21. Nieśmiałe bułki i pączki szczerości
***
Grupowa kolacja, wobec której Yuuri był początkowo tak negatywnie nastawiony, jak negatywnie nastawiony mógł być tylko homar na widok kąpieli we wrzątku, dzięki Viktorowi okazała się czymś całkiem... miłym. Całkiem. Względnie. Chyba. I na ile oczywiście było to możliwe w gronie bardzo ciekawskich kobiet i mocno nieobecnych myślami mężczyzn. Mimo to posiłek przebiegał w wyjątkowo przyjaznej, lekkiej i anty-plotkowej atmosferze, a brak miejsc przy stole (co nie było aż tak dziwne uwzględniając obecność aż dwunastu osób plus pudla siedzącego w kącie i pałaszującego kotleta) rekompensowany był przez nadmiar dobrego humoru.
Yuuri nałożył do swojej miseczki jeszcze trochę soby i rozejrzał się dyskretnie po zgromadzonych, podzielonych na nieco mniejsze, dywagujące między sobą grupki. Mama i Minako-sensei, jak na wieloletnie przyjaciółki przystało, bawiły się najlepiej w swoim własnym towarzystwie, choć w dyskusję czasami włączała się także Mari, podpytywana to z jednej, to z drugiej flanki; tata z nietypowym jak na niego entuzjazmem opowiadał coś kiwającemu sporadycznie głową Takeshiemu, który wyglądał na dość przytłoczonego tyloma osobami umieszczonymi na tylu metrach kwadratowych, za to Minami był bardzo aktywnie zagadywany przez komisję składającą się z trzech, nieustępliwych pociech Nishigorich. Jeśli chodziło o tych ostatnich, to do uszu Yuuriego momentami dolatywały również strzępki wypowiedzi, tym wyraźniejszych, bo najmłodsi uczestnicy rodzinnego spędu zdecydowanie nie należeli do zwolenników dyskrecji. Wychodzili raczej z założenia, że nawet gdyby ktoś zechciał ich podsłuchiwać, to szkoda na to zachodu i zdrowia, i niech od razu te obrady będą całkowicie jawne dla publiki.
- ...więc jeśli mi nie wyjdzie, to pójdę na medycynę - zapowiedział z dumą Minami, pałaszując ze smakiem zostawioną na koniec tempurę - a jak tylko skończę studia, to zostanę kryminologiem i będę brał udział w śledztwach.
- Łaaa, ale ekstra - oznajmiła z podziwem Lutz. - Czyli że będziesz kroił przestępców w ramach ich kary?
- Nie no, nie będę... Nie żywych... - odparł ostrożnie Minami.
- To może będziesz badał oddzielone od ciał czaszki? - upewniła się Axel.
- Tym to się bardziej paleontolog zajmuje.
- W takim razie pewnie zamierzasz ścigać przemytników, którzy handlują na czarnym rynku nielegalnie skupionymi organami, a przechwycone od nich nerki i wątroby będziesz rozdawać biednym, tak? - zapytała Loop.
Minami zamilkł, zastanawiając się nad ostatnią odpowiedzią, za to Yuuri już całkiem przestał wierzyć własnym uszom. "Ja wiem, że specjalizuję się w opiece nad roślinami, nie dziećmi, ale to już jest trochę zbyt poważne jak na wiedzę sześciolatek. Chyba powinienem dać znać Yuuko, jakie programy oglądają małe, bo wyglądało na to, że... I zaraz, zaraz, chwila. Czy to nie brzmiało przypadkiem jak jakiś Robin Hood? Brzmiało, co nie? Taki współczesny i bardzo krwawy." zauważył kwiaciarz, zamierając na moment z pałeczkami w ustach. "A najgorsze w tym wszystkim jest to, że to ma całkiem niezły potencjał na fabułę gry albo serialu..."
Na tę ostatnią myśl Katsuki gwałtownie potrząsnął głową, odłożył miskę i obrócił się w lewą stronę, dla własnego bezpieczeństwa porzucając obserwację domorosłych kryminologów. To raczej nie był dobry moment na takie rzeczy - ani na upominanie dzieci, ani tym bardziej na pisanie scenariuszy.
Tymczasem siedzący tuż obok Yuuriego Viktor właśnie kończył swoją porcję soby, przez co zaczął się nieco mocniej angażować w rozmowę z Yuuko (na pytania której do tej pory odpowiadał głównie przez poruszanie różnymi częściami ciała na różne strony (że ramionami i szyją, oczywiście... ramionami i szyją...)).
- Więc masz go już piętnaście lat? O rany. To naprawdę szmat czasu - przyznała Japonka, oglądając się przez ramię, żeby zerknąć na wylizującego talerz Makkachina. - O wiele więcej niż minęło od mojego własnego porodu. Pewnie traktujesz go jak najbliższą rodzinę, co?
- Zdecydowanie. Jest dla mnie trochę jak syn, którego wciąż trzeba przestrzegać "nie dotykaj kuchenki!", "nie zaglądaj do kosza!" albo "nie rozlewaj wody z miski!", chociaż jednocześnie gdyby przeliczyć jego wiek na ludzki, to on byłby moim dziadkiem. - Viktor zaśmiał się i odstawił pusty półmisek na stół. - Przy okazji, jak już przy dzieciach jesteśmy, to skąd mieliście pomysł na imiona dla córek? Bo to chyba nie są zbyt popularne propozycje w tym... okręgu - zagadnął w rewanżu, choć zabrzmiało to trochę tak, jakby zamiast "okręgu" chciał powiedzieć "kraju". O ile nie "świecie".
- A, w sumie to taka trochę śmieszna sprawa. - Yuuko uśmiechnęła się łagodnie, trochę bardziej nostalgicznie niż z humorem, po czym splotła dłonie i położyła je sobie na ugiętych w siadzie kolanach. - Wiesz, że mamy w Hasetsu kryte lodowisko? Stoi niedaleko zamku, praktycznie u podnóża góry. Jak byłam mała, to trochę uczęszczałam na zajęcia z łyżwiarstwa figurowego. Szło mi na nich całkiem nieźle i nawet udało mi się raz czy dwa wygrać jakiś regionalny tytuł w kategorii nowicjuszy, tylko że... Tylko że przez to, że miałam odziedziczyć po dziadkach kawiarnię, a babcia wciągnęła mnie w robienie słodkości, to tak to jakoś wyszło, że w liceum przez nawał pracy i nauki na dobre zrezygnowałam z łyżew. Dopiero gdy zaszłam w ciążę i na badaniach okazało się, że będę mieć trojaczki, to nieco zwolniłam tempo życia i na nowo poukładałam sobie w głowie różne sprawy. Więc kiedy tak siedziałam i wracałam pamięcią do tamtych dni, stwierdziłam, że jeśli tylko będę w stanie, chciałabym natchnąć moje dzieci do robienia w życiu czegoś innego niż ich rodzice czy dziadkowie. Żeby nie czuły się do niczego przymuszone, a bardziej zainspirowane. I o. Stąd imiona na cześć trzech rodzajów skoków z łyżwiarstwa figurowego.
- Ale... to jest... - wydukał Viktor, aż wreszcie okręcił się całym ciałem i spojrzał wprost na zaskoczoną Yuuko - ...niesamowicie smutne!
- Tak?
- I to bardzo! No bo przecież tyle lat pielęgnowałaś taką piękną pasję, którą sama sobie wybrałaś i w której osiągałaś sukcesy, ale przez to, że miałaś również obowiązki wobec rodziny, musiałaś odrzucić to, co było ci bliskie. - Viktor ujął dłonie Yuuko i zamknął je w swoich. - Ja przez kilka ostatnich lat żyłem z narastającym poczuciem, że praca na takim stanowisku jak moje staje się coraz bardziej przytłaczająca i że to już nie jest coś, co tak mnie kiedyś fascynowało. Że gdzieś się... pogubiłem. Ale żeby nie robić tego w ogóle? Nie, nie dałbym rady. Dlatego tym bardziej nie chcę, żeby ktokolwiek, kogo lubię i cenię, przeżywał coś podobnego.
Serce Yuuriego na chwilę się zatrzymało. O tym, że Viktor męczył się w swojej firmie i że to prawdopodobnie dlatego zatrzymał się na dłużej w Japonii, nie miał bladego pojęcia. Znów nie miał. Tyle że w tym przypadku, w przeciwieństwie do informacji o "Stammi" czy blogu, kwiaciarz nie był pewien, czy w ogóle powinien o tym usłyszeć. Jako ktoś, kto od tylu lat zajmował się kwiatami i uważał to za całkowicie naturalny, lubiany stan rzeczy, nie umiałby w żaden mądry sposób poradzić Viktorowi na tego typu wątpliwości - ani miesiąc wcześniej, ani nawet teraz. O wiele lepiej sprawdzała się w tej roli Yuuko.
- Dziękuję za troskę, Viktor. Jesteś naprawdę wspaniałym, życzliwym facetem - powiedziała pani Nishigori, po czym sprawnie wywinęła ręce z uścisku i to ona poklepała Rosjanina po dłoniach. - Ale to wcale nie tak, że nie lubię pracować w kawiarni. Ja to kocham, szczególnie z rodziną. Po prostu ciężko by mi było robić za gotującą łyżwiarką z zadatkami na matkę, żonę i kochankę. Robota wolę mieć w kuchni, a nie sama nim być. No i czasami tak to już w życiu bywa, że trzeba dokonywać wyborów, również tych bolesnych...
- Yuuko? - wtrącił łagodnie Yuuri, nie chcąc, żeby rozmowa podążyła w zbyt depresyjne rejony, bo gdyby tak się stało, z pewnością jako pierwszy zacząłby płakać. - Tylko czy to nie było też tak, że pokłóciłaś się wtedy z Takeshim o imiona?
- A, faktycznie, tak było. Byłam na niego tak zła, że przez pół dnia się nie odzywałam, tylko okupowałam kuchnię i wyjadałam masło orzechowe z lodówki - przytaknęła prawie że radośnie.
Rosjanin zrobił niepewną minę, jakby nagłe reaktywowanie poprzedniego tematu dość mocno go skonfundowało.
- Naprawdę? To jak właściwie chciał je nazwać? - zapytał Viktor, nie spodziewając się tego, co nadejdzie. Ale Yuuri wiedział.
- Tarta, Beza oraz Chałwa - wyznała bez mrugnięcia okiem Yuuko, z powrotem skupiając się na kolacji, bo na stole właśnie pojawiła się zielona herbata wraz z pozostałymi po festiwalu dango. - Zawsze miał ciągoty do kruchych łakoci.
Na widok miny Viktora, która zaczęła przypominać osłupiałą emotikonkę wysyłaną mu przez Line'a, no, tę z prostymi jak kreska ustami i nieruchomym okiem przypominającym kropeczkę, Yuuri zaczął się cicho śmiać. I chociaż sądził, że po kilku stłumionych w zaciśniętą pięść parsknięciach zdoła się uspokoić, to gdy jeszcze raz zerknął na architekta, a ten odwzajemnił spojrzenie i przechylił głowę na bok, zupełnie tak jak to robił proszący o chrupka Makkachin, kwiaciarz nie wytrzymał. Szybko udał kaszel i obrócił się, ukrywając twarz za ramieniem Rosjanina.
- Jesteś... zbyt... zbyt... - wydukał, trzymając Viktora za sweter, na co architekt najwyraźniej się na to odblokował, bo zaintrygowany drgnął i ostrożnie nachylił się nad Yuurim.
- Uroczy? - podsunął, wracając do swojego typowego, czarującego sposobu bycia. - Zabawny? Przystojny? Miły? A może zbyt ułożony, skoro z ledwością powstrzymuję się od tego, żeby cię nie objąć i nie zacząć łaskotać przy tych wszystkich świadkach, bo tak bardzo chcę usłyszeć twój piękny śmiech?
Yuuri pokręcił jednak tylko głową.
- ...niemożliwy - sapnął, a potem wyprostował się i cały czerwony na twarzy rzucił Viktorowi wymowne spojrzenie. - I gadatliwy. Dużo za dużo.
- Ha, widzisz! Gadatliwy to dopiero mogę się zrobić, gdybyś tylko pozwolił mi cię porwać na spacer przy pełni księżyca. Mógłbym wtedy obsypywać cię setkami komplementów i przyrównywać twoją urodę do kwiatu paproci, co pojawił się tak samo magicznie, jak cudowny był moment, gdy na twoich ustach zakwitł uśmiech... - zadeklamował Viktor, lecz zaraz potem puścił szybkie, markowe oko. - No chyba że ty też wolisz bardziej słodkie tematy? Co? Serniczku mój puchaty?
- Normalnie drugi Phichit się znalazł - westchnął Yuuri, bardziej do siebie niż do Viktora, po czym znów zmierzył go spojrzeniem. - I właśnie dlatego jesteś niemożliwy. Marzy ci się spacer przy pełni, a mamy dopiero trzecią kwadrę.
Viktor nawet nie próbował zaprzeczyć, jaki kulawy był z niego spec od spraw lunarnych - zamiast tego zachichotał pod nosem i tak, aby nie zobaczyli tego inni biesiadnicy, ujął dłoń Yuuriego w swoją, zaczynając głaskać kciukiem szorstką, nieco poranioną przez kolce i skórzaste liście skórę. W przeciwieństwie do mało przyjemnej ręki kwiaciarza, palce architekta wydawały się gładkie i delikatne, jakby były zrobione z jedwabiu albo z papieru, na przykład takiego jak te podziwiane przez niego chińskie, zdobione malunkami wachlarze... No tak, ale w odróżnieniu od Yuuriego Viktor pracował przede wszystkim wyobraźnią, dlatego to jego ręce potrafiły gładzić z absolutną czułością, pieścić niesamowicie wdzięcznie i traktować prawie że z nabożną czcią, jak nie umiał nikt inny na całym świecie.
To było takie uspokajające, choć zarazem było to tak niewiele. Kojący dotyk, ciepło drugiej osoby, jej nienapraszająca się obecność. Wielkie uczucia skryte w prostych, miłych gestach. Rzeczy, które dopiero uczył się rozpoznawać, doceniać i odpowiadać...
- Yuuri? - zanucił po dłuższej chwili Viktor, a kwiaciarz złapał się na tym, że przymknął oczy i delikatnie wsparł się ramieniem o ramię architekta.
- Hm? - mruknął, prostując się, by nie zwracać na siebie niczyjej uwagi.
- A może powiemy im, jak to z nami jest, żeby uciąć wszystkie plotki i aluzje?
Yuuri zmartwiał. To co on wcześniej mówił przy okazji wspominania o tej niemożliwości? Ach, no tak. Że Viktor. Że bardzo-bardzo Viktor. Oraz że gadatliwy. I całe szczęście, że kolacja już się skończyła, bo inaczej makaron mogłyby mu z wrażenia wyjść nosem. A tak wyszło jedynie opanowanie i może odrobinę oczy z orbit.
- Jesteś pewien? - szepnął Yuuri zdenerwowanym półgłosem, choć zdecydowanie bardziej chciał zapytać "oszalałeś?". Przecież dopiero co wczoraj wyznali sobie miłość, a już mieli robić z tego publiczną sensację? To za szybko, stanowczo za szybko! - A jak to tylko pogorszy sytuację? Jeśli ktoś coś powie albo w ogóle się sprzeciwi?
- Miły mój. Może wielu rzeczy o twojej rodzinie jeszcze nie wiem. Może dzieli nas sporo różnic kulturowych i drugie tyle zwyczajów osobistych. Może gdybyś powiedział mi coś podobnego ze trzy tygodnie temu, kiedy to pierwszy raz przyszedłem do was na obiad, to absolutnie bym się z tobą zgodził. Ale potrafię stwierdzić jedno. Są wspaniałymi ludźmi i nigdy nas nie skrzywdzą - zapewnił Viktor.
Yuuri był słaby wobec takiego spokojnego, czułego i racjonalnego Viktora, dlatego w ostatnim odruchu obronnym parę razy poruszył ustami, aż w końcu boleśnie westchnął i ostrożnie skinął głową.
- Dobrze, ale mam jeden warunek - zastrzegł kwiaciarz i położył drugą dłoń na trzymającej go dłoni. Dłoni swojego chłopaka. - Ja to zrobię.
"Bałbym się, że z tego wszystkiego zamiast powiedzieć po japońsku, że mnie kochasz, mógłbyś chlapnąć, że się... ze mną... nieważne". Mimo to Yuuri od razu pomyślał również, że warto się było zgłosić na ochotnika. Chyba nie widział jeszcze do tej pory tak skondensowanego uśmiechu na twarzy Viktora - choć nie błyskał zębami ani nie śmiał się na głos, to wyglądał na tak rozpromienionego, jakby jego usta już-już miały ułożyć się w znajomy kształt serca. Możliwe jednak, że nie chciał tym wywierać zbyt wielkiej presji na Yuurim, dlatego ostatkiem sił powstrzymywał się, aby nie pokazać, jak gorąco popierał tę decyzję. Więc tak o, promieniował sobie od środeczka, cicho i wyczekująco.
Okej, niech już będzie. Nie ma sprawy. Skoro Viktor twierdził, że będzie w porządku, to będzie w porządku. Dla niego musiał... chciał dać z siebie wszystko.
Yuuri wypuścił dłoń architekta i wstał od stołu, w jednej chwili górując nad zgromadzonymi niczym wieża radiowa. Nie było więc mowy, żeby ktoś go zignorował, dlatego już po chwili wszelkie rozmowy ucichły i dwanaście par oczu - tych ludzkich i tych całkiem zwierzęcych - zwróciło się na niego. Yuuri nie czuł się tak obserwowany nawet podczas minionego festiwalu. W końcu tam klienci skupiali się na jego dłoniach i tworzących je wiankach, natomiast tutaj każdy automatycznie patrzył mu w oczy lub próbował odczytać coś z delikatnego drżenia warg, zanim te właściwe słowa zdołały choćby uformować się w głowie i dotrzeć do strun głosowych. Nie mógł zwlekać. Im dłużej to trwało, tym bardziej chciał się zaszyć w chłodni.
- Mamo... Tato... I wszyscy... Chciałbym wam coś powiedzieć - zaczął Yuuri zgodnie z wzorem klasyki gatunku najbardziej wytartych tekstów świata, po czym wziął głęboki wdech i wyznał to, co ćwiczył sobie w myślach od dobrej pół minuty: - Ja i Viktor jesteśmy parą.
Na moment zapadła absolutna cisza, podczas której nawet Makkachin przestał merdać ogonem, tylko postawił uszy i popatrzył niepewnie na zgromadzonych ludzi. I szczerze? Tego się Yuuri nie spodziewał. Sądził, że skoro wszyscy wiedzieli, jak się sprawy między ich dwójką przedstawiały, to na nikim nie zrobi to większego wrażenia. Tymczasem rodzina i przyjaciele zachowywali się tak, jakby nagle oznajmił im "mam raka" albo "wyjeżdżam do Stanów". I dopiero po kilku solidnych sekundach, kiedy ogon Makkachina znów zaczął wesoło uderzać o podłogę, jako pierwszy z transu ocknął się Minami. Kuzyn, który chyba jako jedyny wykazywał w tej sprawie symptomy nieświadomości, ni z tego, ni z owego zaczął bić brawo. Gdy jednak tylko rozległy się te żywe oklaski, głośne komentarze potoczyły się po jadalni prawdziwą lawiną i zgromadzeni albo zbierali szczęki spod stołu (na czele z Mari i Takeshim), albo szczerze im gratulowali.
- A jednak - powiedziała tajemniczo mama, po czym uśmiechnęła się do wyprężonego z dumą Viktora. - Naprawdę, dzieci w tych czasach tak szybko się zakochują...
- Szybko? - powtórzył Yuuri, mrugając niepewnie, bo jeszcze nie mógł uwierzyć w to, co się działo. A działo się na pewno. - Jak to?
- No tak to. Nigdy wam o tym nie opowiadałam? - Hiroko najpierw zerknęła na Mari, potem na Yuuriego, aż wreszcie zatrzymała się spojrzeniem na siedzącym tuż przy niej Toshiyi. - Wasz ojciec zwlekał prawie trzy lata, zanim pod koniec liceum zdecydował się mnie zaprosić na pierwszą randkę.
- Przecież wiesz, kosodrzewinko, że wtedy wszyscy za tobą wzdychali - wytłumaczył pan Katsuki, ani na chwilę nie tracąc swojego spokojnego uśmiechu. - Nie sądziłem, że mam jakiekolwiek szanse.
- Cóż, może i wszyscy wzdychali, ale jednak nikt tak świetnie jak ty nie wyglądał podczas biegów na sto metrów - odparła Hiroko, obejmując męża za plecami.
- Że co...?
- Jaja se robicie...!
Mari i Yuuri niemal jednocześnie podnieśli głos, choć ciężko było stwierdzić, czy bardziej zaskoczył ich początek znajomości rodziców, to, że mama była szkolną sławą, czy może fakt, że ten spokojny, prawie że misiowaty tata był kiedyś wziętym sprinterem. W tym samym czasie Viktor zmarszczył brwi, próbując nadążyć wraz z postępem japońskiej rozmowy, Minako z założonymi na piersi rękami uśmiechnęła się półgębkiem z miną mówiącą "byłam tam, widziałam to", za to Yuuko zaśmiała się serdecznie.
- Znam to, znam. Takeshi był jeszcze gorszy, bo przez dziesięć lat przychodził do naszej cukierni i wymawiał się kupowaniem eklerków, zanim wreszcie wyznał mi miłość. Za to potem poleciało już z górki - wyznała, głaskając siedzące przed jej nogami trojaczki. - Aż ciężko uwierzyć, że to ten sam wstydliwy chłopak co kiedyś.
- Ja już nic z tego wszystkiego nie rozumiem. - Yuuri potrząsnął głową. Nishigori wstydliwy? Czy aby na pewno mówili o tej samej osobie? O tym energicznym, wesołym facecie, który uwielbiał czochrać po włosach i klepać po plecach tak mocno, że aż się kifoza prostowała? - Przecież kiedyś często się naigrywał z mojej tuszy, a dziś dopiero co żartował sobie z naszych powolnych postępów i urządzał z Mari zakłady o to, kiedy się niby zejdziemy...
- Czekaj, chwila, co robił? Że niby... - Yuuko zmrużyła oczy i niczym robot powoli odwróciła głowę w stronę męża. - Takeshiii...
- Yuuko! To nie tak! - Nishigori wygiął się do tyłu, próbując uniknąć konfrontacji z żoną i jednocześnie nie naruszyć strefy osobistej siedzącego obok pana Katsukiego, ale szło mu to opornie. - Ja wiem, że głupio wyszło, ale ja naprawdę nie...!
- Ja ci dam "nie tak"! Ja ci dam "głupio wyszło"! - zawołała Yuuko, dźgając palcem wskazującym w pokaźny brzuch męża. - Nigdy nie umiesz się wziąć w garść! Najpierw dekadę tuczyłeś się słodyczami, bo nie umiałeś po ludzku do mnie zagadać, a teraz obgadujesz Bogu ducha winnego Yuuriego za to, że o wiele szybciej znalazł sobie chłopaka niż ty zdołałeś mnie choćby do kina wziąć!
- Kochanie... - zaczął słabo Takeshi, ale był tak przytłoczony oskarżeniami, że potrafił tylko wydukać: - Przecież wiesz, jakie mieliśmy w tamtych czasach kieszonkowe...
Yuuko wzięła się pod boki i dramatycznie fuknęła.
- A guzik mnie to obchodzi! Wiesz, ile czekałam, żebyś mnie chociaż na spacer poprosił? Bo to z tobą chciałam gdzieś wyjść, a nie z portfelem!
Zapadła cisza. Pozostali widzowie nie czuli się specjalnie zobligowani ani nawet kompetentni do tego, aby wtrącać się w cudze kłótnie małżeńskie, że już o jakichkolwiek chęciach nie było mowy. Minako ukradkiem sączyła piwo, Minami udawał zainteresowanie nogą od stołu, Yuuri oczywiście poczuł się tak, jakby to wszystko była jego wina, a trojaczki, jako jedyne odważne, postanowiły wtrącić swoje zwyczajowe trzy jeny.
- Spaprałeś, tato - podsumowała Loop.
- Nie umiesz w kobiety - stwierdziła Lutz.
- I pewnie dlatego Bóg pokarał cię kolejnymi trzema - dodała Axel. - Ale jeśli chcesz, to możemy-
- Tylko żadne pokarał, okej? - mruknął obruszony Takeshi, którego ojcowski autorytet najwyraźniej w końcu zmotywował do działania. W jednej chwili mężczyzna podniósł się z miejsca, zaszedł Yuuko od tyłu, po czym klęknął i przytulił ją do swojej piersi razem z dziewczynkami. - To, że nie na wszystko potrafię zareagować tak jak trzeba nie oznacza, że was nie kocham. A ciebie, Yuuri... - Nishigori podniósł wzrok i spojrzał na siedzącego za Viktorem kwiaciarza. - Bardzo przepraszam za nasze zachowanie. Wiedzieliśmy, że idealnie do siebie pasujecie i że w końcu wam się uda, więc potraktowaliśmy sprawę jako okazję do pożartowania, ale nie sądziłem, że wywoła to takie zamieszanie... Ani że wykażesz się odwagą większą od nas wszystkich razem wziętych. Wybacz, stary. Tobie też wiszę ciasto.
Od strony Yuuko dało się słyszeć coś jakby zduszone chlipnięcie, za to po przeciwnej stronie stołu rozległo się głośne stuknięcie odkładanego na blat kufla.
- Jeju no! Dobra już, dobra! Koniec z tymi dramami! - Minako niespodziewanie zabrała głos, choć za jej wylewność odpowiadała akurat dość znaczna ilość wychylonego alkoholu. - Jak ta młodzież strasznie dziś przeżywa! Chciałam się tylko napić i pogadać o głupotach, a nie słuchać problemów matrymonialnych jak u mnie w barze...
Papa Katsuki wykazał się na tyle przytomnym umysłem, że szybko podmienił szklankę Minako na taką z wodą, a potem skupił jej uwagę na sobie, zagadując koleżankę o utarg z festiwalu. I tak powoli, powoli, rozmowy w naturalny sposób nieco przycichły i znów rozbiły się na kilka mniejszych obozów: a to na Nishigorich wybaczających sobie szeptem nerwowość i młodzieńczą głupotę, na Minamiego, który z nogi przeniósł spojrzenie na Makkachina i telepatycznie próbował nawiązać z pudlem kontakt, natomiast Mari stwierdziła, że to już jest stanowczo za dużo jak na nią, więc wyszła zapalić. Lecz zanim Viktor zdążył się na powrót zagłębić się w pogaduszki z Yuurim, dziękując za jego szczerość i opanowanie, do kwiaciarza nachyliła się jeszcze jego mama.
- Więc widzisz, synku. Miesiąc to wcale nie jest tak dużo, jeśli chodzi o niedostrzeganie czyichś uczuć. Właściwie to jestem dumna, że tak szybko udało wam się znaleźć swoje szczęście. - Hiroko wyciągnęła ręce nad stołem, ujęła w dłonie dłoń syna oraz Viktora i pogłaskała je delikatnie kciukami. - Więc opiekujcie się sobą, dobrze? Moja rola w kwestii wychowywania już się skończyła, ale teraz powinniście liczyć na siebie nawzajem. Uczcie się od siebie i pomagajcie tam, gdzie czujecie się niepewnie. W porządku, Vicchan?
- Oczywiście... - odpowiedział z delikatnym uśmiechem Viktor.
Yuuri wciąż był dość mocno oszołomiony ostatnim kwadransem, ale gdzieś tam, w głębi, zaczęła kiełkować również radość. Viktor został przez wszystkich w pełni zaakceptowany, a to, co kwiaciarz uznał pierwotnie za obgadywanie oraz nieprzychylne uwagi, chyba naprawdę było tylko mało subtelną formą okazywania wsparcia i kibicowania. Oczywiście wciąż go to peszyło i wolałby, żeby traktowano ich jak do tej pory, jednak świadomość, że nawet mama dostrzegała, jak wielkim wsparciem był dla niego Viktor, okazała się niesamowicie pokrzepiająca. No tak. W końcu mamy zawsze wiedziały więcej i wcześniej, czy to kiedy przynosił ze szkoły słabą ocenę, czy zgubił gdzieś łopatkę do sadzenia, czy też... czy...
Yuuri poczuł, jak krew odpływa mu z policzków. Zaraz, zaraz...
...miesiąc?!
***
Przypisy-chan
Dzień dobry, dzień dobry... Ufff, ale było tutaj bałaganu... Z kolacji wyszedł nieplanowany wcześniej wątek, ale jak już do niego zasiadłam, to możliwe, że wypadł najdłuższy rozdział ze wszystkich. Albo chociaż porównywalny z randką na plaży. Niby to naturalne, że przy większej obsadzie potrzeba więcej zdań, aby wszystko dobrze opisać, ale jednocześnie moje plany, aby Kwiaciarnia była szybkim fikiem na szybkie popisanie, znów wzięły w łeb ^^"
Jest też kilka drobnych kwestii do rozwikłania:
- Soba to makaron z mąki gryczanej. Jest to podstawa wielu potraw w Japonii i jest jedzona na różne sposoby - z zupami, warzywami, przyprawami, na ciepło na zimno... Przy okazji w tym rozdziale było wspomniane zdanie o tempurze, czyli o panierowanej i smażonej na głębokim oleju potrawie, która najczęściej kojarzona jest z chrupiącymi, złotymi krewetkami. Tempurę podaje się samą lub na jakiejś podstawie, np. na ryżu (tempura don) albo właśnie do makaronu jak chociażby soba.
- Zapędy medyczne Minamiego są związane z kanonicznymi informacjami, że rodzice Minamiego są właśnie lekarzami i Minami planuje/jest namawiany na ten kierunek (minęło już sporo czasu i nie jestem pewna, gdzie znajduje się źródło tej informacji, ale wydaje mi się, że mogło to być wspomniane przy okazji 3 DVD z odcinkiem z Minamim albo dramie o Chihoko). Wybaczcie, tym razem nie będę zbyt dobrym autorem i pominę cytowanie konkretnych fragmentów v.v
- Ponieważ nie mogłam sobie pozwolić na zmianę imion trojaczek, stąd też i historia Yuuko, która z łyżwiarstwem figurowym musiała mieć coś wspólnego. Chciałam zachować odrębność tego AU, no ale niedasie ^^"
- Po trzeciej kwadrze nadchodzi nów, po nowiu - pierwsza kwadra, a potem dopiero pełnia. Czyli rozumiecie już, dlaczego romantyczne pomysły Viktora można sobie o kant dupki potłuc. Tak samo zresztą jak szukanie kwiatu paproci, co jest typowo słowiańskim zwyczajem, odbywanym przy okazji nocy świętojańskiej (co jest jeszcze przed bohaterami, a przynajmniej kalendarzowo, bo na wątek czasu na pewno nie wystarczy).
- Kosodrzewina to inaczej sosna górska, mała i bardzo wytrzymała odmiana, która jest zdolna żyć w trudnych, skalnych warunkach. I tak samo nasza Hiroko jest może mała i otoczona skomplikowaną gromadką ludzi, ale o tak jej siła i wigor są godne podziwu. Toshiya, podziwiamy za inwencję twórczą w pieszczotliwym nazywaniu żony. Viktor musi się od ciebie jeszcze dużo nauczyć :3
Teraz Was troszkę postraszę - ostatnie dni mocno dały mi w kość i faktycznie jest przede mną jeszcze sporo zaległości (skończyłam książkę, przygotowuję gadżety, robiłam challenge, komentuję prace innych, odpowiadam na komentarze pod swoimi) przez co praktycznie nie mam czasu na pisanie. Sama Kwiaciarnia jest dziś w takim stanie, że mam jeden nadprogramowy rozdział i drugi do skończenia, może uda się to zrealizować dziś. Szkoda by było niszczyć taką dobrą passę, ale istnieje możliwość, że za tydzień nie będę w stanie opublikować rozdziału. Jest to póki co założenie, które mnie rozgrzesza z tego, gdyby mi się nie powiodło, a Was z zawczasu ostrzega. Prawdopodobnie skończy się na tym, że wszystko będzie daijobu, ale przerwą zdecydowanie nie pogardzę...
Niemniej nie powinniście odczuć jakiegoś strasznego zawieszenia akcji, no bo przecież dziś udało się całkiem wiele rzeczy naprostować. Miłość Viktora i Yuuriego została chóralnie zaakceptowana, Takeshi i Mari dostali zasłużone pstryczki w nos (ale łagodne, bo dobre z nich dzieciaki są przecież), a kosodrzewinka i cichy sprinter z radością mogą przekazać opiekę nad synem nowemu opiekunowi. Co wydarzy się w kolejnym rozdziale? Zobaczycie i zdecydowanie nie pożałujecie :3
Muah!
😚
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top