18. Louisa McCarthy
Travis zgodził się na pracę u mnie. Wszystko idzie zgodnie z planem. Za tydzień ślub moich przyjaciół, więc dopinam wieczór panieński na ostatni guzik.
Jako świadkowa ja wszystko organizuję. Decyduję, że najbezpieczniej będzie pójść do klubu. Wszystkie przyjeżdżamy do Nancy i tam się przygotowujemy na wielkie wyjście.
- Ściągaj tą spódnicę. – mówi do mnie Nicole.
- Co ci w niej nie odpowiada? – pytam.
- Jest zdecydowanie za długa. – dodaje Nan. – Włóż tą. – rzuca mi w kolorze pudrowego różu.
- Oj, nie. Wolę już tą. – zakładam czarną, obcisłą sięgającą mi do połowy uda.
Do tego koszulkę na cienkich ramiączkach i lekką czarną kurtkę. Wynajduję czarne wiązane na kostce szpilki. Prostuję włosy i robię bardziej wyrazisty makijaż niż zawsze.
- I jak? – pytam unosząc ręce do góry.
- No no. Teraz jest cudnie.
- Dobra to zaraz wracam.
Zakładam na siebie czarny długi wciągany sweter i związuję włosy w niskiego kucyka. Wracam do salonu i zaczynam malować Nicole.
- Cześć dziewczyny! My tylko na chwilę. Dobrze, że będziemy w jednym klubie, bo inaczej to chyba bym padł z zazdrości. – rzuca Robert i całuje Nan o kilka minut za długo.
- Louisa jak zwykle seksownie ubrana. – śmieje się Sam.
- Poczekaj aż ją zobaczysz w klubie. Szczęka na pewno opadnie.
- Dzięki, Nancy.
- Spoko. Sam zapamiętaj, że moja przyjaciółka jest zawsze seksowna, nawet bez makijażu i w różowej piżamie w kotki.
- Ojoj. – wzdycham.
- Chciałbym ją taką zobaczyć.
- Niedoczekanie twoje. – szczerzę się.
***
Jedziemy do klubu. Prowadzę ja, ale na potem zorganizowałam nam kierowcę. Muzyka zajmuje całą przestrzeń samochodu. Nan podaje mi beżową szminkę, puszcza mi oczko. Wysiadamy, zarzucam kurtkę na ramiona. Dziewczyny są już przy wejściu, a my dopiero idziemy w jego kierunku. Przed wejściem już słychać głośną muzykę.
- Pokaż mu na co stać tą nieprofesjonalną Louisę. – mówi i uśmiecha się. – Jestem pewna, że bardziej ją polubi.
- Daj spokój. Nie zależy mi na tym.
- I o to chodzi, kochanie. Zaufaj mi. Baw się dzisiaj dobrze... za dobrze.
- Nie będę dużo pić.
***
Pierwszy drink wypijam szybko. Gdy go kończę przysiada się do mnie jakiś blondyn. Na oko wygląda koło trzydziestki. Zauważam obrączkę na jego palcu, ale co dziwne wcale nie próbuje tego ukryć. Od razu skreślam go z listy „Do rozważenia" .
- Hej, jestem Garett, a ty ślicznotko?
Potraktuj go łagodnie, Louisa. – podpowiada mój wewnętrzny głos.
- Nie twój interes. – płynnym ruchem schodzę ze swojego stołka i idę w stronę moich dziewczyn.
- Co to za przystojniak? – pyta Kate.
- Nie w moim typie, jeśli chcesz... droga wolna. Napijmy się. Pójdę po alkohol.
- Pomogę ci. – dodaje Nicole.
Pijemy kieliszek za kieliszkiem. Jak na początek narzuciłyśmy niezłe tempo. Zjawiają się chłopcy. Sam mierzy mnie wzrokiem od góry do dołu. Jednak nie przypatruje się tak długo moim piersiom tak jak inni. Patrzy prosto w moje oczy. To w jaki sposób mi się przypatruje trochę mnie krępuje, nie wiem czemu, ale czuję się jak mała dziewczynka. Tak wiem, to niedorzeczne.
- Sama zatworzyło. W sumie mnie też, czy ze mną zatańczysz Lou? – pyta David.
- Dobra. – wypijam szybko zawartość kieliszka i łapię Davida za rękę.
Czuję jak alkohol rozgrzewa moje wnętrze. Jestem bardziej wyluzowana, co cholernie mi się podoba. Pada w końcu, że tańczę z Samem. Trafia nam się jeden z wolniejszych kawałków.
- Przestań.
- Co? Przecież nic nie robię. – śmieje się.
- Wiem, że wszystkie laski w firmie zahipnotyzowałeś tym powalającym uśmiechem, ale ja się nie dam, więc już możesz się poddać.
- Twierdzisz, że mój uśmiech jest powalający? – szczerzy się.
- Jest... ok. – uśmiecham się.
- Ej! I tak wiem, że ci się podoba.
- Tak sobie wmawiaj.
- Ślicznie dzisiaj wyglądasz. Sądziłem, że założysz jedną ze swoich bardziej eleganckich sukienek, a tu proszę. Naprawdę podoba mi się ta wersja Lou.
Bingo. Nancy o tym wiedziała.
- Daj spokój.
- Mówię serio.
Niezręcznie!!! Jak wybrnąć?! Szukam najbardziej możliwej wymówki, ale nagle nic nie przychodzi mi do głowy. Czas mija, a ja wymyślam sobie jak wydostać się spod przeszywającego wzroku Sama. Alkohol! Nagle mnie oświeca.
- Chodźmy się napić. – proponuję, a on się zgadza.
- No dobra. Nie wiedziałem, że potrafisz tyle wypić McCarthy.
- Bo jeszcze mnie nie znasz. – puszczam mu oczko i wypijam zawartość kieliszka.
- Jesteś ciężka do rozgryzienia Lou.
- Wiem. - uśmiecham się.
***
Siedzę przy barze, gdy podchodzi jakiś facet.
- Hej, jestem Eric. A ty?
- Louisa.
- Śliczne imię.
- Wiem.
- Jesteś tu sama?
- Nie.
- Dużo mówisz.
- Wiem. - wybucham śmiechem. - Przepraszam.
Gadaliśmy do momentu, w który pojawia się Sam.
- Wszystko ok? - pyta.
- Tak.
- W takim razie muszę cię porwać.
- Co?
- Muszę ci zabrać moją dziewczynę. - rzuca nagle do Erica.
- Ale...
Przepychamy się przez tłum. Zaczynam mu się wyrywać. Krzyczę na niego. Jak mógł tak postąpić. Mam ochotę porządnie go ochrzanić, lecz zjawia się przy nas Nancy i pyta czy wszystko w porządku. Oboje odpowiadamy, że tak. Nie chcemy psuć im tej nocy. Wyrywam się mu i idę w stronę baru. Kiedy tam jestem zauważam Erica całującego się z inną dziewczyną. Patrzę wściekła na Sama, który już stoi za mną.
Pijemy więcej alkoholu. Tańczę z Robem. Potem wychodzimy na zewnątrz. On odpala papierosa i zaciąga się.
- I jak ci idzie wyszukiwanie ofiar? - śmieje się.
- A daj spokój, poznałam takiego jednego. Zjawił się Sam i po facecie.
- Sam? Może jest zazdrosny.
- Weź przestań.
- Zacznij z nim flirtować.
- O nie, tego na pewno nie zrobię.
- Co ci szkodzi? Dawno nie miałaś faceta, potrenuj na nim.
- Dzięki za pocieszenie. - wracam do środka.
Zauważam Sama. Idę do baru, wypijam kieliszek wódki i ryzykuję. Tak, mam zamiar flirtować z Samem Darcy - facetem, którego nienawidzę. A może to już czas przeszły? Zauważam naszych przyjaciół tańczących obok siebie. Macham do nich, lecz mijam i idę prosto do Sama.
- Wybacz kochana, ale on jest moim facetem, więc jakbyś mogła zniknąć. I to natychmiast! - dziewczyna niewiele myśląc odchodzi, lecz puszcza Samowi oczko. Odwracam się do niego plecami i tańczymy w rytm muzyki.
- Moim facetem? - mówi zachrypniętym głosem. Podoba mi się ton jego głosu.
- Musiałam jakoś uratować "mojego narzeczonego" przed taką tragedią. Masz fatalny gust.
- O dzięki, fajnie to słyszeć. Poza tym nie taki fatalny skoro, twierdzę, że Louisa McCarthy jest bardzo piękna i bardzo... Seksowna.
- Ty za to jesteś co najmniej przeciętny.- śmieję się.
Nieoczekiwanie mnie całuje. Nie wiem co robić, tylko stoję i się w niego wgapiam jak jakaś mała dziewczynka.
- Musiałem cię jakoś uciszyć. Zdecydowanie za dużo gadasz.
Nie wiem czemu, ale teraz to ja go całuję. Ten pocałunek jest dłuższy od poprzedniego.
- Zdecydowanie wystarczy. - mówię. - Przyzwyczaisz się i dopiero będzie. No to pa. - rzucam i odchodzę.
***
- A ty dokąd? - Sam podnosi mnie do góry i zarzuca sobie na ramię. Kładzie rękę na moim tyłku.
- Ej! Nie pozwalaj sobie!
- Tak jakoś mi się dotknęło. - usprawiedliwia się.
- No. A teraz puść mnie. Potrafię sama chodzić.
- Obawiam się, że w tym stanie i w tych szpilkach to trochę niebezpieczne. Chcę cię mieć całą w poniedziałek w pracy.
- Dziewczyny zdecydowanie przegięły z alkoholem. - stwierdza David i prowadzi Nicole do auta.
- David, ja wszystko słyszałam. Poza tym ty też do najtrzeźwiejszych nie należysz.
Gdy jesteśmy w domu Roberta, Sam zanosi mnie do sypialni. Nancy zjawia się kilka minut później. Zdejmuję szpilki i kładę się spać.
Wczorajszy wieczór panieński daje o sobie znać. Unoszę głowę co okazuje się bardzo złym pomysłem. Czuję przeszywający ból. Idę powoli do swojej torebki. Dobra, ale gdzie w ogóle ona jest.
- Lou... - słyszę szept Nan.
- Co? – odpowiadam szeptem.
- Cholera... - krzywi się. – Głowa mnie boli.
- Nie tobie jedynej. Gdzie moja torebka?
- Nie wiem. W ogóle nie krzycz tak. - marszczę brwi, bo obie szepczemy . - Tabletki są w łazience, weź przynieś.
- Dobra.
Idę w kierunku łazienki, otwieram drzwi, a tam... W wannie leży David. Śpi. Chce mi się śmiać, lecz się powstrzymuję. Zabieram to po co przychodzę i wychodzę. Mówię jej o chłopaku w wannie, jej śmiech jest tak donośny, że gdybyśmy nie były tylko we dwie w sypialni zapewne obudziłaby innych. Biorę tabletki i czekam, aż wreszcie zaczną działać. Wstaję, idę do kuchni po kawę. Nancy robi śniadanie. Zabieram jabłko i zjadam je. Przechodzimy do salonu na górze, gdzie roi się od facetów śpiących wszędzie gdzie się da. Ten widok jest naprawdę komiczny. Jeden śpi w fotelu, kolejny w pozycji siedzącej opierając się plecami o ścianę, inny z głową na krześle. Robimy im pamiątkowe zdjęcie. Biorę prysznic w łazience na dole. Robię lekki makijaż, Nancy przynosi mi swoje rzeczy, które mam założyć. Okazuje się być to biała luźna koszulka na ramiączka i czarne obcisłe szorty. Wchodzę do kuchni, gdzie siedzi już mnóstwo osób. Kątem oka dostrzegam Sama. Siadam na blacie kuchennym i zabieram swoją kawę. Powoli ją piję.
- O ja cię pieprzę! Ale wczoraj nas poniosło. – śmieje się Nicole. – Lou... Dałaś wczoraj czadu.
- Yyyyy... - jęczę, przewracam oczami i unoszę głowę.
- Nie ma się czym przejmować, Lou. Każdy z nas przegiął z alkoholem.
- Dobra, nie wspominajmy tej nocy, ok? – mówię zażenowana.
- Mnie będzie trudno ją zapomnieć. – dodaje Sam i puszcza mi oczko.
- Mówiłam już jak bardzo cię nienawidzę? - uśmiecham się sztucznie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top