Rozdział 2 cz.1
Skrzydło nauczycieli nie było tak rozległe jak te magów, czy wampirów. Jak sama nazwa wskazywała, znajdowały się w nim głównie pokoje wychowawców i gabinet panny Magelli, więc całość nie zajmowała zbyt dużo przestrzeni. Mimo to, emanowała od niego dziwna siła, która sprawiała, że uczniowie omijali je szerokim łukiem. Nikt nie palił się, żeby odwiedzać skrzydło, a zwłaszcza, jeśli nie miał do tego żadnego konkretnego powodu.
Ta nadmierna przezorność była spowodowana głównie tym, że nikt nie zamierzał wpaść w kłopoty. Opiekunowie często łapali młodzież, aby ją przepytywać lub wyznaczać poszczególnym jednostkom różne zadania, ale do ich skrzydła wchodziło się tylko w jednym, określonym celu; aby iść na dywanik do dyrektorki. Gdy już się w nim znalazło, wiadomo było, że albo coś się przeskrobało, albo sama Iva Magelli pragnęła zamienić z kimś kilka słów podczas prywatnej rozmowy. Wszyscy unikali tego jak ognia.
Do skrzydła nauczycieli nie dało się zresztą dostać od tak. Na wejście nałożono runy chroniące, więc bez zgody dorosłego, próby wdarcia się na zakazany teren były bezcelowe.
Właśnie o tej przeszkodzie przypomniałam sobie, gdy byliśmy już praktycznie na miejscu.
– I co teraz? – zapytałam, przyglądając się połyskującej tafli broniącej przejścia. Tworzyły ją małe, złote runy wiszące na ścianach wokół drzwi. Wystarczyło delikatnie przyłożyć palce, żeby symbole zostały aktywowane i odepchnęły intruza. – Nie przejdziemy.
– Wręcz przeciwnie. Zrobimy to bez problemu. – Zander chwycił mnie za rękę i ruszył do przodu. – Formalnie wciąż pełnie funkcję opiekuna, więc zakaz wchodzenia mnie nie dotyczy.
No tak. Całkiem o tym zapomniałam.
W sumie jak miałam o tym pamiętać, skoro był moim chłopakiem i traktowałam go jak równego sobie. Gdy byliśmy sami zachowywał się jak normalny, młody nastolatek, więc ciągle wypadało mi z głowy, że w gruncie rzeczy został zaproszony do szkoły, aby w niej pracować.
– Stanowisko pomocnika nauczyciela ma swoje zalety. – skwitowałam, z obawą przechodząc przez przeźroczystą taflę. Nic się jednak nie stało.
Nastolatek pokiwał głowę.
– Fakt. Posiadam większą swobodę niż inni.
Powoli przeszliśmy korytarzem i stanęliśmy przed gabinetem dyrektorki. Widząc, że się wahałam, Zander przejął inicjatywę i zapukał.
Kobieta otworzyła praktycznie od razu.
– Zander, America, czekaliśmy na was. – powiedziała, otwierając drzwi na oścież. Zupełnie nie zdziwiło ją to, iż przyszliśmy razem. Chyba każdy zdążył już zauważyć, że przez ostatnie tygodnie byliśmy praktycznie nierozłączni. – Wejdźcie.
Odsunęła się, więc niepewnie weszliśmy do środka. Ja cała zestresowana, Zander, dzięki swojemu wrodzonemu opanowaniu, trochę mniej. Mimo wszystko oboje czuliśmy się niekomfortowo w tej wyjątkowej sytuacji.
Pomieszczenie wyglądało tak, jak je zapamiętałam; było duże i eleganckie. Wisiało w nim mnóstwo portretów, jak również dyplomów, ale i tak główne miejsce zajmował panoramiczny obraz szkoły Ursula Cennerowe'a uwiecznionej z lotu ptaka. Przykuwał uwagę i dawał do myślenia jeśli chodziło o wielkość placówki.
W gabinecie stało sporo zabytkowych mebli takich jak drewniana meblościanka, dwie puste komody (kiedyś ozdabiały je rośliny), czy biurko z ciemnego drewna. Wszystko wyglądało bardzo elegancko i staro, czyli tak jak przystało na gabinet wysoko postawionej kobiety.
Moją uwagę przykuły osoby, które, oprócz dyrektorki, przebywały w pokoju.
– Skoro wszyscy już są, możemy chyba zaczynać. – panna Magelli usiadła w swoim fotelu.
Spojrzałam na przyjaciół. Zarówno Misurie, Vincent i Vanessa wyglądali jakby nie bardzo rozumieli, co się dzieję. Tylko Will zachowywał pokerowy wyraz twarzy, ale wewnętrznie z pewnością trapiło go to, co zamierzała powiedzieć dyrektorka. W końcu jako jedyny znał Radę i umiał przewidzieć jej ruchy.
– Zapewne zastanawiacie się, po co was tu wszystkich zebrałam. – kobieta splotła dłonie na blacie biurka i przyjrzała się swoim gościom. Gdy dotarło do mnie, chrząknęła i szybko przeszła na Zandera. – Powodem tego jest pewna istotna, niecierpiąca zwłoki sprawa.
Przerwała, aby nabrać tchu, więc skorzystałam z okazji i pobieżnie przyjrzałam się jej twarzy. Iva Magelli wyglądała trochę inaczej niż zwykle. Jej rysy, jak również poważny ton głosu, nie zmieniły się, ale błękitne, zamglone oczy zdradzały dręczące ją uczucia. Miałam wrażenie, że przez ostatnie trzy tygodnie znacząco schudła i pobladła. Mimo to, zakładanie maski ułożonej dyrektorki nie sprawiało jej żadnego problemu. Prawie uwierzyłam, że niczym się nie przejmowała.
– Jak pewnie wszyscy wiecie, dwójka obecnych w tym gabinecie osób, niedawno okazała się być odrodzonymi w dzisiejszych czasach, dziećmi Władców Żywiołów. – oznajmiła Magelli dobitnie. Miałam nieodparte wrażenie, że w ten sposób, próbowała zaznaczyć, że wśród nas powinien być ktoś jeszcze. – Razem z Americą i Zanderem pojawiła się Lutyanka, Misurie, która również jest obecna. Cała ta trójka przeżyła traumatyczne wydarzenie, za sprawą jednego z uczniów, niestety, mojego syna.
Dwa ostatnie słowa zabrzmiały w moich uszach jak dzwony i przebiły serce ostrymi sztyletami. Mogłabym się założyć o różdżkę, że kobieta cierpiała i wciąż nie zaakceptowała tego, że Dorian nie był jej dzieckiem.
Tak bardzo pragnęłam podejść, mocno ją przytulić i powiedzieć, że to wszystko była moja wina!
To jej wina...
Zamrugałam i spojrzałam na dyrektorkę, która oglądała swoje dłonie. Miałam nadzieję, że to nie było to, o czym pomyślałam w pierwszej chwili.
Gdyby nie ona, Dorian nigdy by czegoś takiego nie zrobił...
Nie, nie, nie! Dlaczego eliksir Misurie musiał zadziałać akurat w takim momencie?!
– Odkąd odkryliśmy, że legendy są prawdziwe, zarówno nauczyciele jak i ja, podejrzewaliśmy, że tą sprawą zainteresuje się Najwyższa Rada Magów. – powiedziała Magelli, jakby słowa, które płynęły z wnętrza jej serca wcale nie istniały. – Kwestią czasu było, aż zaczną działać i wystosują do szkoły stosowne pismo określające ich zamiary.
Jakbyśmy nie mieli dość problemów.
Przeniosłam wzrok na Willa, który w milczeniu, miął w palcach sznurek od kaptura bluzy. Jego myśli niestety także słyszałam. Wcale nie były najprzyjemniejsze.
– Postanowiłam, że przeczytam wam ten list, abyście wiedzieli na czym stoicie. – kontynuowała dyrektorka, sięgając do szafki biurka. – Potem powiem wam, co zaplanowałam w związku z instrukcjami Najwyższego Radcy.
List od Regarte... No to mamy przewalone.
Czego chce od nas Rada? – to była Misurie. Nawet bez słyszenia jej myśli, wiedziałam, że wiele tego typu pytań chodziło jej po głowie. Przygryzała kciuk i nieświadomie przebierała przy tym nogami.
Co ja mam z tym w ogóle wspólnego?! – pytał sam siebie Vincent, krzyżując ręce i patrząc na mnie tak, jakby wzrokiem chciał wymusić odpowiedź. – Przecież nawet mnie tam nie było!
Zamknęłam oczy i próbowałam zagłuszyć piętrzące się w mojej głowie głosy. W tym czasie dyrektorka odnalazła kremową, elegancką kopertę ozdobioną przełamaną, rubinową pieczęcią. Zręcznym ruchem wysunęła z niej wyszukany list napisany na drogim, złożonym na pół papierze.
Otworzyła go, po czym spojrzała na nas oczekując pełnego skupienia.
– Szanowna Panno Magelli – chrząknęła i zaczęła czytać. – Jako przewodniczący Najwyższej Rady Magów, ja, Casimir Regarte, Najwyższy Radca, jak również strażnik reguł panujących w świecie ludzi, magów i wampirów, pragnę złożyć najszczersze gratulację dwójce uczniów szkoły im. Ursula Cennerowe'a, którzy w dniu całkowitego zaćmienia, odkryli swoje uśpione moce i przebudzili się jako dziedzice legendarnych Władców Żywiołów. Jako przedstawiciel wszystkich ras żyjących na Ziemi, pragnę prosić, aby zarówno America Leonorre Dusney, jak i Zander Licavoli przybyli niezwłocznie do głównej siedziby Najwyższej Rady Magów i osobiście udzielili odpowiedzi na jej pytania związane z minionymi wydarzeniami. To samo tyczy się Misurie Ashton, która jako była Lutyanka, powierniczka Leanice, także odrodziła się w XXI wieku. Mamy nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna i pomoże nam w odnalezieniu Doriana Magelli, drugiego syna Władcy Ognia, który zdradził Radę i potajemnie praktykował zakazaną magię, aby uśmiercić wspomniane wyżej osoby. Oczywiście jesteśmy świadomi faktu, że zbiegł on z miejsca przestępstwa i przebywa aktualnie na terenie świata ludzi, ale wierzymy, że dokładna analiza przykrej sytuacji, która zadziała się podczas święta Luny, ujawni nam miejsce jego pobytu i pomoże postawić go przed sądem Najwyższej Rady Magów. Aby ułatwić Radzie to zadanie, jako Najwyższy Radca, zapraszam do jej głównej siedziby również Willa Conner'a, Vincenta Ventori i Vanessę Enrie, aby zdali szczegółową relację z tego, co się stało. Z chęcią ugościmy u siebie także jednego z wychowawców, Teodoziusa Harsh'a, piastującego w szkolę im. Ursula Cennerowe'a funkcję profesora Czterech Żywiołów. Jego obecność nie jest jednak obowiązkowa, gdyż Rada powzięła już kroki, mające na celu sprawdzenie, czy nauczyciele mieli związek ze zbiegiem – Dorianem Aisaah'em Magelli. Reszty osób oczekujemy u nas najdalej za tydzień od chwili dostarczenia listu. Niestety jesteśmy świadomi stanu, w jakim była America Dusney po zaćmieniu, więc postanowiliśmy poczekać z decyzją o wyjeździe aż do teraz. Ufam, że panienka Leanice czuje się już lepiej i może uczestniczyć w wyjeździe, gdyż bardzo zależy nam na rozmowie z nią.
Prosimy o odesłanie informacji, kiedy uczniowie zgodzą się na opuszczenie placówki, w której się uczą, abyśmy mogli wysłać po nich transport i przygotować specjalne pokoje. Jesteśmy świadomi, że niektórzy będą mogli chcieć odwiedzić swoje rodziny, więc do czasu rozpoczęcia oficjalnych przesłuchań, wszyscy, którzy wyrażą taką chęć, zostaną odwiezieni do bliskich i razem z nimi poczekają na wezwanie Najwyższej Rady Magów. Warunkiem jest jednak to, aby najpierw wszyscy potwierdzili swoją obecność, a lokalizacja domów zaproszonych magów i wampirów znajdowała się maksymalnie pięćdziesiąt kilometrów od głównej siedziby Rady. W przeciwnym wypadku, osoby te zostaną od razu zakwaterowane w naszej placówce. Podpisano: Najwyższy Radca, Casimir Regarte.
Gdy panna Magelli skończyła czytać, zapanowała grobowa cisza. Dobrą minutę zajęło, zanim komukolwiek z naszej grupy udało się przyswoić usłyszane przed chwilą informacje.
– C... co? – Misurie jako pierwsza odzyskała zdolność mówienia. – Ale jak to: „przybyli do siedziby Rady"?
Nie, nie, nie! Tylko nie to! Nie możemy! – krzyczał w myślach Will.
O co tu do cholery chodzi? – dziwił się Vincent.
Będziemy... mieć... kłopoty... – stwierdziła Vanessa, która do tej pory stała z boku i z niepokojem słuchała odczytywanej wiadomości. Jej myśli były zagłuszone i niewyraźne, jakby coś nie pozwalało mi ich usłyszeć. Teraz zrozumiałam je tylko dlatego, że nastolatka była w głębokim szoku.
– Najwyraźniej Rada dowiedziała się o wszystkim, co zaszło w naszej placówce i postanowiła was do siebie wezwać. – westchnęła dyrektorka. – Nie mogę się nie zgodzić, więc proszę, abyście już zaczęli szykować się do wyjazdu. Osobiście poinformuję waszych nauczycieli, że przez jakiś czas nie będziecie uczęszczać na zajęcia.
Mamy teraz wyjechać? – Zander zmarszczył brwi. – Ani trochę mi się to nie podoba. Rada będzie chciała nas przepytać i dowiedzieć się wszystkiego o tym draniu, Dorianie. Jakby nie wystarczyło to, co musieliśmy przez niego przechodzić tutaj!
Uniosłam głowę i spojrzałam na twarze pozostałych. Mieli mieszane uczucia i nie wiedzieli, co myśleć o nagłym wezwaniu. Ja także się martwiłam, ale nie chciałam tego okazywać. W końcu to ja byłam w centrum zainteresowania Rady, za żadne skarby nie mogłam pokazać przyjaciołom, że napawało mnie to strachem.
Może to nawet lepiej, że na jakiś czas wyjadą ze szkoły. – dyrektorka, nieświadoma tego, że mogłam czytać w jej myślach, schowała list do szafki i cmoknęła. – Odpocznę od tego wszystkiego.
Najwyższy Radca będzie nas przesłuchiwał. – panikował nadal Will. – Przecież on od razu wszystkiego się dowie i zdegraduje mnie ze stanowiska! Zarzuci mi, że źle wykonałem zadanie, bo pozwoliłem Dorianowi uciec.
Zamknęłam oczy i spróbowałam uspokoić oddech. Will był świetnym aktorem; z wierzchu wyglądał jakby nic, co usłyszał w gabinecie, nie zrobiło na nim wrażenia, ale podświadomie był przerażony bardziej niż inni.
Chyba właśnie jego ukryta reakcja najbardziej mnie martwiła. Jego strach przed spotkaniem z Radą nie mógł być bezpodstawny.
Trzeba zachować spokój. – znów usłyszałam Zandera, który zaraz po tym, zacisnął palce na moich ramionach. – America nie może wyczuć, że niepokoi mnie ten nagły, podejrzany wyjazd.
Oparłam się o chłopaka plecami i opuściłam ramiona. Gdyby tylko wiedział, że już się zdradził...
– Mamy tydzień, prawda? – upewnił się Vincent. – Czy do tego czasu mamy chodzić na zajęcia?
Dyrektorka pokręciła głową.
– Pojedziecie wcześniej. – oznajmiła, przygładzając ręką misternie zawiązanego koka. – Już wszystko zaplanowałam. Za dwa dni, pod szkołą pojawi się limuzyna, która przywiezie waszych ochroniarzy. Jako, że mój... Dorian wciąż jest na wolności, nie możemy dopuścić do tego, żeby znalazł was, kiedy będziecie sami. Rada wyznaczyła wam osobistych, wyszkolonych strażników, którzy dopilnują, aby przez ten czas nie wydarzyło się nic złego. Zadzwoniłam również do waszych rodziców, którzy przyjadą, aby zabrać was do domów. Pan Licavoli i pan Ventori, wyjadą w nocy, aby nie przeszkadzało im światło słoneczne. Reszta normalnie, przed południem. Zatrzymacie się w rodzinnych posiadłościach na około pięć dni, czyli do czasu, aż będziecie musieli zameldować się w głównej siedzibie Rady. Niestety, wizyta u państwa Ventori nie będzie możliwa, gdyż wszyscy domownicy są aktualnie w innym kraju. Uzgodniłam jednak z państwem Licavoli, że Vincent spędzi ten czas u nich. Potem wszyscy razem pojedziecie do Rady.
– Nie ma problemu. – prychnął Vincent. – I tak nie zamierzałem odwiedzać starych.
– Proszę się wyrażać, panie Ventori. – upomniała go natychmiast kobieta, po czym dodała: – Jako, że tylko rezydencja pana Zandera znajduje się wystarczająco blisko głównej siedziby Rady, obawiam się, że reszta, po odwiedzeniu rodzin, będzie musiała od razu zakwaterować się na miejscu. Niezwłocznie poinformuję o tym fakcie...
– Nie trzeba. – powiedział Zander, wysuwając się do przodu. – Mój dom jest wystarczająco duży. Wszyscy będą mogli tam nocować dopóki nie dostaniemy wezwania od pana Regarte.
Otworzyłam usta. Tego się po chłopaku nie spodziewałam.
– Nie jestem pewna, czy Najwyższy Radca się na to zgodzi. – odparła Magelli.
– Przecież nie zrobi mu to żadnej różnicy. – zauważył nastolatek, krzyżując ręce na piersi. „A mnie zrobi." – dodał w myślach.
– Proszę jednak pamiętać, że jest pan wampirem, panie Licavoli. W podróż wybiera się pan z czterema magami.
– Wampir, nie wampir, Zander to nasz przyjaciel. – odezwała się Misurie, której także nie uśmiechało się spędzanie wielu dni w siedzibie Rady. – Nic nam nie zrobi.
– Właśnie. – poparł ją Vincent. – Sama pani zresztą wspomniała, że zostaną nam przydzieleni ochroniarze. Poza tym, znając tych „magów", to raczej my powinniśmy się obawiać.
Misurie posłała mu karcące spojrzenie, ale kąciki jej ust uniosły się niezauważalnie do góry. Przyglądając się, jak jej twarz pokrywały blade rumieńce, zanotowałam sobie w pamięci, żeby zapytać, czy jej relacje z chłopakiem weszły w końcu na wyższy poziom. Odkąd przedstawiłam nastolatce wampira, dziewczyna ewidentnie czuła do niego sympatię, choć nadal nie chciała się do tego nikomu przyznać.
Próbowałam sprawdzić, o czym dziewczyna myślała w związku z Vincentem, ale zagłuszyła ją dyrektorka.
– Skoro jesteście zgodni, zapytam, o taką możliwość. – powiedziała, dając za wygraną. – To świeża sprawa, więc podejrzewam, że najpóźniej pojutrze dostanę odpowiedź. Do tego czasu, zastanówcie się, co chcecie zabrać.
Tymi słowami postanowiła ostatecznie zakończyć rozmowę. Wstała i ignorując nasze posępne, zrezygnowane miny, wskazała drzwi. Nie mając wyboru, pożegnaliśmy się i gęsiego wyszliśmy z gabinetu. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, skierowaliśmy się w stronę głównego holu.
– No to nacieszyliśmy się spokojem. – westchnęła Misurie, kiedy znaleźliśmy się na korytarzu. Z rękami w kieszeniach, szła pomiędzy mną i Vanessą, ale tak się wlekła, że bardziej przypominało to sunięcie ślimaka, niż normalny chód.
– A minęły tylko trzy tygodnie. – zawtórował jej Will, który ze stresu chyba zapomniał, że zazwyczaj nie zgadzał się z dziewczyną.
– Najwyraźniej przyciągamy problemy. – uśmiechnęłam się słabo i spojrzałam na Vanessę, która była niepokojąco milcząca. Z naszej szóstki nastolatka była najmłodsza, więc z pewnością bardzo przeżywała nagłe wezwanie do Rady. Niestety, jako że urodziła się wieszczką, nie łatwo przychodziło mi czytanie w jej myślach. Teraz, gdy już się uspokoiła, stała się dla mnie jak zamknięta na trzy spusty szafa. Próby odgadnięcia jej punktu widzenia były równoznaczne z zerkaniem przez malutką dziurkę od klucza; praktycznie nic nie dawały.
Dotarliśmy do holu, kiedy nagle odezwał się Zander.
– Martwi mnie jedna rzecz. – powiedział zamyślony, drapiąc się po brodzie. – Skoro Rada postanowiła przydzielić nam strażników, nadal nic nie wiedzą o miejscu pobytu Doriana i o tym, co planuje.
Choć to spostrzeżenie było raczej oczywiste i każdy o tym wiedział, wyrażenie go na głos sprawiło, że na chwilę zapanowała cisza.
– Muszą być naprawdę zaniepokojeni, jeśli załatwili nam ochronę. – przyznał Vincent. – Mam nadzieję, że przynajmniej wysilili się, aby znaleźć dobre osoby. Jak trafi mi się jakiś nadęty, wszechwiedzący gość, to się chyba zastrzelę. No, siebie albo tego ochroniarza.
– Wolałbyś seksowną, młodą wampirzycę? – Misurie skrzyżowała ręce na piersi. Zmarszczyła drobny nosek i utkwiła wzrok w chłopaku.
Ten uśmiechnął się łobuzersko i lekceważąco wzruszył ramionami.
– Jestem facetem. Oczywiście, że tak.
Zielonowłosa fuknęła na niego. Po Vincencie mogła spodziewać się takiej odpowiedzi, ale i tak najwyraźniej poczuła się z jej powodu urażona, bo odwróciła się i nas wyprzedziła. Bez pożegnania, szybkim krokiem weszła po schodach.
Sam zainteresowany wzniósł oczy do nieba i ciężko westchnął.
– Zaczyna się. – skwitował, pomachał nam i poszedł w stronę skrzydła wampirów.
Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania ;) I proszę mi się tu nie wykręcać tekstem "nie wiem, o czym napisać w komentarzu, bo właśnie dostałam długą wiadomość, w której Madame-Delay genialnie zinterpretowała zagadkę, którą zadawałam wam w poprzednim Tomie książki. Jeśli chcecie, wpadnijcie tam i przeczytajcie jej teorię, która moim zdaniem, jest wręcz idealna <3 (Podziękowania/Zapowiedź/informacje)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top