12. Louisa McCarthy
"Nie można być kimś kim się nie jest. Wtedy to drugie oblicze przejmuje władzę nad naszym życiem niszcząc wszystko co spotka na swojej drodze"
Jak codziennie jadę do pracy. Tym razem nie spóźniona wchodzę do firmy. Jestem przed Suzanne. Odliczam jej czas spóźnienia. Piętnaście minut.
- Dlaczego to robisz? - pyta Sam.
- To praca, każdego dotyczą jakieś obowiązki.
- Zawsze jest na czas, tylko czasem coś jej wypadnie.
- Suzanne, możesz mi wyjaśnić jaki był skutek twojego spóźnienia?
- Przepraszam, mam mały problem z dzieckiem.
- Suzanne... Nie obchodzi mnie jak to zrobisz ani co zrobisz, ale masz tu być na czas codziennie inaczej będę musiała zastosować wobec ciebie bardziej niemiłą rzecz będącą zwolnieniem.
- Dobrze, przepraszam, to się więcej nie powtórzy.
Wchodzę do gabinetu i siadam obok Sama na kanapie.
- Czasem zachowujesz się jak egoistka.
- Słucham?!
- Masz gdzieś wszystko. Zachowujesz się czasem jakbyś była pępkiem świata. Interesujesz się tylko sobą, nikim innym. To mega egoistyczne. Przestań być wreszcie zołzą, Lou.
- Jeśli masz z tym problem to tam są drzwi. Dokończ projekt w domu i prześlij mi go mailem.
- Z chęcią to zrobię. Wolę to niż spędzanie kolejnego dnia z kimś takim jak ty.
Wstaje, zabiera laptop i wychodzi trzaskając drzwiami. W moich oczach zbierają się łzy, lecz teraz nie mogę sobie na nie pozwolić. Mocno zaciskam dłonie w pięść, raniąc przy tym dłonie. Gdy otwieram jedną zauważam cztery czerwone półksiężyce, na drugiej mam to samo.
- Jesteś silna, piękna, ważna. - szepczę.
Powtarzam to od kilkunastu lat jak mantrę w sytuacjach takich jak ta. W sytuacjach, które choć przykre okazują się bardzo prawdziwe. Sam miał rację mówiąc o mnie w ten sposób, lecz nie mogłam mu tego przyznać. Niektórzy mówią, że trzeba być twardym, by przetrwać dzisiejsze czasy. To się sprawdza. Jeśli nie będziesz walczyć o swoje, po prostu cię zmiażdżą bez żadnej skruchy.
Pamiętam jak babcia mówiła mi to po pogrzebie brata. Pamiętam jakim wtedy była dla mnie wsparciem. Niestety odeszła cztery lata po Peterze. Od tamtej pory wiem, że nie mogę robić czegoś dla kogoś, bo i tak ten ktoś odejdzie ode mnie, a ja odejdę razem z nim, jeśli będę z nim za bardzo związana. Zbyt wiele osób dało mi doszczętnie w kość, by móc tu mówić o szacunku.
- Nie dostarczyłaś mi raportów z poprzedniego roku, a cię o to prosiłam. Przepraszam, ale nie mam innego wyboru. Zwalniam cię.
Teraz to już przegięłaś, Louisa! - krzyczy mój wewnętrzny głos.
Suzanne patrzy na mnie ze łzami w oczach. Po prostu zabieram swoje rzeczy i wychodzę bez słowa z budynku. Jadę prosto do domu. Kiedy już w nim jestem rozbieram się i idę pod prysznic. Zakładam luźną sukienkę, siadam na kanapie, zaczynam czytać książkę.
Po siedemnastej w domu zjawia się Nancy. Ożywiona rozmawia z kimś przez telefon. Kiedy zauważa mnie rozłącza się. Zamieniamy kilka słów i idę do swojej sypialni. Zasypiam. Budzę się nagle, śni mi się coś okropnego, ale zaraz po przebudzeniu nie mam pojęcia co to było. Siadam, podkulam nogi i obejmuję je ramionami. Przeczesuję palcami włosy. Zegarek pokazuje godzinę 4:52. Wstaję. Schodzę na dół, otwieram laptop i sprawdzam pocztę. Jest jeden mail od Sama. Otwieram go. Wysłał mi gotowy projekt, jest świetny. Zachował wszystkie aspekty, które razem wymyśliliśmy. Mam już go zamknąć, gdy zauważam krótką wiadomość pod nim.
"Nie wiem co się dzieje, ale wiem jedno Lou... Nie jesteś taka. Wiem to"
Początkowo nie wiem jak zareagować na tą wiadomość, lecz po kilku minutach zdaję sobie sprawę z tego, że bycie taką osobą to wcale nic dobrego. Co z tego, że będę zołzą dla wszystkich. Ta dzisiejsza kłótnia dała mi trochę do myślenia.
Wychodzę wcześniej, jestem w pracy przed większością pracowników co wcale mi nie przeszkadza. Jednak kiedy znajduję się przy pustym biurku Suz jest mi smutno, że wczoraj zwolniłam ją przez jakiś tam papierek. Zabrała wszystkie swoje rzeczy. Jeszcze wczoraj stały tam ramki ze zdjęciami rodzinnymi, biały kubek w kotki, jej ulubiony długopis. Idę do gabinetu. Przygotowuję wszystko na prezentację. Dostaję wiadomość od Sama, że mamy się spotkać w konferencyjnej o godzinie jedenastej. Jakoś zajmuję ten czas, choć cały czas myślę o wczorajszym dniu.
Suzanne ma córkę, a ty właśnie ją zwolniłaś! - obwiniam siebie w myślach. - Jej mąż nie ma dobrze płatnej pracy i to dzięki Suzanne dobrze prosperowali, a teraz co? Musisz zrobić wszystko, by z powrotem wróciła do firmy, potrzebujesz jej!
Kilka minut przed jedenastą godziną idę do konferencyjnej z moim laptopem. Uruchamiam program, w którym mam cały projekt.
- Cześć. - rzuca Sam i siada naprzeciw mnie.
- Hej. Gotowy na prezentację?
- No.
- Myślisz, że Robert zaakceptuje go?
- Tak.
- Cześć, wszystko gotowe?
Przedstawiamy projekt, który ostatecznie zostaje zatwierdzony. Rob jest zadowolony, a to najważniejsze.
- Dzięki, ten projekt jest naprawdę świetny. Louisa, zostań jeszcze na chwilę, chcę z tobą zamienić słówko.
- Jasne. - Sam opuszcza pomieszczenie, a Robert kontynuuje:
- Słuchaj, co się stało, że zwolniłaś Suzanne?
- Zrobiłam najgorszą rzecz jaką mogłam zrobić. Żałuję i chcę byś zniszczył jej zwolnienie.
- Będzie chciała wrócić?
- Nie wiem, ale zrobię wszystko, by ją przekonać.
- Dasz radę, wierzę w ciebie.
Wracam do siebie, czas bardzo się dłuży. Ignoruję wszystkie wiadomości, maile. Wpatruję się tylko w panoramę miasta, nie myślę o niczym ani nikim.
- Hej, piękna. Pisałam do ciebie, ale nie odpisałaś więc przyniosłam ci lunch.
- Dzięki.
- Zjadaj, pewnie umierasz z głodu.
- Właściwie to nie jestem głodna.
- Przejmujesz się Suzanne?
- Skąd wiesz o niej Nancy? Nic ci nie mówiłam.
- Ach, spotkałam Roberta i mi powiedział.
- Specjalnie cię tu przysłał?
- Martwi się.
- Nie ma czym. Teraz wybacz, ale muszę pracować.
- Ok, widzimy się w domu.
Czuję się niczym dziecko, które nagle zaczęło płakać. Wszyscy nagle zwrócili na mnie uwagę. Denerwowało mnie to. Źle się czuję, więc wychodzę dwie godziny wcześniej. Jadę do domu i kładę się na kanapie w salonie. Godzinę później słyszę szczęk zamka w drzwiach. Po chwili widzę w nich Roberta i Nancy. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że się CAŁUJĄ!
- Louisa? Co tu robisz? - pyta zdezorientowana przyjaciółka.
- To mój dom, więc to głupie pytanie. Raczej powinnam powiedzieć co wy robicie?
- Lou, ja chciałam ci powiedzieć o nas. Naprawdę.
- O nas? Serio? Ile to trwa?
- Nie wiem, miesiąc, może półtora.
- Ktoś wie?
- Nie. - dodaje Nancy.
- Sam. - rzuca Robert i drapie się po karku.
- Nie przeszkadzajcie sobie.
- Louisa, miałaś tyle problemów, nie chciałam nic ci na razie mówić.
Zabieram telefon i kluczyki. Wychodzę. Słyszę jak za mną krzyczy, ale mam to gdzieś. Wsiadam do auta z łzami w oczach. Chcę jak najszybciej opuścić to miejsce.Wiem, że niektórym z was może wydawać się to absurdalne, ale to moja przyjaciółka, a przyjaciele mówią sobie wszystko.
Jadę do galerii. Kupuję turkusowy kubek dla Suzanne. Tak, zgadza się, ma obsesję na punkcie kubków. Wracam do firmy po laptop, który zostawiłam w gabinecie. Siadam ponownie na fotelu Suzanne i otwieram szufladę, delikatnie przesuwając klawiaturę. Pod nią jest jakaś kartka. Otwieram ją i zaczynam czytać.
Louiso, dziękuję Ci za wszystko. Dzięki Tobie nauczyłam się wielu rzeczy i jestem Ci za to ogromnie wdzięczna. Mimo, że momentami czułam się okropnie wiedziałam, że to potrzebne, by stać się lepszym w tym co się robi.
Dziękuję za wszystko.
Suzanne
Jadę do niej. Otwiera mi drzwi z opuchniętymi oczami. Mocno ją do siebie przytulam.
- Mam coś dla ciebie.
- Kubek. - śmieje się.
- I maskotka dla małej.
- Dziękuję, nie trzeba było.
- Suzanne wróć do firmy. To zwolnienie było bez sensu. Przepraszam.
Mała zaczyna płakać. Suzanne bierze ją na ręce i delikatnie kołysze.
- Wrócę. Uwielbiam tą pracę.
- Dziękuję.
- Możesz ją potrzymać chwilę.
- Tak.
Maluszek patrzy na mnie swoimi dużymi, niebieskimi oczami. Lekko się uśmiecha, choć łzy jeszcze płyną po jej malutkie twarzy. Jest bardzo podobna do Suzanne.
- Widać, że Hazel cię polubiła.
Po godzinie opuszczam jej dom. Dzwoni mój telefon, więc odbieram.
ROZMOWA:
- No nareszcie. - słyszę głos Sama. - Nie mogłem się do ciebie dodzwonić.
- Byłam u Suzanne.
- Przyjedź do mnie.
- Raczej...
- Bez dyskusji! To ważne.
Kilka minut później parkuję auto na jednej z bogatszych dzielnic Nowego Jorku.
- Nancy się martwi. - rzuca od razu na wejście.
- Martwi się?! Dlaczego do cholery nie powiedziałeś mi o tym, że są razem, dupku!
- Rob miał ci powiedzieć, ale tego nie zrobił, więc nie miej pretensji do mnie.
- Zawsze muszę o wszystkim dowiadywać się ostatnia. - głos mi się łamie.
- Chodź tu. - przytula mnie do siebie. - Chcieli ci powiedzieć. Nie było tylko kiedy, swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem zwolniłaś Suz, a potem Nancy nie chciała nic mówić. Daj spokój, to nie jest powód do tego, by się na nich złościć. Są szczęśliwi razem i też bym był wkurzony gdyby mi nie powiedzieli, rozumiem, ale nie miej im tego za złe.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top