Rozdział 12. "Co Nie?"
Mama od samego rana starała się mnie pilnować, ja rozumiem że nie mam leków ze sobą i prawdopodobnie tego ojcu nie powiedziała, ale kurwa nie jestem małym dzieckiem by mnie pilnować.
O godzinie czternastej trzydzieści mieliśmy wszystko zapakowane, oddane klucze do apartamentu i mogliśmy już jechać. Znaczy się musieliśmy jeszcze zajechać na tor wyścigowy bo tata miał na piętnastą zarezerwowany tor.
Postanowił że na miejscu włoży walizki do auta mamy i ta będzie mogła z Lily pojechać do domu.
Tak, ja z tatą sobie pojeżdżę po torze i będziemy wracać do domu. Oczywiście zajedziemy do McDonalda do drive true.
Po prawie dwudziestu czterech minutach byliśmy na miejscu. Tata przepakował wszystkie walizki do mamy auta i pożegnali się.
Mama odjechała a ja z tatą poszliśmy przywitać się z gościem od toru, zapoznał nas z zasadami i w ogóle wszystkim tutaj no i z tatą mogliśmy już pojeździć.
Minęła półtora godziny i już zjechaliśmy z toru, bo na tyle tata miał zarezerwowany tor.
No i zaczęliśmy wracać. Ja włączyłem playlistę z której korzystam gdy z tatą jadę gdzieś.
Po jakiś pół godzinie trasy zajechaliśmy do McDonalda na drive true.
Zamówiliśmy sobie jedzenie i gdy je dostaliśmy pojechaliśmy na parking by spokojnie zjeść. Gdy zjedliśmy i wyrzuciliśmy śmieci do kosza to pojechaliśmy w dalszą trasę.
Po godzinie trasy byliśmy już pod domem. Jak fajnie zobaczyć w końcu dom.
Byłem zresztą strasznie zmęczony, ale nie chciałem jeszcze iść spać ponieważ była godzina siedemnasta czterdzieści.
Wyszedłem z auta i skierowałem się do domu.
Po jakimś czasie gdy rozpakowywałem się zawołali mnie rodzice.
Zszedłem na dół i usiadłem na kanapie przy nich.
- Więc kiedyś mówiłeś że chciałbyś mieć kota. Co nie? - zaczęła mama.
Ja pokiwałem głową.
- To twoja mama wynalazła hodowlę pewnej rasy, i jeśli będziesz chciał to pojedziemy tam zobaczyć koty.
Ucieszyłem się, od bardzo dawna chciałem mieć jakiegoś kota, a teraz spełnia mi się te marzenie.
- No jasne że chcę. A kiedy będziemy mogli tam pojechać?
- Nawet możemy dzisiaj. Kociaki już skończyły piętnasty tydzień.
- To jedziemy.
- Okej, to szykuj się - powiedziała mama.
Poszedłem ubrać buty i letnią kurtkę.
Poczekałem chwilę na mamę i za chwilę już wychodziliśmy do jej auta.
No i pojechaliśmy do hodowli.
Na miejscu było dużo kotów rasy szkockiej. Niektóre prostouche, a jeszcze inne zwisłouche.
Minęło jakieś pół godziny i już wracaliśmy. W tym czasie tak jakby wybrał mnie kociak, samiec prostouchy.
Będziemy odbierać młodziaka za jakieś trzy dni, w tym czasie z mamą pojedziemy kupić jakieś rzeczy dla niego, zamówimy jedzenie i tyle. Kociak jak wiem dostanie jedzenie które tam jadł, więc będziemy mogli go spokojnie przestawić na inną karmę mieszając z jego aktualną.
No i gdy wróciliśmy była pora kolacji, więc zjedliśmy, później poszedłem się przebrać i iść w końcu spać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top