• Przeznaczenie •

Huen znajdowała się w jakiejś dziwnej czarnej pustce, stojąc na niewidzialnej platformie. Panowała cisza. Nawet nie miała się za czym rozglądać, nic tu nie było.

- Halo? - powiedziała głośno.

Cisza.

- Jest tu kto?

- Huen - Usłyszała spokojny, znajomy głos.

Nagle otoczenie rozbłysło miliardem gwiazd, a przed nią pojawił się starzec o ciepłych, fioletowych oczach. Niewiele myśląc rzuciła się mnichowi na szyję.

- Terumi! - zawołała szczęśliwa.

Jashinista zaśmiał się wesoło.

- Witaj moje dziecko - Odwzajemnił uścisk.

- Ale jak? Gdzie my jesteśmy? - Spojrzała w fioletowe tęczówki.

- W odległym wymiarze. Ty teraz śnisz, a ja znalazłem się tutaj poprzez medytację. Przyzwałem cię tutaj.

- Dlaczego?

- Otóż to, Huen, najwyższa pora byś poznała swoje powołanie.

- Mam zgładzić Tsudose, tak?

- Oh, więc już wiesz - jękną smutno. Odsunął się, wydął dolną wargę.

- Ale i nie tylko - W przestrzeni rozbrzmiał kobiecy głos. Po chwili z małego promyka światła, zmaterializowała się postać przepięknej kobiety o długich, czarnych włosach i srebrzyście lśniących oczach. Odziana w czarne kimono, na szyi nosiła taki sam symbol co jashinista.

- Niech mnie kurwy cycami biją! Kim jesteś!? - Krzykną Terumi, wytrzeszczając oczy.

- Sayuri, Bogini Jashin - Starzec słysząc to na chwilę się zaciął. - Więc, Huen... - wróciła do kobiety. - Twoim powołaniem jest nie tylko zgładzić Tsudose, ale i przywrócenie porządku w czasach, w których się znalazłaś.

- Czyli, że nie przeniosłam się w czasie bez przyczyny? I jak mam udźwignąć to brzemię, skoro jestem taka bezsilna?

- Nie rozumiesz potencjału swojej mocy. To czego ty używasz, to niewielka jej część. Potrzebujesz treningu by ujarzmić tę potęgę. Odczuwasz strach. Boisz się, gdy myślisz o tamtym mężczyźnie. Shimoto Tsudose to przeciwnik, którego tylko ty możesz pokonać, ale jeszcze na to nie czas. - Sayuri zbliżyła się do niej, patrząc prosto w oczy. - Jesteś smokiem, a twoim przeznaczeniem jest stać na straży tego świata. Nieś światło dla tych, co go potrzebują.

- Tylko jak mam tego dokonać? Potrzebuję nauczyciela.

Sayuri uśmiechnęła się. Spojrzała w gorę, wzdychając.

- Mogę mieć przez to poważne problemy u innych bogów, ale kij im w dupę. Posłuchaj uważnie, w dzień w którym wypada pełnia, spotkamy się na Ognistej Górze. Będziesz musiała wyruszyć wcześniej by tam dotrzeć. Wtedy rozpoczniemy twój trening - I rozpłynęła się w przestrzeni.

- Czekaj, jak mam tam...

Nagle Huen otworzyła oczy, podrywając się do siadu, po drodze uderzając w coś twardego co wydało z siebie skowyt. Zaczęła masować obolałe czoło, które zostało ofiarą tego wypadku. Po chwili spostrzegła drugą ofiarę, kulącą się obok. W polu rażenia znajdował się Madara i oberwał przypadkiem.

- Kobieto, ty masz czaszkę ze stali? - jękną, patrząc na nią.

- Ty tu jesteś twardogłowy!

Zorientowała się, że jest w pokoju, który rozświetlały świece, a ona sama leży pod kołdrą na tatami.

- Gdzie ja jestem? - spytała.

- W moim pokoju.

- Hola, to nie ten etap naszej znajomości by mnie zaciągać do swojego łóżka - zażartowała.

- Ja wcale... Po prostu ci pomogłem. Całe szczęście przybiegłem na czas, inaczej ten dupek Tobirama by cię zabił.

- Jak to by mnie zabił? Co się działo?

- Cóż. Siedziałem sobie wieczorem na ganku i nagle zobaczyłem w oddali dym. Wystraszył mnie pożar lasu, więc tam pobiegłem. Gdy byłem coraz bliżej zobaczyłem niebieskie płomienie, które po chwili zgasły. Zaciekawiło mnie to, więc biegłem dalej. I nagle zobaczyłem ciebie leżącą na ziemi i Tobirame, który trzymał nad tobą miecz. Uratowałem cię w ostatniej chwili, gdy byłaś nieprzytomna. Zabrałem cię do siebie i tak oto jesteśmy tu. Coś mamrotałaś przez sen, zbliżyłem się by zobaczyć co się dzieje i łup, zostałem znokautowany przez troskę. Jednak nie opłaca się być miłym.

- No tak. Sen, spotkałam w nim mojego znajomego i Boginię Mordu. Mówili coś o przeznaczeniu i takie tam - mamrotała.

- Dobrze się czujesz? - Spróbował położyć dłoń na jej plecach.

- No tak! - Poderwała głowę.

Madara podskoczył, zabierając rękę.

- Madara, wiesz jak dotrzeć na Ognistą Górę? - spytała.

Nagle drzwi do pokoju rozsunęły się, a w nich stanął Izuna.

- Bracie, jest noc, czy możesz być... - Popatrzył na dziewczynę.

- To ty! - Izuna i Huen krzyknęli jednocześnie.

- Znacie się? - Madara popatrzył na jedno i drugie, nie rozumiejąc o co chodzi.

- To kobieta, którą kiedyś spotkałem nad rzeką.

- Podejrzewał mnie o bycie szpiegiem Senju.

- Omal mnie nie zabiłaś!

- Spokój! - krzyknął Madara. - Huen na sto procent nie jest powiązana z Senju. Może to zostać oparte wieloma argumentami.

- Więc kim ona właściwie jest? - spytał Izuna.

- Ja... Dokładnie nie wiem - Popatrzył ma kobietę.

Izuna podszedł do nich, wcześniej zasuwając drzwi, i usiadł obok brata.

- Więc kim jesteś, skąd pochodzisz, co tu robisz? Mów wszystko - powiedział na jednym wdechu.

- Wątpię, że uwierzycie.

- Mów.

- Wierzysz w podróże w czasie? - spytała.

Młody Uchiha uniósł jedną brew. Po chwili parsknął.

- Jesteś z przeszłości?

- Odległej o trzysta lat - dodała. - Nazywam się Huen Ryu, spadkobierczyni tronu. Pochodzę z wyspy Zahil, istniejącej trzysta lat temu, za czasów ery smoków. Toczyliśmy wojnę o ziemię z klanem Tsudose, najeźdźcą z daleka. Pewnego razu zostałam wysłana na misję, w której moi towarzysze zostali wybici przez wodza wrogiego klanu. Gdy przed nim uciekałam wpadłam w przepaść. Obudziłam się w obcym mi miejscu, jak się potem okazało w przyszłości w Kraju Ognia. Dowiedziałam się, że Zahil przestało istnieć, razem z moim klanem i klanem Tsudose. Jakieś pytania? - Uniosła brwi, spoglądając z pytaniem.

Zapadła cisza. Uchiha przetwarzali to, co usłyszeli. Ciężko jest uwierzyć w coś takiego, a widać, że kobieta nie kłamie. Madara chciał coś powiedzieć, ale został wyprzedzony.

- Czy wiecie jak dotrzeć na Górę Ognia? - spytała.

- Czemu chcesz to wiedzieć?

- Mam tam kogoś spotkać. Dokładnie w dniu, w którym wypada pełnia.

- To dopiero za tydzień. Ze trzy dni drogi - odparł Madara. - Nadciąga zima, tylko patrzeć jak śnieg spadnie. Mogę wyjaśnić ci jak tam dotrzeć.

- Z kim masz się tam spotkać? - wtrącił Izuna.

- Ze... znajomą. Ma mi pomóc w treningu. Moja moc jest niestabilna i dopiero gdy ją okiełznam będę mogła zgładzić Tsudose.

- A czy oni przypadkiem nie żyją? - zapytał podejrzliwie Izuna.

Zamilkła.

- Odkryli portal i są w tych czasach. Gorzej być nie mogło. Oni wybiją wszystkich.

- Ha! Mamy armię i wyrżniemy w pień tych pachołków! - powiedział młodszy z braci.

- Wciąż jesteś dzieckiem i nie pojmujesz zagrożenia jakie stąpa po tych ziemiach. Wasi ludzie zginą nim mrugniesz. Ich przywódca jest czystej krwi demonem, on bez swoich ludzi wybije połowę kontynentu. Uważajcie na shinobi z herbem tygrysa na plecach.

- Są aż tak silni? - spytał Madara.

Huen westchnęła, przeczesała palcami włosy.

- Klan Tsudose składa się z członków o zróżnicowanych umiejętnościach, mutacje lub hubrydy. Żyją by zabijać. Pochodzą z czasów przed czakrą lub gdy nie była ona tak powszechna. Techniki z moich stron różnią się od tych z kontynentu. Używamy innego źródła mocy, ale w obecnych czasach ledwo tworzę techniki. Dlatego muszę wiedzieć, jak dotrzeć na Ognistą Górę, by zwiększyć swoją moc i zrównać tych sukinsynów z ziemią.

Madara wstał, wyszedł z pokoju, a gdy wrócił niósł zwój. Ukląkł przy kobiecie, rozwijając papier na podłodze, który okazał się mapą.

- My jesteśmy tutaj - Pokazał punkt na mapie. Przesuną palcem w poprzek, zatrzymując się. - A tutaj jest twój cel.

Huen rozejrzała się i odnalazła obok siebie torbę. Wyjęła z niej mapę podarowaną od Teichiego. Analizowała drogę, która będzie musiała przebyć.

Gdy tamta dwójka była zajęta, Izuna zerknął na torbę dziewczyny. Rozpoznał czarną oprawę książki będącej na wierzchu.

- Bawisz się w łowcę głów? - odezwał się, zwracając na siebie ich uwagę.

Zerknęła na niego a potem na książkę, na którą spoglądał.

- Z czegoś trzeba żyć - odparła krótko, wróciła do mapy.

- Gdy cię znalazłem, miałaś dwie torby. Druga należy do tamtego mężczyzny? - spytał Madara.

- Należały.

- Co się stało?

- Zginą... W mojej obronie, przez Tsudose.

- Czekaj - wtrącił Izuna. - Twój towarzysz walczył z tamtymi gośćmi, a ty uciekłaś? Zostawiłaś za śmierć?

- Izuna, przestań - poprosił starszy brat.

- Stchórzyłaś. Widziałem cię wtedy na bitwie, twoja siła była przytłaczająca, ale gdy przyszło walczyć z tamtymi, ty zostawiłaś kompana na śmierć. Pewnie nawet nie kiwnęłaś palcem, aby mu pomóc.

- Izuna! - warkną Madara.

- Masz rację - Spojrzała na chłopaka. - Uciekłam, sam mi kazał, a ja posłuchałam. Stchórzyłam, nie spróbowałam walczyć, tylko dlatego, że bałam się umrzeć. Bo bałam się potwora, którego widziałam dwa razy w życiu. I na każdym spotkaniu zginęła bardzo ważna dla mnie osoba. Gdy patrzyłam na niego, widziałam rzeczy, które zrobił wcześniej. Odczułam tą samą bezsilność co wcześniej. Zostawiłam przyjaciela, który poświęcił swoje życie dla mnie. Ale skąd możesz to wiedzieć, nie znasz mnie i nie było cię obok.

Oczy jej się zeszkliły.

Siedzieli w ciszy. Huen powoli składała swoje rzeczy.

- Będzie lepiej, jak wyruszę natychmiast - Wstała, wymijając ich.

Nagle Madara chwycił ją za kostkę.Siedział przez chwilę w bezruchu, aż w końcu spojrzał w jej błękitne oczy.

- Będziesz potrzebować konia - powiedział.

Wyruszyła przed świtem. Wraz z Izuną patrzyli, jak odjeżdża na czarnym koniu.

Madara trzymał w dłoni czerwony sznureczek i trzymał przy piersi. Rozmyślał o niej. Chciał by została, lepiej ją poznać, ale nie było sensu jej zatrzymywać. I tak by odeszła, ale wierzył, że jeszcze wróci do niego.

Izuna zerknął na rzecz, którą bawił się jego brat.

- To w niej się zakochałeś?

- To nie jest miłość, prędzej zauroczenie. Ale skąd możesz to wiedzieć, jesteś jeszcze dzieckiem, nie odróżniasz tych rzeczy i co tydzień masz nową dziewczynę.

- Powiedział pan dorosły. Mogę być świetnym doradcą miłosnym.

- Czas pokaże czy zawładnie moim sercem. Wtedy zwrócę się do ciebie ekspercie.

- Jak na razie zawładnęła twoimi sprośnymi myślami. Widziałem jak patrzyłeś jej na cycki, a o tyłku nie wspomnę.

Madara uderzył brata w ramię. Ten się zaśmiał.

- Zamknij się już.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top