23. Louisa McCarthy
"Jedne sekrety lepiej jest wyjawić, inne lepiej dźwigać samemu, żeby nikomu nie sprawiać bólu"
Cassandra Clare
Pakujemy rzeczy do walizek. Na lotnisku żegnamy się z Helen i wracamy do rzeczywistości, która rozpoczyna się w Nowym Jorku. Wychodzimy przed lotnisko, gdzie czeka Nancy, Robert i Colin. Uśmiecham się, bo za nimi tęskniłam. Idziemy powoli w ich kierunku. Rzucam się na szyję przyjaciółce, potem Robertowi, aż w końcu Colinowi. Całuje mnie. Czuję na sobie wzrok Sama.
Wracam z Colinem autem do domu. Wchodzę do środka. Wszystko jest takie jak przedtem. Okazuje się, że była tu podczas mojej nieobecności matka Colina. Trochę mnie to denerwuję. Nie lubię jego matki, a ona totalnie nie toleruje mnie. Zawsze mnie ocenia i udaje przed wszystkimi dobrą, kochającą i oddaną. Ileż można patrzeć na czyjąś zakłamaną twarz? Uwierzcie mi nie da się.
Związuję włosy w luźny kok. Przebieram się w piżamę. Siadam w salonie na kanapie. Colin zajmuje miejsce zaraz obok mnie. Obejmuje mnie ramieniem i przyciąga do siebie. Całuje w czubek głowy, kiedyś może zrobiłoby to na mnie wrażenie, ale nie teraz. Nie po takim czasie jaki jesteśmy razem.
- Tęskniłem za tobą, bardzo. - mówi i całuje teraz moją szyję. - Odliczałem dni, kiedy wreszcie się zobaczymy. Kiedy wreszcie do mnie wrócisz. Kiedy będę mógł cię pocałować, dotknąć cię. Nie mogłem się doczekać dnia, w którym wreszcie do mnie wrócisz.
- A więc jestem.
- Bardzo się z tego cieszę.
Dotyka ramiączka piżamy i opuszcza je. Całuje moje ramię. Sprawnym ruchem sadza mnie sobie na kolanach. Zamykam oczy i całuję go. Wtedy wyobrażam sobie Sama i to jak on całował mnie. Powoli, delikatnie. Colin łapie mnie za tyłek. Wkłada dłonie za materiał czarnych koronkowych majtek.
- Colin, jestem zmęczona. Nie mam ochoty.
Zapewne domyślacie się dlaczego odmówiłam. Wróciły do mnie chwile spędzone w ramionach Sama. Dopadły mnie wyrzuty sumienia. Jak mogłam sobie na to pozwolić? Zdradziłam Colina dwa tygodnie przed ślubem. Dwa tygodnie!!!
Oddalam od siebie tę myśl i kładę się do łóżka. Okrywam się kołdrą i patrzę na sufit. Mija trochę czasu, nie mogę spać. Colin nadal ogląda telewizję albo po prostu zasnął. Może to i dobrze. Mam chwilę, by poukładać fakty w głowie. Słyszę znajome piknięcie oznaczające wiadomość.
Sam
Wiem, że zapewne nie powinienem pisać, ale nie daje mi spokoju to co było między nami w Miami. Pogadamy o tym jutro?
Ja
Tak. Obiecuję, że porozmawiamy.
Sam
Świetnie, może zjemy razem lunch?
Ja
Mi pasuje :D
Sam
Fajnie, to do jutra. Słodkich snów... PS. Z dużą ilością mnie, hahaha
Ja
Hahaha, właśnie zaczynałeś w nich być. Główna rola jest twoja.
Sam
To dobrze. Bardzo dobrze. Dobranoc, piękna :*
Ja
Dobranoc :) :*
Blokuję telefon, kładę go na piersi i mimowolnie uśmiecham się. Nie wiem czemu to robię. Nie wiem nawet co się ze mną dzieje. Wszystko idzie w złym kierunku. Bardzo. Jednak coś wewnątrz mnie nie chce tego przerywać. Chcę dalej brnąć w tym zakazanym romansie. Chcę, by to była moja mała tajemnica. Chcę, by to romans z Samem był tym słodkim sekretem. Uśmiecham się szerzej.
***
Kochani, mam dla Was bardzo niecierpliwą wiadomość. Otóż stało się w moim życiu coś co jest dla mnie ogromnie trudne. Nie wiem jak będzie teraz z rozdziałami, bo jestem w rozsypce. Postaram się dodawać je systematycznie jak dotąd, ale nie obiecuję. Wybaczcie, ale nie mam teraz głowy do pisania... Przepraszam, pozdrawiam Wasza Rosssele 😘😘😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top