„ Visual lolipop. And candy candies you" cz.2

  Od ostatniego razu Sebastian nie miał więcej „przyjemności” widzieć „nowej”. Więź łącząca go z Cielem była praktycznie nierozerwalna, jak dotąd sądził, że nikt nie jest w stanie zniszczyć tej „harmonii”. Po niedawnej wizycie w miasteczku Huntertown miał co do tego wątpliwości. W swoim życiu naoglądał się już tyle wstrząsających scen… zresztą jego praktycznie nic nie rusza. Z wyjątkiem faktu, ze  po „willi” włóczy się niczym zjawa, jakiś „psychodeliczny” dzieciak, który zburzył równowagę i całą harmonię, którą tyle lat budował. O  którą się tak starał i którą z trudem wywalczył.

-Ty-! Patrz, jak leziesz fajtłapo jedna!- warknął któregoś razu do „nowej”. Wylała przez przypadek na jego „ciuszek” wiadro z wodą domycia podłóg. On zdjął czarny garnitur , otrzepał i poszedł sobie. Średnio go pocieszał fakt, że zostawiają w willi, była większą niezdarą niż Finny, Bardo i Meirin razem wzięci… Na ogół nie wkurzał się publicznie, ale ona go wnerwiała do potęgi n-tej, dlatego był da dziewczyny niemiły, dokuczał jej i ubliżał jak tylko mógł.

    Siedziała w kantorku i obierała ziemniaki XDD  Wiatr szeleścił w starych murach „zamczyska” :P

Podłoga była przesiąknięta wilgocią, stary włącznik nawalał, światło ciągłe migało. Nóż nie był tępy, ostrzejszy niż jakakolwiek brzytwa, a warzywa-które aktualnie obierała- były tak twarde, jakby ich data ważności minęła rok temu(podobno Bardo i Finny kupili je na straganie w Dermonth, ale to tylko słowa Sebastiana-może powiedział jej byle co, bo miał jej dość).

     Stare, drewniane drzwi od kantorka zaskrzypiały, mimo to dziewczyna była zajęta obieraniem…

-Ee, ja po wiaderko z ziemniakami- przerwała ciszę Meirin. Wzięła wiadro pełne poobieranych ziemniaków i szybko poszła, nie to, żeby odczuwała niechęć do dziewczyny. Po prostu zawsze tak reagowała i już!

     Pora obiadu. Lokaj  i jego Pan wspólnie spożywają posiłek. Ciel nie może oderwać wzroku od makabrycznie utytłanego widelca z wiśniami. Lecz gdy zobaczył makabrycznie lejacą się krew ze ścian… nie wiedzieć czemu trochę było mu z tego powodu smutno?

    Na stole leżała kartka papieru, była poplamiona kolorem karmazynowej róży.

A może to był tylko sok z marchewek? Lokaj nie mógł rozróżnić kolorów.

-Co za zamieszanie robisz?- odezwała się dziewczyna- Sok z marchewek mi pociekł, Sebastian-san- poinformowała go.

-Jak to?- wtrącił się „młody”.

-A tak, że sok z marchewek mocno się rozpryskuje. Marchewki też czasem potrafią być niebezpieczne.- dodała tajemniczym głosem.

-Pierwsze słyszę.-odparł niewzruszony Sebastian.

-Tchf.- dziewczyna nie omieszkała mu dopiec.- Co jest „Panie-jestem-tylko-zwykłym-Lokajem?” Czyżbym uraziła pańską dumę?- drwiła sobie z niego w żywe oczy.

Lokaj zabrał się i poszedł.

-Hihihi, zwykłe warzywo może zdziałać cuda.- zaśmiała się głośno. „Młody” pokrótce przeanalizował tą sytuację.

-Cóż „każdemu według jego potrzeb”.- dodała śmiejąc się psychicznie.

-Jeszcze jedno słowo, a… - podniósł na nią swój „głos”…? Dla niej zabrzmiało to jak charczenie starego dziada.

-Ojejej, najmocniej przepraszam, waszą „Zarozumiałość”.- ponownie zachichotała. Phantomhive jakoś nie wzbudził szacunku do jej osoby. Patrzyła na niego bezczelnie.

 * * * *

 Meirin i reszta znosiła długi „wykład” na temat nowej od Sebastiana. Stary lokaj przysłuchiwał się temu, ale nie komentował, pijąc swoją zieloną herbatę XDD    Od tamtej pory lokaj zniknął.

    Po willi rozniosła się wieść, że „coś tam z nową… sprzeczka itd. Itp.” Służba była zadowolona, dotychczas to głównie na nich Sebastian się gniewał, a teraz, kiedy pojawił się inny „kozioł ofiarny”…

   Po kilku dniach w rezydencji Phantomhive’ów  doszło do makabrycznych zbrodni: znaleziono zwłoki martwej dziewczyny w piwnicy pod rezydencją(Finny schodził po słoiki z marynowanymi grzybami wędzonkę, a przez przypadek „nadział się na  nóż” odkrywając tajemnicę piwnicy.

    Natychmiast powiadomiono panicza, a lokaja nie można było nigdzie znaleźć.

-Przerwaliście mi posiłek!- wypomniał służbie Ciel, ale gdy zszedł z lampą naftową do piwnicy wypadła mu z rąk. Podniósł ją z powrotem, dając znak służbie, by nie schodzili za  nim, tylko czekali na Sebastiana.

-Do trupa będziesz gadał?- doleciał go głos kucharza, ale Ciel zignorował go. Powiesił lampkę na haczyku i dotknął dłoni „trupa”. Wypuścił ją, a łapka bezwiednie pacnęła o podłogę. Była wilgotna… i , tak. Ktoś musiał wylać na nią naftalinę, bo straszny  czuć było zapach.

    Godzinę i 20 min. później z nikąd pojawił się Sebastian.

-Czy coś się stało, Jaśnie paniczu?- zapytał jak gdyby nigdy nic.

-Mała rzeź w piwnicy, nic więcej.- odparł Ciel tajemniczo.

--Pełno tu wszędzie tych szczurów…- nie omieszkał dodać Sebastian, a na twarzy Ciela pojawił się

„szaleńczy wyszczerz” ^_^

-Jeden wpadł w twoją pułapkę.- oznajmił najbardziej nienaturalnym tonem głosu na jaki było go stać.

-Ohoho, widzę że rozszyfrowałeś mnie, mój drogi Cielu.- przyznał lokaj, podszedł do „pana”, złapał go za te jego czuprynę…

-Od początku chciałeś się pozbyć tej dziewczyny.- wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste.

-Ach, jak to odkryłeś, Ciel-chan?- przyjechał dłonią po policzku młodego arystokraty.

Dziki zaciesz pojawił się na twarzy Ciela, nie panując nad sobą objął lokaja za kark i podarował mu całusa w policzek.

-Twój jabłecznik jest najlepszy na świecie, Sebastian.- przyznał od razu, podchodząc do okna, przetarł szmatką zaparowaną szybę w oknie; teraz odbijała się w nim postać Jego lokaja.- To za to, że twoje ciasta nie mają sobie równych.- ciągnął dalej, a Sebastian mało co nie wpadł w samozachwyt :P

-Dziękuję, że jesteś tu… dla mnie.- dokończył swą wypowiedź młody Phantomhive.

                                                                                                     Koniec cz.2

---

Jeżeli są jakieś literówki, to przepraszam, pisałam to dawno i nie edytowałam XD 

Opowiadanei wstawione na prośbę @Kuroi_Rei

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top