• Ponowne spotkanie •

Minęło kilka miesięcy. Lasy radują oczy swymi pięknymi, jesiennymi barwami. Pomimo słonecznej pogody, obecna sytuacja nie była taka promienna. Przez złośliwość losu, Teichi i Huen znaleźli się w samym środku bitwy pomiędzy Senju a Uchiha. Walczyli z każdym, kto ich zaatakował, nie zważając na klan.

Huen zamachnęła się miechem, krzyżując ostrza z przeciwnikiem. Wymieniała spojrzenia z czerwonookim mężczyzną o białych włosach. Na jego ochraniaczu widniał herb Senju. Jego oczy wyrażały gniew i dzikość, zaś jej spokój i ciszę przed burzą.

Drugi z członków Senju zakradł się za plecy kobiety, którą zamierza zabić. Huen uwolniła się z blokady, odtrącając katanę przeciwnika i zamachując się do tyłu, pozbawiła głowy intruza za nią i wróciwszy do ponownego zetknięcia szabli z białowłosym. Podczas tych ruchów, ani na chwilę nie spuściła oczu z mężczyzny przed nią.

- Przeklęci Uchiha! - warknął.

- Wypowiadaj te słowa w twarze jego członków.

- Pomagasz tym skurwielom.

- Nikomu nie pomagam, walczę o życie.

Nagle niedaleko za jej przeciwnikiem dostrzegła czarną, potarganą czuprynę. Minął szmat czasu od kiedy ostatnio ją widziała. Nieznany mężczyzna sprzed skały, walczył z drugim, szatynem, który ośmielił się przerwać ich milczącą konwersację. Dobrze sobie radził. Była pod wrażeniem jego umiejętności.

- Twój przeciwnik jest przed tobą! - zwrócił uwagę białowłosy.

- Zupełnie niegroźny - bąknęła.

Mężczyzna oburzył się tą zniewagą. Odskoczył od kunoichi, próbując kolejnego ataku. Zszokowało go, że kobieta odważyła się złapać ostrze katany gołą dłonią, kalecząc się. Co jeszcze bardziej nim wstrząsnęło, to to, że krew spływająca po srebrnej blasze dymiła i powoli topiła stal. Mężczyzna przyjrzał się jej oczom, pełnym furii, a od ich właścicielki biła teraz ogromna i przytłaczająca siła. Pierwszy raz poczuł strach przed przeciwnikiem, którym nie był człowiek a bestia.

Gdy odrobina krwi kobiety spłynęła z miecza na jego dłoń, z krzykiem wypuścił rękojeść, łapiąc się za poparzenie. W porę odskoczył, gdy dziewczyna chlapnęła przed nim krwią.

Huen zaśmiała się głośno.

- Boisz się sparzyć? - spytała z uśmiechem.

Patrzył w jej żarzące się niebieskie oczy. Zerkną na poparzenie, piekło piekielnie i co dziwniejsze paraliżowało mu dłoń. Obawiał się, że nie będzie mógł dalej walczyć.

- Spokojnie, do jutra się zagoi, o ile jeszcze będziesz żył - powiedziała. - Teichi!

Łowca głów walczył niedaleko i właśnie zabijał jednego shinoni.

- Zmieniamy lokal! Nudno tu! - mówiła.

- Ciekawe jak chcesz to zrobić!

- Jak to jak? Po trupach - zarechotała. Zacisnęła mocniej dłoń na rękojeści.

Ich konwersacja przykuła uwagę dwójki młodych ninja, którzy spojrzeli w ich kierunku.

Madara nie mógł uwierzyć własnym oczom, to ona. Stoi wśród martwych ciał i bitewnego pyłu. Nie widać po niej zmęczenia, ale wielkich obrażeń. W co jeszcze bardziej nie mógł uwierzyć, to w białowłosego, klęczącego przed nią i zwijającego się z bólu. Czyżby była tak silna?

- Tobirama! - Starszy brat podbiegł do klęczącego wojownika.

- Idziesz ze mną? - spytała, patrząc na Teichiego. Widać po niej, że ma gdzieś co się wokół niej dzieje. Oparła tępą stronę miecza o ramię, zaczynając powoli iść. Przechodząc obok Hashiramy, złapał ją za kostkę. Od razu się zatrzymała.

- Puszczaj - nakazała bezbarwnie, wciąż patrząc przed siebie. - Inaczej ci ją odetnę.

- Kim jesteś? - spytał Hashirama, ignorując jej groźby.

- Huen Ryu - odparła spokojnie. Wyrwała kostkę z uścisku, z zamachu przygwożdżając nogą głowę szatyna do ziemi. - I nie waż się więcej mnie zatrzymywać - Zabrała nogę i wznowiła marsz.

Teichi szynko ruszył za nią. Nie poznawał jej. W tej chwili nie była ona sobą.

Madara obserwował ją, gdy przechodziła obok i zabijała głównie Senju, którzy stawiali jej na drodze.

***

Nastała noc. Madara znów przesiadywał na werandzie, popijając herbatę i obserwując gwiazdy na niebie. Napawał się ciszą i spokojem. Mógł w końcu odpocząć po bitwie. Zamknął powieki, wsłuchując się w szeleszczące liście na wietrze.

- Nie obawiasz się, że zachorujesz?

Otworzył natychmiast oczy, słysząc obcy głos. Jego ręka zastygła na rękojeści miecza, gotów do obrony. Rozejrzał się, szukając osobnika.

- Tutaj.

Spojrzał w bok, gdzie na balustradzie siedziała ta kobieta. Otworzył szerzej oczy, nie dowierzając, że ona tutaj jest. Zacisnął mocniej dłoń na rękojeści.

- Spokojnie, nie przyszłam walczyć - Uniosła ręce.

- Więc po co?

- Przyszłam do ciebie - Zeszła za barierki, podchodząc bliżej do Uchihy. Uklękła przy nim.

- I znów się spotykamy - powiedział. - Z tą różnicą, że któreś z nas coś powiedziało.

Huen uśmiechnęła się na wspomnienie ich pierwszego spotkania.

Mężczyźnie spodobały się jej dołeczki, które powstały przy uśmiechu. Starał się zapamiętać wesoły wyraz jej twarzy.

- Minął rok od tamtego dnia - dodał.

- Liczyłeś? - zaśmiała się.

- Przyznam, że wyczekiwałem kolejnego spotkania.

- I pewnie patrzyłeś w dal, czy to wiosna czy zima, wypatrywałeś mojego przybycia.

- Nawiązaliśmy tylko kontakt wzrokowy, za mało bym tak tęsknił. Co innego teraz, może zdradzisz mi swe imię? Ja jestem Madara...

- Uchiha - wtrąciła.

- Zgadza się.

- Dawniej też spotkałam pewnego Uchihe, bardzo podobnego do ciebie. Wziął mnie wtedy za jednego z Senju.

- Teraz nie pomyślę, że możesz być z nimi jakoś powiązana. Wyrżnęłaś w pień sporo ich ludzi.

- Tak, przez przypadek wplątałam się w waszą walkę. Później ciężko było czmychnąć.

- Bylem wtedy pod wrażeniem, jak powaliłaś Tobirame.

- To ten białowłosy?

- Pierwszy w kolejce do zabicia mnie. On chyba najbardziej nienawidzi mojego klanu. Nasze rodziny walczą ze sobą od pokoleń.

- Znam to skądś.

Madara spojrzał na nią.

- Więc jak ci na imię? - dopytał.

- Huen Ryu.

- Ryu... Nigdy nie słyszałem o twoim klanie.

Kobieta zamilkła, uciekając na bok wzrokiem.

- To dlatego, że pochodzę z daleka i jestem ostatnia z klanu.

Uchiha powstrzymał się o pytanie o szczegóły, w obawie, że poruszy wrażliwy temat.

Kunoichi wpatrzyła się w dal.

- Muszę iść - szepnęła. Wstała i gdy miała odejść, mężczyzna złapał jej dłoń.

- Spotkam się jeszcze? - spytał z nadzieją w oczach.

- Na pewno - Przykryła jego dłoń swoją, uśmiechając się na pożegnanie. Po chwili odbiegła i znikła za drzewami.

***********************

I już chyba wiadomo z kim będzie love story.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top