13

1704, Surrey, rodowa siedziba hrabiego Williama

A więc, stało się, człowiek będący mi rodzicielem, wydaje ostatnie swoje tchnienie. Siostra i brat, me przyrodnie rodzeństwo, czuwają przy łożu hrabiego Surrey. Ja nie zamierzam się tam pojawiać ani udawać, że mi szczególnie zależy czy stary William jeszcze żyw i w jako takim zdrowiu, nie potrafiłbym patrzeć mu w oczy i znosić słowa skargi bądź połajanki, wartkim potokiem wypływające z jego pobladłych warg.
Niby mnie przygarnął i uznał za stosowne przysposobić jako syna, ale odmianę losu, którą początkowo poczytywałem jako błogosławieństwo niebios, wkrótce potem stało się moim przekleństwem, więzieniem i złotą klatką, z której nie można było żadną mocą się wydostać. Przeżyłem pod dachem rodziciela niejedno upokorzenie z powodu swego nieprawego pochodzenia, pogardliwe spojrzenia rodzeństwa i niewybredne komentarze tegoż tyczące jeszcze mógłbym zdzierżyć, ale nie obrażanie i uwłaczanie pamięci mojej zmarłej matuli!
Albo to ona jedyna, której przydarzyło się dziecię przed ślubem? Czy z tego powodu kobietę należy piętnować jako wszetecznicę i niegodną szacunku? W czymże dziecię, które nie ma ojca, jest gorsze od tego, które takowego posiada?
Wolałem siedzieć z daleka od pogrążonych w żalu siostrach i brata, udających, że odchodzący do Pana człowiek, troszczący się wyłącznie o samego siebie, w ogóle zajmuje w ich sercach poczesne miejsce. Brat, który został wydziedziczony przez ojca, również się pojawił i rozpowiadał różne kłamliwe rzeczy o mnie. Całą trójkę jednak miałem w szachu. Nic nie mogli mi już zrobić, nawet jeżeli ojciec zemrze. Znam testament, ostatnią wolę starego Willa, oni - znaczy się siostry i brat - niczego po nim nie otrzymają w spadku. Już ja o to zadbałem, podrabiając dokument we właściwy sposób! Przynajmniej raz moja niska pozycja społeczna, a także niektóre nabyte z konieczności uzdolnienia, obce szlachetnie urodzonym, na coś się przydały. Powiadali starzy ludzie, że nabytych raz umiejętności nigdy się nie zapomina. I coś w tym jest.
Zajmowałem się przeglądaniem dokumentów, dotyczących stanu posiadania mego ojca, żeby mieć lepsze pojęcie o nim niż to, które ma moje rodzeństwo. Tym razem byłem pewien wygranej.
Czas spędzony w głównej rezydencji, a także pobieranie nauk z nakazu hrabiego,  mimo wszystko, nie było czasem straconym. Nauczyłem się więcej niż bym mógł się dowiedzieć żyjąc na wsi ze znamieniem nieślubnego potomka. Tacy jak ja mają dwa wyjścia: znosić z pokorą swój los albo walczyć o jego poprawę i nie odpuszczać,  gdy pojawią się dodatkowe komplikacje. Zawsze jest jakieś wyjście. Gdy stary hrabia umrze, będę robił to, co dyktuje mi rozum oraz serce, a nie inni ludzie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top