30. Sam Darcy

Ślub Sama i Louisy

Mówią by dwa razy do tej samej rzeki nie wchodzić. My jednak z Louisą postanowiliśmy zrobić losowi na przekór i cóż... Za niespełna kilka godzin zostanie moją żoną. Tak. MOJĄ ŻONĄ!!! Wreszcie doczekałem się tej chwili. Czuję się zupełnie inaczej niż wtedy, gdy brałem ślub z Leah. Zrozumiałem, że to nie było to. Teraz wiem, co to żenić się z miłości.

Nie widziałem jej od rana, kiedy obudziła się popatrzyła na mnie, uśmiechnęła się i pocałowała mnie.

A właśnie zapomniałbym wspomnieć jak się jej oświadczyłem. Otóż to nie było nic wielkiego... Żadna kolacja na jachcie, żaden wypad na Hawaje. To zostawiłem na podróż poślubną. Przyjechałem do jej maleńkiego mieszkanka  kiedy ona była jeszcze w pracy. Zrobiłem dla nas kolację, zapaliłem kilka świec, kupiłem róże. Niczego się nie spodziewała. Jedliśmy, wspólnie śmiejąc się z najbardziej żenujących rzeczy jakie zrobiliśmy w życiu. Stresowałem się ogromnie, bo bałem się, że to dla niej za wcześnie. Jednak zaryzykowałem. Kiedy skończyła się wreszcie ze mnie śmiać, klęknąłem przed nią i zapytałem czy zostanie moją żoną, a ona tak po prostu, bez zastanowienia odpowiedziała "Tak". Minęło trochę czasu, ale nadal mam w pamięci jej uśmiech.

***

Louisa McCarthy wygląda przepięknie. Ma na sobie idealnie skrojoną suknię ślubną. Na cienkich ramiączkach, perfekcyjnie uwydatniając jej pełne piersi. Od talii jest lekko rozkloszowana, co dodaje jej elegancji. Włosy ma nisko upięte, a w nie wpięty długi welon. Makijaż ma delikatny, podoba mi się. W dłoniach trzyma bukiet świeżo ciętych róż. Czerwonych. Gdy wreszcie mówimy sobie sakramentalne "Tak", gdy wkładamy sobie obrączki na palce, oddycham z ulgą. Jest teraz nie Louisą McCarthy, ale Louisą Darcy. Moją Louisą przede wszystkim. Tak skrycie to upierała się, żebym to ja przejął jej nazwisko, ale w końcu odpuściła. Zjawiło się mnóstwo ludzi, nawet wśród tłumu zauważam Colina u boku pięknej rudowłosej kobiety.

Wesele jest udane, każdy bawi się razem z nami do białego rana. Rano budzę się sam w łóżku. Słyszę jak Lou, bierze prysznic. Wstaję i idę do niej. Na początku wydaje się lekko zaskoczona, ale potem uśmiecha się zadziornie. Uwielbiam ją taką.

- Kocham cię, żono.

- Ja ciebie też kocham, mężu. - wybuchamy śmiechem.

***
Tadam!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top