7. Sam Darcy

"Dla niektórych jesteśmy w stanie zrobić wszystko. Albo nawet jeszcze więcej."

Przez cały czas dołuje mnie sprawa z Louisą. Naprawdę staram się o niej nie myśleć, ale tak się nie da. Rozmawiam z Robertem to o niej wspomni, gadam z jego żoną to samo. Jadę choćby przez miasto, od razu przed oczami mam jakiś wątek z przeszłości.

Wracam do domu. Otwieram piwo i siadam na kanapie. Nie jestem głodny, więc pozostaję tam do czasu aż dzwoni telefon. To Robert, uprzedza, że wpadnie, więc sprzątam porozrzucane rzeczy. Gadamy o wszystkim i o niczym. Okazuje się, że pokłócił się z Nancy.

Nazajutrz wstaję kilkanaście minut przed ósmą. Zakładam pomiętą koszulę i spodnie. Biegnę do auta. Za pięć minut mam spotkanie. Wpadam do firmy dziesięć minut później. Klient czeka na mnie w gabinecie.

- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie.

- Nie szkodzi. - odpowiada blondynka siedząca przed moim biurkiem.

Jest naprawdę bardzo ładna. Ma jasne blond włosy, sięgające jej do połowy pleców. Ma na sobie białą obcisłą bluzkę, spod której prześwituje biały stanik. Czerwona spódniczka sięga ledwie połowy ud. Na stopach na dosyć wysokie szpilki.

Po spotkaniu otwieram przed Iris - tak ma na imię blondynka, drzwi mojego gabinetu. Jak się okazuje korytarzem przechodzi Louisa. Patrzy na nas zaskoczona. Opuszcza wzrok i odchodzi. Mam ochotę za nią pobiec i zapytać o co chodzi, ale przecież nie chcę by mi na niej dalej zależało.

Godzinę później słyszę pukanie do drzwi. To Lou.

- Hej. Wiesz może czy będzie dzisiaj Rob? - pyta.

- Nie ma go?

- Nie.

- Hm, dziwne. Jak nie przyjechał to zapewne dzisiaj w ogóle go nie będzie.

- Też tak sądzę. A tak w ogóle nie masz innej koszuli? Ta wygląda okropnie.

- Nie. Zaspałem i nie miałem czasu jej wyprasować.

- Jasne, przecież nie cierpisz prasować. - śmieje się, lecz po chwili poważnieje.- No, ale mogłeś polubić, minęło dużo czasu, a ludzie się zmieniają.

- Tego chyba jednak nie polubię nigdy. - uśmiecham się. To miłe, że to zapamiętała. - Niestety dzisiaj co chwilę mam spotkania, więc nie dam rady wstąpić do domu po nową.

- Podobno mieszkasz w centrum? Jeśli chcesz mogę podjechać, bo i tak muszę podjechać tam na spotkanie.

- Nie no nie chcę Ci zawracać głowy.

- Chcesz, żeby Ci wszyscy klienci pouciekali? To drobiazg.

- Przyjacielska przysługa?

- Haha, otóż to.

- Okej, więc trzymaj kluczę i zapiszę ci adres. - kładę to na jej dłoni i dodaję: - Nie przestrasz się bałaganu.

- Cholera, jakoś to przeboleję.

Nie sądziłem, że zaproponuje coś takiego. To naprawdę miło, ale jak mam się z niej wyleczyć, skoro pojawia się na każdy kroku? Chyba nie potrafię. Louisa zawsze będzie tą kobietą, którą kochałem najmocniej i najprawdziwiej.

Półtorej godziny później zjawia się z moją koszulą. Od razu rozpinam pomiętą i ściągam ją. Do środka wchodzi Rob. Gdy orientuje się co się dzieje, ma dziwny wyraz twarzy. Łączy fakty. Louisa wychodzi.

- Jesteś nienormalny?! Ona ma narzeczonego idioto! Wychodzi za mąż!

- O co ci chodzi? Do niczego nie doszło.

- Trzymaj się od niej z daleka, tak ci radzę. Już raz spieprzyłeś jej życie. Nie pozwolę byś zrobił to drugi raz.

- Rob, daj spokój. Przywiozła mi koszulę, nic więcej. Widzę, że jest szczęśliwa i nie chcę tego psuć.

A właśnie, że chcesz! I zrobisz wszystko, żeby była z tobą, nie z Colinem! - krzyczy mój wewnętrzny głos. - Zrób, wszystko by ją mieć tylko dla siebie! Walcz o nią, bo to jedyna kobieta, na której Ci tak bardzo zależy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top