• Ona i On •

Nieduża wioska, pełna straganów i małych sklepów. Ulice tętniły życiem, zapełnione ludźmi. Przychodzą tutaj codziennie do pracy lub kupić potrzebne rzeczy. Mieszkańcy tutaj prowadzą zwyczajne życie. Nie to, co młoda kunoichi, która żyła w pałacu, uczona sztuki ninja i historii swego klanu, jak i kraju. Wychowana na shinobi, a fakt że jest kobietą czyni ją zabójcą idealnym. Odgrywanie ról, uwodzenie swego celu i najważniejsze, przekazanie rzadkiej krwi. Wiedziała, że pewnego dnia będzie musiała nosić dziecko mężczyzny, którego nie musi kochać. Ważne by pochodził z rodziny o odpowiednich genach. Im rzadsze geny, tym lepiej dla dziecka. Wszystko by moc klanu Ryu była przekazywana z pokolenia na pokolenie, dlatego urodzone w nim dziewczynki traktowano jak skarb, a ją szczególnie.

Huen nigdy by się nie zgodziła na coś takiego. Prędzej popełni samobójstwo niż dała zapłodnić się obcemu mężczyźnie. 

Huen trafiło się, że została urodzona w biedniej rodzinie, lecz jej kekkei genkai zostało wzbogacone krwią ojca. Nigdy nie poznała rodziców, zginęli w jej obronie, w dniu jej narodzin. Tsudose dowiedziawszy się o nich, zapragnął zgładzić dziecko, które stwarza dla nich zagrożenie. Władca Zahil przygarnął ją i wychował, jak swoje. Smocze Dziecko, które zgładzi kiedyś Tsudose,

Już nikogo nie zgładzę, gdyż wszyscy przestali istnieć. Czemu musiałam tu trafić? Co zrobiłam bogom, że skazali mnie na taki los?

Uwięziona w kraju, nie znając świata poza nim. Ma szansę go teraz poznać, lecz bezpowrotnie do własnego domu. Powinna zacząć tu nowe życie. Teraz gdy uwolniła się od obowiązku przekazania krwi, może założyć rodzinę z mężczyzną, którego pokocha. 

Choć plany na przyszłość musi tymczasowo odłożyć na bok. Potrzebuje pieniędzy by przeżyć. Problem w tym, że nie wie jaką znaleźć pracę. Sprzedaż w sklepie lub robota na polu, nie jest dla niej. Potrzebuje czegoś w czym wykorzysta swoje umiejętności. 

Spojrzała na prawo, na tablicę z ogłoszeniami. Wisiały na niej cztery listy gończe z różnymi przestępcami. Za każdego widniała nagroda w złocie. Praca idealna dla niej. 

- Czyżbyś była zainteresowana złapaniem tych gości? - Usłyszała niski, męski głos za sobą. Obróciła się, spoglądając na owego osobnika. Wysoki mężczyzna o rdzawej karnacji i ciemnych włosach do ramion. To co w nim przyciągało uwagę, to jego oczy- zielona tęczówka bez źrenicy i czerwona twardówka. Mężczyzna wyglądał przerażająco, ale i przystojnie i na dużo starszego od niej.  

- Czy jestem? Owszem - odparła nonszalancko.

- To nie jest robota dla delikatnych kobiet - Złożył ręce na piersi. - Wątpię by taka kruszyna zdołała zabić rosłego mężczyznę. 

- Chce się pan przekonać? - Uniosła jedną brew. - Powalę każdego mężczyznę.

- Czym? Ładną buźką?

- Przydaje się ona przy uwodzeniu celu, ale zwykle takie płotki powalam jednym ruchem.

Mężczyzna zaśmiał się zardzewiałym głosem.

- Lekceważy mnie pan? Założę się, że za tę głowę też dostanę sporą nagrodę - Przejechała palcem po linii jego żuchwy.

Zamilkł. Spojrzał na nią, marszcząc brwi.

- To może pokażesz mi co potrafisz? Właśnie szedłem dorwać jednego z nich. 

- Zgoda - Posłała mu chytry uśmieszek. 

***

Ich cel niedawno opuścił bar i teraz kierował się w stronę ciemnych uliczek. Lepszej okazji na złapanie przestępcy nie było. Zero świadków i mrok rzucany przez budynki. 

Łowca głów i młoda kunoichi skakali po dachach budynków, śledząc mężczyznę. Zatrzymali się, gdy ten wstrzymał chód.

- Ja się nim zajmę - powiedział szeptem. - Ty będziesz miała resztę.

Huen nie zdążyła zaprotestować, gdyż mężczyzna zeskoczył z dachu. Przypatrywała się jak brunet dobywa kunai. To ona miała zająć się tym celem, nie on. 

O nie, tak to nie będzie

Wyrzuciła rękę przed siebie, w stronę poszukiwanego, a spod jej bandaży wyleciały nici, które w sekundę oplotły się wokół jego szyi. Szarpnęła za linki, pozbawiając go głowy. 

Zszokowany łowca głów przygląda się martwemu mężczyźnie. Spojrzał w górę, na machającą do niego kobietę z niewinnym uśmieszkiem. 

Po chwili zeskoczyła do niego, a on zgromił ją wściekłym spojrzeniem. 

- Mówiłem, że on jest mój - powiedział, zgrzytając zębami.

- Inaczej się umawialiśmy. Czy to nie ja miałam pokazać na co mnie stać? I do tego powaliłam go jednym ruchem. Obeszło się bez walki i robienia zamieszania w mieście.

- Nie każdego możesz od tak zabijać - warknął. - Najpierw zbierz informacje o celu i czy masz go dostarczyć żywego lub martwego - Podszedł do ciała, łapiąc odciętą głowę za włosy. - Dobrze, że w tym przypadku kasa nie jest stracona.

- Materialista - prychnęła. - W moich stronach nie ma czegoś takiego, jak dostarczenie żywego. Jak coś przeskrobiesz, giniesz. Nawet bycie łowcą głów jest przestępstwem.

- Zapamiętam by nie odwiedzać twojego kraju. A właściwie skąd pochodzisz? 

- Z Zahil, kraj za wielkim oceanem.

Mężczyzna zmarszczył brwi.

- Nigdy nie widziałem go na mapie. 

- Nie jesteśmy znani - Spuściła wzrok.

- Coś kręcisz.

- A czy bardziej prawdziwe jest to, że pochodzę z przeszłości odległej o trzysta lat? I przez ten czas mój kraj znikł z mapy?

Brunet przechylił głowę, otwierając szerzej oczy.

- Jak? - Zmarszczył brwi.

Huen parsknęła śmiechem.

- Uwierzyłeś w to?

- Widzę, że nie kłamiesz. Miałem przeczucie, że jesteś inna. Twoje oczy mówią mi jak zagubiona jesteś. I jestem ciekaw, jak się tutaj znalazłaś.

Czarnowłosą zaskoczyły słowa mężczyzny. Zawsze myślała, że jest świetnym kłamcą i niczym tego nie zdradzi, a jednak się myliła. Jemu wystarczyło spojrzenie w oczy. Mimo, że wygląda jak gruboskórny, straszny i gburowaty facet, którego obchodzą tylko pieniądze, ciepło bijące od niego ją uspokaja. I chce wysłuchać jej historii.

- To dużo do opowiadania.

- Tak myślę, więc może najpierw zamienimy go na forsę, a potem znajdziemy jakieś spokojne miejsce.

***

Po wymienieniu głowy przestępcy na sporą sumkę pieniędzy, mężczyzna zabrał Huen do baru. Łowca kupił dużą butelkę sake i usiadł przy stoliku w ustronnym miejscu. Kobieta zajęła miejsce przed nim.

- Nie wziąłeś czarek? - spytała, gdy mężczyzna po odetkaniu butelki zaczął z niej pić. 

- Irytuje mnie ciągłe dolewanie. Biorę większy łyk niż pojemność tamtego naczynia - Otarł kącik ust. - Chociaż tobie mogłem wziąć. Damie nie przystoi pić z butelki.

- Taka ze mnie dama, jak z ciebie dobry samarytanin - Zabrała od niego butelkę, biorąc spory łyk trunku.

Mężczyzna zarechotał.

- Trudno się nie zgodzić. Właściwie to nie znam twojego imienia.

- I ja twojego. To chyba mężczyźnie wypada przedstawić się pierwszemu - Oparła łokcie o blat stolika, a brodę o dłonie.

- Teichi - odparł. - A ty?

- Huen Ryu.

- A więc Huen, skąd pochodzisz?

- Z wyspy Zahil, istniejącej trzysta lat temu. 

- Czemu twój kraj przestał istnieć?

- Zacznijmy od tego, że Zahil władał klan Ryu, a raczej jego przywódca. Od lat toczono walkę z klanem Tsudose, którzy pragnęli naszych ziem. Gdy tu trafiłam, znalazł mnie pewien starzec, posiadający dużą wiedzę o przeszłości. Powiedział, że po moim odejściu klan Tsudose wygrał wojnę, wybił wszystkich członków Ryu i smoki. Zapewne niedługo po tym i Tsudose przestało istnieć, razem z wyspą.

- Skąd te podejrzenia?

- Może bogowie w końcu ruszyli dupy lub doszło do erupcji wulkanu i lawa pochłonęła wszystko od tak - Pstryknęła palcami. 

- A jak ty tu trafiłaś?

- Możliwe, że przeniosło mnie w czasie, gdy spadłam w przepaść uciekając.

- Przed kim uciekałaś?

- Potworem, który zabił mojego przyjaciela - Przygryzła wargę, starając się powstrzymać wybuch płaczu. Te uczucia nadal ją dręczą.

Nie umknęło to uwadze mężczyzny. Odetchnął spokojnie. 

- Rozumiem, że przez wiele przeszłaś i nie zwrócisz życia tym, których kochałaś. 

- Umiesz pocieszyć.

- Wolisz bym powiedział, że wszystko będzie dobrze? Uwierz, nie będzie. W swoim życiu możesz stracić jeszcze wiele, jeśli o to nie zawalczysz. Mówi ci to ekspert. 

- Czyli, że życie to gówno, a szczęście jest jak alkohol, w którym topisz smutki, ale szybko trzeźwiejesz i wracasz do cierpienia. 

- Jaka złota myśl. I właśnie tak jest. 

- A ty coś w życiu straciłeś?

- Dwie osoby, jednej z nich nie mogłem uratować, a drugą musiałem zostawić by uchronić. Po śmierci ukochanej, opuściłem moją wioskę i syna. Boli mnie to okropnie, ale musi tak być. W końcu jestem wygnańcem.

- Za co? 

- Za niesłuszne oskarżenie mnie o zbrodnie, których nie popełniłem. W tym śmierć mojej żony. Zgodziłem się na opuszczenie wioski, inaczej mnie także czekałaby śmierć. 

- Nie mogłeś zabrać syna ze sobą?

- Myślałem o tym, ale nie chciałbym aby mój syn żył ze mną w taki sposób. Wychowuje go babka i wiem, że jest bezpieczny. Tylko tyle mam dobrego, pomimo, że cierpię. 

Huen wbiła wzrok w słoje drewna, uśmiechając się pod nosem.

- Starzec, który mi pomógł, powiedział by zacząć żyć na nowo i odnaleźć cel, za którym podążysz. Skoro jestem skazana na życie w tych czasach, to może ty mnie tego nauczysz? A także lepiej poznam, jak tutaj wykonuje się zawód łowcy. 

Teichu skrzyżował ręce na piersi, rozważając daną mu propozycję. 

- Nie. Nie będę sobie brał na głowę baby.

- Nie musisz mnie brać. Proszę tylko o tymczasową pomoc. Gdy poznam to i owo, nasza znajomość się zakończy. 

Po wyrazie jego twarzy nadal widać niechęć.

- Proszę - Wydęła dolną wargę.

- Nie.

- Proszę.

- Nie.

- Wymorduję cały kraj, a na końcu ciebie - powiedziała lodowato.

- N.. Że co!? - Wytrzeszczył oczy.

- Nie lekceważ wkurwionej kobiety, zwłaszcza takiej, która jest zdolna do czegoś takiego. 

- To szantaż.

- Dla mnie sposób osiągnięcia swoich celów. 

Mężczyzna chrząknął.

- Zabieram większość zysków z misji - Wyciągnął do niej dłoń.

- Pieniądze to nie wszystko - Uścisnęła jego dłoń. - Stoi.

*********************

Miało być we wtorek a jest w środę. Następny będzie w piątek, czyli w sobotę, zależy kiedy sobie o tym przypomnę. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top