12

Connor

Boże, dlaczego to musiało spotkać akurat mnie?! Byłem tak blisko rozwiązania sprawy i uwolnienia Kevina oraz  samego siebie, od Surrey'a! A tymczasem w całą tę historię wkręciła się jeszcze policja, bo zginął Peter,  a Młoda uparła się, żeby tak tego nie zostawić,  bo prędzej czy później sprawa i tak wypłynie na powierzchnię.
Przecież jak mundurowi się dowiedzą, że poniekąd przez moje niedbalstwo zginął człowiek, trafię do kicia! Ale i tak siedzę po szyję w szambie i nie mam nic do stracenia, skoro wszystko,  czego się dotknę, zamienia się w porażkę. Nie ochroniłem ani syna  ani siebie przed Przekleństwem Surrey'a. Z powodu chciwości oraz nadmiernej ciekawości byłem tu, gdzie byłem. Policja zadawała mi mnóstwo pytań,  które dotyczyły zarówno relacji jakie panowały w naszej grupie, jak i samych okoliczności  towarzyszących śmierci Petera. Wiedziałem więcej niż mogłem ujawnić,  gdybym powiedział o duchach  czy klątwie, jak nic trafiłbym do pokoju gdzie brakuje klamek!
A może powinienem siedzieć w psychiatryku, żeby nikt więcej nie stracił zmysłów czy życia z mego powodu? Czułem się na tyle źle, poczuwając się do pełni winy, bo w końcu ode mnie zaczęło się to szaleństwo, że sam pragnąłem umrzeć!
Nie mogłem zmienić przeszłości, a przynajmniej nie na tyle, żeby cofnąć czasu o kilka dni.
W mojej głowie pojawiła się pewna myśl,  coś jak przebłysk, ulotne i dawne wspomnienie, nietrwałe. Kiedyś,  zanim zabrałem się do czegoś,  czego robić nie powinienem, miałem pewne plany i marzenia, związane z zajrzeniem w to, co już było i nie wróci.  Ale wróciło w postaci żądnego zemsty ducha, zsyłającego obłęd na każdego, kto ośmielił się zakłócić mu spokój. A gdybym tak mógł  poprosić o pomoc tamtą kobietę i skorzystać z prototypu Time Machine?  Tak, był to pewien plan pod warunkiem,  że wejdę do budynku  - twierdzy, tajnego instytutu badającego zjawiska paranormalne, strzeżonego lepiej niż amerykański Fort Knox i wezmę, czego tak chętnie i z entuzjazmem użyłem parę lat temu. Michael ostrzegał mnie,  że tamten projekt nic dobrego nie przyniesie, że tylko sobie mogę zaszkodzić. Jak zwykle  byłem mądrzejszy i sądziłem, że tylko sobie popatrzę... Co mogłem stracić?
Jak się teraz okazało, było wiele takich rzeczy i osób, które zniszczyłem, wiedziony ciekawością i miłością do historii. A ta związana z Surrey'em wydawała się wręcz niesamowicie interesująca i godna zgłębienia!
Mam, co chciałem  - Kevin się stoczył,  a ja coraz bardziej pogrążam się w otchłani szaleństwa,  niekiedy,  coraz rzadziej odzyskując świadomość otaczającego mnie świata. Taka była cena, byłem jej świadom, choć zakładałem, że działania uboczne były  tutaj jedynie czysto teoretyczne i nic mi nie groziło. Głupoty!
Jedno wykluczało drugie, im bardziej zagłębiałem się w tajemnicze życie Edvarda Surrey'a, tym gorzej się czułem. Zawroty głowy, lęki i fobie, obsesje ...
To było nic z porównaniem ze śmiercią Petera! Cholera, byłem za niego odpowiedzialny, a pozwoliłem, żeby padł ofiarą moich poczynań! Kurwa, żeby tak odnalazła się Księżycowa Anna! Nie miałem o jej istnieniu żadnego pojęcia, chociaż matka córki hrabiego Edvarda była mi dobrze znana...
Cały ten pokichany projekt i Time Machine razem wzięte, nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego! I jeszcze Młoda!
Nie zrobiła niczego złego, nie musiałem obwiniać ją o zajęcie stanowiska pracy Kevina, a pomimo tego tak właśnie zrobiłem. Boże, co dalej? Co robić dalej?

Kevin

Ojciec już od dawna się nie uśmiechnął  tak zupełnie zwyczajnie i bez udawania. Wiedziałem, że jego smutek wynikał nie wyłącznie z mojego powodu. Bo to, że ciągle go zawodziłem i nie spełniałem oczekiwań, potrafiłem poniekąd zrozumieć. Ale było coś jeszcze,  co stanowiło dla mnie cholernie trudną do rozwikłania zagadkę.
Wrócił wczoraj z Anglii, znacznie szybciej niż mogłem się tego spodziewać i od progu rzucił mi kilka ostrych słów.  Niektóre słyszałem od ojca wcześniej i przyzwyczaiłem się do nich jak do noszonego na grzbiecie ubrania, ale inne bardzo mnie zabolały.  To nie moja wina,  że umarł Peter,  czy jak mu tam! 
Przeraził mnie wzrok ojca. Był taki pusty i bez wyrazu, że gdybym musiał określiłbym go jako zdecydowanie nie ludzki, bardziej podobny do oczu atakującego drapieżnika. Bałem się odwrócić, żeby nie oberwać w łeb. A czasami się to zdarzało, gdy się wściekał o coś, wystarczyło niekiedy byle co, jakiś drobiazg, żeby darł się jak stare gacie na płocie!
Dlatego, gdy nadarzyła się okazja, dałem dyla i ewakuowałem się z domu. A co mi tam, nie potrzebowałem pozwolenia, żeby się poszwendać po mieście!
Miałem zbyt wiele do ogarnięcia,  by jeszcze wysłuchiwać ojcowskich gorzkich żali. Wiedziałem z autopsji, że Surrey nie odpuści, dopóki ja czy ojciec nadal oddychamy. Musiałem coś zrobić, dopóki szalejący we mnie gniew i bezradność wobec upierdliwego ducha nie sięgną zenitu. Co się by stało, gdyby te niemiłe mi odczucia wzięły górę nade mną i puściłyby wszystkie hamulce moralne?
Nie mogłem biernie wyczekiwać, aż ślepy los zrobi za mnie to, czego nie powinienem odkładać na później.
Wyszedłem z domu i trzasnąłem drzwiami na do widzenia. Niech ojciec się kisi w tej chałupie jak ogórki w słoiku! Nie mógł mnie zatrzymać, mój ojciec nie...
Skręciłem w jedną z wąskich uliczek, będącą łącznikiem pomiędzy naszym  osiedlem a główną ulicą, prowadzącą do centrum miasta. Dalej był zbudowany w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku kościoł, gdzie nie bywałem od dawna. Od momentu, gdy ojciec opowiedział mi o projekcie Time Machine.
Musiałem zasięgnąć rady ojca Patricka, serdecznego duszpasterza, pochodzącego z zielonej Irlandii. Ksiądz jeszcze nikomu nie odmówił pomocy albo chociaż dobrego słowa czy porady, w takim stopniu, jak go było na to stać. Nie pozostała mi inna opcja, mogłem jedynie modlić się, żeby nie uznał mnie za człowieka niespełna rozumu.

Michael

Dowiedziałem się od Nancy, że Connora zwinęli do wariatkowa tuż po tym jak w napadzie szału zaczął demolować swój dom i usiłował wypędzić z syna złego ducha. Podobno Connor wykrzykiwał coś  niezrozumiałego o hrabim Surrey'u, który wrócił zza grobu i zniszczy wszystkich, którzy mu się nawiną pod rękę.
A więc stało się coś, czego mogliśmy oczekiwać  - Connor stracił kontakt z rzeczywistością i stanowił zagrożenie dla otoczenia. Chociaż w tym stanie, w jakim się obecnie znajdował szef, nie było czegoś niezwykłego, jeśli wziąć pod uwagę to, co przydarzyło się Peterowi w Surrey. Miałem szczęście, że Connor nie wsypał mnie przed glinami. Udawał głupiego, twierdząc, że  nie zna przyczyny zachowania Petera i tego, że facet popełnił samobójstwo.
Ale policjanci nie byli w ciemię bici. Uznali, że  - jak powtórzyła mi Nancy - skoro jest kamień znaczony śladami krwi i tkanki mózgowej denata, a Doyle coś kręci i dziwnie się zachowuje, to należy przypisać mu winę za czyn zabroniony, oczywiście jeśli dowody potwierdzą jego winę.
A to jest bardziej niż pewne, jak powiedział jeden z techników kryminalistycznych, oddelegowanych do Surrey przez prokuratora zajmującego się naszą sprawą. Nie znam się na prawie i nie mam pojęcia, jak wyglądają relacje pomiędzy kryminalnymi amerykańskimi i angielskimi, ale miałem cholernego pietra, że śledczy dobiorą się mi do tyłka. Kurczę... Co teraz? Co robić? Zabiłem Petera! I co z tego, że przypadkiem?

Nancy

Rozmawiałam z resztą zespołu, to jest z Młodą i Michaelem, by uzgodnić wspólną wersję wydarzeń, dotyczącą feralnego zdarzenia, jaką była śmierć Petera. Michael zrobił się blady jak prześcieradło, bo chociaż  - przynajmniej pozornie - nikt z mundurowych nie podważał naszych zeznań, on czuł lęk, że coś się stanie i pójdzie siedzieć.
Ale Młoda, znaczy się Anna, popatrzyła dziwnie na niego i na mnie, milcząco mierząc nas obydwoje wzrokiem.
– Czego się gapisz? – odezwałam się do niej jak do kogoś bardzo irytującego, kto był dla mnie gorszy od komara, brzeczącego mi nad uchem. – Ty też w tym siedzisz! Anonimowy telefon do policji i po sprawie? O nie, moja droga, też jesteś odpowiedzialna za to, co wydarzyło się w Surrey!
Przecież Peter powiedział, zanim zginął, że wie kim jesteś! Że...
– Zamknij się, bo nie znasz nawet połowy prawdy na temat twojego kochanego Connora  – zaśmiała mi się prosto w twarz i odwróciwszy się plecami do Michaela i do mnie, wyszła przed budynek biura.
O co jej, do prostytutki biedy, chodziło???
Czy chciała tylko wywołać we mnie lęk, że Connor nie powiedział mi wszystkiego o sobie? A może w słowach Anny kryło się ziarenko prawdy? Może nie trafiła do nas przypadkiem, zaraz po Kevinie?
Co wiedziała o Connorze, czego my nie wiedzieliśmy? Czy mogła zapobiec śmierci Petera, ale tego z jakiegoś powodu nie uczyniła?
W końcu tyle w niej drzemało gniewu! Niechęć nie pojawiła się znikąd, zawsze istniała jakaś przyczyna, dlaczego Młoda odcięła się od nas, domyślaliśmy się jej istnienia, ale nie odkryliśmy jej, a pewnie to właśnie należało zrobić. Zrozumieć logikę postępowania i zachowań Anny, a pewnie Peter nadal by żył...
Wrócili osobno z wyjścia do centrum wioski, będącej niegdyś dziedzictwem Surrey'a. I jedno, i drugie, przemilczało tego przyczynę, wykręciwszy się sianem od odpowiedzi. Co się stało we wsi?
A potem poszło lawinowo, od wściekłości i amoku, w jaki wpadł Peter, jego osłabienie i rozkojarzenie, a potem próba pozbawienia życia Anny, i w efekcie  - trup na miejscu. Petera już nie było wśród nas, a szkoda, bo mógłby nam wiele wyjaśnić. Anna zamknęła się w sobie, nie chciała z nikim gadać. Zresztą, to ona nigdy nie była zbyt rozmowna, ale teraz to co innego. Sprawiała wrażenie, że wie więcej niż nam mówiła, i to nie tylko na temat hrabiego Edvarda Surrey'a. Coś mi mówiło, że to coś było ważnym, a może i kluczowym elementem układanki, scalającym to, co już wiedzieliśmy o Connorze, Kevinie i reszcie oraz to, czego nam nie było jeszcze wiadome. Jak ją skłonić do mówienia, wyznania prawdy?
Koniec końców, nie mogłam bronić Connora w nieskończoność, a jeśli rzeczywiście zrobił coś bardzo złego, powinien za to odpowiedzieć. Nawet, jeśli nadal go kochałam, chociaż nie byliśmy razem od paru ładnych miesięcy...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top