10.
Niepewnie zatrzymałem się przed szafą. Po zdarzeniu z sobotniej nocy, czułem się dziwnie. Louis zdaje się wyjechał z bratem na weekend, a przynajmniej nie przyszedł do mnie. Nie kiedy nie spałem. Teraz był poniedziałek, a ja stałem w pokoju w samych dżinsowych spodniach i zastanawiałem się, co mogę ubrać, żeby nikt nie zobaczył mojej szyi. Postawiłem w końcu na granatowy sweter, którego kołnierz sięgał na tyle wysoko, żeby zasłonić ślady po ugryzieniu. Wciąż nie byłem przekonany, czy to nie jest wytwór mojej wyobraźni, ale lustro za każdym razem upewniało mnie, że te dwa małe punkciki tam były.
Zabrałem szkolną torbę i zszedłem na dół. Gemma była już w pracy, ale zostawiła mi na stole kanapki do szkoły. Uśmiechnąłem się, zabierając śniadanie i poszedłem ubrać buty i kurtkę. Po paru minutach byłem gotowy, więc wyszedłem z mieszkania. Na szczęście nie padało, więc wybrałem spacer. Zakluczyłem mieszkanie i ruszyłem do szkoły, ale cały czas czułem się obserwowany.
Kiedy dotarłem pod mury szkoły, zauważyłem Louisa rozmawiającego o czymś ze Stanem. Obaj mieli poważne miny i wyglądało to na dosyć ważną rozmowę. W pewnym momencie Louis popchnął Lucasa na ścianę, a ja zatrzymałem się zaskoczony. Widziałem jak Lou szarpie chłopakiem, a po chwili jak się nad nim nachyla. Przez moment myślałem, że chce go ugryźć, potem, że pocałować, ale on nagle odsunął się i odszedł, jakby nic się nie stało. Zatrzymał się parę metrów dalej, patrząc na mnie. Przełknąłem ciężko ślinę, podchodząc niepewnie.
-Cześć- wyszeptałem.
-Boisz się mnie- zauważył. Kiedy na niego spojrzałem, dostrzegłem delikatny odcień fioletu w jego oczach.
-Nieprawda- skłamałem. Po chwili zorientowałem się, że on może czytać moje myśli. Westchnąłem- Trochę. Ale to jest po prostu szok. Musisz mi dać czas, żebym się przyzwyczaił.
Skinął głową. Ruszyliśmy do szkoły.
-Dalej masz zamiar wyjechać?- spojrzałem na niego. Miałem nadzieję, że teraz, kiedy się już nie ukrywa, to będzie w porządku między nami i zostanie.
-Nie wiem- odpowiedział po dłuższej chwili. Skinąłem głową, nieco zawiedziony. Szedłem dalej, prosto pod salę z biologii. Wciąż było wcześnie i ludzie jeszcze nie przyszli, więc na korytarzu byliśmy sami. Usiadłem pod klasą, przygryzając wargę- Harry- usłyszałem ostry ton i od razu wypuściłem wargę spomiędzy moich zębów.
-Przepraszam- mruknąłem. Nie wiedziałem nawet dlaczego tak bardzo mu to przeszkadza.
-Bo jest to cholernie podniecające i ciężko mi się powstrzymać, żeby się na ciebie nie rzucić, dzieciaku.
-Po pierwsze, przestań mnie nazywać dzieckiem- przewróciłem oczami. Louis nagle znalazł się przy mnie, a ja przełknąłem ciężko ślinę.
-A po drugie?
-Nikt ci nie każe się powstrzymywać- mruknąłem cicho, patrząc w jego czerwono-czarne tęczówki. Uśmiechnął się lekko, a ja dostrzegłem jego kły. Jakim cudem wcześniej ich nie zauważyłem?
-Bo je chowam na co dzień.
-A dlaczego teraz je wysuwasz?
-Żeby cię wystraszyć.
-Nie udało ci się- mruknąłem, łapiąc jego szyję i wpijając się w jego usta. Był zaskoczony, ale po paru sekundach czułem, jak oddaje pocałunek. Nasze usta leniwie ocierały się o siebie, a ja czułem, jak moje spodnie z sekundy na sekundę robiły się ciaśniejsze. Odsunął się ode mnie z cichym mlaśnięciem.
-Harry, wiesz, że nie powinieneś tego robić.
-Oh, błagam cię. Nie wmówisz mi, że nie przeleciałeś człowieka- parsknąłem.
-Nie twierdzę, że tego nie zrobiłem- poczochrał moje włosy- ale że ta znajomość jest niebezpieczna.
-Daj spokój- machnąłem ręką, czując lekkie ukłucie na wzmiankę o seksie- Wyjaśnisz mi sekret tych oczu?
Skinął głową.
-Ale nie teraz i nie tutaj. Jak przyjdzie odpowiedni czas, odpowiem ci na każde nurtujące cię pytanie.
-A kiedy przyjdzie?
-Jak przyjdzie, to będziesz wiedział- mrugnął do mnie, podając mi dłoń, żebym wstał. Przyjąłem ją chętnie.
-Jesteś okropny.
-W końcu jestem wampirem, prawda?
I okej, właśnie w tym momencie moje serce się zatrzymało na kilka sekund. Bo Louis oficjalnie powiedział, czym jest.
^^
Pan Jacobson, nauczyciel geografii wszedł do klasy i oznajmił, że mamy zmianę w planie na ten tydzień. Kazał nam dobrać się w czteroosobowe grupy i rozsiąść się w nich po klasie. Spiąłem się, kiedy nam to oznajmił, bo cholera, chciałem wziąć Nicka do grupy, ale Louis go nie lubi i ta wycieczka i .. No bałem się. Odwróciłem się do szatyna, ale nie było go obok mnie.
-Skarbie, mamy długo na ciebie czekać?- usłyszałem od lewej strony. W najbardziej oddalonym kącie klasy siedział Louis, Nick i oczywiście Stan. Zająłem miejsce obok szatyna, tym samym znajdując się naprzeciw Nicka, co oznaczało, że Lucas i Tommo byli naprzeciwko siebie. Westchnąłem cicho, starając się powstrzymać absurdalne uczucie zazdrości..
-Idziemy dzisiaj z Edem?- usłyszałem Grimshawa. Spojrzałem na niego i skinąłem głową. Wiedziałem, gdzie chcą iść. Dawno tam nie byliśmy, ale w czas w końcu odwiedzić stare śmieci.
-Tony będzie?
-Kiedy go nie ma?- zaśmiał się Nick. Uśmiechnąłem się pod nosem. Jacobsonowi nie spieszyło się, żeby podejść i zadać tematy.
-Lou, możesz dzisiaj znowu...
Louis zmierzył go ostrym spojrzeniem, a ja ściągnąłem brwi.
-Tłumaczyłem ci przed szkołą, że wychodzę wieczorem z dawnym znajomym.
-Wolisz jego ode mnie?
-Przynajmniej jest przystojny- prychnął Lou, a ja poczułem znowu te niemiłe uczucie w swoim żołądku. Może idzie z Jamesem?
-Nie przejmuj się, Lucas- Nick zarzucił rękę na jego ramię, na co Louis zmarszczył nos, wyraźnie niezadowolony. Odwróciłem wzrok. Może między nimi jednak coś było?- Może pójdziesz z nami wieczorem?
Spojrzałem na Nicka spode łba. On sobie ze mnie żartował? Kochanka Tomlinsona nam tam sprowadzał?
-Przemyślę to.
Przygryzłem wargę, zastanawiając się, o co w tym wszystkim chodzi. Stan wręcz błagał Louisa o zrobienie.. czegoś. Lou mu odmawiał, tłumacząc, że ma lepsze towarzystwo. Potem wyglądał na zazdrosnego o Lucasa, kiedy Nick go objął. O co w tym wszystkim chodziło?
-Za dużo myślisz, Harry- westchnął Louis, odchylając się na krześle i kładąc dłoń na oparciu mojego- I zostaw tą cholerną wargę.
-Bo co mi zrobisz?
-Oh, żebyś się nie zdziwił- parsknął. Wiedziałem, że nie żartuje. Westchnąłem, wypuszczając wargę spomiędzy zębów. A może sobie zrobię kolczyk? Będę miał się czym bawić. Nie, ja źle wyglądałbym z kolczykiem. Spojrzałem na Louisa. Teraz to on przygryzał wargę i cholera, miał rację, że to seksowne- Nie wyglądałbyś źle z kolczykiem- rzucił. Przewróciłem oczami. Zaczynało mnie denerwować to jego czytanie myśli- Nie masz na to wpływu, kochanie- szepnął- a masz za to pewność, że wyglądałbyś niesamowicie z kolczykiem i właśnie dlatego go nie zrobisz.
-Nie masz prawa mi rozkazywać- prychnąłem, na co usłyszałem westchnięcie. Jednak on sam już mi nie odpowiedział, pochylając się nad stołem i zawzięcie szepcząc o czymś ze Stanem.
-Transylwania- rzucił nauczyciel i odszedł. Nie wiem nawet kiedy podszedł, ale mówiąc to jedno słowo spojrzał znacząco na Louisa.
-Pikuś- Louis uśmiechnął się szeroko. Reszta grupy nie podzielała jego entuzjazmu.
-Stamtąd pochodzisz, prawda?
-Zgadza się- mrugnął do mnie, a ja poczułem, jak rumieńce wkradają mi się na policzki- Jedziemy do mnie po szkole- rzucił, a ja nie byłem pewien, czy on pytał, czy raczej stwierdzał. Obstawiałem to drugie, kiedy pochylałem się nad kartką papieru.
^^
Westchnąłem, przechodząc od razu do salonu. Powoli czułem się jak we własnym domu, przesiadywałem tam dosyć często. Teraz jednak musiałem się dostać na moment na górę i nie wiedziałem, jak to zrobić.
-Harry, czego się napijesz?- Liam zawołał z kuchni. Przypomniało mi się, jak proponował mi krew. I teraz to miało sens.
-Herbaty- rzuciłem. Po chwili brunet siedział obok mnie, a na stoliku stała herbata.
-Słuchaj- zaczął, patrząc na mnie. Louis, siedzący w fotelu naprzeciw ściągnął brwi- Lou wynocha z pokoju. Muszę z nim porozmawiać.
-Ale..
Liam spojrzał ostro na Louisa, a ten szybko wyszedł z pokoju. Czy mi się wydaje, czy on się porusza za szybko jak na człowieka? Wróć, on nie jest człowiekiem...
-Co się stało?- spytałem cicho, bawiąc się palcami. Wiedziałem, czego chciał.
-Wkurwiasz mnie- powiedział bez ogródek- Wiem, że Louis ma dużo sekretów, że nie mówi ci prawie nic i że wtedy pieprzył Stana. Wiem, że musiało cię to zaboleć, ale twierdziłeś, że nigdy byś mu czegoś takiego nie zrobił, że bardzo ci na nim zależy. Ale kurwa, nie spodziewałem się po tobie, że rzucasz słowa na wiatr! Dawno nie słyszałem tak załamanego Louisa, i kurwa, wiem, że cię odepchnął, ale miał swoje powody, do cholery! A ty co? Ty wsadziłeś swojego kutasa w usta Grimshita!
-Grimshawa- bąknąłem cicho, ale Liam spojrzał na mnie chłodno- nie wiedziałem, że Lou ci powiedział. Ja tak strasznie żałuję..
-Wiem- powiedział spokojniej- Wiem, doskonale wiem. Ale po prostu... nie dziwię się, że Louis ci nic nie mówi. Louis, mimo że tego nie pokazuje, jest cholernie wrażliwy i cierpi. Więc dobrze ci radzę, nie zrań go więcej, bo będziesz miał ze mną do czynienia. Na miejscu Louisa, teraz nawet bym ci nie powiedział swoich planów na przy...
-On wie- usłyszałem za plecami. Odwróciłem się i spojrzałem na Louisa, który stał oparty o framugę.
-Co?
-Wie. Domyślił się. W nocy z piątku na sobotę u niego byłem i z nim gadałem- zaśmiałem się w myślach. Jasne, że gadaliśmy. Z jego zębami w mojej szyi. Wziąłem głębszy wdech, odsuwając kołnierz swetra, żeby odetchnąć. Czułem palący wzrok Liama na swojej szyi.
-LOUIS CZY TY KURWA OGŁUPIAŁEŚ?! - wzdrygnąłem się. Liam wstał i w ułamku sekundy był przy Louisie, przyciskając go do ściany- Ugryzłeś go?! Co jakbyś się nie powstrzymał?! Wiesz jak on na ciebie działa- szarpnął nim- Potem byś płakał, że go zabiłeś!
-Tylko go ukąsiłem, nic wielkiego-Louis przewrócił oczami, prostując- Harry idź na górę. Nie chcę, żebyś to oglądał.
Skinąłem głową i ruszyłem na górę. Po drodze wziąłem swoją torbę z przedsionka i ruszyłem na piętro. To była moja szansa. Miałem do wyboru siedem par drzwi. Wiedziałem, że drugie po prawej prowadzą do sypialni Louisa, na prosto do Liama, a ostatnie po lewej to była łazienka. Wiedziałem też, że pierwsza para drzwi to były sypialnie gościnne. Westchnąłem, idąc do ostatnich drzwi znajdujących się po prawej stronie. Miałem dziwne przeczucie, że tam kiedyś byłem i to stamtąd miałem album. Podszedłem szybko do biurka, kładąc go na biurko. Nie chciałem szperać, nie miałem na to czasu. Szybko wyszedłem z pokoju, cicho zamykając drzwi. Cofałem się, aż natrafiłem na czyjeś ciało.
-Nie ładnie tak szwendać się po cudzym domu.
-L-Lou.. Ja.. Przepraszam- mruknąłem cicho, nie odwracając się nawet przodem. Czułem jego dłonie na biodrach.
-Chyba zasługujesz na karę- wymruczał mi do ucha, a mój oddech przyspieszył. Jeśli zamierzał mnie wypieprzyć, to się zgadzam- To raczej byłaby nagroda, skarbie- prychnął mi do ucha, a ja czułem jak się rumienię. Louis odwrócił mnie przodem do siebie, złapał pod pośladkami i przyparł do ściany. Oplotłem go nogami w pasie, przyciągając bliżej siebie- Już się nie boisz?-wymruczał w moje usta. Chwilę później przycisnął swoje krocze do mojego, wydobywając z moich ust głośny jęk.
-N-nie- mruknąłem- N-nie b-bałem się c-ciebie- szepnąłem.
-Rano sprawiałeś inne wrażenie- wiedziałem, że się droczył.
-Po- pozory mylą.
Louis uśmiechnął się, przyciskając w końcu swoje wargi do moich. Jęknąłem w nie zaskoczony, spuszczając swoje dłonie z jego szyi i podnosząc jego koszulkę.
-LOUIS!- i nastrój prysł, jak bańka mydlana. Tomlinson odstawił mnie na podłogę, poprawiając swoją koszulkę i spojrzał na brata- Niewyżyte bachory- warknął Liam, podchodząc.
-Jesteś aż tak dużo starszy od Louisa?- obaj na mnie spojrzeli, parskając śmiechem- Właściwie ile wy macie lat?
-Nie chcesz wiedzieć- zaśmiał się Liam.
-Chcę- burknąłem- proszę?
Westchnęli.
-James, przynieś dwie szklanki zimnej wody- powiedział głośno Louis. Spojrzałem na niego zaskoczony- Ja mam trzysta dwadzieścia jeden, a Liam czterysta dwadzieścia trzy.
Spojrzałem na nich, licząc, że żartują. Nie żartowali. Osunąłem się na podłogę.
-Teraz już wiesz, po co mi była woda?
-Skąd wiedziałeś, że zemdleję?
-Tak mi się wydawało.
-Twój telefon dzwoni- powiedział Liam. Spojrzałem na niego zaskoczony. Telefon miałem w kieszeni i nikt nie dzwonił. Dobra, teraz dzwonił. Odebrałem.
-Nick?
-Kotku, będę po ciebie za dwadzieścia minut.
-Nie mów tak do mnie -skrzywiłem się. Louis stał z Liamem pod przeciwległą ścianą i o czymś rozmawiali- I nie ma mnie w domu.
-A gdzie jesteś?
-U Lou. Mam stąd blisko do Eda, podejdę i tam się spotkamy.
-Dobra. Co ty robisz u Tomlinsona?
-Pieprzy się!-krzyknął Lou do słuchawki. Pokręciłem rozbawiony głową- Spotkamy się za piętnaście minut, na razie.
-Trafisz, czy cię odprowadzić?- przewróciłem oczami- dobrze dobrze, słoneczko.
-Przestań tak do mnie mówić- jęknąłem, schodząc ze schodów- Do jutra.
-Trzymaj się, kruszynko.
-LOUIS!- otworzyłem drzwi rozbawiony. Nie spodziewałem się, że kogoś za nimi zastanę.
-Zayn? Co tu robisz?
-Jesteśmy umówieni, Boo- mruknął nieznajomy, pochylając się i cmokając Louisa w usta. I oh, okej?
-A, faktycznie. Wchodź, zaraz się przebiorę i idziemy- wyszedłem w końcu z ich domu, słysząc jeszcze ich rozmowę.
-Cześć Liam.
-Nie znam cię- warknął brunet. Ściągnąłem brwi. Chyba był jakiś konflikt między nimi.
-Ten dzieciak to jego chłopak?- zamarłem. Mówił o mnie? Czy ja zrobiłem coś złego i teraz mi się oberwie? Jezu, w co ja się władowałem?
-Ogłupiałeś?- usłyszałem głos Louisa- Skąd taki pomysł?
-No na pewno to nie Liam ani nie James go rucha. Więc jedyna opcja to ty, ale okej.
-Kolega ze szkoły. Chodź już- szybko wybiegłem z ich posiadłości, kierując do domu swojego rudego przyjaciela.
^^
Sfinks przywitał nas głośną muzyką i czerwonym światłem, odbijającym się z neonu wiszącego nad klubem. Dawno nie byliśmy w tym miejscu, chociaż kiedyś bywaliśmy tam codziennie. Tam poznaliśmy Tony'ego- barmana oraz Troya i Andy'ego- striptizerów.
-Dowody- rzucił ochroniarz, nie patrząc nawet na nas. Przygryzłem wargę, kiedy Nick podał ochroniarzowi mój lewy dowód. To zawsze było najgorsze. Paul wpuszczał nas bez sprawdzania, wiedział że jestem nieletni, ale pozwalał nam wejść. Ale niestety tym razem to nie on stał na ochronie.
Mimo to, wpuścił nas. Dowód może nie był idealnie podrobiony, ale jak widać nadawał się.
Weszliśmy do środka. Panowała straszna duchota, w powietrzu można było wyczuć pot, papierosy, alkohol i seks. Pary pieprzyły się po kątach, nie krępując się niczym.
Podszedłem do baru, gdzie Tony obsługiwał Troya.
-Cześć chłopaki- uśmiechnąłem się.
-O mój boże, Styles, ty jeszcze żyjesz!- udali zaskoczenie, po czym przytulili mnie mocno- Gdzie się podziewałeś?
-Eh, to skomplikowane.
-To znaczy? W wakacje było was tu pełno, potem oni wyjechali, a jak wrócili, to przyszli kilka razy bez ciebie.
-To przez Louisa- skrzywiłem się lekko- Dużo czasu z nim spędzałem i nie miałem kiedy wpaść tutaj.
-Louisa?- ściągnęli brwi w konsternacji, ale po chwili się rozchmurzyli- Masz chłopaka, Hazza?
-Nie, po prostu się przyjaźnimy. Louis jest specyficznym...-zawahałem się- człowiekiem.
Jasne, że człowiekiem. Z kłami i pijącym krew, ale człowiekiem.
-No cóż. Olałeś nas dla niego, czyli to musi być coś poważnego. Musiałeś więc przynajmniej go bzyknąć.
-Jak kogoś znajdę, to wam powiem, zboczeńcy- zaśmiałem się. Zamówiłem drinki i poszedłem z nimi do chłopaków. Nick miał wolną chatę do piątku, więc mieliśmy spać u niego, co oznaczało dużo picia. I właśnie takie wieczory lubiłem. Z przyjaciółmi, przy alkoholu, w klubie, gdzie Troy robi nam specjalne pokazy. Bez Louisa, który nawet bez tej swojej wampirzej mocy potrafi namącić mi w głowie. I sercu.
Uśmiechnąłem się, kiedy Troy usiadł mi na kolanach i objął rękoma moją szyję. Pogładziłem go po nagim udzie, chowając twarz w jego szyi. Byłem już cholernie pijany, ale wiedziałem, że jeszcze trochę będziemy w klubie, więc postanowiłem przystopować. Troy wsunął dłoń w moje loki i zaczął za nie delikatnie pociągać. Zamruczałem zadowolony, wyciskając mokry pocałunek na jego obojczyku.
-Twój chłoptaś byłby zazdrosny, gdyby nas zobaczył- wyszeptał, przygryzając płatek mojego ucha. Jęknąłem, kiedy Stark, zmienił nieco pozycję, ocierając się o mnie.
-Nie mam chłopaka, Troy- mruknąłem. Chciałem, żeby te słowa były kłamstwem.
-Oh więc mogę zrobić tak?- rzucił rozbawiony, zbliżając się do moich ust. Powstrzymałem go.
-Niezależnie od tego, czy mam kogoś czy nie. Nie masz prawa się do mnie przystawiać, kochanie.
-Z tobą nie ma zabawy- jęknął, wydymając dolną wargę. Zaśmiałem się, całując jego policzek. Mężczyzna zmierzwił moje włosy, a ja zachichotałem. Mój uśmiech jednak zniknął, kiedy dostrzegłem znajomą postać w lokalu. Louis właśnie przyciskał do ściany tego Mulata, którego dzisiaj spotkałem, gdy wychodziłem od Tomlinsonów Przyciskał go do ściany i zawzięcie całował. Widziałem jak jego dłonie wkradają się pod koszulkę mężczyzny, widziałem jacy są siebie spragnieni.
Zrzuciłem Troya z kolan i jak w transie szedłem w kierunku toalet. Na moje nieszczęście, musiałem przejść obok nich.
Wpadłem na jakiegoś faceta. Byłem taki wkurzony, że zamiast przeprosić i iść dalej, rzuciłem się na niego, warcząc, że ma patrzeć jak chodzi.
I kolejny raz miałem pecha. Facet był silny. Cholernie. Podniósł mnie jedną ręką, od razu przyciskając do ściany. Jednak nie zamierzałem się dać. Kopnąłem go w krocze, przez co mnie wypuścił, ale zaraz znowu złapał, uderzając w brzuch. Jęknąłem, kuląc się na podłodze. Spróbowałem wstać z zamiarem oddania facetowi, kiedy poczułem, jak ktoś ciasno oplata mnie w pasie.
-Harry- usłyszałem, kiedy próbowałem się wyrwać- Harry!- znałem ten głos, doskonale wiedziałem, do kogo należy. Ale nie zamierzałem teraz odpuścić- Harry, kurwa mać, uspokój się!
-Puść mnie- warknąłem- Puść mnie i idź pieprzyć swojego przyjaciela. No kurwa puszczaj!
Louis puścił mnie nagle. Upadłem zaskoczony na podłogę, podpierając się rękami. Poczułem jak ktoś stawia mi stopę na plecach, uniemożliwiając ruch. Po chwili Louis ukląkł przede mną.
-Nie powiem, Boo. Ten chłopaczek potrafi pokazać pazurki- rozpoznałem głos mężczyzny, którego widziałem u Tommo. Nie potrafiłem przypomnieć sobie jego imienia.
-No mówiłem ci, Zee.
-Co z nim zrobimy?
-Nie wiem- westchnął Louis, patrząc na mnie- Dlaczego to zrobiłeś Harry?
-Bo tak- bo byłem kurwa zazdrosny!
-Harry- westchnął Louis, odgarniając zbłąkanego loczka z mojego czoła- Nie możesz tak robić.
-Mogę robić, co mi się żywnie podoba- burknąłem, dostrzegając sylwetki przyjaciół.
-Zayn? Louis?- tak się nazywał ten chłopak! Moment, skąd Troy ich zna?- Co się dzieje? Harry?
-Znacie się?- Lou spojrzał zaskoczony na striptizera.
-Tak, Harry przychodzi tu z kumplami od dwóch lat. Wy też?
-Jedna szkoła- mruknął Louis.
-Więc to o tobie on mówił! Ale co się tu dzieje?
-Cóż, Harry wdał się w bójkę- westchnął szatyn.
Louis.
-Nick?
Westchnąłem i odsunąłem się od chłopaka, stając naprzeciw. Jeszcze parę minut temu próbował mnie rozebrać, a teraz gada sobie z.. nim. Wzdrygnąłem się. Nie cierpiałem tego chłopaka. Zawracał głowę Harry'emu. I był bliżej niż ja.
-Od kiedy jesteście razem?- spytał cicho Liam.
-Co? My nie jesteśmy..
-Całowaliście się.
-Oh tak, to znaczy, że od razu jesteśmy parą- prychnąłem, przewracając oczami. Usłyszałem pytanie Nicka i uśmiechnąłem się chytrze, szybko podchodząc do kędzierzawego- Pieprzy się!- krzyknąłem do słuchawki, widząc, jak Harry kręci rozbawiony głową.
-A to co było?- Liam uniósł brew- Jesteś o niego cholernie zazdrosny, ale nie chcesz z nim być. Jesteś okropny. Ranisz go.
-Bardziej go zranię, będąc z nim- westchnąłem smutno. Kiedy Harry skończył rozmowę uśmiechnąłem się sztucznie.
-Trafisz, czy cię odprowadzić?- Harry przewrócił oczami- Dobrze dobrze, słoneczko.
-Przestań tak do mnie mówić- jęknął, schodząc ze schodów- Do jutra.
-Trzymaj się, kruszynko.
-LOUIS!- otworzył drzwi wyraźnie rozbawiony.
-Zayn? Co tu robisz? -zdziwiłem się, widząc Malika za drzwiami.
-Jesteśmy umówieni, Boo- mruknął, wchodząc do środka i całując mnie krótko w usta. Oh, okej?
Zerknąłem na Harry'ego, który nie wiedział, co z sobą zrobić
-A, faktycznie. Wchodź, zaraz się przebiorę i idziemy- Harry wyszedł, ale słyszałem, że jeszcze nie opuścił podwórka.
-Cześć Liam- Zayn uśmiechnął się ciepło do mojego brata.
-Nie znam cię- warknął brunet. Westchnąłem cicho. Chyba nie uda się ich pogodzić.
-Ten dzieciak to jego chłopak?- zamarłem. Mówił o mnie? Czy ja zrobiłem coś złego i teraz mi się oberwie? Jezu, w co ja się władowałem? Oh, Harry, spokojnie. Zayn nie jest z mafii.
-Ogłupiałeś?- rzuciłem, mierząc przyjaciela wzrokiem- Skąd taki pomysł?
-No na pewno to nie Liam ani nie James go rucha. Więc jedyna opcja to ty, ale okej.
-Kolega ze szkoły. Chodź już- pociągnąłem go do drzwi i skierowaliśmy się do klubu.
^^
Ochroniarz wpuścił nas do środka, a ja od razu skierowałem się do baru, żeby zamówić alkohol. Cudowna zaleta bycia wampirem, to ta, że nie mogłem się upić.
Podszedłem do blatu i spojrzałem na barmana.
-Cześć, Tony.
-O, witaj Lou. Co ci podać?
-Jakiegoś dobrego drinka razy dwa.
-Z kim to tu jesteś?
-Z Zaynem.
-Znowu się przyjaźnicie?
-Coś w tym stylu.
Barman podał mi dwie szklanki, a ja ruszyłem do Zayna. Usiadłem naprzeciw niego i cicho zaczęliśmy rozmawiać, jak przekonać Liama do pogodzenia się. Wiedziałem, że będzie to dosyć trudne zadanie, ale musieliśmy spróbować.
Koniec końców, rozmawialiśmy o Harrym, o Liamie i mojej dawnej przyjaźni z Zaynem.
Zayn przyniósł kolejne drinki, a ja westchnąłem. Malik był już nieco wstawiony, ale wciąż zdolny do komunikacji. Poczułem jak kładzie mi dłoń na udzie i sunie nią wyżej. Uśmiechnąłem się, po czym szarpnąłem go i popchnąłem na najbliższą ścianę, dziko całując. Nasze języki splotły się w walce o dominację, a dłonie powędrowały pod koszulki, badając swoje ciała. Westchnąłem, kiedy Mulat wsunął kolano pomiędzy moje nogi, delikatnie pocierając krocze.
I wtedy usłyszałem jęk. Oderwałem się od Zayna, a mój wzrok powędrował do Harry'ego, kulącego się na ziemi. Westchnąłem i doskoczyłem do niego.
-Harry- mruknąłem cicho, kiedy próbował się wyrwać- Harry!- czułem, jak lekko się spina, ale zaledwie na ułamek sekundy, bo zaraz znowu próbował się wyrwać- Harry, kurwa mać, uspokój się!
-Puść mnie- warknął- Puść mnie i idź pieprzyć swojego przyjaciela. No kurwa puszczaj!
Puściłem go zaskoczony. Więc widział nas i był zazdrosny. Swoją drogą, on nie był za młody na przebywanie w takim miejscu?
Harry upadł, podpierając się rękami. Widziałem, że był zdezorientowany, a kiedy Zayn przycisnął go stopą do ziemi, to w ogóle nie wiedział co się dzieje. Powoli przykucnąłem przed nim.
-Nie powiem, Boo. Ten chłopaczek potrafi pokazać pazurki- zaśmiał się Mulat. Uśmiechnąłem się krótko i smutno.
-No mówiłem ci, Zee.
-Co z nim zrobimy?
-Nie wiem- westchnąłem, patrząc na chłopaka- Dlaczego to zrobiłeś Harry?
-Bo tak- bo byłem kurwa zazdrosny!
-Harry- westchnąłem cicho, odgarniając zbłąkanego loczka z jego czoła- Nie możesz tak robić.
-Mogę robić, co mi się żywnie podoba- burknął, obrażony.
-Zayn? Louis?- usłyszałem znajomy głos. Odwróciłem się, widząc dawnego przyjaciela Zayna- Co się dzieje? Harry?
-Znacie się?- spojrzałem zaskoczony na striptizera.
-Tak, Harry przychodzi tu z kumplami od dwóch lat- super, jako dziecko w barze ze striptizem i pijący alkohol. Pogadam sobie z nim na ten temat- Wy też?
-Jedna szkoła- mruknąłem.
-Więc to o tobie on mówił! Ale co się tu dzieje?
-Cóż, Harry wdał się w bójkę- westchnąłem.
-Jak to?
-No, sam chciałbym wiedzieć- mruknąłem, patrząc na mężczyznę, który go pobił. Na szczęście Zayn już się nim zajął- Jebany sukinsyn. Fajnie się bije słabszych?- warknąłem w jego stronę, a on się skulił- Spierdalaj mi stąd, już.
-Lou- Troy położył mi dłoń na ramieniu- Chodźmy stąd. Moja garderoba jest teraz pusta, tam spokojnie pogadamy.
Skinąłem głową i schyliłem się po Stylesa. Szarpnąłem go do góry.
-Robisz mi to specjalnie?- warknąłem do jego ucha- Nie zamierzam cię ciągle niańczyć.
-To tego nie rób- spojrzał na mnie wyzywająco. Powoli zbliżaliśmy się do garderoby Starka. Szliśmy z tyłu, a ja czułem, że zaraz rzucę się na Stylesa, bynajmniej nie w erotycznym uniesieniu- Po co to robisz, co?
-Bo nie chcę, żeby ci się coś stało, pierdolony idioto- syknąłem, popychając go lekko. Kątem oka dostrzegłem jak Troy i Zayn się nam przyglądają. Wiedziałem, że Harry mną nieświadomie manipuluje. Działał na mnie jak ludzka krew na mojego brata. Był moim cholernym słabym punktem i kurewsko się o niego bałem.
-Co ci zależy?- prychnął. Z jego myśli odczytałem, że jest wkurzony.
-Na tobie mi zależy, dzieciaku- mruknąłem.
-Przestań nazywać mnie dzieciakiem- popchnął mnie- to, że jesteś trzysta lat starszy nie znaczy, że masz prawo tak do mnie mówić.
Uniosłem brew. On nie zdawał sobie sprawy, jak absurdalnie to brzmi.
-On wie?- spytali zaskoczeni Troy i Zayn. Skinąłem powoli głową.
-Wie. To on jest ...
-Kwiatem Dzikiej Róży- szepnął Zayn. Skinąłem delikatnie głową na użytą metaforę. Harry patrzył na mnie zainteresowany. Jego złość już przeszła.
-Uspokoiłeś się?- spojrzałem w jego tęczówki. Przygryzł niepewnie wargę, za którą zaraz pociągnąłem, mierząc go ostrym spojrzeniem.
-Pocałuj mnie- mruknął, obejmując moją szyję. Westchnąłem, przyciskając swoje usta do jego. Harry podskoczył, oplatając mnie nogami w pasie, a ja docisnąłem go do ściany. Polizałem jego wargę, a on niemal od razu mnie wpuścił. Uśmiechnąłem się przez pocałunek. Nie trwał on długo, wiedziałem, że Harry jest pijany. Odsunąłem go od siebie i spojrzałem znowu w dwa piękne szmaragdy. Oparłem swoje czoło o jego.
-Nie możesz tak robić, Harry- westchnąłem- Nie możesz z zazdrości bić jakichś ludzi. Nie możesz być wściekły i się awanturować, a potem udawać, że nic się nie stało i prosić mnie o pocałunek.
-Prze-przepraszam- wyjąkał Harry. Westchnąłem i nie opuszczając go na podłogę, ruszyłem do garderoby.
-Już skończyliście?- parsknął Zayn, kiedy posadziłem Harry'ego na kanapie, a sam podszedłem do Mulata, opierając się o niego. Zayn objął mnie troskliwie ramieniem, a ja westchnąłem cicho.
-Po pierwsze, jesteś niewyżytym zboczeńcem. A po drugie, co my z nim zrobimy?
-Nie wiem. Ja to bym go zjadł- Troy zaśmiał się. Spiąłem się, a Malik wzmocnił uchwyt.
-Stark, nawet tak nie żartuj. Wiesz, że młody jest nietykalny.
-Harry o was nie wie- przypomniałem. Do pomieszczenia wpadł Tony, od razu podchodząc do Harry'ego.
-Co się stało?
-Nie róbcie z niego takiej ofiary- mruknąłem w końcu- Nic mu nie jest.
-Skąd to wiesz?
-Bo z wszystkich osób, znajdujących się w pomieszczeniu, to ja jestem z nim najbliżej. Przynajmniej fizycznie.
-To ty jesteś tym chłopakiem? Popierdoliło cię?! To jest niebezpieczne!
-Nie mam na to wpływu- westchnąłem- i Harry wie. Przynajmniej o mnie.
-Czy ktoś mi może to wyjaśnić?- Harry spojrzał nienawistnie na Malika, który mnie przytulał. Westchnąłem.
-Harry, wiesz, że jestem wampirem- zielonooki skinął, a Stark spojrzał na mnie zdziwiony- Tony również nim jest- Styles spojrzał zaskoczony na przyjaciela- A Zayn i Troy..
-Jesteśmy zmiennokształtnymi- rzucił Malik, mocniej mnie przytulając. Miałem wrażenie, że jest zazdrosny.
-Co to znaczy?- Harry powoli podniósł się z kanapy.
-Zayn i Troy potrafią przybrać postać wilka. Zayn jest Alfą- westchnąłem.
-Ale.. Jak wy.. Przecież...
-Zmiennokształtni i wampiry nie darzą się sympatią, ale zdarzają się wyjątki. Zayn jest moim najlepszym przyjacielem, a z Troyem mamy parę wspólnych lat ze sobą- kędzierzawy zatrzymał się przede mną. Wysunąłem się spod ramienia Malika, stając naprzeciwko niego i wysuwając ramiona. Wtulił się we mnie. Nie chcę, żeby on cię dotykał, Lou.
Zachichotałem i pocałowałem go w głowę.
-Chodź skarbie. Zabiorę cię do domu.
-Ale.. Nick.. Ja miałem u niego..
-Troy przekaże, że cię porwałem.
-Żeby mnie porwać, musiałbym stawiać jakieś opory- zauważył. Zaśmiałem się, kierując do wyjścia.
-Odbijemy to, Zee. I pogadam z Liamem, myślę, że da się przekonać, jak opowiem mu o twoim heroizmie- Mulat parsknął.
-Hej, Louis?
-Hm?
-Lepiej mu to wymaż- westchnąłem. Mieli rację. Harry nie powinien jeszcze wiedzieć o przeznaczeniu i o wilkach. Było na to za wcześnie.
Spojrzałem w jego zielone oczy i wiedziałem, że nie mogę tego zrobić.
xXxXxXx
ponad 4k słów :')
Błagam, zostawcie po sobie jakiś znak, żeby nie wyszło, że staram się na marne :')
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top