6. Bo tego kwiatu jest (ponoć) pół światu

***

Niespodziewane przymrozki, które zaatakowały Hasetsu tuż przed połową kwietnia, doskonale korespondowały z równie chaotycznymi wahaniami nastroju Yuuriego. A wszystko wiązało się z pewnym Rosjaninem, na widok którego Japończyk cały promieniał jak letnie słońce, po pożegnaniu tłukł się z miejsca na miejsce jak wicher hulający między wąskimi uliczkami, a przed zaśnięciem czuł złowieszcze, żołądkowe burze. I o ile z pogodowymi rewolucjami można (i trzeba) było sobie jakoś radzić, a kwiaty z zewnętrznej wystawy spakować z powrotem do środka, o tyle już z aurą roztaczaną przez zacięcie milczącego Katsukiego takiej łatwości nie mieli.

Z rana było jednak całkiem normalnie - może to dlatego, że kwiaciarz tylko czekał, aż razem z dzwoneczkami rozbrzmi od progu znajome "dzień dobry, Yuuri!", a może dlatego, że po tygodniu takich wesołych przywitań wreszcie zdecydował się porozmawiać z kimś mądrzejszym od siebie... No dobrze, bez przesady z tym mądrzejszym. Ale na pewno z kimś, komu ufał i na czyją pomoc liczył. W końcu już wiele do stracenia nie miał.

Dlatego właśnie w przerwach między obsługiwaniem porannych klientów Yuuri postanowił napisać do jedynej osoby, którą mógł nazwać swoim dobrym przyjacielem (trochę tak od biedy i trochę dlatego, że nawet w tak zasobnym wyrazowo japońskim nie istniało lepsze określenie oddające charakter relacji między "znajomym", "powiernikiem", "towarzyszem egzaminowej niedoli" a "człowiekiem, którego zwyczajnie nie chciało się mieć za wroga"), poznanej przy okazji studenckiej wymiany. I chociaż nie kontaktowali się ze sobą przesadnie często, to każdemu taki stan rzeczy najzupełniej odpowiadał. Nie liczyła się bowiem ilość plotek, ale ich jakość.

YuuriK: hej, Phichit

YuuriK: s̄wạs̄dī khrạb

YuuriK: masz chwilę?

Odpowiedź nadeszła błyskawicznie, właściwie po zaledwie kilku sekundach, ale tego się można było akurat spodziewać - w końcu znajomy Taj był zapalonym vlogerem, który prowadził podróżniczo-kulinarny kanał i praktycznie trzy czwarte doby spędzał w Internecie.

Phichitto: Yuuri!

Phichitto: kopę lat!

Phichitto: no dosłownie przed chwilą o tobie myślałem

YuuriK: 🤔

YuuriK: wiesz, że to brzmi jak taki typowy frazes?

Phichitto: ale ja na serio! jak świętej pamięci babunię kocham!

Phichitto: akurat karmiłem Sreberko i przypomniało mi się, jaką miał do ciebie słabość 🐹

Ach, no właśnie. Phichit był również dumnym właścicielem trzech chomików nazwanych na cześć ich sierści Złotkiem, Sreberkiem i Brązikiem. Żeby było zabawniej, jasnobeżowy Złotko zwykle lubił przesiadywać na głowie Taja, szare Sreberko na prawym ramieniu, a ciemny Brązik na lewym, co stanowiło powód do niekończących się żartów, że chomiki traktują właściciela jak swoiste podium.

Nic dziwnego, że ich własny kanał na Instagramie pękał w szwach od serduszek i komentarzy.

YuuriK: w takim razie pogłaskaj go ode mnie

Phichitto: 👍

Phichitto: Sreberko czuje się pogłaskany

Phichitto: ale Złotko ma na ciebie przez to focha

YuuriK: 😅

YuuriK: mój błąd

YuuriK: pozostałe też pogłaskaj

YuuriK: ale tak w ogóle

YuuriK: Phichit

YuuriK: chyba mam problem

Phichitto: spoko, przecież wiesz, że ja mam wtyki

Phichitto: od najlepszej naleśnikarni w Bangkoku po stołówkę w Alcatraz

Phichitto: wydobędę cię z każdego więzienia

Phichitto: już wysyłam moje chomiki na kurs robienia podkopów 💣

YuuriK: dzięki, na pewno przydadzą się latem do sadzenia pelargonii

YuuriK: ale ja nie o tym

YuuriK: w ogóle gdyby to chodziło o pracę, to byłoby milion razy łatwiejsze

Phichitto: ???

Phichitto: zaciekawiłeś mnie

Phichitto: cóż się stało, mój padawanie?

YuuriK: ja...

YuuriK: poznałem kogoś

Phichitto: no normalnie zaczynasz jak Hitchcock

Phichitto: najpierw trzęsienie ziemi, a teraz napięcie wzrasta

Phichitto: mów dalej

YuuriK: kilka dni temu do kwiaciarni przyszedł pewien mężczyzna

YuuriK: Viktor

Yuuri na chwilę przerwał pisanie i przyjrzał się ostatniej wysłanej wiadomości. Od razu przypomniał mu się bilecik dołączony do róż oraz znajdujące się na nim cienkie, proste pismo wykreślone smukłą dłonią, a wtedy jego policzki znów zrobiły się cieplejsze. I jeśli można było mieć reakcję alergiczną tylko na dźwięk lub widok czyjegoś imienia, to Yuuri był przodownikiem w tej chorobie.

Phichitto: zaraz, zaraz

Phichitto: Viktor?

Phichitto: to to nie był Japończyk?

YuuriK: Rosjanin

YuuriK: i właściwie nie tyle przyszedł, co pomógł mi z dźwiganiem kwiatów

YuuriK: długa historia

Phichitto: rany, Yuuri, to weź ją ściaśnij!

YuuriK: staram się

YuuriK: nie pomagasz

Phichitto: 😶

YuuriK: w każdym razie pomógł mi trochę w sklepie

YuuriK: więc w zamian zrobiłem mu bukiet, który miał mu się przydać w wyznaniu miłości

YuuriK: tylko że on mi go oddał

Phichitto: ...co?

Phichitto: co zrobił?

Phichitto: 😳

Phichitto: kurde, jak się robiło te większe emotikonki...

Phichitto: a zresztą

Phichitto: 😱

Phichitto: co dalej?

YuuriK: to, że następnego dnia przyszedł z lunchem i obiecał kawę

YuuriK: i przyniósł ją

YuuriK: codziennie przynosi

YuuriK: codziennie rozmawiamy

YuuriK: codziennie kupuje ode mnie jakieś kwiaty

YuuriK: i już nic z tego wszystkiego nie rozumiem

YuuriK: to chyba nie jest normalne zachowanie

YuuriK: ale... zupełnie mi to nie przeszkadza

Phichitto: och

Phichitto: OCH

Phichitto: więc to takie buty

Phichitto: moje ty słodkie, letnie dziecko...

Phichitto: i naprawdę nie wiesz, o co chodzi?

"Gdybym wiedział, to bym cię nie pytał" pomyślał Yuuri, ale z krzywą miną napisał jedynie:

YuuriK: niezbyt

Phichitto: w takim razie chyba czeka nas dłuższa rozmowa

YuuriK: ech...

YuuriK: zw

YuuriK: klient

YuuriK: dobra, jestem

YuuriK: poszły irysy

Phichitto: hm, hm, dobra wróżba 👌

Phichitto: no, ale wracając

Phichitto: powiedz, jaki on jest?

YuuriK: 🤔

YuuriK: może odrobinę specyficzny, ale miły

YuuriK: zabawny

YuuriK: bezpośredni

YuuriK: i przystojny

Yuuri przechylił głowę i dla pewności dodał kolejną linijkę.

YuuriK: bardzo przystojny

YuuriK: zajmuje się aranżacją wnętrz

YuuriK: pierwszego dnia przyszedł w takim garniturze, że jestem pewien, że nie narzeka na brak zleceń od znanych osób

YuuriK: a ma dopiero dwadzieścia siedem lat

Phichitto: aaa, rozumiem

Phichitto: to jeden z tych, co ich określają mianem "młody, prężny, dynamiczny"

Phichitto: chociaż ciebie to pewnie najbardziej interesuje ta jego "prężność", nie? 😏

YuuriK: Phichit!

Phichitto: och, tak, mów mi jeszcze

Phichitto: normalnie słyszę twój głos uszyma wyobraźni 🎵

YuuriK: ...

YuuriK: ........

Phichitto: zmasowany atak kropek nienawiści 😬

Phichitto: to super efektywne

YuuriK: 😑

YuuriK: wiesz, akurat miałem sprawdzić, jak sobie radzą rośliny w szklarni...

Phichitto: dobra, dobra, wyluzuj

Phichitto: ale co cię w tym niepokoi?

Phichitto: że zaciągasz u niego jakiś dług? że to za długo trwa?

Phichitto: no to też mu kup kawę albo wyrwij... znaczy, zaproś na miasto

YuuriK: ...

YuuriK: sam nie wiem

YuuriK: nawet nie o to chodzi, żeby coś zmieniać

YuuriK: po prostu... chyba martwię się tym, że Viktor jest w Japonii tylko na trochę

Phichitto: o masz

Phichitto: tego w umowie nie było

Phichitto: "trochę", czyli ile?

YuuriK: nie wiem, parę tygodni...?

YuuriK: chyba wspominał coś o dwóch

Phichitto: 😧

Phichitto: głupolu!

Phichitto: w takim razie musisz się śpieszyć i powiedzieć mu, co czujesz!

Phichitto: żeby dla ciebie został!

Yuuri już miał dotknąć kciukami ekranu, by wysłać Phichitowi bardzo krótką i bardzo negatywną odpowiedź, ale w ostatniej chwili się zawahał. Powiedzieć, co czuje? Ale co on właściwie czuł? Lubił spędzać z nim czas, jeść lunch na świeżym powietrzu (o ile nie było tak zimno jak ostatnio, chociaż na Rosjaninie nie robiło to szczególnego wrażenia), lubił rozmawiać, śmiać się, delikatnie sobie z niego żartować, lubił na niego patrzeć... Po prostu lubił Viktora. Bardzo lubił, choć jednocześnie nie dało się ukryć, że to był inny typ lubienia niż Yuuko, Takeshiego czy choćby Phichita. W ich przypadku Yuuri był całkowicie zadowolony, jeśli mógł porozmawiać raz na jakiś czas, powiedzmy, że raz na tydzień albo coś w tym stylu. Ale z Viktorem sprawy miały się zupełnie inaczej. Dzień bez Viktora wydawał się nieco uboższy, jakby brakowało śniadania, ulubionej poduszki pod plecami albo przesunięcia okienka w wiszącym nad łóżkiem kalendarzu. Niby nic śmiertelnie poważnego, ale jednak kłuło w piersi. Coś jak przyzwyczajenie, ale takie trochę bardziej. Może jak tęsknota za czekającym w domu czworonogiem? Albo jak...

Komórka zawibrowała, a z głośniczka wydobyło się ponaglające plumknięcie.

Phichitto: eeej, Yuuri

Phichitto: Phichitoland do Yuuriego

Phichitto: gdzie cię wywiało?

Phichitto: męczący klient?

Phichitto: czy już pobiegłeś do tego Viktora?

Chciałby. To było właśnie najśmieszniejsze, najdziwniejsze i najbardziej przerażające. Że Yuuri rozważał zrobienie rzeczy, o których nigdy wcześniej nie chciał nawet myśleć.

YuuriK: nie, nie, po prostu... nie wiem, co mam powiedzieć

Phichitto: mi czy jemu?

YuuriK: ogólnie

YuuriK: bo przecież Viktor ma swoje życie

YuuriK: ma pracę i zobowiązania

YuuriK: rodzinę, przyjaciół, kolegów z pracy, klientów

YuuriK: ja do żadnego zbioru nie pasuję

YuuriK: więc tym bardziej nie powinienem zachowywać się samolubnie i prosić go o takie rzeczy

Phichitto: 🙄

Phichitto: błąd 404

Phichitto: Phichit nie odpowiada

Phichitto: ale przede wszystkim nie odpowiada za głupie wymówki swojego kumpla

Phichitto: ...

Phichitto: no dobra, ptysiu

Phichitto: jak tak cię to gryzie, to go olej

Phichitto: nic na siłę

Phichitto: co ty na to?

Yuuri miał ochotę napisać "tak zrobię" albo chociaż "też o tym myślałem", ale nie potrafił. Ściśnięty żołądek, który na tą sugestię boleśnie przypomniał o swojej obecności, mówił jednak sam za siebie.

YuuriK: nie chcę

YuuriK: nie umiem

Phichitto: no to nie chcesz czy nie umiesz?

YuuriK: oba

YuuriK: chcę się spotykać z Viktorem, ale nie wiem, co mam o tym sądzić

YuuriK: to wszystko jest takie dziwne

YuuriK: Phichit, ja mu nawet machałem

Phichitto: no i?

Phichitto: to akurat dość częsta praktyka

Phichitto: ludzie do siebie machają

Phichitto: po to mają ręce

Phichitto: też

Phichitto: gorzej jakbyś to zrobił nogą

YuuriK: ale ja mu machałem tak... bardziej

Phichitto: ou

Phichitto: bardziej, tak?

Phichitto: to co innego

Phichitto: w takim razie musisz wziąć za to odpowiedzialność i się z nim hajtnąć

YuuriK: Phichit!

Phichitto: no co?

Phichitto: w sumie nie wiem, czego ode mnie oczekujesz

Phichitto: no bo sam widziałeś, jaka była twoja reakcja

Phichitto: jak na mój gust to facet cię lubi

Phichitto: MOCNO cię lubi, jeśli wiesz, co mam na myśli

Phichitto: a ty zdajesz się lubić jego

Phichitto: proste równanie

Phichitto: 1 + 1 = <3

Phichitto: serio

Phichitto: czemu mi jeszcze nie dali tej profesury z matematyki...

YuuriK: może dlatego, ż

Nie dokończył. W sąsiednim okienku akurat wyświetliła się nowa wiadomość, która o wiele bardziej przyciągnęła jego uwagę niż rozmowa z przyjacielem. Yuuri szybko zmienił kartę i wtedy w komunikatorze pojawiło się zdjęcie, na którym pewien dumny z siebie obcokrajowiec trzymał tuż przy twarzy obsypanego cukrem, zawijastego pączka, jakby porównywał, która rzecz była większa. Jak na gust Yuuriego - uśmiech w kształcie serca wygrywał.

Vicchan: hej, золотсе!

Vicchan: popatrz, co za cudo dała mi dziś Yuuko

Vicchan: takich fajnych nie robią nawet w Petersburgu

Vicchan: to co? mogę wpaść?

Vicchan: byłbym za jakieś pięć minut

Vicchan: \( ' ♡ ((( )/

YuuriK: jasne

YuuriK: ale nie trzeba było

YuuriK: na śniadanie dostałem od mojej mamy bento

YuuriK: więc przygotuj się na ucztę 😊

Vicchan: !

Vicchan: 💘

Vicchan: aww, Yuuri

Vicchan: właśnie sobie wyobraziłem, jak się uśmiechasz

Vicchan: i wiesz co?

Vicchan: będę za trzy minuty

Vicchan: ᕓ( ' ♡ ((( )ᕗ~ ♪

YuuriK: wariat

YuuriK: musisz mnie kiedyś nauczyć, jak robić te śmieszne emotikonki

YuuriK: wyglądają zupełnie jak ty

Vicchan: o nie, mój drogi

Vicchan: to ta-je-mni-ca \( ^ ♡ ((( )/

Vicchan: jak chcesz je widzieć częściej, to po prostu musisz ze mną więcej pisać

YuuriK: podstępny

YuuriK: jest tylko jeden problem

YuuriK: wolę, kiedy rozmawiamy na żywo

YuuriK: ale skoro chcesz wirtualnie...

YuuriK: 😉

Vicchan: ᕓ( ' ♡ ((( )ᕗミミミミミ

YuuriK: 😄

YuuriK: bezpiecznej drogi 🙂

Ledwie Yuuri zamknął okienko chatu z Viktorem, a już złapał się na tym, że szczerzy się jak jakiś aktor reklamujący pastę do zębów (do kompletu z płynem do płukania i usługami dentystycznymi). Gorzej - uśmiechał się podczas trwania całej rozmowy, zupełnie jakby dobry humor emotikonek przeszedł też na niego. Tak, więc było z nim już aż tak źle. Albo dobrze. Zależy jak spojrzeć.

W sumie kwiaciarzowi patrzyło się całkiem miło...

Japończyk westchnął cicho, potrząsnął głową i jeszcze raz chwycił smartfon.

Phichitto: *turla się w oczekiwaniu na Yuuriego*

YuuriK: Phichit?

Phichitto: si, signore?

YuuriK: muszę już kończyć

Phichitto: oho

Phichitto: OHO

Phichitto: książę, którego obiecano się zbliża?

YuuriK: daj spokój

YuuriK: ...tak, on

Phichitto: yay!

Phichitto: w takim razie łap byka za rogi!

Phichitto: no dobra, może bez rogów, poroże jakoś tak źle się kojarzy...

Phichitto: ale powiedz mu!

Phichitto: powiesz, prawda?

Phichitto: obiecujesz?

Chciał radę, więc ją dostał. Czy raczej kilka żarcików i błogosławieństwo, żeby znajomość kontynuować. Dobre i to. Teraz przynajmniej Yuuri był pewien, że na czymś mu zależało...

YuuriK: niech będzie

YuuriK: obiecuję

Phichitto: 😄👍

Phichitto: misja wykonana

Phichitto: w takim razie nie przeszkadzam dłużej

Phichitto: niech ci Viktor lekkim będzie 😎

YuuriK: Phichit...

YuuriK: 😓

YuuriK: k̄hxbkhuṇ khrạb

Na tym konsultacje społeczne z odległą Tajlandią się skończyły. Rzucona obietnica zaległa ciężko na sumieniu Yuuriego, ale chwilowo postanowił się nią nie przejmować. "Kiedyś mu o tym powiem, że... że zawsze jest tu mile widziany" zapewnił w myślach, chowając komórkę do kieszeni. "Chyba."

Zaraz potem Katsuki przeciągnął się, poprawił wiązanie fartucha, odetchnął głośno dwa razy i z czystszą głową wyszedł zza lady, biorąc się za uzupełnianie wody w wazonach z ciętymi kwiatami. Skoro miał jeszcze chwilę i żadnych zleceń na głowie, mógł przyspieszyć czekanie jakimś pożyteczniejszym zajęciem. I faktycznie - zdążył oblecieć jakieś dwie trzecie flakonów, kiedy zgodnie z oczekiwaniami drzwi otworzyły się trochę pewniej i trochę radośniej niż to miało miejsce w przypadku zwykłych, wahających się przed wejściem klientów.

- Yuuri! - Pogodny ton rozbrzmiał w całej kwiaciarni i aż dziwne, że w tle nie dołączył do tego również ptasi trel. - Dzień dobry!

- Dzień dobry. - Yuuri podniósł wzrok znad wyjątkowo dorodnych, herbacianych róż, ale na widok mężczyzny, który pojawił się w sklepie, jego uśmiech nieco się załamał. - Tylko mi nie mów, że naprawdę biegłeś...

- Wcale nie. - Rosjanin uniósł rękę i spróbował wygładzić rozwichrzoną grzywkę przedramieniem, ale nie dał rady. Dłoni użyć niestety nie mógł, bo trzymał w nich dwa jednorazowe kubki z obiecaną kawą, a na dodatek z jednego nadgarstka zwisała mu papierowa torba z logiem piekarni. Naprawdę, co on z nim miał...

- No tak, wcale. - Katsuki odstawił konewkę i podszedł do nieco zagubionego, obwieszonego niczym choinka architekta, który chyba nie do końca poradził sobie z rozplanowaniem bagażu na przestrzeni własnego ciała. - Daj, bo się oparzysz.

Yuuri przejął oba kubki, odłożył je na blat przy kasie fiskalnej, a potem wrócił do Viktora i gdy ten skupił się na poprawianiu płaszcza, Katsuki uniósł dłonie i zaczął wygładzać mu włosy, żeby znów wyglądał nienagannie. Znaczy, z takim artystycznym nieładem też był przeuroczy, ale jak już tak często nachodził go w pracy, to mógł chociaż porobić za ładną reklamę Yu-topii. Jednocześnie Yuuri starał się nie myśleć, że dotykana czupryna jest o wiele przyjemniejsza w dotyku, niż się tego spodziewał...

- Dziękuję - odpowiedział Rosjanin, a kiedy Japończyk odstąpił o krok, mężczyzna odwdzięczył mu się najpiękniejszym uśmiechem, jaki widział od... od jakichś dwudziestu czterech godzin. A bez którego i tak nie wyobrażał sobie dnia.

I nagle Yuuri wpadł na to, dlaczego czuł taki niezrozumiały pociąg do Viktora - bo był czymś w rodzaju amuletu na szczęście. Brzmiało to dość dziwnie, fakt, ale najzupełniej tłumaczyło to radość, gdy Katsuki go widział i niepokój, gdy się rozstawali. Tak. Dokładnie kimś takim. Na pewno kimś takim.

"Kiedyś mu o tym powiem" obiecał Yuuri, czując delikatny ucisk już nie w żołądku, ale gdzieś w okolicy serca. "Kiedyś."


***

Przypisy-chan

Serdecznie witam!~ 🌹 Jak widzicie, pojawienie się Phichita przyniosło ze sobą także lekką zmianę narracji. Tak jak już zostało wspomniane przy okazji rozdziału trzeciego (z Chrisem), w Japonii bardziej popularne jest porozumiewanie się tekstowe przez komunikatory. I to właśnie główny powód, dla którego zdecydowałam się na takie "talksy".

Z informacji przeróżnych:

- Pojawiło się trochę tajskiego, ale akurat powinniście kojarzyć te odzywki z anime (nie zaznaczałam ich kursywą, bo były w tekście-tekście)
s̄wạs̄dī khrạb - cześć
k̄hxbkhuṇ khrạb - dzięki
Część składowa khrạb odnosi się do mówienia do mężczyzn.

- Pomysł na imiona chomików należy do DaryavonDayern i przyznaję, że jest bardziej niż wyjątkowo trafny. Sami przyjrzyjcie się raz jeszcze ich umaszczeniu. Przypadek? Nie sądzę. Szczególnie że nawet zajmowane przez nich miejsca są zgodne z rozłożeniem medali na podium ;)

Ach, ten Phichit i Wielkie Mistyfikacje...

- Jeśli ktoś wychwycił nawiązania do tekstów z "Gry o tron" i "Gwiezdnych Wojen", to miło mi. Wszak Phichit jako człowiek obeznany memowo i internetowo nie mógł sobie odmówić paru drobnych żarcików.

- Irysy oznaczają dobre wieści, zaufanie, nadzieję

- золотсе to stare, dobre, rosyjskie "złoto". Cwaniak z tego Viktora, że używa słów, których Yuuri znaczenia nie zna (a wygooglać zapomina).

Miło się zrobiło, prawda? I wreszcie widać jakiś postęp, skoro Yuuri nie boi się już w drobny sposób droczyć się z Viktorem i czuć się na tyle swobodnie, że traktuje go jak takie dziecko, którym trzeba się zająć i przypilnować, żeby nie biegało w rozpiętym sweterku na zimnie :") Że to nie jest tylko koleżeńska troska, o tym Yuuri się niebawem przekona...

Przy okazji - niesamowicie dziękuję Wam za wsparcie, każde odwiedziny, każdą gwiazdkę oraz, co tu dużo ukrywać, każdy komentarz. Dzięki Wam "Kwiaciarnia dla dwojga" zdołała na chwilę wskoczyć do topki fanfików. Nie stanowi to oczywiście celu mojego pisania, ale jeśli przy okazji więcej ludzi dowie się o tej historii, to będę niesamowicie szczęśliwa. Kochane Viktuuri zasługuje na jak najwięcej miłości (dzięki czemu mogą się podzielić radością z czytającymi) ❤️ A przy tym tempie za pół roku do wydania "Codzienności" może dołączyć jeszcze jedna, kwiecista książka ;u;

Mam nadzieję, że rozdział się podobał i za tydzień również odwiedzicie Kwiaciarnię. Zerkniemy wtedy na to, co się dzieje w sercu Viktora oraz ile może się zmienić w priorytetach człowieka dzięki zaledwie kilkudniowej znajomości. Bardzo ważnej znajomości ;)

Trzymajcie się i muah!

😚


PS. Jeśli na komórce nagle dubluje wam jakieś kwestie albo nagle pojawia się zdanie bez sensu, to wina aplikacji wattpadowej. Na komputerze wszystko działa jak trzeba i w fanfiku nie ma błędów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top