6. Sam Darcy

Czuję się okropnie z tym jak potraktowałem Louisę. Nie powinienem być dla niej aż tak niemiły. Krążą po firmie różne plotki na jej temat, nie jestem pewien w co tak naprawdę mogę wierzyć. Chcę się wreszcie z nią dogadać i móc normalnie pracować. Fakt czepia się, ale sądzę, że fajna z niej dziewczyna. Myślę, że to co o niej mówią to nie do końca prawda.

Wracam do domu, otwieram piwo i siadam przed telewizorem. Robert pisze, więc odpisuję i idę pod prysznic. Zasypiam. Rano jadę na siłownię, potem szybkie śniadanie. Jadę na zakupy. Wracam jem jedzenie kupione na mieście. Robię parę rzeczy na podwórku, sprzątam samochód. Nim się oglądam mija cały weekend.

Poniedziałkowy ranek zapowiada się upalnie. Postanawiam kupić Louisie kwiaty. Tak na przeprosiny, należą jej się. Czasem sam zadziwiam siebie tym jakim jestem dupkiem. Chociaż ja powinienem postarać się, by się dogadać, a ja jeszcze rzucam nam kłody pod nogi. Brawo Sam! Tylko pogratulować. No, ale nie jestem taki okropny za każdym razem, wtedy tylko tak palnąłem. Totalnie nie zastanowiłem się co mówię. A za błędy trzeba płacić, więc to ja pierwszy wyciągnę rękę na zgodę. Skończymy ten projekt i zmywam się stąd, Louisa już więcej mnie nie zobaczy.

Wstaję trochę wcześniej niż zwykle. Robię sobie kawę i zjadam szybko jabłko po czym biorę prysznic. Z owiniętym wokół pasa ręcznikiem wchodzę do garderoby i zdejmuję z wieszaka jedną z wielu koszul. Prasuję ją choć tego nie cierpię. W LA nie musiałbym tego robić, miałem gosposię. Ubieram się. Wypijam kawę. Zakładam zegarek. Kurna, muszę jechać! Inaczej się spóźnię, a to raczej nie fajny początek pogodzenia się. Zbieram się i jadę do kwiaciarni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top