Nominacyjka #1 - ,,Strzelnica" Feliciano x Vash
Vash stał sobie w sklepie z bronią patrząc na różnego rodzaju pistolety. Potrzebował czegoś nowego, ale klasycznego. W tym miejscu mógł siedzieć całymi godzinami, żeby tylko dokonać dobrego wyboru. Właśnie oglądał jeden z karabinów, kiedy ze skupienia wyrwał go dźwięk otwierania drzwi. Gwałtownie obrócił się na pięcie, a jego oczom ukazał się wesoły... Feliciano! Vash przewrócił oczami. Znał gościa z konferencji i szczerze mówiąc, to nie nawiązał z nim żadnych bliższych kontaktów. Nie był pewny czy tak naprawdę chce go poznać. Miał o nim niezbyt pozywtyną opinię. Włoch bowiem zachował się głośno i nie był nawet troszkę neutralny. To denerwowało Szwajcarię. Westchnął cicho i odezwał się:
- Po co tu przyszedłeś? Przecież Twoja forma walki polega głównie na uciekaniu i chowaniu się.
Mogło się wydawać, że dopiero teraz Feliciano zauważył Szwajcara, bo spojrzał na niego i jeszcze szerzej się uśmiechnął.
- Ciao~! - przywitał się podchodząc do jednej z półek.
Vash wzdrugnął się, kiedy Feliciano chwycił za broń.
- Co ty robisz? - zapytał po chwili z nutą niepokoju w głosie, bo w końcu Włocha biorącego do rąk ciężki karabin widzi się rzadko.
- Niemcy kazał mi kupić sobie coś porządnego, a to podobno dobry sklep. Potem idę na szczelnicę - odparł Feliciano i cicho się zaśmiał.
- Na szczelnicy to ty możesz sobie najwyżej poszczelać. Ja chodzę na strzelnicę, żeby strzelać - odparł z pogardą Vash.
- Oj... Musiałem coś źle usłyszeć albo jakoś tak... - mruknał pod nosem Feliciano, wędrując wzrokiem po różnorakich pistoletach, ale karabinu wziętego wcześniej nadal nie odłożył.
Cóż... Vash mógł już zapomnieć o spokojnych zakupach. Jeszcze raz popatrzył na karabiny, które wpadły mu w oko, a potem wziął jeden z nich. Sprawdził cenę i poszedł do kasy, gdzie siedział jakiś facet. W pośpiechu kupił wybraną sztukę. W towarzystwie Włocha czuł się niekomfortowo. Już odwrócił się w stronę wyjścia, kiedy nagle spostrzegł, że Feliciano również kupuje broń. I to taką samą! Przyśpieszył kroku. Nie zdążył wyjść, bo usłyszał wołanie Włoszka:
- Vashie! Czekaj!
Szwajcar odwrócił się w jego stronę. Był lekko poddenerwowny zachowaniem Włocha. Mimo wszystko starał się zachować spokój.
- Po co? - zapytał szorstko.
- Postrzelać! Podobno to zapewni mi bezpieczeństwo podczas wojny - odpowiedział jak zwykle radosny Feliciano.
- Bezpieczeństwo to zapewni tylko neutralność - burknął pod nosem Vash, ale Włoch chyba tego nie usłyszał.
Więcej już nic nie mówił. Po prostu wyszedł. Jak Feliciano chce, to będzie za nim iść. W każdym razie Vash za niego odpowiadać nie zamierza. Wolnym krokiem doszedł na swoją strzelnicę. Tak, miał własną. Było bardzo cicho. Słyszało się tylko kroki dumnie kroczącego Szwajcara. Po chwili jednak coś ten spokój przerwało.
- Vashie!!!!!!! - krzyknął ktoś, trzaskając drzwiami.
Kto to był? No jasne, że Feliciano! Chłopak z energią przybiegł do Szwajcara. Vash był pewny, że podczas trasy w końcu się odczepi, ale się mylił.
- Tylko niczego nie rozwal - powiedział powoli, a potem wrócił do całkowitego ignorowania Włoch Północnych.
Zaczął strzelać do celu. Oczywiście wychodziło mu to znakomicie! Feliciano obserwował jego poczynania z zachwytem.
- Jak ty to robisz? - zapytał po chwili Feliciano.
- Normalnie - odpowiedział kompletnie bez uczuć.
- Mogę spróbować? - odważył się w końcu spytać Włoch.
Vash zaczął się zastanawiać czy to oby na pewno dobry pomysł. No tak... Przyszedł tu z nim, więc wypadałoby mu pozwolić. W końcu stwierdził, że nic na tym nie straci. Raczej... Pozwolił mu wykonać kilka strzałów. Feliciano zabrał się do tego z niemałym zapałem. Pierwszy strzał - pudło. Drugi tak samo. Vashowi zdawało się, że Feliciano nawet nie celuje w tarczę. Westchnął. Nie mógł na to patrzeć. Zdecydował się pomóc. Obawiał się, że strzeli w nieodpowiednie miejsce i coś zepsuje.
- Czekaj... - zaczął dość niepewnie.
- Nic mi nie wychodzi - powiedziedział zrezygnowany Feliciano.
Vash pomógł mu odpowiednio ułożyć ręce i udzielił kilku wskazówek.
- Teraz powoli... Tak dobrze. Strzelaj - mówił niczym dobry nauczyciel.
Po takiej lekcji Feliciano może nie strzelał perfekcyjnie, ale szło mu o wiele lepiej.
- Dziękuje, Vashie - powiedział Włoch odkładając broń, a potem wtulił się w Szwajcara.
Blondyn wydał z siebie niewyraźnie:
- Ależ nie ma za co.
Przeszedł go przyjemny dreszcz. Jeszcze nikt go nie porzytulał w taki sposób. Czuł dziwne ciepło, ale nie takie, które płynie z kominka. Na początku jego ręce zwisały sobie luźno, ale teraz Vash odważył się odwzajemnić przytulasa. To było do niego niepodobne... Może dlatego Lichtenstein niosąca kanapki dla Vasha od razu cofnęła się, kiedy to zobaczyła. A oni się tulili... W końcu Vash puścił i potrząsnął ze zdziwnieme głową.
- Niepojęte... - szepnął sam do siebie.
Nie rozumiał, czym jest owe dziwne uczucie. Coś podobnego czuł, kiedy pomogał Lichtenstein. To jednak było trochę inne uczucie.
- Mogę tu wpadać częściej? - zapytał Feliciano.
- Tak... Jasne... Oczywiście... Pewnie! - odparł nieco zmieszany Vash.
Potem Feliciano opuścił teren strzelnicy, posyłając Szwajcarowi ostatni tego dnia uśmiech.
°°°°°°°
Zostałam nominowana przez Pestkanime. Zadanie było dla mnie nie lada wyzwaniem, ale podołałam.
Ja nominuję:
PolskaFeliks
_KIRKA_
Napiszcie jednopartówkę, która będzie miała maksymalnie 200 słów. Tak, musicie się zmieścić. Temat dowolny.
Pozdrawiam i życzę powodzenia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top