwanego Kwitnięcia. Będzie mu o wiele trudniej się powstrzymać.
-Przed czym?
-Żeby cię nie zmienić- przełknąłem ciężko ślinę.
-A jeśli ja tego chcę?
-Louis tego nie zrobi- pokręcił głową- Nigdy. Będzie mu ciężko się powstrzymać, ale wiem, że cię nie zmieni.
-Dlaczego?
-Tak jak kocha swoją naturę, tak nigdy nie odebrałby ci człowieczeństwa. To jest coś, czego nigdy nie odzyskasz. Już raz stracił bliską osobę poprzez przemianę. Nie sądzę, że będzie gotowy na powtórkę.
-Ale jeśli mnie nie zmieni, to i tak mnie straci! Przecież umrę!
-Wiem, Harry. Ale to jego decyzja. Osobiście, próbujemy go z Jamiem przekonać, ale on nie chce nawet o tym słuchać. Jeśli zauważę, że on sobie bez ciebie nie radzi, a nie będzie chciał cię przemienić, ja to zrobię.
-Zrób to teraz.
-Nie ma mowy, Harry. A teraz chodź, poszukajmy ich.
-Jeszcze jedno Liam- spojrzał na mnie, kiedy wchodziliśmy do centrum- Co mogę mu kupić na urodziny? I dziękuję za informacje, że je ma za tydzień.
-Nie ma sprawy. I myślę, że najlepszym prezentem jesteś ty sam. Louis cię po prostu uwielbia- uśmiechnąłem się- Poza tym, z tego co wiem, James ma dla was ciekawy prezent, więc może uda się wam zgrać.
-Dla nas?- uniosłem brew.
-Nic ci nie powiem, ale uwierz mi, spodoba ci się- skinąłem głową z uśmiechem. Kiedy na wystawie dostrzegłem zielony sweterek z elfem, ubłagałem Liama, żebyśmy weszli, abym mógł go zmierzyć. Ledwo zdjąłem bluzę, a do przymierzalni wszedł Louis.
-Hej- mruknął, patrząc na moje ciało. Zarumieniłem się lekko, szybko ubierając sweter. Zdecydowałem go wziąć.
-Hej?- spojrzałem, ściągając z siebie zielony materiał- Już się nie obrażasz?- spojrzałem na jego odbicie w lustrze. Uśmiechnął się pod nosem.
-Nie- mruknął i nagle poczułem jego oddech na swoim karku. Jego dłonie sunęły po moich biodrach, kierując się do zamka w spodniach.
-Louis- mruknąłem, kiedy jedną wkradł się do bokserek i objął mojego członka- Jesteśmy w miejscu publicznym.
-Wiem- wyszeptał do mojego ucha, przygryzając je lekko. Zaczął pocierać mojego penisa. Oparłem czoło o chłodną, szklaną powłokę, a mój oddech przyspieszył- No powiedz, że cię to nie nakręca? Że ktoś może nas w każdej chwili przyłapać- przycisnął swoje krocze do mojego tyłka, a spomiędzy moich warg uciekł cichy jęk.
-Louis- wyszeptałem ponownie, wypychając biodra w jego kierunku. Nie musiałem nawet na niego patrzeć, żeby wiedzieć że się uśmiecha. Zsunął moje spodnie i nakierował swojego penisa. Kiedy poczułem go w sobie, musiałem zatkać sobie usta pięścią, żeby nie krzyknąć. Jak zwykle bez przygotowania, jego kutas rozrywał mnie. Ale kochałem to uczucie. Otworzyłem oczy, patrząc na nasze odbicie w lustrze. I cholera, to było tak gorące, że byłem blisko od samego patrzenia. Pchnął mocniej biodrami, a mnie naprawdę ciężko było powstrzymywać jęki, szczególnie, kiedy zaczął trafiać w moją prostatę.
Jego ruchy były mocne i agresywne, dokładne, za każdym razem trafiające w punkt. Mimo że prawie nie jęczałem, miałem wrażenie, że personel nas słyszy. Z pewnością wiedzieli, co tu robiliśmy.
-Kurwa, Lou- jęknąłem, kiedy poczułem, że jestem blisko. Szatyn jednak wstrzymał ruchy
-Język- warknął mi do ucha- Chyba, że chcesz zostać z swoim problemem.
-Zamierzasz się bawić w kary?- zaśmiałem się cicho- Może mam jeszcze do ciebie mówić tatusiu?- parsknąłem. Zaraz jeszcze kupi mi damskie ciuchy i będzie dawał klapsy. Zarumieniłem się, kiedy zrozumiałem, że mnie to kręci i chciałbym, żeby to robił.
-Jesteś dziwny- stwierdził Louis. Poczułem się głupio, ale nie mogłem zbyt długo nad tym myśleć, bo Louis zaczął mnie mocno posuwać. Przycisnąłem policzek do lustra, czując, że naprawdę niewiele mi trzeba- Dojdź dla mnie skarbie- mruknął Lou, przygryzając moją łopatkę- Dojdź dla tatusia- Kiedy usłyszałem te słowa, orgazm sam przyszedł. Nie spodziewałem się tego po Louisie, byłem pewien, że jego takie rzeczy nie kręcą. Po paru kolejnych pchnięciach, Tomlinson również doszedł. Wysunął się ze mnie i podciągnął moje spodnie w górę- Tatuś jest zadowolony- uderzyłem go w ramię.
-Nie nabijaj się ze mnie.
-Ja nie wiem, co ty czytasz, skarbie. Twoje fetysze są dziwne, ale podniecające. Więc tak, możesz do mnie mówić, jak tylko ci się podoba. A co do karania, jak zasłużysz, to cię ukarzę.
-Jesteś dziwny.
-Mam trzysta dwadzieścia lat. Mogę być dziwny.
-Teraz czuję się, jakby przeleciał mnie jakiś stary dziadek- Louis przewrócił oczami, wychodząc z przymierzalni. Ja wciągnąłem na siebie swoją bluzę i poszedłem zapłacić. Louis zniknął ze sklepu razem z Liamem. Podejrzewałem, że brunet postanowił ochrzanić mojego chłopaka, za swoje durne pomysły. Westchnąłem, płacąc i wraz z rudzielcem opuściłem sklep. Ed był już mniej przybity niż rano, ale wciąż nie wiedział, co się dzieje. Usiedliśmy na ławeczce pośrodku galerii.
-Musicie się wszędzie bzykać?
-Pretensje do niewyżytego wampira- przewróciłem oczami. Ed spojrzał na mnie zaskoczony, a ja wziąłem głębszy wdech- Nie wiem wszystkiego. Ty wiesz o klątwie. Ja wiem, że Louis, Liam i nauczyciel edukacji seksualnej są wampirami. Zayn, chłopak Liama i najlepszy przyjaciel Louisa jest zmiennokształtnym, który opiekuje się Nickiem, bo...- przygryzłem wargę- Nick został ugryziony.
-Czekaj, czekaj- spojrzał na mnie- Nicky jest wilkiem?- Skinąłem głową- Kurwa, niedobrze- rzucił nagle, patrząc gdzieś przed siebie. Podążyłem za jego wzrokiem, dostrzegając Horana. Westchnąłem, ściągając brwi.
-Oh, Styles- zaśmiał się- Gdzie masz chłopaka?
-Za tobą, durniu- przewróciłem oczami, widząc Louisa za Niallem. Mimo wszystko uśmiechnąłem się, bo teraz już mogłem oficjalnie nazywać się chłopakiem Tomlinsona. Życie jednak jest piękne. Lou spojrzał na mnie rozbawiony, a ja przekląłem się w myślach, za to, że zapominałem, że on może mnie przejrzeć- Czego tym razem chcesz od Hazzy?
-To wy jesteście razem?- spytał osiłek Horana. Zaśmiałem się.
-Nie twój interes. Czego chcesz od Harry'ego, kurwo?- Niall spiął się, patrząc w oczy Tomlinsona. I potem wszystko stało się tak szybko. W jednej chwili Niall stał przede mną i patrzył na Lou, a w następnej mój ukochany zwinął się na podłodze, a Horan rozpłynął się w powietrzu. Uklęknąłem przy Louisie, chcąc do niego dotrzeć. Ale on tylko zwijał się z bólu i jęczał.
-Lou, co jest?- w końcu spojrzał na mnie, a ja znieruchomiałem. Tuż pod jego sercem był wbity kołek. Podejrzewałem, że jest opleciony dziką różą, po tym, jak Louis bardzo cierpiał i klął.
-Kurwa- jęknął, kiedy wyciągnąłem go z niego jednym pociągnięciem. Na całe szczęście nikogo w pobliżu nie było- Łowcy wrócili- warknął, patrząc na swojego brata.
-Co?- To ktoś na nich polował?
xXxXxXxXx
Jak dobiję 100 follow będzie niespodzianka :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top