27. Louisa McCarthy
Ludzie są gotowi wierzyć we wszystko, tylko nie w prawdę
Carlos Ruiz Zafon
Siedzę na kanapie w dresie, na głowę mam niechlujnego koka. Na brzuchu położyłam miskę pełną paprykowych chipsów. Obok mnie leży otwarta czekolada, której zdążyłam zjeść już połowę.
- Misiek, przecież masz dietę.
- Dzisiaj nie mam ochoty jej przestrzegać. - rzucam.
- No dobra, ale to niezdrowe.
- Jezu, Colin mam to gdzieś!
- Może ja w ogóle nie powinienem się odzywać! Moja żona będzie... - przerywa mu dzwonek do drzwi. - Otworzę.
- Cześć, moja piękności! Wstawaj! Dzisiaj twój wieczór panieński, a ja jako twoja świadkowa - szczerzy się. - wszystko zorganizowałam.
- Nie mam ochoty wychodzić z domu. A ty, Colin dokończ, to co mówiłeś.
- Chyba sobie żartujesz. Rusz się. Masz dziesięć minut na prysznic.
- Emmm...
- Ruszaj dupsko! W tej chwili!
- No już.
- Odwiozę ci ją jutro całą do domu. Pójdę wybrać jej kieckę.
- Gdzie idziecie?
- Colin, to nasza słodka tajemnica. Uroki wieczoru panieńskiego.
***

Wchodzę do klubu otoczona grupką dziewczyn ubrane w skąpe sukienki. Ja na czele w czerwonej rozkloszowanej bez pleców i ogromnym dekoltem. Upierałam się, że jej nie założę, ostatecznie wymiękłam. Srebrne szpilki dodają mi centymetrów. Na głowie wśród prostych blond włosów znajduje się skromna korona oznaczająca, że to mój wieczór, lecz ja się tak nie czuję. Cały klub wypełnia znana piosenka sweet but psycho.
Alkohol, parkiet. Parkiet, alkohol. Mnóstwo alkoholu i pełne wyluzowanie to jedyne co mi pozostaje. Nie patrzę na nic, nie myślę o nikim. Colin i Sam schodzą dziś na boczny tor.
Równo o północy wznosimy toast za mnie. To śmieszne, że ludzie, których widzę pierwszy raz robią to razem z nami. Nancy staje na jednym ze stolików, muzyka cichnie, a ona krzyczy, że wychodzę za mąż i to mój ostatni wieczór wolności.
Do domu wracam kolejnego dnia przed południem. Spałam u Nancy. Colin nie jest zadowolony, ale nie mam ochoty na kłótnie, bo nadal odczuwam skutki poprzedniej nocy, mocno zakrapianej alkoholem. Jestem zmęczona dlatego zostaję cały dzień w łóżku, dopiero wieczorem wstaję i biorę prysznic. Patrzę na swoje odbicie w lustrze. Zamykam na chwilę oczy i natychmiast przywracam obraz Sama całującego mnie po szyi. Zaczynam płakać, choć wiem, że to na nic, bo jestem nikim. Osobą, która potrafi ranić i zawodzić. Niewiele myśląc wybieram numer przyjaciółki i pytam czy mogę wpaść, ta od razu się zgadza. Colinowi mówię, że jadę do marketu.
- Hej.
- Hej, wszystko w porządku? Przez telefon brzmiałaś jakbyś była zdenerwowana. - mówi Nancy.
- Nie, wydawało ci się. Nie chciałam być po prostu sama.
- Wchodź, wchodź.
- Cześć, Austin. - biorę małego na ręce, przytulam i całuję w czoło.
- Może tobie da się go uśpić. Jest niedobry.
- Aus, posłuchasz się cioci i pójdziemy spać? Tak. - udaję, cieniutkim głosem. - Widzisz zgodził się.
Idę z nim do jego pokoju. Delikatnie kołyszę go i cichutko śpiewam ulubioną kołysankę z dzieciństwa "Naprawdę czeka ktoś". Pamiętam, ze gdy nie mogłam spać mama bądź tata siadali przy moim łóżku, delikatnie głaskali moje blond włosy i zawsze śpiewali mi ją. Czułam się wtedy wyjątkowa i kochana. Wtedy cały świat kręcił się wokół mnie. Mały zasypia. Delikatnie przenoszę go do łóżeczka, kładę i przykrywam kołderką w dinozaury. Wracam do przyjaciółki. Ta zdążyła zaparzyć mi herbaty.
- Dzięki. Nie chcesz może zmienić zawodu. Działasz kojąco na mojego syna. - śmieje się Nancy, ale nie mnie wcale nie jest do śmiechu.
- Muszę ci coś powiedzieć. Zrobiłam coś strasznego. Zachowałam się okropnie. Jest mi tak głupio o tym mówić, bo zachowałam się nieodpowiedzialnie.
- Lou, o co chodzi. Mi możesz powiedzieć wszystko. - kładzie swoją dłoń na mojej. - Wyrzuć to z siebie.
- Zdradziłam Colina. - wybucham płaczem. - Podczas wyjazdu. Spałam z Samem podczas wyjazdu i nawet teraz. Nie miałam z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia.
- Z Samem? Osz kurna. Ale się narobiło... Za tydzień przecież ślub. Louisa, nie chcę cię oceniać i nie będę tego robić, ale zachowałaś się jak egoistka. Z drugiej strony wiem, że między tobą, a Samem nadal coś jest. Żadne z was nie potrafi się odciąć od tego co było. Ja rozumiem, ale powinniście pomyśleć wcześniej o konsekwencjach. Sam nie ma kogo skrzywdzić, ale ty... Colin nie zasłużył na to, wiesz o tym.
- Co ja mam teraz zrobić?
- Nie wiem, Lou. Zastanów się nad tym, którego z nich kochasz. Spójrz na mnie. Teraz nie ma co płakać. Stało się, już za późno na płacz. Moim zdaniem powinnaś porozmawiać z Colinem. Powiedzieć mu prawdę.
- Tak, masz rację. Muszę wziąć się w garść i mu powiedzieć, chociaż mocno go to zrani.
***
- Długo ci zeszło. - mówi, przyciąga mnie do siebie i dotyka mojego tyłka. - Już zaczynałem się martwić.
- Colin musimy pogadać.
- Coś się stało? Czekaj, ty płakałaś?
- Colin, ja wiem, że to co powiem złamie ci serce, ale wiedz, że byłeś facetem, który doszczętnie zmienił moje życie na lepsze. Nie wiem czemu nie potrafiłam wreszcie odciąć się od tego co było. Byłeś facetem mojego życia.
- Kotek, czemu mówisz w czasie przeszłym. Kochamy się, za tydzień ślub. Wczoraj coś się wydarzyło?
- Nie.
- Misiek, więc nie rozumiem.
- Jeśli Ci powiem znienawidzisz mnie. - próbuję trzymać w sobie łzy.
- Może nie.
- Colin, ja cię zdradziłam... Z Samem.
***
Większość ludzi nie chce niczego innego jak tylko znać prawdę, choć najgorszą. Ale jednak. Niektórzy kłamią twierdząc, że to właśnie prawda, ale po co to robią? Żeby krzywdzić? Żeby okłamane osoby czuły się jeszcze bardziej upokorzone? Żeby rozstanie bolało bardziej? Niektórzy nie zwracają uwagi na powagę sytuacji. Louisa także nie zastanowiła się co robi i czego chce. Jak zareaguje Colin, to już w kolejnym rozdziale.
Kochani zbyt długo czekaliście na rozdział, przepraszam, że aż tak długo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top