ślepi
Chłodnego wieczoru, w niewielkim pokoju,
mówiłeś coś o tańcu, a ja słuchałam natchniona.
Pragnęłam znaleźć się w twoich ramionach,
żebyś mnie poskładał i opuścił już całą.
Nie oczekuję szczęśliwych chwil,
uśmiechów w pół usta.
Sensu nie miałyby szlachetne rysy,
aparycja trafiona w moje gusta.
Ślepi wolą dotyk szorstkiej skóry,
obietnice, których niepowodzenie zostaje założone z góry.
Oczekiwałam tylko, że znowu poczuję
jak po niebie szybuję lekka i ciężka zarazem.
Jakbym mogła piórkiem być oraz głazem.
Chciałam poczekać, by zaznać smaku goryczy.
Słodycz wydawałaby się wtedy tak wspaniale delikatna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top