Rozdział 12 cz.1
Główna sala, do której zaprowadził nas mężczyzna o imieniu Soren i kobieta o ciemnych włosach, była nie mniej okazała od reszty budynku. Prowadziły do niej ciężkie drzwi z drewna dębowego pokrytego niezliczonymi, bogatymi zdobieniami i strzeżone przez dwóch ochroniarzy. Kiedy Soren kazał im nas przepuścić i je przed nami otworzyli, pierwszym co zobaczyłam, była duża sala gotowa pomieścić w niej przynajmniej sto osób. W następnej kolejności zauważyłam długie rzędy ogromnych okien, a także trzy, kryształowe żyrandole, zawieszone w równych odstępach w linii prostej. Dzięki nim zrobiło się jaśniej. Kamienie zwisające z pokrytego gipsowymi rozetami sufitu odbijały promienie słońca, ozdabiając pomieszczenie kolorowymi światełkami. Padały także na wypolerowaną, ciemną posadzkę, jak również brązowe filary z kamienia służące głównie dla ozdoby. W dalszej części, niedaleko przeciwległej ściany, leżał czerwony dywan o złotym wzorze, a na nim stały długie rzędy ław, najpewniej przygotowane na spotkania członków Rady. Fakt, że zmieściłoby się w nich przynajmniej trzydzieści magów i wampirów, nie napawał mnie entuzjazmem.
W sali znajdowały się trzy osoby. Dwie z nich pełniły rolę ochroniarzy (chyba zaczęłam przyzwyczajać się do ich widoku). Mężczyźni o wysuniętych podbródkach, a także dokładnie zaczesanych do tylu włosach, stali z rękami ukrytymi za plecami i lustrowali okolicę, szukając potencjalnego zagrożenia. Kiedy drzwi się otworzyły, a wokół rozległo się nieprzyjemne skrzypienie starego drewna, mięśnie ich ramion napięły się, a oblicza stały się jeszcze bardziej posągowe. Unieśli wzrok, aby nie patrzeć na nikogo konkretnego.
Trzeci mężczyzna wyróżniał się na tle tamtych. Nie tylko tym że siedział pomiędzy nimi na wysokim fotelu, ale i aparycją. To właśnie on przykuł moją uwagę zaraz po tym, jak obejrzałam wnętrze. Zdawał się młodszy i ogólnie dużo drobniejszy od swoich ochroniarzy. Nie miał tak jak oni wyraźnie zaznaczonych muskułów, czy chociażby wyraźnej brody zdobiącej twarze tamtych. Jego zarysowana szczęka nie nosiła śladów nawet najmniejszego zarostu, idealnie ogolona podkreślała zielone oczy, wyłaniające się spod cienkiej warstwy rzęs. Mężczyzna miał na sobie długą, ozdobną szatę, zakrywającą prostą, lnianą koszulę i tak samo proste, brązowe spodnie. Co do tego, że był wysoko postawionym panem nie było żadnych złudzeń. Radca nie tylko sprawiał wrażenie opanowanego, trzeźwo myślącego maga, ale i kogoś, kto dzierżył w dłoniach całą dostępną władzę. Jego twarz, choć piękna i wdzięczna, nie wyrażała żadnych cieplejszych emocji, a cienkie, jasne brwi nie poruszały się nawet o milimetr. Surowe rysy, zdradzające dojrzały wiek, nadawały mu zmęczonego, ale mocnego wyrazu.
Jeśli to nie był Casimir Regarte to już nie wiedziałam, czego się spodziewać.
– Panie, przybyli wzywani uczniowie ze szkoły imienia Ursula Cennerowe'a. – oznajmił Soren, kłaniając się w pas. Jak na zawołanie czarnowłosa, Meggan i pozostali strażnicy poszli za jego przykładem.
Ściągnęłam brwi i spojrzałam na Zandera, mając na końcu języka, że on wcale nie był uczniem, a opiekunem, który pomagał nauczycielom kształcić młodzież. Bałam się jednak odezwać i poprawić błąd pomocnika Najwyższego Radcy, aby nie wyjść w ten sposób na niegrzeczną. Duży wpływ na moją decyzję miało także zachowanie samego dziewiętnastolatka. Odkąd pojawiła się czarnowłosa kobieta nie odzywał się do mnie i unikał z każdym nawet najkrótszego kontaktu wzrokowego. Stał się dziwnie spięty, a także milczący. Kiedy w korytarzu próbowałam chwycić go za rękę, objął mnie niechętnie w pasie, kompletnie ignorując wyciągniętą w jego stronę dłoń. W zamyśleniu wpatrywał się w plecy idącej przed nami kobiety. Jego oczy były nieznacznie zmrużone, a usta zaciśnięte w wąską kreskę. Miałam nieodparte wrażenie, że coś w jego zachowaniu mi umykało, ale nie umiałam dokładnie określić, co. Ponadto sama miałam nieodparte wrażenie, że skądś kojarzyłam kobietę. Wydawała mi się znajoma, musiałam tylko znaleźć jakiś punkt zaczepiania, aby zrozumieć, dlaczego tak było.
Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że tamta wyglądała jak wampir, ale wcale nie była ani blada, ani wystarczająco zwinna. Przypominała zwykłą kobietę, jednak w takim wypadku nie powinna przecież znajdować się na terenie magicznej posiadłości Radców.
– Cieszę się, że podróż tutaj przebiegła w miarę bezproblemowo. – w pomieszczeniu zabrzmiał donośny, ale o dziwo łagodny głos. Oderwałam wzrok od Zandera i spojrzałam na środkowego mężczyznę, który zdążył w tym czasie wstać z fotela. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że braki w mięśniach, Radca nadrabiał wysokością. Jego strażnicy zajmowali miejsce na podeście, a i tak, kiedy mężczyzna się wyprostował, zdawał się od nich wyższy. – Sorenie, Kaylo... Dziękuję, możecie odejść. Kiedy skończymy, poślę po kogoś, aby odprowadzono naszych gości do ich pokoi.
Tamci znów się skłonili i już po chwili opuścili pomieszczenie, zostawiając nas samych ze strażnikami. Kiedy nazwana Kaylą kobieta mijała nas, dostrzegłam, że po raz kolejny zmienił się wyraz twarzy Zandera. Zaciskał zęby, a jego dłonie pracowały, to zaciskając się to opadając luźno wzdłuż ciała.
Skąd ja ją znałam?!
– Skoro wszyscy są w komplecie – zaczął Radca podchodząc bliżej. Jego szata ciągnęła się za nim, ale chyba nie krępowała aż tak strasznie ruchów. – pozwolicie, że oficjalnie się wam przedstawię. Jestem Casimir Ravelyn Regarte, od przeszło dwóch lat XVII Najwyższy Radca, przedstawiciel społeczności magicznych na arenie międzynarodowej, jak również obecny strażnik Kodeksu Najwyższej Rady Magów i Kodeksu Wampirów.
Kiedy mężczyzna tak to wyliczał, zaschło mi w gardle i musiałam jak najszybciej przełknąć ślinę, aby nie zaczęło mnie piec. Z ukrytymi za plecami rękami, aby nikt nie zauważył ich drżenia, patrzyłam prosto w gładką, kamienną twarz Radcy. Casimir Regarte uśmiechał się, ale jego radość wydawała się śladowa, a wręcz wymuszona. Jakkolwiek kąciki jego ust unosiły się nieznacznie, tak uśmiech nie dosięgał oczu, zdradzając, iż robił to tylko z przymusu, aby wyjść na kulturalnego gospodarza. W rzeczywistości wydawał się jednak zmęczony zaistniałą sytuacją.
Dwadzieścia osiem lat... Stojący przede mną mag miał tylko dwadzieścia osiem lat, a już został obarczony tak ogromną odpowiedzialnością, jaką było strzeżenie magicznego świata! Nawet nie chciałam sobie wyobrażać, jak wiele miał obowiązków pełniąc funkcję Najwyższego Radcy.
Wyglądał mizernie, jak na mężczyznę o praktycznie nieskończonej potędze. Musiałam jednak przyznać, że mógł pochwalić się wyjątkową, niespotykaną wśród ówczesnych mężczyzn aparycją. Choć wychwytywałam u niego dominujące cechy męskiego wyglądu tak samo jak u Zandera, Leona, czy chociażby Shane'a, w jego twarzy było coś z kobiecej delikatności – zwłaszcza jeśli chodziło o górną część, czyli cienkie brwi i wąskie, hipnotyzujące oczy. Jakby tego było mało, włosy mężczyzny sięgały mu do pasa i prawdopodobnie były dłuższe nawet od włosów moich i Misurie razem wziętych. Jakkolwiek nie przepadałam za mężczyznami z długimi włosami, tak w przypadku Radcy, proste, jasne, zaczesane do tyłu pasma tylko dodawały mu dostojności.
Był przystojny, jednak nie tak, jak to sobie wyobrażałam.
– Jak zapewne zdążyliście się domyślić, to ja wysłałem list do waszej szkoły, aby zaprosić was w nasze skromne progi. – ciągnął dalej mężczyzna, oglądając nasze twarze. Na dłużej zatrzymał się na Willu, który czując na sobie jego wzrok, gwałtownie spuścił głowę i wciągnął do płuc haust powietrza. Brzmiało to trochę tak, jakby się nim zakrztusił. – Cieszę się, że pomimo niedogodności, udało wam się dostać do Wielkiej Brytanii. Oczywiście dotarła do mnie informacja o próbie ataku na waszą grupę jednak nie musicie się tym martwić. Niezwłocznie wysłałem w tamte okolicę magów, którzy w tym właśnie momencie dokładnie sprawdzają ją pod względem aktywności magii. Znalezienie tajemniczej kobiety, która ośmieliła się złamać zasady Wielkich Czarodziei to tylko kwestia czasu, możecie mi wierzyć.
Na te słowa zmarszczyłam czoło i rozchyliłam lekko usta, o mały włos nie zadając na głos pytania, co jeszcze Radca wiedział o naszej podróży. Przypominając sobie słowa czarownicy, którą podświadomie słyszałam, jakoś nie umiałam być spokojna.
Radca wygiął usta, po czym przeniósł wzrok na mnie, jakby wiedział, że coś ukrywałam lub planował mnie bezpośrednio zapewnić, że nie powinnam się niczym stresować. Kiedy nasze oczy się spotkały, jego zielone tęczówki zmieniły odcień na ciemny szmaragdowy, a intensywne spojrzenie, jakim mnie obdarzył, paliło niczym żywy ogień. Ogarnęło mnie silne poczucie władzy wymieszane z niespotykaną energią, emanującą z każdego zakamarka jego ciała. Zmęczenie widoczne wcześniej z boku gdzieś zniknęło, pozostało opanowanie, dominacja, a także pewność siebie. I to wszystko jakby wtłaczane wprost w moje ciało. Jakby tym jednym, przelotnym rzutem oka pokazał, że pomimo młodego wieku powinnam się z nim liczyć i brać go na poważnie.
Zacisnęłam usta, a że zapomniałam o mruganiu, poczułam pieczenie i łzy kumulujące się w okolicach spojówek. Zacisnęłam powieki, a kiedy znów je uchyliłam, Radca już na mnie nie patrzył. Niewzruszony, mówił coś do Leona i Shane'a.
Dwadzieścia osiem lat... Jakim cudem ktoś taki w kilka sekund potrafił sprawić, że nogi wrosły mi w podłożę, a reszta ciała odmówiła posłuszeństwa?! Cholera, nikt jeszcze nie wywołał na mnie takiego wrażenia samym spojrzeniem. Tęczówki mężczyzny miały tak intensywny kolor, że zatapiałam się w ich wyrazistości, a potęga, która z nich emanowała, aż wbijała mnie w ziemię. Nie pozostawiała złudzeń: to naprawdę były oczy Najwyższego Radcy, czołowego przedstawiciela społeczności liczącej wiele milionów magów i wampirów
Zrozumiałam, dlaczego Will spuścił wzrok, bojąc się konfrontacji z kimś takim.
– Przesłuchania rozpoczną się lada dzień. – oznajmił Regarte, okrywając się ciaśniej szatą. – Pierwsze rozmowy są przewidziane na pojutrze, aczkolwiek jeśli ktoś z was uważa, iż nie jest na nie gotowy, prosiłbym o niezwłoczne poinformowanie o tym strażników. Zależy nam, aby każdy z was czuł się swobodnie w głównej siedzibie Rady i do niczego się nie zmuszał. W końcu jesteście tu, abym nam pomóc.
Nie mogłam się powstrzymać i pomimo bycia przytłoczoną, uśmiechnęłam się pod nosem. Słowa mężczyzny nieco mnie rozbawiły. Staliśmy przed nim z minami, jakbyśmy mieli za dosłownie parę sekund dostać wyrok i karę śmierci, a on prawił o tym, że powinniśmy się rozluźnić. Czy on w ogóle zdawał sobie sprawę, jaką opinię budowała sobie Rada przez ostatnie kilkadziesiąt lat? Kojarzono ją głównie z prawem, wyznaczaniem sankcji, a także kontrolą. To był wręcz antonim słowa „odprężenie".
– Jeśli nie ma przeciwwskazań, każę moim ludziom ustalić dokładne terminy poszczególnych przesłuchań. Jako że do tego czasu pasowałoby, abyście przebywali na terenie posiadłości, przygotowano dla was pokoje sypialniane. Bagaże dotarły godzinę temu, więc nie musicie martwić się o rzeczy osobiste. Moi kucharze również zostali poinformowani o wizycie. O godzinie osiemnastej rozpocznie się kolacja.
Skinął głową na Leona i Shane'a. Strażnicy zrozumieli jego nieme polecenie, bowiem po chwili poczułam na swoim ramieniu dłoń mojego ochroniarza. Leon łagodnie odciągnął mnie do tyłu, pokazując tym samym, że spotkanie z Najwyższym Radcą dobiegło końca, a co za tym idzie, powinniśmy się zbierać do wyjścia. Nie zdziwiłam się zbytnio, choć rozmowa zdecydowanie do najdłuższych nie należała. Doskonale wiedziałam, że Casimir Regarte miał wiele spraw na głowie, nie mógł poświęcać nikomu zbyt dużo wolnego czasu, nawet jeśli tyczyło się to potomków Władców Żywiołów, Lutyanki, czy jednego z jego pracowników.
Kiedy skierowaliśmy się w stronę wyjścia, a zielonooki mężczyzna bez słowa odwrócił się w stronę fotela, nawet nie przekręciłam głowy, aby ostatni raz na niego spojrzeń. Jego wzrok już i tak mnie prześladował, świadomość, że ktoś taki będzie uczestniczył w przesłuchaniach, a może je prowadził, wzmagała u mnie napięcie. W pamięci przewijały mi się magiczne artykuły, które czytałam na temat mężczyzny. Mag, mimo że był bardzo popularny, niechętnie mówił o swoim życiu, a także cenił sobie prywatność. Nic zresztą dziwnego. W takiej „pracy" najmniejszy skandal oznaczałby koniec kariery. Najwyższy Radca musiał być nieskazitelny, potężny i godny zaufania.
Nie ufaj nikomu... Czy mężczyzny również się to tyczyło?
Mój nowy „pokój" okazał się naprawdę piękny, jednak jakoś ciężko było mi się skupić na podziwianiu wystroju wnętrz. Sypialnię urządzono tak, aby z jednej strony zachowywała pozory przestronnej, a z drugiej była przytulna i funkcjonalna.
Jak się okazało, pomieszczenia zostały starannie przygotowane na nasze przybycie. Mój pokój jako jedyny znajdował się na tym samym poziomie co sala, w której rozmawialiśmy z Najwyższym Radcą, więc strażnicy zaprowadzili nas tam w pierwszej kolejności. Leon oznajmił, że do osiemnastej miałam trochę czasu, aby się odświeżyć i przyzwyczaić do nowego środowiska, po czym wręczył mi klucz (skąd go wziął, nie wiedziałam). Gdy reszta poszła dalej, w poszukiwaniu własnych sypialni, ja zostałam sama w progu pokoju, gdzie czekały już na mnie wszystkie bagaże, które rano zostawiłam w domu państwa Licavoli. Nie mogłam nawet poprosić Zandera, aby później do mnie przyszedł, bo od pojawienia się tamtej czarnowłosej kobiety, stał się nieobecny i nie reagował na jakiekolwiek bodźce zewnętrzne.
Pokój miał to do siebie, że wyglądał na mniej zabytkowy, niż reszta siedziby Rady. Znajdowałam w tym sporo plusów, gdyż dziwnie bym się czuła śpiąc w wiekowym łożu, czy biorąc kąpiel w porcelanowej wannie wyposażonej w złoty kran. Poza tym, iż miałam do dyspozycji dwuosobowe łóżko nakryte mnóstwem miękkiej, brązowo-białej pościeli, a z okien rozpościerał się widok na co najmniej kilkanaście mil pół i łąk Wielkiej Brytanii znajdujących się za murami, pomieszczenie przypominało zwykły hotelowy pokój. No dobrze, pokój w pięciogwiazdkowym hotelu, ale jednak wciąż normalny pokój, a nie apartament. Na podłodze rozpościerał się ogromny, zdobiony dywan, a z boku stały trzy fotele i drewniany stolik do kawy. Przy łóżku znajdował się obity ciemnym materiałem, długi stołek. To właśnie na nim usiadłam, kiedy zostałam sama i kompletnie zabrakło mi pomysłów, co robić dalej. Dotarło do mnie, że naprawdę znalazłam się w siedzibie Rady. Skończyły się czcze gadania, przesłuchania nie były już czymś odległym, a sam Najwyższy Radca kimś nieosiągalnym. Niespełna pięć minut wcześniej stałam z nim oko w oko, wystarczyło wyciągnąć rękę, a dotknęłabym jego długiej, ozdobnej szaty lub pociągnęła za pasmo jasnych, blond włosów.
Pierwszą osobą, która zawitała do mojego pokoju była Misurie. Było to jakieś piętnaście minut później po tym, jak zostałam sama. Akurat brałam prysznic, aby pozbyć się z siebie zapachu dymu i alkoholu z fioletowego, a później niebieskiego klubu, toteż nie słyszałam, jak pukała. Czarownicy ani trochę to nie przeszkodziło. Nie przejmując się brakiem odpowiedzi, weszła do sypialni bez pytania, po czym rozsiadła się na łóżku. W takiej pozycji zastałam ją wychodząc z łazienki. Miałam na sobie wyłącznie skąpą bieliznę i ręcznik, którym tarłam włosy, więc aż podskoczyłam, widząc kogoś w pokoju. Moja przyjaciółka parsknęła za to śmiechem.
– Nie strasz mnie! – powiedziałam z wyrzutem, opuszczając ręcznik na ramiona. Moje serce waliło jak oszalałe, kompletnie zapomniałam o tym, aby zamknąć drzwi. – Już myślałam, że to Zander, albo co gorsza Leon.
Czarownica zrzuciła z nóg buty i usiadła po turecku na łóżku. Sama nie brała jeszcze kąpieli, ale przebrała się w wygodniejsze, luźne ubrania. Włosy, które sięgały jej już jednej trzeciej ramion, związała w niewielki, niski kucyk.
– Akurat, gdyby to był Zander, myślę, że być nie narzekała. – wyszczerzyła zęby, po czym otaksowała mnie znaczącym wzrokiem. – On raczej też nie.
Spłonęłam rumieńcem i zsunęłam ręcznik, aby zakryć nim piersi. Odprowadzana spojrzeniem Misurie, podeszłam do drzwi i przekręciłam kluczyk, który w nich zostawiłam. Później skierowałam się w stronę walizki. Przykucnęłam, aby wyciągnąć z niej jakieś ubrania.
– Nie jestem pewna. – znalazłam niebieską sukienkę, więc odłożyłam ręcznik na bok i zarzuciłam ją na siebie, uważając, aby nie dotknąć materiału mokrymi włosami. Kiedy miałam już na sobie coś więcej niż bieliznę, poczułam się pewniej. – Po rozmowie z pomocnikiem Najwyższego Radcy stał się jakiś dziwnie nieobecny. Przestał się w ogóle odzywać i słuchać, co do niego mówię.
– Może też stresuje się obecną sytuacją. – Misurie zabujała się w przód i w tył. Na wzmiankę o Regarte, zacisnęła usta i wciągnęła przez nos dużo powietrza. Już po tej „stonowanej" reakcji, mogłam przewidzieć, co się zaraz stanie. – A skoro już zaczęłaś temat: widziałaś, jak ten gość wygląda?! W sensie Najwyższy Radca?
– Trudno byłoby nie zauważyć. – usiadłam obok dziewczyny na łóżku i spojrzałam w przestrzeń. Trzymałam na ramionach ręcznik, aby woda z włosów nie ściekała na sukienkę ani tym bardziej na łóżko.
– No i co powiesz?
Uniosłam brwi i odwróciłam głowę w bok. Misurie przygryzała dolną wargę, a jej oczu błyszczały, jakby spotkanie z Radcą wcale jej nie martwiło, dopóki wyglądem przypominał modela, który wyszedł z jednego z jej plotkarskich magazynów. W sumie szkoda, że nie koncentrowałam się na niej, kiedy pojawił się Casimir Regarte, jej mina musiała być wtedy bezbłędna.
– Po pierwsze powiem, że chciałabym mieć tyle entuzjazmu co ty. – oznajmiłam zupełnie szczerze, wyciągając rękę. Zamknęłam zielonowłosej usta, ponieważ od dłuższej chwili szczerzyła się jak wariatka. – Po drugie: pamiętaj, że ten gość jest od nas starszy o dwanaście lat. Raczej by się wam nie ułożyło.
Misurie zaśmiała się, jednak w taki sposób, że wyłapałam w tym pojedyncze, buntownicze prychnięcie. Fakt, może nie nadawałam się do stwierdzania podobnych uwag jeśli sama spotykałam się ze starszym chłopakiem, jednak pomiędzy mną i Zanderem były tylko trzy lata różnicy. Nastolatek sam niedawno kończył szkołę, więc zbytnio się od siebie nie różniliśmy. No, oczywiście nie licząc naszego pochodzenia.
Zresztą, o czym ja w ogóle myślałam? Zielonowłosa wcale nie była na poważnie zainteresowana Radcą. Podobał jej się głównie z powodu wyglądu, jak również władzy, jaką posiadał. Takie osoby, bez względu na to, czy w świecie ludzi, czy magii, przyciągały do siebie innych niczym magnes.
Musiałam jak najszybciej porozmawiać z Vincentem.
Jego pokój znajdował się na samym końcu, co w sumie zauważył dopiero, gdy Shane oznajmił, iż powinien wziąć od niego klucz. Zostali na korytarzy tylko we dwóch, reszta gdzieś zniknęła, jednak chłopak nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy dokładnie się to stało. Dziesięć minut wcześniej stali całą grupą przed Najwyższym Radcą, a teraz nie było przy nim nikogo, prócz ochroniarza Vincenta. Nawet America rozpłynęła się w powietrzu, choć nastolatek mógłby przysiądź, że jeszcze przed sekundą słyszał jej oddalony głos.
– Jesteś rozkojarzony. – zauważył ochroniarz, kiedy Zander wyciągnął w jego stronę dłoń. Pogrążony w myślach wampir, nawet na niego przy tym nie spojrzał. – Wszystko w porządku?
– Oczywiście, czemu coś miałoby być nie tak? – odpowiedział pytaniem nastolatek, wpatrując się w fakturę klucza, jakby w tamtym momencie na świecie nie istniało nic bardziej godnego zainteresowania. Zacisnął na nim palce. Nie miał najmniejszej ochoty na dalszą rozmowę z mężczyzną, ale musiał zapytać: – Czy tamta kobieta, o imieniu Kayla... długo pracuje dla Rady?
Shane, który już szykował się do odejścia, uniósł brwi, a jego uwaga na powrót skupiła się na chłopaku. Nie sądził, że roztargnienie wampira będzie wynikać z innego powodu, niż spotkania z Najwyższym Radcą. Tym bardziej zdziwił się, iż nastolatek wydawał się znać czarnowłosą.
– Kayla? Zgłosiła się jakieś pół roku temu z prośbą, aby Najwyższy Radca przyjął ją do pracy na dowolne stanowisko. – oznajmił podejrzliwie, badając wyraz twarzy Zandera. Był nieodgadniony. – Chciała w ten sposób skrócić swoją karę, aby szybciej odzyskać kły, a że akurat w tamtym okresie pan Regarte mocno angażował się w politykę nocnych i pragnął utrzymać z nimi ciepłe stosunki, zgodził się na taki układ. Dlaczego cię to interesuje?
Zander zacisnął ręce w pięści, a jego twarz spochmurniała. Czując, że już i tak zbyt mocno przykuł uwagę strażnika, obrócił klucz wyprofilowanym końcem, po czym wcisnął go z dużą siłą w zamek. Szarpnął, a drzwi prowadzące do jego tymczasowego pokoju, których o mało co nie wyrwał z zawiasów, ustąpiły.
– Bez żadnego konkretnego powodu. – powiedział, siląc się na spokojny ton. – Bez powodu...
– Na zdjęciach jego włosy wydawały się dużo krótsze. – stwierdziła Misurie, kiedy razem z Vanessą i Danielem Colemanem kierowaliśmy się w stronę głównej jadalni. Chociaż nie, robiliśmy to jakiś czas temu, ponieważ niespełna po pięciu minutach naszą wędrówkę przerwała dziewczyna, której wzrok przykuły wiszące na ścianach obrazy. – I jest mniej umięśniony, niż myślałam. Czytałam, że dużo trenuje i uprawia szermierkę. Jakim cudem jest taki szczupły?
Pokręciłam z niedowierzaniem głową, a Vanessa, która podobnie jak zielonowłosa zainteresowała się portretem, przyglądała mu się, analizując słowa czarownicy. Stały tak już na korytarzu dobre pięć minut, oglądając namalowany wizerunek Najwyższego Radcy i nie zwracając najmniejszej uwagi na moje ponaglenia. Moje, gdyż strażnik, który teoretycznie powinien się tym zająć, stał z boku, cierpliwie czekając, aż zdecydujemy się iść dalej. Komentarze podopiecznej naprawdę go bawiły, toteż wcale jej nie przerywał. Zerkał jednak co jakiś czas na zegarek, aby kontrolować godzinę.
Dochodziła osiemnasta, więc nam, jako gościom, nie wypadało się spóźnić na kolację już pierwszego dnia pobytu w siedzibie Rady. Coleman, który jakieś czterdzieści minut wcześniej wrócił z Jeromem z patrolu, przyszedł do mojego pokoju, aby oznajmić, iż zaprowadzi nas do jadalni. W przydziale przypadły mu również Misurie i Vanessa, toteż za dziesięć osiemnasta całą czwórką ruszyliśmy na kolację. Nie wzięliśmy jednak pod uwagę nieprzewidzianych postojów.
– Pan Regarte braki w mięśniach, nadrabia inteligencją. – wyjaśnił Daniel, kiedy w końcu udało mi się oderwać Misurie od portretu Radcy i znów mogliśmy ruszyć w drogę. Dziewczyna jednak nie skończyła tematu, bo zaczęła wypytywać o mężczyznę swojego strażnika.
– Ale przecież ćwiczy szermierkę. – upierała się zielonowłosa, próbując nadążyć za szybko idącym ochroniarzem. Straciliśmy przez nią dużo czasu, musieliśmy się sprężać, inaczej dotarlibyśmy na kolację jako ostatni. Nie uśmiechała mi się perspektywa kolejnego spojrzenia w zielone oczy Casimira Regarte, więc sama starałam się popędzać przyjaciółkę jak tylko potrafiłam. – Uprawianie sportu pomaga wypracować dobrą sylwetkę.
Daniel westchnął. Widocznie rozmowy o tężyźnie fizycznej innych mężczyzn nie należały do jego ulubionych tematów. Biedny, w końcu zrozumiał, że trafił na podopieczną, która kochała tego typu rozmowy, a usta nie zamykały jej się nawet, kiedy wyczerpała już wszelkie tematy.
– Nie rozumiem, dlaczego sugerujesz, iż sylwetka pana Regarte jest nieodpowiednia. – wskazał boczny korytarz, więc skierowaliśmy się w tamtym kierunku. – Jest wysoki, zręczny i przede wszystkim wysportowany. Do szermierki nadaje się wręcz idealnie. To wyjątkowo dynamiczny sport, jednak Najwyższy Radca koncentruje się głównie na technice i strategii. Ćwiczy od wielu lat, a choć siła jest dla niego ważna, bardziej stawia na koordynacje, wytrzymałość i gibkość.
Misurie wydęła usta, nieusatysfakcjonowana z tak pokrętnej odpowiedzi, a Vanessa przekrzywiła głowę. Ja natomiast byłam wdzięczna Danielowi, że chociaż próbował nakierować rozmowę na inne tory. Ta ciągle krążyła tylko wokół Radcy, powoli stawało się to nudne, a wręcz męczące.
– No dobrze, ale czemu w takim razie...?
Zielonowłosa umilkła i zatrzymała się na środku korytarza, wpatrując się w coś na jego końcu. Otworzyła usta, ale z jej gardła wydobył się jedynie cichy, gardłowy skrzek. Nic dziwnego. Ja i Vanessa również zamarłyśmy, kiedy naszym oczom ukazało się czarne jak noc, szczerzące kły zwierzę stojące dokładnie na naszej trasie.
– D... Daniel, powiedz proszę, że mam problemy ze wzrokiem. – wychrypiała Misurie, starając się, aby jej głos brzmiał jak najciszej, a jednocześnie zrozumiale. Przełknęła ślinę. – W... wcale nie mam przed sobą ogromnej, czarnej pumy, prawda?
– Ściślej rzecz ujmując, to pantera. – odparł Daniel bez zająknięcia, wpatrując się w ślepia zwierzęcia. Również się nie ruszał i tak jak dziewczyna, szeptał. – Nie ma czarnych pum.
– Zmienię pytanie. – zielonowłosa zacisnęła powieki. – Co robi to bydle w głównej siedzibie Rady?!
Głos jej się załamał i chyba automatycznie pisnęła. Pantera zastrzygła uszami, po czym zaczęła iść w naszym kierunku, leniwie machając ogonem.
Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania :) Piszcie co myślicie o Najwyższym Radcy i zachowaniu Zandera. Macie jakieś teorie spiskowe?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top