26. Sam Darcy
"Jestem o wiele bardziej sobą, kiedy jestem z tobą"
Kolejny dzień doprowadza do tego, że bez powodu się uśmiecham. Nie wiem czemu, ale tak po prostu jest. To lepsze niż chodzenie niczym zombie. Przechodzę korytarzem z kubkiem gorącej kawy, gdy nagle zza rogu ukazuje mi się Louisa.
- Mam prośbę, a wszyscy faceci mi nagle pouciekali. Zostałeś ty jedyny, więc za mną.
- Co się stało?
Kiwam głową na przywitanie do Suzanne, ta tylko na chwilę odrywa się od laptopa, uśmiecha się i coś szepcze, ale nie romumiem co.
- Półka mi spadła. - oznajmia wreszcie, stając przodem do mnie z założonymi na piersiach rękami.
- Tak, sama z siebie? - podchodzę bliżej i przyglądam się zniszczeniu. - Wygląda na to, jakby ktoś ją zerwał.
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- Lou, coś ty chciała zrobić?
- Emmm... No cóż, potrzebowałam dokumentów, a segregatory są tam wysoko. Weszłam na półkę, lekko podskoczyłam, a wtedy ona...
- Kobieto. - śmieję się. - Nic ci się nie stało?
- Nie, luz ja żyję. Gorzej z półką. Naprawisz ją?
- Pewnie, zaraz pójdę na dół po narzędzia.
- Cudownie.
- Przydasz mi się. Nauczę cię co robić w takich sytuacjach jak ta, która zapewne się jeszcze kilka razy zdarzy.
- Nie, no chyba nie będę już łamać półek.
***
Budzę się rano i... Czuję pustkę. Nie potrafię się pozbierać. Nie jestem w stanie wypowiedzieć z siebie choćby jednego przyzwoitego słowa. Piję kawę powoli, nie przejmując się tym, że spóźnię się do pracy. Wolno zawiązuję krawat. Kiedy siadam za kółkiem, czuję się dziwnie spokojny i wreszcie wiem co powinienem zrobić. Jestem przekonany o słuszności tego co zrobię. Jestem gotów poświęcić swoje szczęście byleby tylko Louisa mogła go zaznać.
Wracam od klienta tuż przed przerwą na lunch. Po drodze mijam Lou, uśmiecham się do niej lekko. Potem pisze mi wiadomość.
Louisa
Jesteś u siebie? Mogę wpaść?
Ja
Jasne, chodź.
Kilka minut później znajduje się w moim gabinecie. Od razu wpija się w moje usta. Delikatnie ją od siebie oddalam.
- Co się dzieje, co? Zrobiłam coś nie tak?
- Tak. Nie. Lou, posłuchaj. Zrozumiałem, że nie należysz już do mnie... Teraz jesteś Colina. A nasz romans to błąd.
- Wiesz co... - unosi głos, dotyka palcem mojej klatki piersiowej. - Nie należę do nikogo. - odwraca się i wychodzi.
Uderzam z całej siły w ścianę. Chciałbym móc teraz za nią pobiec albo wrzasnąć by każdy w budynku usłyszał : Kocham cię!!! Faktycznie kocham ją tak mocno, że byłbym w stanie to zrobić.
***
Miłość to temat przewodni rozdziału... To niezwykle piękne uczucie. Każdy z nas byłby w stanie oddać chyba wszystko, by kochać i być kochanym. No cóż... Wierzę, że na każdego czeka osoba, która poskłada nas, zamaluje rysy będące przykrymi wspomnieniami z przeszłości. Aaa mnie wena naszła 😂... Cóż kochani Sam faktycznie kocha, a co z Lou???
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top