5
Nancy
Cholera, jak ja nie lubię poniedziałków! A jeszcze gorsze są te, podczas których czasu jest za mało, bo wszystko powinno być zrobione najlepiej na wczoraj. Nie wiem, co się stało z naszym szefem. Od chwili, gdy Młoda pokazała mu jakieś papierzyska, rzekomo poświadczające posiadanie przez Surrey'a córki o niezwykle frapującym przydomku, wydawało się mi, jakby trafił w niego piorun. I spokojny oraz rzeczowy, jak tylko on, Connor, mógł być zważywszy na jego trudne przeżycia z synem, zmienił się w jednej chwili. Gdzieś się zaczął śpieszyć, ledwo szło go zrozumieć, szybko wypowiadał słowo za słowem, jakby od tego zależało co najmniej nasze życie. Potem zgarnął papiery i zamknął się z nimi na parę ładnych minut w swojej kanciapie.
Peter spojrzał z wyrzutem na Młodą i dorzucił kilka równie miłych słów pod jej adresem. To musiało dziewczynę nieźle zaskoczyć, znaczy się zachowanie Petera, bo on zazwyczaj nie odzywał się do niej, odkąd zajęła miejsce Kevina. Czyli od samego początku.
Czasem tylko przerzucali się na szydercze bądź złośliwe spojrzenia, Petera zdawało się to bawić, gdy na zaczepki w ogóle nie reagowała, jakby ich nie słyszała. A Młoda po prostu puszczała je mimo uszu. Choć zapewne było jej przykro. Mnie by było, ale po części sama sobie była winna, stwarzając niepotrzebny dystans pomiędzy nami a sobą.
Nie starała się choćby stwarzać pozorów chęci nawiązania jako takiego porozumienia, albo zwykłej pogawędki o wszystkim i o niczym. W efekcie powstał problem, który urósł do rangi katastrofy, huraganu albo innego kataklizmu. My, zespół Connora, podzieliliśmy się na dwie wrogie frakcje - w jednej znalazła się ona, dziewczyna bardzo tajemnicza, nie mówiąca niczego o sobie i my, cała reszta. Niekiedy, gdy nikt nie patrzył mi na ręce, rozmawiałam z nieszczęsnym dziewczyniskiem, ale i tak niewiele zdołałam dowiedzieć się o jej przeszłości. Wychowała się wśród obcych ludzi, była sierotą i nie miała forsy na studia, więc poszła do pracy. A że trafiła do nas, to był czysty przypadek.
Przełożeni Doyle'a uznali, że Kevin jest na straconej pozycji i że mają dość wybryków nieodpowiedzialnego pracownika, który zmarnował tyle ofiarowanych mu szans. Wywalili faceta z roboty, a na jego miejsce przyjęli Młodą. I tak to się dalej potoczyło. Mały kamyk uruchamiający bieg lawiny. Wzajemna niechęć z powodu Kevina, bo ona nie próbowała udawać, że toleruje ludzi z problemami, że się eufemistycznie wyrażę, a my, tu mam na myśli Petera, Michaela, i pozostałych, stanęliśmy murem za szefem. Znaliśmy go dłużej niż Młoda, więc wiedzieliśmy, że Kevin nie zawsze był typem spod ciemnej gwiazdy. Zanim się zmienił w wiecznie pijanego wielbiciela kobiet oraz dragów, był całkiem zwyczajnym facetem. Jakich wielu na tym świecie i na których nie zwraca się szczególnej uwagi, dopóki czymś nie zaskoczą innych. Obojętnie w którą stronę - dobrą czy tą gorszą.
Pomyślałam nawet, że nie pamiętam jakie miała imię, więc wiedziona ciekawością, postanowiłam sprawdzić od razu, a przynajmniej przy najbliższej sposobności owe drobne przeoczenie. Nazywała się Anna. A nazwisko również stało na swoim właściwym miejscu, tuż za imieniem. Brzmiało Orsay. Dosyć znane i zaciekawił mnie fakt, czy to przypadkowa zbieżność nazwiska Młodej i tych Orsay'ów z Francji.
Zaprzeczyła pokrewieństwu z nimi, gdy zapytałam ją wprost. Ale coś musiało być na rzeczy, skoro szybko zmieniła temat na inny.
Nie dociekałam, dlaczego zaczęła zdradzać oznaki niepokoju, gdy zadałam niefortunne pytanie. Może nie chciała mówić o przeszłych sprawach, bo kryły się w nich bolesne kwestie?
Nie naciskałam wtedy, teraz również tego nie zrobię. Każdy ma prawo do prywatności i swoich sekretów. Szkoda tylko, że przypadek Kevina niszczył każdą osobę na jego drodze...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top