19. Sam Darcy
"Dawne czasy mają zawsze urok wielki dla tych, którym nowe nie przyniosły nic prócz łez i boleści."
Eliza Orzeszkowa
Pakuję rzeczy do walizki. Jutro wyjazd do Miami. Mam nadzieję, że to będzie wspaniały czas. Idę pod prysznic. Po nim owijam się w pasie ręcznikiem i przeczesuję mokre włosy palcami. Patrzę na swoje odbicie w lustrze. Opieram ręce na umywalce, pochylam głowę. Zakładam czarne bokserki i kładę się do łóżka.
Budzę się kilka minut po siódmej. Jem śniadanie, piję kawę, biorę prysznic, myję zęby, zakładam białą koszulkę, czarne spodnie. Pakuję walizkę do samochodu, moi rodzice zjawiają się u mnie chwilę później. Oddaję mamie klucze, żegnam się z nią, a z tatą wsiadam do auta. Jedziemy na lotnisko. Jestem przed czasem.
Ja
Jestem już na lotnisku.
Lou
Za chwilę będzie Suzanne, a ja już jadę.
Lou
Zaczekaj przed wejściem.
Ja
OK.
Witam się z Suz, chwilę rozmawiamy. W końcu pojawia się biała honda cvt z 2018 roku. Wysiada z niej Colin, a Lou z telefonem przy uchu zaraz za nim. Odkłada komórkę do torebki i idzie do narzeczonego, który to wyjmuje jej bagaż. Patrzy na nas, uśmiecha się i macha. Oboje do nas podchodzą. Wyciągam niechętnie rękę do Colina. Ujmuje ją.
- Gotowa na lot do Miami? - pytam.
- Jak najbardziej. - uśmiecha się, lecz gdy tylko spogląda na Colina poważnieje.
- Chyba musimy już iść. - dodaje Suzanne i dzięki temu rozładowuje napiętą atmosferę.
- Tak. - mówi Lou. - Widzimy się niedługo. - całuje go w policzek, lecz on złącza ich usta w namiętnym pocałunku.
- Będę tu na ciebie czekał. Kocham cię.
- A ja ciebie. Muszę iść.
Nie odzywa się już nic. Siada obok mnie w samolocie i z uśmiechem na twarzy wyjmuje z torebki dobrze znaną mi powieść romantyczną Olivii Kingston. Ma na swoim koncie tylko kilka książek, ale Lou jest nimi bardzo zauroczona. Gdy byliśmy razem jedną z nich przeczytała trzy razy.
- Jeszcze ci się nie znudziła? - pytam.
- A czy tobie nudzą się ulubione rzeczy albo osoby? - dodaje z uśmiechem.
- No nie.
- Ja nigdy nie wyleczę się ze świetnych książek Olivii Kingston. - szczerzy się. - A ty nigdy nie polubisz prasować. - śmieje się.
- No racja. - wtóruję jej.
Startujemy. Lot trwa zaledwie kilka godzin. Przez cały ten czas Louisa nie oderwała wzroku od książki. Była nią doszczętnie pochłonięta. Jakby cała jej dusza uczestniczyła w życiu głównych bohaterów. Od czasu do czasu pojawiał się na jej twarzy lekki uśmiech, lecz znikał tak szybko jak się pojawiał.
Z lotniska rzecz jasna odbiera nas Helen - siostra Roberta. Jedziemy do domu, który został wynajęty dla nas na co najmniej dwa tygodnie. Na miejscu od razu przechodzi do tłumaczenia nam jaki jest nasz plan. Chyba tylko Suzanne jej słucha, ponieważ my z Louisą jesteśmy zajęci oglądaniem pomieszczeń. Panuje tu nie tylko elegancja, ale także w niektórych miejscach kontrast. Wszystko idealnie się ze sobą komponuje. Zauważam lekki uśmiech na twarzy Lou, gdy ręką delikatnie przejeżdża po blacie regału kuchennego. Dom jest jednopiętrowy. Na parterze znajduje się kuchnia połączona z jadalnią, salon oraz łazienka. Na pierwszym piętrze są cztery sypialnie i łazienka. Jest tutaj także piwnica, w której oprócz spiżarni jest także pralnia oraz podziemny garaż. Na tyłach domu pod wielkim drzewem stoi ławka, a na przeciwko niej rozpościera się widok na piękny ogród. Lokalizacja też jest tutaj bardzo dobra, z dala od centrum, w ciszy i spokoju, ale dostatecznie blisko oceanu.
Helen zostawia nas chwilę po tym jak oprowadziła nas po domu. Dziewczyny zamknęły się swoich sypialniach, rozpakowując swoje rzeczy, ja też postanawiam to zrobić. Potem schodzę do kuchni, robię sobie kawę i wychodzę na werandę, na której znajdował się stolik i cztery krzesła. Dochodzi szesnasta, gdy przychodzi Suzanne. Chwilę później dzwoni do niej jej mąż. Rozmawiają trochę, w tym czasie zjawia się Louisa.
- Już rozpakowana?
- Pewnie, nawet zdążyłam się zdrzemnąć. - śmieje się.
- Hahah, o proszę.
- Tak, wiem. Niestety Colin mnie obudził.
- Jakie zadowolenie, że zadzwonił narzeczony.
- Wybrał bardzo zły moment. - szczerzy się.
- O czym gawędzicie? - pyta Suz, siadając na swoim krześle.
- Aj, o niczym ważnym. - odpowiada Lou.
- No dobra. Co będziemy robić? - dopytuje kobieta.
- Mam pomysł, dzisiaj odetchnijmy po podróży, przejdźmy się na spacer albo coś, a jutro pójdziemy na plażę, hm? - proponuje Lou.
- Mi odpowiada. - uśmiecham się.
- I mnie.
***
A oto i jest jeszcze jeden rozdział dzisiaj. Mam nadzieję, że się podobał i do kolejnego :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top