30. Sam Darcy
Jesteśmy na spotkaniu. Louisa właśnie przedstawia część wystroju, a ja nie potrafię się skupić. Patrzę na nią i mam na nią wielką ochotę. Chyba zauważa w moich oczach iskrę pożądania, ponieważ delikatnie się uśmiecha i kręci głową. Robert, który siedzi za mną szepcze nagle:
- Jest świetna.
- Wiem, w końcu to moja dziewczyna, nie? - odpowiadam z dumą.
- Co?! - rzuca Rob, trochę zbyt głośno, a tego ja zdaję sobie sprawę z tego co powiedziałem.
"W końcu to moja dziewczyna." Mam ochotę walnąć głową o ten stół. Teraz patrzą na mnie wszyscy.
- Lou, możesz kontynuować. Robert jest głuchy ostatnio. - tłumaczę się, a on rzuca mi rozgniewane spojrzenie.
Moja kobieta jest zmieszana. Nie ma pojęcia o czy mówiła, lecz gdy tylko zerka na slajd od razu sobie przypomina. Widzę w jej oczach, że chce wyjaśnień, tak samo jak Robert.
Wychodzę jako pierwszy z konferencyjnej pod pretekstem tego, iż mam spotkanie. Wsiadam do auta, a raczej się w nim chowam jak jakiś tchórz. Mój telefon dzwoni. LOU!!! Co robić? Odbieram.
ROZMOWA:
- Wygadałeś się! A potem uciekłeś jak jakiś tchórz! Nie masz żadnego spotkania, ty głupku! Zawlecz ten swój świetny tyłek na górę i pomóż mi się tłumaczyć. - krzyczy słodkim głosem.
- Dobra, idę.
Mam przechlapane. Kiedy wszystko wyjawiamy Nancy i Robertowi oni zamiast się na nas wściekać, śmieją się. Spoglądamy na siebie z Lou, lecz ona wzrusza ramionami, a jestem pełen niepokoju.
- Tak po prostu? Nic nie powiedzieć? Nie skomentujecie tego?
- Nie, a po co? Skoro to zamierzaliśmy. Pojechaliście do Hiszpanii po to, by się w sobie zakochać. Nasz plan się powiódł. - rzuca Nancy siadając na biurku swojego męża. - Wiemy, że spaliście ze sobą na wyjeździe, jak również po nim. Obawialiśmy się, że nie zgodzicie się razem pojechać, ale nie było tak trudno, w końcu to Hiszpania i oboje lubicie tą robotę.
- Nie powiedziałam, że go kocham. - dodaje oschle Lou.
- Jestem twoją przyjaciółką, więc wiem co się roi w twojej głowie, misia. - mruga do niej porozumiewawczo. - Nie wyprzesz się też, że z nim spałaś. - policzki Louisy delikatnie różowieją.
- Może byś pomógł? - moja kobieta rozkłada dłonie.
- Nie spaliśmy ze sobą. - oznajmiam.
- Serio? To niezbyt przekonujące, nie uważasz?
- Co mam powiedzieć? Taka jest prawda. Kocham cię i spaliśmy ze sobą.
- Ha, mówiłam. - krzyżuje ręce na piersiach.
***
Wszystko między mną, a Louisą układa się tak jak powinno. Jestem z nią szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy. Ta kobieta sprawia, że każdy mój dzień, tydzień jest naprawdę udany. Cieszę się, że mogę spędzać z nią każdą wolną chwilę. Ona również lubi spędzać ze mną czas. Jest dla mnie najważniejsza, więc podjąłem słuszną dla mnie decyzję.
- Chcę, by poznali cię moi rodzice. Zapraszają nas na obiad w weekend. - proponuję pewnego wieczoru. - Chcesz tego?
- Tak! - oznajmia i wtula się we mnie.
W ten weekend jedziemy do moich rodziców do New Jersey. Louisa na tę okazję założyła błękitną sukienkę przed kolano z lekkim dekoltem z rękawami do łokci. Wygląda w niej obłędnie. Trzymam prawą rękę na jej kolanie, ona nakryła moją swoją. Patrzy za szybę, od czasu, gdy nasze spojrzenia się skrzyżują, uśmiecha się. Gdy jesteśmy prawie na miejscu, pytam ją:
- Denerwujesz się?
- Trochę.
- Nie ma czym. Jestem pewien, że mama cię polubi.
- Zobaczymy. - wzdycha i odwraca wzrok.
Stajemy przed wielkimi przeszklonymi drzwiami. Nagle pojawia się w nich moja mama i obdarza nas szerokim uśmiechem. Jestem podobny do taty, lecz po mamie mam zaledwie pełne usta oraz kolor włosów.
- Dzień dobry. - mówi mama. Przytula mnie po czym patrzy na Louisę.
- Louisa McCarthy. - dodaje, a moja mama od razu ją przytula.
- Miło cię wreszcie poznać, żabko. Steven! Chodź! Już są!
Podaję ojcu dłoń. Wita się także z moją dziewczyną. Jemy wspólnie obiad, gdy wypytują Louisę o najdrobniejsze rzeczy. Mama naprawdę ją polubiła, obie znalazły wspólny język. Moja kobieta odpowiadała bez przeszkód na każde zadane przez moich rodziców pytanie. Gdy wieczorem odjeżdżamy mama prosi Lou, byśmy przyjeżdżali częściej. Tej nocy Louisa nocuje u mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top