13.

Okej, na początek parę słów wyjaśnienia.

Ten fanfik jest mocno porąbany i wiele rzeczy jest i będzie niejasnych. Część nawet specjalnie pozostanie niewyjaśniona.

Czytam te wasze komentarze i niektóre mnie naprawę bawią, jednak są i takie, które mnie nieco irytują.

Ja wiem, że Harry jest człowiekiem i może być wam go bardziej szkoda etc

jednak zauważcie proszę, że Lou po raz pierwszy (owszem, to już było wspomniane) jest w stałej relacji z kimś. Dla niego to też nie jest łatwe!

Wiem, że może być to dla was trudne, ale postarajcie się nikogo nie faworyzować, okej?

Niby Harry jest ofiarą, Lou go rani blebleble... Jednak chcę wam jakoś uświadomić, że Lou też poniekąd cierpi. Specjalnie w poprzednim rozdziale zaznaczyłam, że oni nigdy nie byli ludźmi, że nie wiedzą jak to jest, ale też mają uczucia. I gwarantuję wam, Louis odczuwa pierdyliard razy bardziej niż Harry. 

Więc proszę, nie nadawajcie od razu na Lou, jak tylko coś się nie spodoba. 

Błagam, szanujmy się.

XXXX

4489 słów!

Rozdział dla mojej Naci, wiem, że ci się spodoba B)

xXxXxXxXx

Harry.

Z wdzięcznością przyjąłem kubek parującej herbaty. Nick dał mi swoje dresy i ciepły, puchaty koc. Siedziałem skulony na kanapie, gapiąc się bez celu w czarny ekran telewizora. Grimshaw usiadł obok mnie, a ja odstawiłem kubek i bez wahania się do niego przytuliłem. Potrzebowałem ciepła drugiej osoby, potrzebowałem odrobiny miłości. Nawet nie wiem, kiedy z moich oczu popłynęło parę łez.

-Co on ci zrobił?

-Pojawił się- szepnąłem, zamykając oczy.



Obudziłem się przed siódmą. Leżałem na Nicku, na kanapie w salonie. Mężczyzna jeszcze spał, kiedy wstawałem. Poszedłem do łazienki, wziąć ciepły prysznic. Rzeczy zabrałem z jego szafy, nie pierwszy raz podkradając mu garderobę. Następnie zrobiłem śniadanie, zanosząc je do salonu. Przebudziłem mężczyznę.

Do szkoły wszedłem otoczony przez opiekuńcze ramię Nicka. Louis stał ze Stanem pod szafkami i śmiali się z czegoś. Nie dało się nie zauważyć, jak Lucas przyczepiony jest do szatyna.

Kiedy weszliśmy, od razu na nas spojrzał. Widziałem, jak prycha pod nosem i wraca do rozmowy z blondynem. I poczułem się cholernie źle, bo wiedziałem, że to ze sobą nie gadamy jest poniekąd znowu moją winą.

-Pokłóciłeś się z chłopakiem, cioto?- usłyszałem nagle znienawidzony głos. No kurwa jeszcze tylko Horana brakowało.

-Czego znowu chcesz?

-Jesteś niemiły- zacmokał Horan- a twój chłopak stwierdził, że już go nie interesujesz- spojrzałem z niedowierzaniem na Louisa, ale on wydawał się być zajęty rozmową- Więc możemy zrobić z tobą, co nam się podoba- zaśmiał się ironicznie. Nick nerwowo przestąpił z nogi na nogę. Nie mógł nic zrobić, żeby nie pogorszyć sytuacji. Jedynie Ed mógł pomóc, ale nigdzie go nie widziałem- To jak? Pójdziesz po dobroci, czy..

-A gdzie on ma niby z tobą iść, blondie?- Louis stał z założonymi rękami za Niallem.

-Powiedziałeś..

-To, że z nim nie gadam, nie daje ci przyzwolenia do robienia, co ci się podoba.

-Ale...

Louis zacisnął dłoń wokół jego szyi.

-Nie dotykaj moich rzeczy- spojrzał mu głęboko w oczy- Nigdy nie tkniesz Harry'ego.

-Nigdy nie tknę Harry'ego.

Czy on właśnie użył na nim perswazji? Spojrzałem na niego z wdzięcznością, ale on tylko przelotnie obrzucił mnie spojrzeniem i odszedł.

-Co to było?-Nick spojrzał na mnie zaskoczony.

-Nie zrozumiesz- westchnąłem.


-W środę weźcie ze sobą do szkoły ciepłe rzeczy i przede wszystkim czapki i rękawiczki- zaczął nasz wuefista. Louis zachichotał, a potem wyszeptał coś na ucho Lucasowi. Blondynowi zaświeciły się oczy, a zaraz później oblał się rumieńcem, kiedy Tomlinson wciąż coś do niego mówił- Jedziecie na łyżwy.

Oh, no tak. Louis po prostu wiedział to wcześniej.



-Czego chcesz, Harry?

-Ja... Nieważne- rozłączyłem się, rzucając telefonem o ścianę. Podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej swoje ulubione poprzecierane dżinsy. Do tego ubrałem czarną koszulę w kwiaty. Włosy zostawiłem rozpuszczone, użyłem mocnych perfum, na nogi wsunąłem sztyblety i wyszedłem. Byłem zły i smutny, kiedy szedłem do Sfinksa. Nie miałem konkretnego celu, poza upiciem się. I może zaliczeniem przypadkowego kolesia. Miałem dość tej całej frustracji seksualnej, którą miałem przez cholernego Tomlinsona. Potrzebowałem dać ujście i naprawdę byłem bliski wskoczenia Nickowi do łóżka.

-Cześć, Harry. Dzisiaj sam?

-Siema, Paul. Tak, dzisiaj przyszedłem sam- westchnąłem, wchodząc do baru. Była dopiero dwudziesta trzecia, striptizerzy dopiero zaczynali. Troy siedział w skórzanych spodniach na ladzie i flirtował sobie z Tonym. Nie mogłem uwierzyć, że wokół mnie były same wampiry. No i parę zmiennokształtnych. To wszystko było tak strasznie skomplikowane. Czasami wolałbym nie wiedzieć o nich. Nie poznać Louisa.

-Harry?- zdziwienie w ich głosie mnie rozbawiło. Wiem, że nigdy nie bywałem sam w pubie, ale po prostu cholernie potrzebowałem alkoholu.

-Tak mam na imię- burknąłem- Daj mi wódkę.

-Harry..

-Daj mi jebaną wódkę, Reybeck- warknąłem w stronę barmana. Po chwili przede mną stał kieliszek po brzegi wypełniony przezroczystym płynem.

-Co się stało?

-Nic- warknąłem. I to było najgorsze. Piłem, bo nic się nie stało. Nie pomiędzy mną, a Louisem. Ale z całą pewnością pomiędzy Tomlinsonem i Stanem. Przetarłem dłonią twarz, prosząc kolejną kolejkę. Stark musiał zaczynać pracę, więc po chwili nas opuścił. Tony tymczasem obsługiwał innych klientów, ale wiedziałem, że mnie obserwuje.

Nie miałem pojęcia, ile wypiłem, ale zdecydowanie za dużo. Szumiało mi w głowie, obraz przed oczami był zamazany, a świat wirował. Wszystko zlewało się w jedną kolorową plamę, a ja piłem i piłem.

-Nie jesteś za młody, żeby tu być?- usłyszałem za plecami. Odwróciłem się na znajomy głos.

-Jason. To chyba nie jest twoja sprawa.

-Jest, bo nie odpowiadasz na moje telefony- mruknął, zbliżając swoją twarz do mojej. Westchnąłem w jego usta, by po chwili przyciągnąć go do pocałunku.

-Dzwoń po Louisa- usłyszałem tylko. I to była wina alkoholu, że parę minut później byłem przyciśnięty do umywalek w toalecie, a moje dłonie były pod koszulką chłopaka. Czułem jego usta na swojej żuchwie, czułem jak wyciska mi malinkę na szyi i czułem jego napierającą na moją erekcję.

Pozbyłem się koszulki chłopaka i przyciągnąłem ponownie do swoich ust. Czułem, jak majstruje przy moim pasku, jak zsuwa moje spodnie z nóg. Czułem jego dłoń na moich bokserkach, a zaraz w nich, jak obejmował mojego członka dłonią.

I jak przez mgłę pamiętałem, że go od siebie odepchnąłem i zapiąłem swoje spodnie, uciekając z toalety.

-Ja tak nie mogę- mruknąłem pod nosem, kiedy wybiegałem z baru. Miałem wrażenie, że mijałem po drodze wszystkich. Od Louisa zaczynając i na Liamie kończąc. Ale to była tylko moja cholerna wyobraźnia.

W końcu byłem sam, po co ktoś miałby się o mnie martwić?

^^

W poniedziałek do szkoły zawiozła mnie Gemma. Nie chciałem tam iść, obawiałem się spotkania Jasona i Louisa. O ile szatyn jeszcze nie wiedział, to ja nie byłem w stanie spojrzeć mu w oczy. Wszedłem do budynku, naciągając kaptur na loki i udając, że nie istnieję. Stałem pod szafkami, ciesząc się, że ludzie mijali mnie bez słowa.

-Cześć- usłyszałem. Jęknąłem cicho, bo choć tak bardzo chciałem go uniknąć, tak bardzo było to nierealne. Był cholernym wampirem, jeśli by mnie nie zauważył, to by poczuł, a nawet jeśli nie, to odczytałby moje myśli- Dlaczego mnie unikasz?

-Wydaje ci się- bąknąłem, starając się myśleć o wszystkim, tylko nie o piątku.

-Harry.

-Już ze mną gadasz?- prychnąłem, zrzucając kaptur- Bo w piątek jakoś byłeś dla mnie chamski.

-Bo nie przyznałem ci racji? Doprawdy?- zaśmiał się bez humoru. Zacisnąłem usta w wąską kreskę- nie jesteśmy razem, ani ty ani ja nie mamy prawa być zazdrośni. Nic pomiędzy nami nie ma.

-To wyświadcz mi przysługę i więcej mnie nie całuj- warknąłem, odwracając głowę.

-Przepraszam, że spełniam tylko twoje życzenia- powiedział bez emocji. Poczułem, jak mury, które sobie wytworzyłem opadają.

-Więc to nic nie znaczyło?- zapytałem szeptem, patrząc w jego fiołkowe oczy. Wciąż nie wiedziałem, co te kolory oznaczały.

-Nic a nic- powiedział, choć miałem wrażenie, że kłamał. Oh, jak ja bym chciał zapomnieć.

-Cześć Harry- usłyszałem głos, którego bardziej nie chciałem słyszeć, niż Lou.

-Jason. Czego chcesz?

-Zaproponować podwózkę po szkole. Chciałbym dokończyć to, co zaczęliśmy w barze w piątek. A może już w sobotę? Jeden kij, chcę znowu poczuć te twoje słodkie usteczka, tylko może trochę niżej- uśmiechnął się filuternie, a ja poczułem, jak wczorajszy obiad podchodzi mi do gardła.

-Jesteś obrzydliwy- podsumowałem, nie patrząc na niego- Nigdzie z tobą nie pojadę, zrozum to w końcu.

-Teraz zgrywasz niedostępnego?- parsknął- a w piątek błagałeś, żebym ci obciągnął.

Przymknąłem oczy. Louis stał obok mnie i wszystkiego słuchał.

-Daj mi spokój, Jason.

-Oh, Harry..

-Powiedział chyba, że nigdzie z tobą nie idzie?

-A ty co się wtrącasz?

-Po prostu spierdalaj- mruknąłem, patrząc na Louisa- Ja..

-Nie tłumacz się- słyszałem obojętność w jego głosie i to tak cholernie bolało- Po pierwsze, jeśli myślisz, że o tym nie wiedziałem, to serio jesteś głupi. A po drugie, już mówiłem. Nic nas nie łączy.

-Louis...

Mrugnął do mnie i odszedł, a ja stałem i jak debil za nim patrzyłem. Uderzyłem głową o szafkę, czując jak łzy zbierają się w moich oczach. Kłócimy się zawsze przeze mnie. Nie dziwię się, że nie chce ze mną być. Tu nie chodzi o to, że jestem od niego słabszy, bo jestem człowiekiem. Tu chodzi o to, ze robiłem jakieś pieprzone sceny zazdrości i prowokowałem do kłótni. Podczas imprezy halloweenowej też go zdenerwowałem i..

Moment, jak to imprezy halloweenowej? Przecież ja byłem z chłopakami, a Louisa nie było wcale. Zamknąłem oczy i nagle byłem w domu Louisa. Leżał na łóżku i patrzył na mnie zaskoczony.

-Co ty tu kurwa robisz?

-Mam dość. Mam dość twoich pierdolonych gierek, Tomlinson! Po co to wszystko?! Po chuja robisz mi nadzieję, a potem wdeptujesz w błoto?! Po chuja kłamiesz i się ukrywasz, żeby następnego dnia mącić mi w głowie?! Mam kurwa dość, Louis! Robisz ze mnie kretyna, ja nie chcę, ja chcę kurwa wiedzieć, dlaczego zachowujesz się, jakbyś był popierdolony!

-Chciałbym ci powiedzieć, Harry..


Kurwa, moja głowa. Oparłem się o szafki, biorąc głęboki wdech.


-Lou, co się dzieje?- spojrzał na mnie smutno, a po chwili wskazał na wyjście. Niepewnie ruszyłem za nim, znajdując się na pustym korytarzu szkolnym. Widziałem, że jest przygnębiony. Patrzył na mnie przez długich kilka minut, ale się nie odzywał.

-Louis...

Przyparł mnie do ściany i spojrzał głęboko w moje oczy. Jego źrenice się zwężyły.

-Nie przyszedłem na zabawę. Nie widzieliśmy się dzisiaj i nie rozmawialiśmy. Zapomnisz o wspólnym wieczorze i o tym, co ci powiedziałem.

Osunąłem się na podłogę, patrząc pusto przed siebie. Co to było? Czy to się wydarzyło naprawdę? Czy Louis wymazał mi pamięć?

Spojrzałem na lewo. Stał i patrzył na mnie z smutkiem wypisanym na twarzy. Nie mógł kurwa mi tego zrobić.

^^

-Dlaczego sobie o tym przypomniałem?!- warknąłem, wchodząc do ich domu. Louis szedł za mną, milcząc- Dlaczego w ogóle to zrobiłeś? Do jasnej cholery, Tomlinson! Jak mogłeś?

-Nie mogłem ci powiedzieć wtedy- westchnął. Prychnąłem, zdejmując buty.

-Dlaczego sobie o tym przypomniałem teraz?! Ile jeszcze rzeczy mi się tak przypomni?!- ruszyłem do salonu. Byłem wściekły. Wszedłem do pokoju, zamierając. Zayn siedział na kolanach Liama bez koszulki i całował jego szyję- Kurwa mać, przecież słyszeliście, że jesteśmy- warknąłem w ich stronę. Malik stoczył się z kolan bruneta i ubrał bluzkę, patrząc na nas wyczekująco.

-Co się dzieje?

-Harry właśnie sobie przypomniał o tym, że był tu przed zabawą szkolną i że się widzieliśmy w Halloween.

-To go tak wkurzyło?

-Wymazałem mu to z głowy- westchnął Louis- a on nagle to zobaczył i jest wkurzony, że mu to zrobiłem.

-Czekaj, jak to zobaczył?

-Kurwa, nie wiem. Perswazja coś na nim nie działa.

-Ja pierdolę- jęknąłem, kiedy przed oczami pojawił się nagle obraz również z tego domu.

-..Nie mogłem tego zrobić, rozumiesz?

-Ale że jak?

-Nie chciałem. Spojrzałem w jego zielone oczy i wiedziałem, że nie mogę mu zmodyfikować pamięci.

-Lou..

-Wiem!- uniósł ręce w górę. Schowałem się za ścianą, oczekując dalszej rozmowy-Ale nie wiem co robić. Muszę trzymać się od niego jak najdalej, ale..

-Nie potrafisz.

-Wkurza mnie to. Niemożliwe, żeby to zadziałało, to tak szybko..

-Louis, od samego września chodzisz i o nim gadasz. Dwa miesiące to krótko, przynajmniej dla nas, ale z drugiej strony.. Jeśli w końcu znalazłeś tą osobę..- ściągnąłem brwi. O czym oni gadali?

-Co masz na myśli?

-Wieczność nie musi być podróżą samotną- ściszył głos, jakby wiedział, że tu jestem. Jestem, ale nic kurwa nie rozumiem.

-Nie zrobię mu tego. Nigdy.


-Kurwa- złapałem się za głowę. Louis podprowadził mnie do kanapy- Ile razy to zrobiliście? To boli..

-Co teraz?

-Rozmowa o podbojach- rzucił Lou, a Liam skinął głową.


-Trzymaj się mocno i..- przygryzł wargę- zamknij oczy, proszę.


-Co?

-Po ognisku- Louis się skrzywił- Więcej sytuacji chyba nie było. Ale na wszelki wypadek zostań u nas- mruknął cicho.

-Ale moja siostra..

-Zaraz zadzwonię do Gemmy.

-Gemmy?- Zayn spojrzał na Louisa, a potem na mnie- To twoja siostra?

-Tak, skąd ją znacie?

-Gemma strzeże naszej tajemnicy już trzeci rok- rzucił Liam.

-CO?!- spojrzałem na nich. Ale zanim ktoś zdążył mi odpowiedzieć, zakręciło mi się w głowie i osunąłem się na kolana Liama.



-..Jest wymęczony.

-Jakim cudem to pamięta?

-Nie wiem, Lou.

-Boję się, Liam- mruknął Louis- Boję się, że sobie przypomni coś, o czym nawet my nie pamiętamy.

-Musimy czekać na ojca. Będzie dzisiaj w domu, on zdecyduje.

-Ojciec jeszcze nie wie, że Harry zna nasz sekret.

-Nie będzie zły. Raz, że jego siostra to Gem, a dwa, że sam kazał ci pogadać z młodym.

-Taa- westchnął- Zostawisz nas?

-Jasne. Tylko nie zapędź się.

-Liam, nie zaczynaj.

-Szybko się dogadaliście.

-Nie komentuj nawet- usłyszałem trzask zamykanych drzwi, a po chwili materac ugiął się pod ciężarem drugiej osoby. Wciąż miałem zamknięte oczy, udając, że śpię. Louis podwinął moją koszulkę, zaczynając dłonią gładzić mój brzuch. Ledwo udało mi się powstrzymać jęk zadowolenia. Po chwili poczułem, jak sunie kłami po mojej szyi. Oh kurwa- Skończyłeś udawać?

Otworzyłem oczy. Cholerny wampir, wiedział, że nie śpię.

-Czekałem aż mnie pocałujesz- mruknąłem cicho. Wiedziałem, że usłyszy.

-Nie zrobię tego.

-Dlaczego?- poczułem ukłucie w sercu.

-Rano tego chciałeś, już nie pamiętasz?

-Powiedziałem to w złości.

-Wiem. Ale obiecałem i nie mogę złamać słowa- uśmiechnął się złośliwie.

-To mnie przeleć, to nie będzie pocałunek- palnąłem, zanim zdążyłem pomyśleć. Usłyszałem głośny śmiech zza ściany. Louis też patrzył na mnie rozbawiony.

-Prześpij się skarbie- westchnął tym razem poważnie- Ja idę coś zjeść.

-Smacznego- burknąłem. Zastanawiałem się, czy on żywił się jeleniami czy łosiami. W końcu potrzebował skądś brać siły.

Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem i ruszył do wyjścia.

-Liam, idę na miasto!- usłyszałem, jak woła.

-Postaraj się nikogo nie zabić- rzucił Liam, przechodząc obok pokoju, w którym spałem. Nie rozumiałem ich poczucia humoru.

Nasunąłem kołdrę na głowę, odpływając w głęboki sen. I śniłem o Louisie, o tym jaki jest dla mnie troskliwy.

***

Wyszedłem powoli z domu Tomlinsonów, w poszukiwaniu Louisa. Nie mógł oddalić się daleko, wyszedł dopiero dwadzieścia minut temu. Szedłem powoli, rozglądając się lesie. Tutaj były różne zwierzęta, na pewno gdzieś znajdę Lou.

I rzeczywiście, jak na zawołanie, Louis wyskoczył zza drzewa. Jego tęczówki miał szkarłatny odcień. Z uśmiechem podszedłem do niego. Jego wargi również wykrzywiły się w uśmiechu, nieco złośliwym i pruderyjnym. Złapał mnie za loki, łaskocząc moją szyję kłami. Dłoń zacisnął na moim kroczu.

-Dalej masz ochotę?- szepnął, a ja skinąłem, przyciągając go bliżej. Popchnął mnie na najbliższe drzewo, zdzierając ze mnie koszulkę i rozpinając spodnie. Szybko zsunął je z nóg, uśmiechając się. Jęknąłem, kiedy zacisnął dłoń na moim kroczu. Spojrzałem na jego twarz, dostrzegając wysunięte kły w szerokim uśmiechu. Zanim zdążyłem się odezwać, zatopił je w mojej szyi, a ja z sekundy na sekundę byłem coraz słabszy.

***

Otworzyłem gwałtownie oczy, dostrzegając, że jest ranek. Moje serce waliło niczym oszalałe i nie mogłem złapać oddechu. Wstałem z łóżka, ale prawie natychmiast na nie opadłem z powrotem. Jęknąłem cicho, chowając twarz w dłoniach. To był tylko jebany sen, Louis nigdy by mnie nie skrzywdził. Za drugim razem udało mi się wstać, więc ruszyłem do łazienki, która znajdywała się w pokoju i spojrzałem na swoje odbicie. A może jednak? W końcu jest wampirem, żywi się krwią. Potrząsnąłem głową. Nie, nie on. Zrzuciłem ciuchy, wchodząc pod ciepły strumień wody. Ale co jeśliby mnie zaatakował? Byłby w stanie w ogóle to zrobić? Pokręciłem znowu głową i wyszedłem spod prysznica. Owinąłem się ręcznikiem w pasie i sięgnąłem po swoje spodnie. Bieliznę i koszulkę zabrałem Louisowi, ale przecież się nie pogniewa. A co jeśli? Westchnąłem, wycierając włosy i schodząc do kuchni. Nie, nie zrobiłby tego.

Wszedłem do kuchni, gdzie Louis przyciskał Zayna do ściany, warcząc na niego. Przygryzłem wargę.

Ale to nie znaczy, że nie byłby do tego zdolny.

^^

W środę byliśmy zwolnieni z piętnastu minut angielskiego, żeby dojechać na lodowisko. Większość dzieciaków tłukła się autobusem, jedynie nieliczni byli swoim pojazdem, w tym Nick i Louis. Ja jechałem z tym pierwszym, a Stan z tym drugim. Nie podobało mi się to z jednego, konkretnego powodu. Louis, mimo oblodzonych dróg, przyjechał motocyklem. W dodatku jebanym ścigaczem. Nie wierzyłem w niego. Zamierzał zapierdalać jebanym motorem przez pół miasta, z Lucasem przyciśniętym do jego pleców. Wiedziałem, że Louisa nie można zabić, nie tak łatwo, ale.. No kurwa, i tak i tak się bałem.



Upadłem, klnąc siarczyście pod nosem. To był kolejny upadek, a na lodowisku byłem dopiero siedemnaście minut. Zjechałem z lodowiska, mówiąc Nickowi, że idę się napić. Usiadłem na ławce i zdjąłem łyżwy, obserwując jak Louis wiruje po lodzie. Czy było coś, czego ten chłopak nie umiał?

Westchnąłem cicho i skierowałem się do szatni. Łyżwy zostawiłem pod ławką przy lodowisku. Jakoś nie specjalnie miałem ochotę wracać na lód. Usiadłem na ławeczce w małym budynku i sięgnąłem do plecaka po kubek termiczny z ciepłą kawą. Siedziałem tak parę minut, zanim drzwi do pomieszczenia otworzyły się, a w nich stanął Louis. Na ustach błąkał mu się delikatny uśmiech, a włosy miał w kompletnym nieładzie. Przygryzłem wargę, patrząc na niego i zastanawiając się, jakim cudem jest tak cholernie seksowny. Podszedł do mnie, a raczej znalazł się przy mnie w mrugnięciu oka i szarpnął za moją wargę, uwalniając ją spod zębów. Spojrzałem na niego, myśląc, o co mu znowu chodzi. Przecież nic między nami nie było.

-Czego chcesz?- burknąłem.

-Co się dzieje, co?

-Nic- mruknąłem. Poza tym, że Louis mnie cholernie podniecał i był całkowicie poza moim zasięgiem, nie działo się nic w moim życiu. I może właśnie o to chodziło, że nic się nie działo?

-Kłamiesz. Nie możesz choć raz sam powiedzieć, czego chcesz, a nie że ja muszę sam czytać?

-Nie chcę tego mówić głośno.

-Czego? Tego, że cię podniecam?

-Tego, że chcę, żebyś mnie przeleciał- warknąłem w jego stronę. Uśmiechnął się drwiąco, a ja zdałem sobie sprawę, że to powiedziałem.

-Wystarczyło poprosić- mruknął rozbawiony, ciągnąc mnie w górę i wpijając się w moje usta. Nie wiedziałem, co się dzieje, ale z przyjemnością oddawałem pocałunki. Louis w pewnym momencie odwrócił mnie przodem do ściany i zsuwając nasze spodnie, wszedł we mnie jednym pewnym, mocnym pchnięciem, wyrywając z mojego gardła jęk bólu- Cii, skarbie. Wiem, że to twój pierwszy raz, ale nie mamy zbyt wiele czasu.

Skinąłem głową, a po moich policzkach spłynęło parę łez. Lou dał mi czas na przyzwyczajenie się i mimo cholernego pieczenia, pozwoliłem mu się poruszyć. Pierwsze razy nigdy nie należały do najprzyjemniejszych, ale wiedziałem, że to minie. Louis był delikatny, poruszał się powoli i słabo. Już po kilku jego pchnięciach, kiedy trafił w mój czuły punkt, poczułem niesamowitą przyjemność. I mimo ze wciąż piekło i czułem jakiś ból, to jednocześnie było mi cholernie dobrze.

-Mo.. Mocniej- wysapałem, a kiedy szatyn wzmocnił swoje ruchy, przytuliłem policzek do chłodnej ściany. To uczucie było kurewsko dobre, Louis wypełniał mnie całego, a ja chętnie go przyjmowałem. Uczucie wypełnienia i usta wyciskające malinki na moich plecach doprowadzały mnie na skraj. Zacisnąłem mocno powieki, chcąc dotknąć swojego penisa, ale Louis przycisnął mnie całego do ściany, uniemożliwiając mi to.

-Jedynie ja cię mogę dotknąć- szepnął, przygryzając moje ucho. Jęknąłem, kiedy na członku poczułem chłodną ścianę, a lodowata dłoń Louisa zacisnęła się na moim biodrze. Byłem pewien, że będę miał siniaki, ale nie przeszkadzało mi to ani trochę.

Louis przyspieszył swoje ruchy, a ja czułem, że już naprawdę niewiele mi trzeba. Jedyne, czego brakowało mi w tym seksie, to odrobiny czułości, ale nie mogłem tego oczekiwać po wampirze. Louis mnie nie kochał i wiedziałem, że ten seks nie będzie miał dla niego głębszego znaczenia oraz że pozostanie jednym seksem, do zaspokojenia siebie i przy okazji mnie.

-L-Lou..

-No dalej, dojdź skarbie. Dojdź dla mnie- szeptał, szczypiąc mojego sutka. I to mi wystarczyło, by wytrysnąć na ścianę przed siebie. Po paru sekundach poczułem jak Louis dochodzi we mnie. Wysunął się niemal od razu, a jego sperma spływała po moich udach. Skrzywiłem się lekko na to uczucie, kiedy ubierałem spodnie. Gdy spojrzałem na Louisa, był już ubrany i stał oparty o przeciwległą ścianę. Patrzył na mnie z troską, jego oczy miały czerwono-czarną barwę,

-Wyjaśnisz mi w końcu te oczy?

-Kiedyś na pewno- rzucił. Wstałem, krzywiąc się po zrobieniu pierwszego kroku.

-Wybacz.

Przewróciłem oczami. Przecież i tak go to nie interesowało. Z trudem i grymasem na twarzy wyszedłem z budyneczku. Usiadłem na ławeczce przed lodowiskiem, postanawiając, że już nie wrócę na lód. Louis po chwili usiadł obok mnie.

-Czemu nie wracasz?

-Wymęczyłeś mnie- parsknąłem.

-Wampiry się nie męczą.

-Bystry jesteś- A ty głupi, pomyślałem gorzko. Ciekawe jak długo jeszcze zamierzał udawać, że nie wie, iż coś do niego czuję- Nie udaję, Harry. Po prostu nie chcę, żebyś to czuł.

-Trochę za późno- mruknąłem.

-Harry, to jest niebezpieczne- szepnął, kładąc mi dłoń na kolanie. Zadrżałem, ale nie wiem, czy przez jego dotyk, czy z zimna- Zależy mi na tobie w pewnym stopniu...

-Louis, daj spokój. Nie musisz kłamać, żebym poczuł się lepiej. Nie musisz mnie kochać, to jest okej. Zgodziłem się na seks, bo tego chciałem. Nie musisz czuć się winny, że odebrałeś mi cnotę, Lou.

-Harry..

-Louis, mówię poważnie. Nie jesteś do niczego zobowiązany. Wiem, że ci na mnie nie zależy.

-To nieprawda.

-Jeśli nie to jak wyjaśnisz swoje zachowanie? Troską?

-Mam zbyt wielu wrogów. Mogliby cię skrzywdzić, a tego bym sobie nie wybaczył. Nie chcę cię ranić.

-Robisz to.

-Bardziej bym cię zranił, będąc bliżej.

-Nie pogrążaj się już- westchnąłem, patrząc na niego. Było mi źle z tym wszystkim, ale wiedziałem, że ta relacja nie miała prawa bytu. Louis powtórzył mi to tyle razy, że zaczynałem w to wierzyć. Uśmiechnąłem się smutno, sunąc palcem po policzku szatyna. Jego oczy były karminowe, jak w moim śnie.

-Jesteś głodny?- spytałem nagle, a on spojrzał na mnie zdziwiony- Często masz czerwone oczy, gdy mówisz, że idziesz zapolować- skinął powoli głową, a ja uśmiechnąłem się lekko. Gdzieś w mojej głowie znowu pojawił się obraz Louisa, wysysającego ze mnie krew.

-Nigdy cię nie skrzywdzę, Harry- szepnął, całując moje czoło. Chwilę później zniknął.

-Przecież wiem- westchnąłem. Żałowałem, że nie poznaliśmy się w innym życiu. Gdzie ja byłbym wampirem albo on człowiekiem. Wtedy moglibyśmy się spotykać, bez żadnych przeciwwskazań. A tak? Tak nie mogliśmy nic.

^^

Wszedłem do kawiarni, gdzie pracowała moja siostra. O tej godzinie ruch był raczej mały, jednak lokal nie był całkowicie pusty. Przeszedłem przez pomieszczenie, od razu wchodząc na zaplecze i zostawiając swoją torbę. Wstawiłem wodę na herbatę i zaczekałem, aż się zagotuje. Wciąż bolał mnie tyłek i nie chodziłem normalnie. Miałem wrażenie, że wszyscy wiedzą, że pieprzyłem się z Tomlinsonem. Znaczy to, że się pieprzyłem, wiedzieli na pewno.

Kiedy czajnik zasygnalizował, że woda jest wrząca, zalałem swoją ulubioną malinową herbatę. Dodałem dwie łyżeczki cukru i z parującym kubkiem wyszedłem z sali dla pracowników, stając za ladą, tuż obok siostry.

-Cześć, Gem.

-Dzień dobry, Harry. Jak ci minął dzień?- spojrzała na mnie z uśmiechem, a ja czułem, jak się rumienię. To zdecydowanie nie był temat do rozmów z siostrą- Okej, nie pytam. Już wiem, co się stało- zaśmiała się, a ja pokręciłem głową- Kto był tym szczęściarzem, hm?

Westchnąłem cicho.

-Louis.

-O proszę. A mówiłeś, że nie jesteście razem.

-Bo nie jesteśmy- upiłem łyk gorącego napoju, parząc sobie język. Skrzywiłem się. Siostra patrzyła na mnie ze ściągniętymi brwiami- To jest cholernie skomplikowane, Gem.

-Okej- westchnęła, sięgając po swój wibrujący telefon. Obserwowałem jej twarz, która najpierw wyrażała złość, a zaraz smutek- Dobrze, już jadę- rozłączyła się, patrząc na mnie- Zastąpisz mnie? Wrócę za pół godziny. Mike jest w szpitalu.

-Co ten kretyn znowu zrobił?- westchnąłem.

-Jechał na motocyklu pod wpływem- mruknęła.

-Zajmę się kawiarnią. Leć- spojrzała na mnie z wdzięcznością i wybiegła na mroźne powietrze. Wziąłem głębszy wdech i sięgnąłem po fartuch. Zawiązałem go i podszedłem z uśmiechem do lady, obsługując klientów.

Gemmy nie było około dwudziestu minut, kiedy do kawiarni wszedł Louis ze Stanem. Obaj mieli szerokie uśmiechy na twarzach i przepychali się w przejściu. Widziałem jednak, że Louis nie jest w pełni szczęśliwi. Był przygarbiony, a to zawsze oznaczało u niego smutek. Podniósł głowę i wtedy nasze spojrzenia się skrzyżowały.

-Harry? Pracujesz tu?

-Nie, moja siostra. Ale musiała jechać pilnie do szpitala, jej chłopak miał wypadek- mruknąłem- co podać?- spytałem, siląc się na uśmiech. Był on jednak widocznie sztuczny. Louis skrzywił się,patrząc na mnie- No co?- mruknąłem- Pytałem co podać- powtórzyłem nieco zirytowany. Co Louis mógłby pić? Co mam mu dać? Kawę? Herbatę? Swoją szyję?

-Harry- rzucił ostrym tonem. Przewróciłem oczami- latte dla Lucasa-mruknął w końcu, płacąc mi. Schowałem gotówkę w kasie i podszedłem do ekspresu. Wszystko robiłem cholernie wolno i obolały. Mimo że seks z Lou był niesamowity, miałem ochotę go zabić za niezdolność chodzenia. Pierdolony idiota. Ale dla jednego seksu z Tomlinsonem było cholernie warto.

-Louis? Cześć- moja siostra weszła do kawiarni. Widziałem, że jest w miarę spokojna, więc pewnie nic poważnego się nie stało.

-Witaj, Gemmo- przywitał ją całusem w policzek.

-Na zapleczu w lodówce odłożyłam ci kubek- wyszczerzył zęby i zniknął we wcześniej wspomnianym pomieszczeniu. Stan usiadł przy stoliku, a po chwili wrócił Tomlinson, ocierając usta. Przewróciłem oczami.

-Od jak dawna zostawiasz mu krew w lodówce?- spytałem tak, by tylko ona mogła usłyszeć.

-Jaką krew?- spojrzała na mnie.

-Serio, Gem? Dzisiaj przeżyłem pierwszy raz z trzystuletnim wampirem w szatni na łyżwach, myślisz, że krew w lodówce mnie zdziwi?

-Kiedy mu powiedziałeś?- spojrzała na Louisa, na co on wzruszył ramionami.

-Jakieś dwa tygodnie? Coś koło tego- mruknął, z rozbawieniem przygryzając dolną wargę.

-Naprawdę tylko to cię dziwi?- spojrzałem na blondynkę- a nie fakt, że mnie przeleciał?

-Wiedziałam, że prędzej czy później do tego dojdzie. On na ciebie leciał, ty na niego lecisz. Seks był nieunikniony- wzruszyła beztrosko ramionami- chociaż wolałabym, żebyś nie bawił się moim młodszym braciszkiem.

-Jak na razie to on bawi się mną- mruknął Tommo, a ja spojrzałem na niego zdezorientowany- Ale spokojnie, ta sytuacja się więcej nie powtórzy. Jak Mike?

-Dobrze- westchnęła- Liam się nim zajmuje.

-Liam?- spojrzałem na siostrę- Okej, od jak dawna ich znasz i wiesz o wszystkim?

-Od początku- parsknęła rozbawiona. Przewróciłem oczami- poznałam Louisa, kiedy chciał się mną pożywić, a ja wbiłam mu srebrny scyzoryk ojca w szyję.

-No nieźle- zaśmiałem się- ale dlaczego Mike pojechał do Liama?

-Bo dzisiaj jest pełnia- skrzywiła się dziewczyna.

-Mike jest zmiennokształtnym?- jęknąłem. Naprawdę otaczały mnie same nadprzyrodzone istoty.

-Przez młodego Zayna.

-Czekaj, Zayn ma syna?

-Nie- zaśmiał się Louis- nowego w stadzie.

Skinąłem głową, po czym zdjąłem fartuch i wypiłem swoją herbatę. Wyszedłem z kawiarni, nie zaszczycając już Louisa spojrzeniem. Miałem go po prostu dość. A świadomość, że byłem dla niego tylko jednorazowym workiem na spermę, wprawiła mnie w smutny nastrój.

^^

Następnego dnia zaczynaliśmy wychowaniem fizycznym. Trener już na wstępie ogłosił, że będziemy grać w koszykówkę. Wciąż byłem obolały po poprzednim dniu, kiedy Louis mnie mocno wyruchał, więc chciałem się jakoś wymigać od ćwiczeń, mimo że naprawdę lubiłem wf, a już tym bardziej kosza. Wuefista jednak nie dał się nabrać na mój ból brzucha i kazał mi wziąć udział w rozgrzewce.

Więc z grymasem biegałem jak kaczka kółka zresztą klasy. Przećwiczyliśmy rzuty do kosza, a także dwutakt. Następnie podzieliliśmy się na dwie drużyny (dziewczyny miały zajęcia na salce fitness, więc były tylko dwie) i rozpoczęliśmy mecz. Louis nie grał, tylko rozmawiał z naszym trenerem na boku. Widziałem jego filuterny uśmiech oraz jak jego dłoń zaciska się na ramieniu starszego mężczyzny. Nie musiałem słyszeć ich rozmowy, żeby być pewnym iż Lou próbuje przelecieć nauczyciela. Westchnąłem i nagle oberwałem piłką. Jęknąłem głośno, upadając na podłogę. Nie bolało mnie tyle uderzenie piłki, co bliskie spotkanie mojej obolałej dupy z podłogą.

Louis niemal natychmiast był przy mnie. Ciekawe, że nikt nie zauważył, jak szybko się poruszał.

-Wszystko w porządku?- spytał troskliwie.

-Było, zanim się pojawiłeś- warknąłem, wstając i wychodząc z sali gimnastycznej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top