• Żyjący trup •
- Przepraszam, wszystko w porządku, panienko?
Ostre promienie słońca przebijały się przez powieki. Leżąca kobieta uniosła dłoń nad twarzą, robiąc cień. Powoli otworzyła oczy. Dostrzegła nad sobą schylonego starszego mężczyznę o przyjaznych fiołkowych oczach. Głowa łysa, długa, siwa broda i luźne szaty mnicha. Nie trzeba długo się zastanawiać kim jest.
Czarnowłosa uniosła się do siadu, łapiąc za obolałe żebra. Wcześniejszy wypadek dawał o sobie znać. Syknęła, czuła jak całe jej ciało pożera ból.
- Dobrze się czujesz, dziecko? - spytał ponownie, podpierając jej plecy swoją ręką.
- Niezbyt.
Dopiero teraz zwróciła uwagę na otoczenie. Myślała, że przeżyła upadek w przepaści, ale to nie przypomina wielkiej, ciemnej otchłani. Dookoła niej powinny być skaliste ściany, a siedziała na ziemi, nieopodal małej świątyni w lesie.
- Gdzie jestem? Przecież wpadłam w przepaść, więc dlaczego jestem na powierzchni? Uratowałeś mnie?
Starzec popatrzył na nią z uniesionymi brwiami.
- Nie dawno przyszedłem, a ty już leżałaś tutaj nieprzytomna. Zaintrygował mnie tajemniczy blask na tej górze wczorajszej nocy. Wiedziałem, że to przy tej świątyni.
- Czyli, że teraz jesteśmy w górach?
- Yhm - Skiną głową. - I może lepiej zejdźmy. Tutejsze zwierzęta nie są zbyt przyjacielskie. Opatrzymy twoje rany i wszystko mi opowiesz - wstał, wyciągając w jej kierunku dłoń.
Przyjęła pomoc staruszka, wstając. Zauważyła, że na jego szyi wisi naszyjnik z czarnych korali i zawieszką koła z trójkątem w środku. Zaciekawił ją, ale nie ośmieliła się o niego zapytać.
Wędrówka była trochę trudna dla kobiety, z obrażeniami. Co chwila zostawała w tyle. W tej sytuacji mężczyzna wykazał się wyrozumiałością i cierpliwością, ale nie zaoferował pomocy.
Nareszcie, gdy udało im się zejść z gór, dotarli do małej, drewnianej chatki. Staruszek w środku zaparzył herbaty. Teraz siedzieli przy małym kominku, trzymając w dłoni czarki.
- Właściwie, to nie zapytałam pana o imię.
Starzec uśmiechnął się.
- Nazywam się Terumi Takemiya, a ty dziecko?
- Huen Ryu - Przystawiła naczynie do ust, upijając łyk gorącego napoju.
Starzec zrobił wielkie oczy. Niebieskooka spojrzała na niego pytająco, nie rozumiejąc skąd u niego ta zmiana.
- To jest ktoś, kto nosi jeszcze to nazwisko? Myślałem, że wszyscy wymarli trzysta lat temu.
- Jak to wymarli trzysta lat temu? - zmarszczyła brwi. - Przecież mój klan nadal istnieje. Trwa wojna! Tsudose chce przejąć ziemie Zahil.
Terumi patrzył na nią smutnym wzrokiem. Było mu żal kobiety.
- Wysłuchaj mnie dziecko, żyję na tym świecie wystarczająco długo i jakaś siła nie chce bym jeszcze opuścił ten świat.
O czym on gada?
- Zahil już nie istnieje, nie znajdziesz go na żadnej z aktualnych map - mówił. - Twój kraj, jak i klan upadł trzysta lat temu. Znajdujemy się teraz w Kraju Ognia, bardzo, bardzo daleko od twojego domu. I trwa obecnie wojna pomiędzy Pięcioma Nacjami - Napił się herbaty, gdy poczuł suchość w gardle. - Mówiłaś wcześniej, że spadłaś w przepaść i nagle budzisz się w obcym ci miejscu. Nie wydaje ci się to dziwne?
- W sumie racja - odparła po chwili.
- Mam dwie teorie. Pierwsza - Uniósł palec wskazujący ku górze. - Zostałaś przeniesiona w czasie lub druga - Uniósł drugi palec. - Trafiłem na jakąś rąbniętą babę, z urojeniami.
- Nie jestem rąbnięta! Może przy upadku mocno uderzyłam się w głowę i to wszystko jest snem? - Zadała pytanie bardziej do siebie.
- Lecz jestem za tą pierwszą opcją, jest bardziej prawdopodobna.
- Niby jak przenoszenie się w czasie jest bardziej prawdopodobne?
- Ponieważ klan Ryu przestał istnieć. I wiem, że na tym świecie są siły przewyższające człowieka, ty także powinnaś to wiedzieć, Panienko Urodzona w Erze Smoków. Rozumiem, że to wszystko jest dla ciebie absurdalne, lecz taka prawda. Teraz jesteś sama w obcym ci świecie. Nie wiem jakie plany mają co do ciebie bogowie, ale liczę, że był ku temu wielki powód.
Wpatrzyła się we własne odbicie w czarce. W jej umyśle panował chaos. Jeszcze niedawno uciekała przed pewną śmiercią, a teraz przeniosła się w czasie, dowiedziawszy się, że kraj, z którego pochodzi nie istnieje.
Zdusiła w sobie łzy. Nie mogła teraz się rozkleić, nie chciała.
- I co mam zrobić?
- Zacząć żyć na nowo i odnaleźć cel, za którym podążysz. Bo zobacz na mnie, żyję już trzysta sześćdziesiąt lat, i wszystko co miałem zrobić, zrobiłem - Staruszek zaśmiał się wesoło. - Może teraz zostanę guru i będę nauczał innych? O proszę, i mam już plany na przyszłość. Może tym naprostuje opinie o Jashiniźmie?
- Jashinizm? Czyżby to ta religia, której wyznawcy organizują krwawe rytuały?
- Właśnie o tej opinii mówię - mrukną, a cały entuzjazm z niego uleciał. - Ludzie przez ostatnie stulecia przekręcili prawdziwy sens tej religii. Ta, której wyznawcy mieli chronić i utrzymywać pokój, może niezbyt humanitarnie, zostali wciągnięci w wir licznych wojen, zapominając kogo czczą, nadając nowy przydomek swemu bogu, zwany teraz Bogiem Mordu.
- Czy bogowie nie mogą nic z tym zrobić? Z tymi wojnami?
- Gdyby chcieli, dawno by zainterweniowali. Lecz w człowieku zawsze czai się mrok i to tylko kwestia czasu nim wybuchnie kolejny konflikt. Bóstwa odwróciły się od nas. Dni pokoju na świecie to tylko mrzonka i utrzymanie go jest niemożliwe. Historia mówi sama za siebie.
- I teraz także trwa wojna.
- Niestety - westchnął. - Wszystkie kraje. A na tych terenach zażarcie walczą dwa klany. Dzieci zmuszane do walki ginął w potyczkach.
- A czy pan ma dzieci?
- Nie mam pewności czy mogę powiedzieć, że miałem syna. Wyruszył w świat lata temu w poszukiwaniu siebie i mam nadzieję, że nadal żyje. Tak bardzo pragnę raz jeszcze zobaczyć twarz mojego syna.
- Na pewno kiedyś wróci - uśmiechnęła się ciepło. - Mówiłeś o nowym celu, ale co mogę robić nie znając obecnego świata? - spytała po chwili ciszy. Objęła rękoma skulone nogi, opierając bodę o kolana.
Brodacz wzruszył ramionami.
- Ty już o tym zdecyduj, ukształtuj swój los - Siorbną swoją herbatę.
- No tak... - Wstała. Nagła zmiana dziewczyny, zaskoczyła mnicha, który omal nie udławił się napojem. - Wyruszę w wędrówkę po świecie. Siedzenie w kącie i użalanie się nad sobą nie ma sensu, życie wystarczająco jest pojebane.
Staruszek uśmiechnął się, śmiejąc krótko.
- Jakbym słyszał mojego syna. Miej na uwadze, że możesz przypadkowo wplątać się w jakąś bitwę.
- Nie ważne, w takim wypadku będę się bronić. Do tego w końcu byłam szkolona.
- Zanim wyruszysz... - Wstał z podłogi, podchodząc do skrzyni. Wyjął z niej kilka rzeczy i podszedł do kobiety. Podał jej skórzany bukłak i niewielkie zawiniątko w materiale. - Jedzenie i woda. Choć to niewiele, myślę że sobie poradzisz. I jeszcze... - Zdjął z szyi swój naszyjnik. - Chcę byś go wzięła. Niech Jashin cię strzeże i nie bój się prosić go o pomoc, gdy będziesz jej potrzebować. Pomoże każdemu, o ile w jego sercu żyje dobro, a w twoim jest go dużo.
- Dziękuję - uśmiechnęła się, przyjmując od niego wisiorek. Spojrzała w smutne oczy mnicha.
- Jakbym znów żegnał swoje dziecko, choć tak krótko się znamy - Odwrócił twarz, chcąc ukryć łzy.
- A co będzie z tobą?
- Jak już mówiłem, zostanę guru. Zaszyję się w jakiejś jaskini bez jedzenia i picia, pogrążony w medytacji na kilkadziesiąt lat, mając wyjebane na ludzi.
Huen zaśmiała się. Uścisnęła starca na pożegnanie.
Wkrótce wyruszyła w podróż po nieznanym jej kraju i czasach. To pierwszy i zapewne ostatni raz kiedy spotkała Terumiego.
***
Choć nigdy sobie tego nie wyobrażała, myślała, że przyszłość będzie inna, a jak się okazuje niewiele się zmieniło. Może to dlatego, że nie widziała nigdy na oczy krajobrazu poza tym na Zahil. Spędzić całe życie na małym kontynencie odizolowanym od reszty świata, a inne kraje poznawać tylko ze zwojów i opowieści innych shinobi, którzy mieli zaszczyt wypłynąć za wielki ocean.
Sięgnęła do torby po bukłak, odkręcając korek. Przystawiła naczynie do ust, przechylając je, chcąc napić się wody. Ku jej zdziwieniu nie spłynęła ani kropla, a była pewna, że coś jej jeszcze zostało. Dobrze, że szła w kierunku rzeki.
Gdy dotarła na miejsce, uklękła na trawie przy brzegu. Zanurzyła odkręcony wcześniej bukłak pod wodą, by go uzupełnić. Woda była przyjemnie zimna. Schładzała rozgrzaną skórę kobiety. Gdy naczynie było już pełne, zakręciła je. Nie jest aż tak spragniona, żeby się natychmiast napić. Lepiej oszczędzać, nie wiadomo kiedy będzie miała szanse znów go uzupełnić. Schowała więc bukłak z powrotem do torby.
Wbiła błękitne spojrzenie we własne odbicie w wodzie. Przypatrywała się sobie uważnie.
"Widzę, że młody kwiat kwitnie z każdym dniem, stając się piękniejszym"
Łza skapnęła z jej brody na przeźroczystą taflę, tworząc drobne kręgi. Zaszlochała cicho, obejmując dłońmi roztrzęsione ramiona.
Hikaru... Przepraszam za moją bezsilność.
Wcześniej starała się nie zwracać na to uwagi. Ignorować dręczące ją uczucie, lecz gorycz przezwyciężyła i dała upust emocjom. Zrozumiała, że straciła wszystko. Przyjaciela, rodzinę, klan, kraj. Nie ma niczego ani nikogo bliskiego jej sercu. Sama w obcym kraju i czasach.
Może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby zareagowała i zaatakowała tamtego potwora. Ale nie zrobiła nic, ogarnięta strachem, przypatrywała się jak osoba, którą kochała, umiera. Potrafiła tylko uciekać, zamiast stawić czoło przeciwnikowi. Nie naprawi już ona swoich błędów, nie ma jak.
- Hej - Usłyszała nad sobą czyjś głos. Nie brzmiał on miło. Ocknęła się, spoglądając na osobnika, którym okazał się młody chłopak o czarnych, potarganych włosach związanych w kitkę i równie ciemnych oczach. Nosił na sobie granatową koszulę z wysokim kołnierzem oraz granatowe spodnie obwiązane na końcach nogawek bandażami. Przy pasie miał woreczek, a przy nim przywiązany miecz.
Huen natychmiast zrozumiała, że on także jest shinobi.
Chłopak zdawał się nie przejąć tym, że kobieta niedawno płakała.
- Kim jesteś? - spytał.
Dostrzegła, jak jego lewa ręka powoli łapie za pochwę katany. Najwyraźniej nie lubi obcych i zachowuje czujność. - Odpowiedz, jesteś z Senju?
- Senju? Co to? - Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc.
- Nie udawaj głupiej!
W jednej chwili, gdy nieznajomy lekko się pochylił, Huen dobyła swój miecz, zatrzymując jego ostry koniuszek milimetr od gardła chłopaka. Bardzo zaskoczyła bruneta jej szybka reakcja, prawie wcale nie widział jej ruchów.
- Radzę ci się nie ruszać. Czym jest Senju? - Brzmiała stanowczo i chłodno.
- Wrogim klanem, z którym toczę wojnę - odparł niechętnie, pod groźbą nagłej śmierci.
- A ty jesteś...?
- Izuna Uchiha - powiedział. - Więc jesteś z Senju?
Czego on się tak tego uczepił?
- Nie - Schowała miecz. - Nazywam się Huen Ryu, nie pochodzę stąd. Podróżuję. I rozumiem twoje zachowanie, widzisz obcą ci osobę i podejrzewasz go o bycie wrogiem. Nie jest mi to obce.
Uchiha zerknął na jej plecy, gdzie na kimonie ma wyszytego smoka, układającego się w okrąg. Nigdy wcześniej nie widział takiego herbu, ani nie słyszał o klanie, który zwie się smokiem.
- No więc, ja będę zmykać - Wstała, otrzepując kolana z trawy. Odwróciła się tyłem do chłopaka i gdy miała odejść, poczuła jego silną dłoń na ramieniu.
- To, że jesteś z innego klanu, nie usprawiedliwia tego, że nie jesteś wrogiem. Skąd pochodzisz?
- Z bardzo daleka, wątpię byś znał ten kraj - mówiła, nadal stojąc do niego plecami. Wyrwała swoje ramię z jego uścisku. - I szczerze, nie interesuje mnie rozgrywająca się tutaj wojna. Jak już mówiłam, jestem podróżnikiem.
- Skąd mam mieć pewność, że nie szpiegiem?
Obróciła głowę, spoglądając na chłopaka. W jej oczach szalały błękitne płomienie. W tej chwili nie jest to spojrzenie pięknej kobiety, a dzikiej bestii.
- Może z tego, że wciąż żyjesz. Radzę ci nie wchodzić mi w drogę, inaczej się sparzysz - rzekła i odeszła w swoją stronę.
Młody Uchiha pluł sobie w brodę, że daje jej od tak odejść. Nie dał rady jej zaatakować. W jej spojrzeniu było coś strasznego i paraliżującego. Miał nadzieję, że tajemnicza kobieta mówiła prawdę o sobie.
**********************
Rozdział miał być w sobotę a jest w niedzielę. Dobrze, że mam Ayano, która opieprzyła mnie za to, że zapomniałem. I tak oto rozdział jest dzień później.
Następny rozdział we wtorek (Ayano już tego dopilnuje)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top