• Partnerzy •

Powoli nastawał nowy dzień. Cisza lasu i przyjemny chłód. Huen leżała zwinięta w kłębek na zroszonej rosą trawie. Przebywała właśnie w krainie marzeń i snów, gdzie wszystko jest idealne, z daleka od brutalnej rzeczywistości. Nagle cudowny sen zakłócił ból w dolnych partiach jej ciała. Po chwili zarejestrowała, że dostała kopniaka w tyłek. 

Uchyliła powieki, spoglądając z wyrzutem na łowce głów. Stał nad nią, ze skrzyżowanymi na piersi rękoma.

- Wstawaj królewno, ruszamy dalej - mrukną.

Kobieta uniosła się, przecierając zaspane oczy.

- Tak bez śniadania? - spytała.

- Później coś kupimy, a teraz wstawaj. Dostrzegłem niedaleko kilku shinobi, będzie słabo gdy nas znajdą. 

Dziewczyna bez słowa podniosła się z ziemi, zabierając swoje rzeczy. Wsunęła katanę za obi i zarzuciła na ramie torbę. Odchodząc, oglądała się za siebie, zastanawiając się czy na pewno nic nie zostawiła.

Mijał właśnie trzeci dzień wspólnej podróży. W ostatnim czasie zdążyli dorwać dwóch gości, wzbogacając się tym o niezłą sumkę.

- Tak się zastanawiam - zaczęła. - Wiesz jakich przestępców łapać i gdzie ich znaleźć, skąd?

Mężczyzna sięgnął do sakiewki przy pasie, wyciągając z niej niewielką, czarną książkę. Podał ją dziewczynie, a ta zaczęła wertować strony.

- Księga bingo. W niej znajdziesz wielu poszukiwanych ninja, jakich technik używają, słabe, mocne strony. 

- I dzięki temu wiesz kogo i gdzie szukać?

- Yhm.

Kobieta zatrzymała się na stronie, na której widniał czarno-biały rysunek przystojnego mężczyzny o jasnych, potarganych włosach. Pod spodem dokładny opis wyglądu. Szczegółowe informacje o nim były dość przerażające. Dwanaście tysięcy sześćset dziewięćdziesiąt morderstw, ponad setka zniszczonych wsi i kradzieże idące w tysiące. 

- Czy to na pewno jest człowiek? - mruknęła pod nosem.

- Nawet nie myśl żeby go dorwać. Pomimo kupy forsy za niego, nawet ja bym nie próbował. Wytropienie gówniarza jest problemem, a co późniejsza walka z nim. Raz byłem światkiem, gdy atakował wioskę, w której mieszkałem. Byłem wtedy dzieckiem. Miał obłęd w oczach i mordował kogo popadnie. Przyglądałem się z ukrycia jak mój ojciec umiera z jego ręki. Na końcu podpalił wszystko i odszedł. Niewielu ocalało, w tym ja i matka. 

- To kiedy ty byłeś dzieckiem, to ile on teraz może mieć lat? 

- Podobno jest on nieśmiertelny. Pewnie to za sprawą jakiejś dziwnej techniki, rytuałów, czy co tam jeszcze jest.

- Patrząc na niego, widzę w nim ułamek siebie, tej najokropniejszej części. 

- Tej części, która jest świetnym zabójcą i ma ponad trzysta lat na karku?

- Mówisz, że jestem świetnym zabójcą? - Spojrzała na niego z uśmiechem. 

Teichi przewrócił oczami.

- Nie pochlebiaj sobie - odparł. - Opowiedz może więcej o sobie, o rodzinie.

- O mojej rodzinie jest niewiele, tej prawdziwej. Mama i tata mieszkali w wiosce, za murami pałacu. Mama pochodziła z klanu Ryu, a ojciec był smokiem czystej krwi. Nie wiem czy wiesz, że smoki były niemalże na równi z bogami. Zakochali się w sobie i mieli mieć dziecko. Wieść o Smoczym Dziecięciu rozniosła się po królestwie, aż dotarła do wroga. Zginęli w dniu moich narodzin, broniąc mnie. Wtedy przygarnął mnie król i wychował jak własne dziecko. 

- Tylko dlatego, że płynie w tobie smocza krew?

- Też, ale i dlatego, że król nie mógł mieć dzieci. Bezpłodność w moim klanie, tym bardziej w rodzinie królewskiej, była tragedią. Dziewczynki były bardzo ważne, bo tylko one przekazywały w klanie tak rzadką krew. Mi przypadło dźwiganie najsilniejszego kekkei genkai w klanie. Legenda głosi, że założyciel klanu Ryu był smokiem, który miał dziecko z ludzką kobietą uważaną za boginię. Pomimo zrodzonego potomka, nie mogli być razem.

- I historia się powtórzyła, smok pokochał ludzką kobietę i mieli dziecko. 

- Z tą różnicą, że w moim przypadku mam pewność, że to się wydarzyło. Król wychował mnie i nauczył wielu technik i walki. Podobno miałam pewnego dnia zgładzić Tsudose, ale już się to nie stanie. Wszystko co znałam i kochałam, przestało istnieć. 

Teichi spojrzał na zmartwiony wyraz twarzy kobiety. Żal mu jej. Jak nie patrzeć ona straciła najwięcej. Chciał jakoś ją pocieszyć, objąć ramieniem, gdy ta energicznie uniosła głowę.

- Cóż, nie zmienię biegu historii, najwyraźniej tak musi być - Wzruszyła ramionami. 

Ta kobieta jest jak kalejdoskop. 

- Ciekawe czy dożyję setek lat, jak inne smoki.

- Byłabyś wtedy okropnie pomarszczona. 

Pomiędzy nimi na chwilę zapadła cisza.

- Fuj! Wyobraziłam to sobie! Nie mrugać! Nie mrugać! Czemu to nadal widzę!

Brunet uśmiechną się, chichocząc pod nosem. Szybko jednak wrócił do kamiennej twarzy. Coś go zaniepokoiło. 

- Huen - mrukną. - Uciekaj.

Spojrzała na niego pytająco. Nagle została odepchnięta, a mężczyzna sam odskoczył, gdy pomiędzy nich w ziemię wbiły się kunaie.

- Uciekaj! - krzyknął. 

Donośny głos mężczyzny i słowa przez niego wypowiedziane, przywołały okropne wspomnienia. Tym razem się posłucha. Zna siłę łowcy i kilku słabych ninja to dla niego nic, ale mimo to uciekła ze łzami w oczach. 

Mknęła z gałęzi na gałąź. Nie chciała uciekać daleko. Teichi miałby później problem ze znalezieniem jej. Najlepiej gdzieś się schowa i przeczeka.

Zeskakując z drzewa, wylądowała na dużym kamieniu. Chciała pobiec dalej, lecz coś ją zatrzymało, a raczej ktoś. 

Młodzieniec o długich, rozwichrzonych, czarnych włosach i równie ciemnych oczach. Jest bardzo podobny do chłopaka, którego dawniej spotkała nad rzeką. Uciskał ranę na ramieniu, z której ciekła krew, ale nie przejmował się tym, będąc skupionym na pięknej kunoichi. Zapomniał o bólu.

Ich oczy po spotkaniu, nie mogły się rozdzielić. Oboje byli dla siebie zagadką. Kim są i co tu robią? Dlaczego żadne się nie ruszy lub odezwie? Czyżby nie chciano przerwać tej chwili?

Nie spieszyli się. Dawno zdążyli zapomnieć o swoich sprawach. Odnaleźli przyjemność we wzajemnym wpatrywaniu się w siebie. Dzieliła ich niema odległość, ale to nie przeszkadzało żadnemu. Milczeli, zupełnie jakby bali się, że choć słowo zniszczy tę chwilę. 

- Madara! 

Wzdrygnęli się oboje, wyrwani z transu. 

Mężczyzna rozpoznał ten głos. Spojrzał na podbiegającego wroga, rywala, jak i dawnego przyjaciela. 

Długowłosy szatyn zatrzymał się przed mężczyzną. 

Nagle brunet o czymś sobie przypomniał. Wrócił szybko wzrokiem na kamień, lecz nikogo na nim nie zastał. Piękna nieznajoma musiała czmychnąć, gdy ten oderwał spojrzenie. Oczywiście wina leży po stronie przybłędy, który swym wtargnięciem w ich ciszę, zakłócił ją. 

Madara znów spojrzał na ową przybłędę, tym razem groźnie. Patrzył na niego, jak na wroga, którym poniekąd jest.

- Czemu tak patrzysz? Nic ci nie zrobiłem - Hashirama uniósł dłonie w obronnym geście. 

Co Uchiha miał mu odpowiedzieć? Że swoim najściem przerwał cudowną chwilę i spłoszył kobietę, która zdążyła go zauroczyć swą urodą?

- O nic - warknął w odpowiedzi. Zacisnął mocniej dłoń na ranie. 

- Jesteś ranny.

- Brawo za spostrzegawczość- powiedział ironicznie.

- Pomogę.

Madara prychnął.

- Chcesz leczyć rany wroga? Nie rozśmieszaj mnie.

- Na prawdę uważasz, że jesteśmy wrogami?

- Oczywiście, i nic tego nie zmieni. - Odwrócił się. - Senju i Uchiha nigdy nie będą żyć w zgodzie - Ostatnie słowa, jakie wypowiedział, przed zostawieniem Hashiramy samego. 

*************************

W końcu w terminie. Niestety teraz oczekiwania na następny rozdział może się wydłużyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top