Rozdział 13 cz.2

– Jeśli przeniesiesz ciężar ciała na prawą nogę, łatwiej będzie ci się utrzymać na trzeciej belce. – poinstruował swoją uczennicę mężczyzna, stojący na pobliskiej, chwiejącej się nylonowej taśmie. Łączyła dwa sąsiednie pomosty, a choć specjalnie nie była dostatecznie naprężona i przy każdym złym ustawieniu stóp nieprawidłowo rozkładała drgania, wampirowi z łatwością przychodziło utrzymanie na niej równowagi. W ogóle nie zwracał uwagi na to co działo się pod jego stopami, całą uwagę koncentrując na idącej sąsiednim torem dziewczynie. – Dobrze, pamiętaj, co mówiłem ci ostatnim razem. Teraz przejdziesz z powrotem na drugi tor. Kieruj się na ściankę.

– Na ściankę? – dziewczyna, w wieku około dwudziestu trzech lat, zatrzymała się na podeście, a jej wzrok powędrował w kierunku wskazanym przez instruktora. Dyszała, ciasno przylegająca do ciała koszula była mokra od potu, podobnie jak związane w kucyk, hebanowe włosy. Niektóre lepkie kosmyki zdołały uciec spod gumki i odstawały na boki, jednak nie było czasu na poprawki. – Przecież zaliczyłam ją już miesiąc temu. Bez zabezpieczeń.

– Ale ostatnio nie radziłaś sobie z chodzeniem po linie, a ta jest zaraz po niej. – odparł spokojnie mężczyzna, ruszając dalej. – Może zaliczasz wszystkie trasy wymagające sporej tężyzny fizycznej, jednak twoja równowaga i skupienie pozostawiają wiele do życzenia. Na ściankę, bez dyskusji.

Dziewczyna otworzyła usta, chcąc zaprotestować, ale ostatecznie nic nie powiedziała. W milczeniu, zaciskając wargi, przeskoczyła na kolejną platformę. Otarła ramieniem czoło i zaczęła przypinać się do uprzęży bezpieczeństwa. W przypadku uczniów były one obowiązkowym elementem wyposażenia.

Ta dwójka znajdowała się nad ziemią już od dłuższego czasu, a ja patrzyłam na nich jak zaklęta z dołu, ciekawa, jakie jeszcze ćwiczenia każe wykonać wampirzycy jej instruktor. Zafascynowana ich podniebnymi wyczynami, zadzierałam głowę dopóty, dopóki kręgosłup, okropnym bólem szyi, nie zasygnalizował, że powinnam jak najszybciej przestać. Gdybym uniosła głowę jeszcze wyżej, pewnie przewróciłabym się do tyłu.

– Dlaczego nie powiedziałeś, że mam pod nosem coś takiego?! – musiałam mocno się hamować, aby nie zacząć wrzeszczeć na stojącego obok Leona. Swoim donośnym głosem nieco zbiłam go z tropu, ponieważ odkąd weszliśmy do pomieszczenia, trwałam nieruchomo, gapiąc się w sufit. Byłam tak oczarowana, że nie reagowałam na żadne pytania ochroniarza, w tym to, czy wciąż miałam tętno.

– Masz na myśli salę treningową? – unosząc brwi, mężczyzna oparł dłoń na biodrze. Mój dobitny wzrok wystarczył mu za odpowiedź. – Nie pytałaś.

Przygryzłam kciuk, czując przypływ adrenaliny. Dla osoby uwielbiającej sport, a zwłaszcza takiej, która została „wyposzczona" jeśli chodziło o ćwiczenia, miejsce tego typu było niczym plac zabaw dla malucha. Sala przypominała gigantyczne boisko na stadionie piłkarskim tyle że bez trybun, trawy, ani białych, namalowanych na podłożu symboli oznaczających granice gry. Nie! Nawet to porównanie zdawało się niewłaściwe biorąc pod uwagę rozmiary pomieszczenia. Ogromna hala przywodziła na myśl raczej hangar, w którym niegdyś przetrzymywano co najmniej samoloty. Drewniane deski, które stanowiły jakieś sześćdziesiąt procent podłogi, zmieniały się w szary beton. Dodatkowo gdzieniegdzie rozsypano dodatkowo piasek lub stworzono głębokie doły wypełnione po brzegi wodą, aby symulować różne, zmienne warunki. Nie mówiąc już o ścianach, gdzie stało mnóstwo szaf wypełnionych po brzegi bronią lub sprzętem do ćwiczeń.

Najciekawszy element znajdował się jednak pod sufitem, gdzie stworzono coś na wzór parku linowego tyle że o wiele bardziej niebezpiecznego i zagmatwanego pod względem konstrukcji. Niezliczona ilość lin, desek, a także żelaznych haków, przyczepionych tu i ówdzie w celu przesuwania uprzęży bezpieczeństwa, wcale nie wyglądały na odpowiednie dla kogoś bez specjalnego przeszkolenia. Tym bardziej, że podejrzane wydały mi się tajemnicze otwory w ścianach, z których ulatywał dym, a aktywowały się za każdym razem, kiedy mentor i jego uczennica się do nich zbliżali. Zapytałam o nie, ale Leon wyjaśnił mi tylko krótko, że były przeznaczone do ćwiczeń magów.

Na salę treningową strażników trafiłam w sumie przypadkiem. Obudziłam się dosyć wcześnie, a że do śniadania zostało sporo czasu, napisałam wiadomość do Leona (przynajmniej w Radzie działały telefony) z pytaniem, czy nie chciałby mnie oprowadzić po otwartej części budynku. Nie spodobało mu się to, ale koniec końców zgodził się na krótki spacer pod warunkiem, że będę posłuszna i nie pójdę nigdzie bez jego zgody. Tak oto wylądowaliśmy w podziemiach, gdzie ochroniarz zaprezentował mi salę treningową.

– Wolno nam tu właściwie być? – zapytałam, gdy emocje związane z widokiem podniebnej konstrukcji nieco opadły i przypomniałam sobie, że znajdowaliśmy się na poziomie oznaczonym minusową cyfrą. Ilość narzędzi i groźnie wyglądającej broni nie przywodziła na myśl zwykłej hali sportowej.

Leon oparł dłoń na biodrze. Przez jego twarz przemknęła iskierka satysfakcji, bo dobrze wiedział o moim pociągu do sportu. Był naprawdę zadowolony, że udało mu się mnie wprawić w takie zdumienie.

– Sala treningowa jest dostępna dla wszystkich osób przebywających w Radzie, więc tak, wolno. – odparł przyglądając się ćwiczącej u góry parze. Tamci zdawali sobie sprawę z naszej obecności, ale ich jedyną reakcją było krótkie machnięcie w stronę mojego strażnika zaraz po tym, jak weszliśmy do pomieszczenia. Później już tylko zajmowali się sobą i treningiem. – Zresztą jesteś oznaczona. Symbol widoczny na twojej ręce uniemożliwia ci chodzenie w zakazane miejsca.

Gdy o tym wspomniał, spuściłam wzroki spojrzałam na swoją dłoń. Tatuaż, z racji, że założyłam na siebie białą, krótką koszulkę, był doskonale widoczny, a linie układające się w skomplikowany wzór, delikatnie połyskiwały. Ciekawe, jak znak zareagowałby, gdybym próbowała na ten przykład: wedrzeć się do gabinetu Casimira Regarte lub uciec z Rady. Chyba nie kopnąłby mnie prąd, ani nic z tych rzeczy?

Skrzypienie desek uniemożliwiło mi zadanie kolejnego pytania, a świst uprzęży, wymieszany z krótkim piskiem, przeszyły powietrze, gdy uczennica wampira straciła równowagę i spektakularnie zleciała z liny w jednej trzeciej trasy do kolejnej platformy. Zawisła na cienkim pasie, niczym bezwładna marionetka, której ktoś przeciął wszystkie pozostałe nici i łączenia. Przez dobrą chwilę nie rozumiała, co się z nią stało. Dysząc ciężko, wpatrywała się w ziejącą pod nią przepaść, a świst jej nierównego oddechu, był słyszalny nawet z ziemi.

– Źle. Wracaj na początek. – trener wzniósł oczy ku niebu. Myślałam, że pomoże dziewczynie wrócić na tor, ale się przeliczyłam. Podopieczna sama musiała sobie poradzić, a to wcale nie było łatwe, zważywszy że długa uprząż bezpieczeństwa zwisała około dwóch metrów poniżej cienkiej taśmy.

Leon zmarszczył brwi, po czym sprawdził na zegarku godzinę.

– Chodźmy już. Niedługo zaczyna się śniadanie.

– Zostańmy jeszcze chwilę. – poprosiłam, ciekawa, czy nocnej uda się pokonać linę bez kolejnych problemów. Korzystając z wampirzych umiejętności, jakoś wspięła się z powrotem na taśmę, jednak jej mina nie wyrażała już tyle samozaparcia i brawury, co wcześniej.

– Nasza obecność ich rozprasza. – strażnik pokręcił głową. – Nie podoba mi się zresztą, jak patrzysz na ten tor przeszkód. Nawet bez wglądu na kolor aury, zdążyłem cię już poznać na tyle, że wiem, o czym aktualnie myślisz.

Wydęłam usta.

– To wcale nie tak, że chciałabym tu potrenować... – zaczęłam niewinnie, drapiąc się po ramieniu.

– I bardzo dobrze, bo nie będziesz tu ćwiczyć. – powiedział Leon rzeczowo, gasząc mój entuzjazm w zarodku. Skrzyżował dłonie na piersi, a mięśnie jego ramion napięły się. – Jest tu za dużo niebezpiecznych sprzętów, o torze przeszkód na wysokości ponad dwudziestu metrów nie wspominając. Jeszcze byś sobie coś zrobiła. O nieszczęście tutaj nie trudno.

– Mówiłeś, że każdy może trenować.

– Tak. Każdy, kto wie, jak trenować, żeby się przypadkiem podczas swoich ćwiczeń nie zabić. Ambitni nastolatkowie, którym wydawało się, że dadzą radę iść w ślady wprawionych, doświadczonych strażników, już nie raz odnosili na tej sali mnóstwo obrażeń. Nie ma opcji, abym pozwolił ci choćby wziąć do ręki którykolwiek z wystawionych w gablotach sprzętów.

– Ale...

– Nie wolno ci tu trenować. Wyraziłem się jasno?

Sugestywność bijąca z jego twarzy wskazywała, że nie zamierzał się ze mną dłużej wykłócać o pozwolenie i jakiekolwiek błagania, czy apele mogłam sobie darować. Kategorycznym gestem wskazał drzwi, więc nieco obrażona poszłam przodem, zerkając jeszcze tęsknie w kierunku szaf wypełnionych po brzegi sprzętem do ćwiczeń. Było tak wszystko, od standardowych, drewnianych kijów, po specjalnie zaprojektowane różdżki i bronie, o których istnieniu nie miałam pojęcia.

Wracając na wyższe piętra, w mojej głowie kiełkowała tylko jedna myśl. Gdyby udało mi się jednak przekonać Custona do prawdziwych, poważnych treningów, mogłabym poczuć się mniej bezwartościowa. Nabrałabym odpowiednich umiejętności, aby walczyć z Dorianem i obronić moich bliskich przed czyhającymi na nich niebezpieczeństwami.

Dzień minął szybciej niż się tego spodziewałam. Po sytym śniadaniu, na którym tym razem nie pojawili się strażnicy spoza naszego grona, Soren, ani Kayla, dostaliśmy sporo czasu wolnego, aby mentalnie przygotować się na nadchodzące przesłuchania. Nikt z nas nie wiedział, jak konkretnie będą przebiegać i w jakiej kolejności każą się nam na nich stawiać, co tylko potęgowało wiszącą w powietrzu niepewność. Wyjawiono nam tylko, iż przy rozmowach nie zabraknie obecności samego Najwyższego Radcy, a także Rady Starszych i prawie na pewno będą trwały po co najmniej kilka godzin. Nic dziwnego, że tak pilnowano, abyśmy odpowiednio wypoczęli i nabrali sił, skoro już niedługo zamierzano z nas wyssać całą energię.

Brakowało mi bliskości Zandera. Liczyłam na spotkanie i wyjaśnienie sobie z nim paru istotnych spraw, chłopak jednak zmył się gdzieś ze swoim ochroniarzem zaraz po posiłku i nikt nie umiał określić, dokąd poszli. Byłam z tego powodu naprawdę zła, bo podświadomie wydawało mi się, że nastolatek próbował mnie unikać. Pomimo to, nie chciałam męczyć Leona, aby pomagał mi szukać wampira. Zamiast tego znów wróciłam na temat ćwiczeń, który Custon zręcznie przerwał, sugerując, abyśmy wybrali się do ogrodów otaczających siedzibę Rady. Nie dane mi było nawet zaprotestować, bowiem Misurie uznała to za świetny pomysł. Tak oto, wraz z nią, a także Vanessą wylądowaliśmy poza budynkiem, gdzie spędziliśmy ładnych parę godzin, włócząc się wśród niesamowitych rzeźb, magicznych roślin i drzew. Później, kiedy nam się to znudziło, a pogoda się pogorszyła, wróciliśmy do środka placówki. Zdążyłyśmy akurat na obiad, na którym Zander, podobnie jak Vincent, nie pojawili się tym razem w ogóle. Dawno już tak nie żałowałam, że mój chłopak był nocnym.

Wieczór spędziłam w pokoju w towarzystwie własnych, burzliwych myśli i książek. Zdobyłam je dzięki Leonowi, ponieważ w ramach wieczornego, niezobowiązującego spaceru, który zapowiadał się naprawdę nieźle, pokazał mi jedną z należących do Rady bibliotek. Wyglądała o wiele pokaźniej niż ta, którą mieliśmy do dyspozycji w Cennerowe'ie, była przede wszystkim większa i okazalsza. Spełniła również moje wyobrażenia względem prawdziwej biblioteki rodem ze starych filmów. Zamiast zwykłych stoliczków znalazły się w niej ciężkie stoły z mahoniu, na które cienie rzucały ogromne, połączone ze sobą szafy z wyrytymi w drewnie symbolami i napisami w języku łacińskim. Żyrandole otulały delikatną, pomarańczową poświatą brzegi ksiąg, które w dużej mierze posiadały brązowe, złote okładki. Tytuły były najpewniej pisane ręcznie, ponadto, z tego co zauważyłam biegając jak w amoku od regału do regału, wiele lektur miało zapięcia. Niemal natychmiast po wejściu do pomieszczenia pochłonął mnie świat złota, sepii, beżów i brązów. W zwykłych bibliotekach, księgarniach, czy czytelniach ciężko byłoby natknąć się na jakiekolwiek pozycje o tak ozdobnych oprawach.

Leon powiedział, że była to jedna z pomniejszych bibliotek w co nie mogłam mu początkowo w ogóle uwierzyć. Ponoć księgi, które znajdowały się na otwartych poziomach zawierały głównie kopie oryginałów, a choć były równie cenne, jedynie charakteryzowano je na starsze niż w rzeczywistości.

Nawet nie umiałam sobie wyobrazić, jak musiała wyglądać biblioteka, w której trzymano najważniejsze dokumenty, a także najcenniejsze, autentyczne rękopisy i księgozbiory. Takie rzeczy były bezcenne, na pewno nie przechowywano ich w normalnych szafach!

Jako że książki w bibliotece były falsyfikatami, mogłam z czystym sumieniem wyciągać je z półek i przeglądać ich zawartość. Zawierały w sobie głównie naukowe informacje o magicznym świecie lub o jego historii. Natknęłam się na spisy znanych magów i wampirów, a także na zbiory zaklęć. Najbardziej zainteresowały mnie jednak lektury poruszające tematy związków między rasowych, jak również kilkanaście pozycji związanych z Radą. Co prawda ksiąg nie można było ot tak wypożyczyć, jednak mojemu niezawodnemu strażnikowi dość szybko udało się przekonać kobietę opiekującą się biblioteką, abym mogła je zabrać do siebie chociaż na trzy dni. Niestety nie dane mi było zabrać wszystkich, więc zdecydowałam się na dwie, które wydały mi się najbardziej rzetelne i napisane w dosyć klarowny sposób.

Moją uwagę zwrócił fakt, iż bibliotekarka od razu odmówiła, kiedy zapytałam o możliwość „pożyczenia" kilku książek, tłumacząc, że wynoszenie ich poza teren pomieszczenia mogłoby źle na nie wpłynąć. Nie wspominając już, że mogłabym je niechcący zniszczyć lub zgubić. Gdy jednak zrobił to Custon, od razu zmieniło się jej nastawienie i ignorując zasady, pozwoliła mi na wyjątek.

– Wydaje mi się, czy osoby pracujące w Radzie są względem ciebie wyjątkowo pobłażliwe? – zagadnęłam, kiedy opuściliśmy bibliotekę. Kierowaliśmy się w stronę mojej sypialni. Z troską przyciskałam książki do piersi, bojąc się, że jeden nieostrożny gest wystarczyłby, aby stało się z nimi coś złego.

Leon, idący obok, ściągnął brwi. Odkąd ujął się za mną przy bibliotekarce, przyglądałam mu się podejrzliwie i świetnie zdawał sobie z tego sprawę.

– Co masz na myśli?

– Czy ja wiem. – jak gdyby nigdy nic wzruszyłam ramionami. Kilka kosmyków włosów wpadało mi do oczu, więc założyłam je za ucho. – Najpierw rano ten wampir w sali treningowej, który nas z niej nie wyrzucił, chociaż prowadził indywidualne zajęcia, teraz ta czarownica pozwoliła mi wziąć książki, chociaż to wbrew zasadom... Mam wrażenie, że to wszystko było spowodowane tylko i wyłącznie twoją obecnością. Jesteś jakąś szychą wśród ochroniarzy, czy coś w tym guście?

Strażnik wcisnął dłonie w kieszenie bluzy i roześmiał się cicho. Udawał rozluźnionego, ale zabrzmiało to bardziej, jakby odwlekał w czasie udzielenie odpowiedzi na moje pytanie, aniżeli naprawdę był rozbawiony. Gdy nie odpuściłam i dalej się w niego wpatrywałam, zmarszczył brwi jeszcze mocniej, po czym nerwowo chrząknął.

– Wydaje ci się.

Nie, nie wydawało mi się.

– To z powodu twoich mocy? – przekrzywiłam głowę. – Przez to, że możesz zobaczyć każdą aurę i wykrywać, jakie ludzie mają intencję?

– Nie, Americo... Nie drąż tematu.

– Może i nie jestem zbyt inteligentna i czasami aż nazbyt powoli łączę fakty, ale jeśli chodzi o emocję lub dziwne zachowania, odczytuję je wręcz perfekcyjnie. – odparłam zupełnie poważnie. – Mogę zgadywać, ale wtedy będzie jeszcze gorzej.

Leon zacisnął usta i zaczął zwalniać. Jego kroki stawały się mniejsze i wolniejsze, aż w końcu stanął całkowicie nieruchomo. Ponieważ nieco go wyprzedziłam, musiałam się odwrócić, aby spojrzeć w jego przygaszone, przepełnione skrywaną irytacją oczy.

– Pamiętasz, jak w klubie pytałem cię, czy nie męczą cię wspomnienia? – zapytał, nerwowo przeczesując palcami szare włosy. – Czy myślisz o tym, co straciłaś, a już nigdy tego nie odzyskasz?

Przełknęłam ślinę, a moje dłonie automatycznie zacisnęły się na oprawach ksiąg. Zmartwiłam się i pożałowałam, że aż tak naciskałam na mężczyznę. Przypomniałam sobie moment, kiedy zadawał mi te pytania w klubie. Wtedy również jego twarz zalał i w całości pochłonął cień, a głos drżał, jakby coś go dręczyło.

– Tak... – oznajmiłam niemal szeptem. Nagle zrobiło mi się dziwnie chłodno, pożałowałam założenia bluzki z krótszym rękawem. – Znaczy... tak, pamiętam. I przyznaję, jest mi ciężko wracać myślami do wydarzeń z mojego poprzedniego życia. Mam czasami wrażenie, jakby moje serce było rozerwane na pół, a dusza nie umiała zdecydować, która jego część jest tą odpowiednią. Wydaje mi się, że raz jestem bliżej bycia Leanice, a kiedy indziej Americi. Jakby jedna odebrała życie drugiej, ale nie była w stanie się w nim odnaleźć...

Poczułam, że moje oczy zaczęły robić się wilgotne, więc zamrugałam, aby osuszyć kłębiące się w nich malutkie łzy. Już dawno nie powiedziałam nic równie szczerego, tym bardziej byłam więc zdumiona, iż po raz kolejny wyznawałam coś płynącego prosto z głębi serca strażnikowi, którego znałam niespełna kilkanaście dni. Nikt nie dał mi pewności, czy mogłam mu w stu procentach zaufać, a jakimś cudem, ciągle się przed nim otwierałam. Czy podobnie jak w przypadku Rinari'ego było to spowodowane jego rolą? Przez to, że zapewniał mi bezpieczeństwo, zdawał mi się tak wiarygodny i nieposzlakowany?

Korytarz, w którym się zatrzymaliśmy, świecił pustkami. Choć wokół panowała przyjemna, niezakłócona przez nikogo cisza, wyjątkowo brak dźwięków doskwierał mi bardziej niż kiedykolwiek. Przez niego jeszcze głośniejszy zdawał się dudniący hałas mojego pośpiesznego bicia serca.

– Widzisz, nie lubisz rozmawiać na tematy związane z przeszłością i życiem w Czterech Królestwach. – spostrzegł Leon, prostując się. Był zdenerwowany. – Mi także wspominanie tego, co było kiedyś nie sprawia przyjemności, więc, jeśli możesz, przestań bez przerwy wciskać nos w nie swoje sprawy.

– Zaraz, bo czegoś nie rozumiem. Co niby twoja przeszłość ma wspólnego z tym, o co właściwie pytałam? – potarłam powieki. Czułam się, jakbym nie z własnej winy wpychała się na cienki lód, pogubiłam się. – Chciałam przecież tylko wiedzieć, czy twoja pozycja w Radzie ma związek z umiejętnościami! Dlaczego zachowujesz się tak, jakbym miała przez to na myśli coś okropnego?!

– Bo...!

Strażnik ruszył do przodu i otworzył usta, jakby planował krzyknąć, jednak powstrzymał się, kiedy dotarło do niego, że zaczęłam się z przestrachem odsuwać. Zanim z jego gardła wydobyły się kolejne słowa, zacisnął wargi i dygoczącymi palcami przycisnął nos w pobliżu oczu, aby nieco się uspokoić. Przymknął powieki, po czym odetchnął głośno kilka razy, stabilizując przyśpieszony oddech.

– Dobrze, posłuchaj, bo nie zamierzam już nigdy do tego wracać. – odparł w końcu, opuszczając ręce wzdłuż ciała. Rozejrzał się jeszcze, sprawdzając, czy aby na pewno byliśmy sami i nikt go nie słyszał. – Jeśli koniecznie musisz wiedzieć, rzeczywiście, pośród strażników Rady, poza mną jest tylko garstka osób, które posiadają zdolność odkrywania cudzych aur. Moje moce są potężne i przydają się Najwyższemu Radcy podczas demaskowania zdrajców. Wybrał mnie, abym cię pilnował, bo tak naprawdę tylko ja niemal ze stuprocentową dokładnością potrafię odpowiednio szybko wykryć wroga i go zneutralizować. Nie ważne, czy faktycznie nim jest.

Zaschło mi w ustach. Ostatnie zdanie zabrzmiało w jego ustach niemal złowrogo i kazało mi sądzić, że to właśnie do tego ciągle nawiązywał szarowłosy. Chciałam zapytać, co dokładnie miał na myśli, ale nie dane mi było tego zrobić, bo mężczyzna jeszcze nie skończył. Dopiero kolejna część jego wypowiedzi sprawiło, że wszystko zrozumiałam i zrobiło mi się ciężej na sercu.

– Będąc strażnikiem, zyskujesz zaufanie tylko, jeśli robisz rzeczy, które niszczą twoje sumienie i wpajają nowe wartości. Podobnie jak w życiu, w Radzie niczego nie otrzymuje się ot tak, bo ma się pożądane magiczne umiejętności, czy wyrobione mięśnie. Tutaj nie ma czegoś takiego jak miara zdolności, pniesz się w hierarchii tylko jeśli wypełniasz rozkazy, a te, jak możesz się domyślić, nie zawsze zdają się odpowiednie. Im więcej poświęcasz, tym więcej zyskujesz. Tyle że te przymioty wcale się w tym wypadku nie równoważą. Aby ktokolwiek brał pod uwagę twoje zdanie musisz zapomnieć o wyrzutach sumienia i własnej woli, być żołnierzem idealnym, który jest gotów w każdej chwili odsunąć na bok humanitaryzm, aby zadziałać na rzecz większej sprawy. Z tego powodu jestem aktualnie tym, kim jestem i dlatego Will jest taki skryty. Decydując się na dołączenie do Rady, każdy musi oddać tą lepszą część siebie i bezpowrotnie zapieczętować ją w odmętach swojej duszy. Strażnicy w całości podporządkowują się woli Radców. W naszych umysłach nie powinno być miejsca na sentymenty, czy łaskę, bo inaczej istniałoby ryzyko, że spróbowalibyśmy się przeciwstawiać.

Leon skończył, a jego twarz wykrzywił grymas. Ja z kolei przez pierwsze sekundy stałam jak osłupiała, wpatrując się w niego z niedowierzaniem. Jego słowa trafiły we mnie niczym siarczyste uderzenie w policzek. Gdy w końcu się ocknęłam, zasłoniłam usta ręką i postąpiłam krok do tyłu. Kręciłam przy tym uparcie głową, próbując wyrzucić z pamięci to, co właśnie usłyszałam. Nie! To nie mogła być prawda!

Choć dobrze wiedziałam, jak funkcjonuje Rada, usłyszenie, jak wyglądały realia od kogoś, kto znał ją od wewnątrz, zdawało się gorsze, aniżeli życie w niepewności i bezbolesne snucie domysłów.

Zawiodłam się na Leonie. Od początku się co do niego myliłam, wcale nie był godnym zaufania strażnikiem, jak do tej pory sądziłam. Choć nie miał wpływu na sposób postępowania Rady, i po części nie powinnam go winić, nie mogłam nie zarzucać mu używania mocy w złej sprawie. Mogłam zrozumieć to, że korzystał ze swoich umiejętności, aby niszczyć wrogów, ale nie, jeśli robił to również w przypadku osób, które zwyczajnie miały własne zdanie na temat magicznych zasadach. Mag był po prostu maszyną do wykrywania przeciwników Rady! Nie tak powinna działać władza!

– Powiedz, że żartujesz... – przyłożyłam dłoń do czoła. Zrobiło mi się słabo. – Do jasnej cholery! Proszę, powiedz, że to wszystko nieprawda! Że nie krzywdzicie niewinnych tylko dlatego, że akurat coś nie pasuje Radzie!

– Teraz wiesz, czemu nie chciałem ci nic mówić. – odezwał się sposępniały mag, nie odpowiadając na moje pytanie. W jego oczach nie widniały już żadne iskry wesołości, znał moje zdanie na temat Radców. – Jestem wysoko w hierarchii, ale nie dlatego, że widzę aury. Po prostu zostając strażnikiem, stałem się równocześnie fałszywym, posłusznym szczurem, robiącym rzeczy, przez które inni dobrze mnie traktują. Nie jestem z siebie dumny, podobnie jak wielu pozostałych strażników, dokładam wszelkich starań, aby działać zgodnie ze swoimi moralnymi zasadami, jednak...

– Przestań. – przerwałam mu zanim zdążył do reszty zacząć mydlić mi oczu. Zasłoniłam twarz, aby nie widział, że byłam bliska płaczu, nie mogłam go już dłużej słuchać. – Po prostu... po prostu przestań i zaprowadź mnie do pokoju. Chcę teraz zostać sama.

Mężczyzna westchnął, jakby właśnie takiej reakcji się po mnie spodziewał. Pokazał mi korytarz, po czym sam bez słowa ruszył przed siebie. Do końca drogi milczeliśmy.

Prawdę mówiąc, jakoś tak ciężko było mi pisać ten rozdział... Nie wiem w sumie dlaczego, może dlatego, że chciałabym opisywać każdą sekundę życia bohaterów, a nie mogę przecież zrobić z tej książki cegły. To ma być spójna, ciekawa historia, a w mojej głowie rodzi się ciągle tyle pomysłów i wątków pobocznych, że nie umiem tego do końca pogodzić... Ych, mam dylemat...

Jak widać po tym rozdziale, jest coś, co dręczy Leona i powiem wam w tajemnicy, że to wcale nie chodzi tylko o to, czego dowiadujemy się w tym rozdziale... Jak myślicie, jak postąpi teraz America skoro jej przypuszczenia co do Rady zaczynają się potwierdzać?

Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top