Rozdział 1 cz.1
Nim przeczytasz, upewnij się, że jesteś zaznajomiony/a z OBIEMA częściami wydanej książki "Przebudzenie. Córka Wiatru". W przeciwnym wypadku, czytasz ten tom na własną odpowiedzialność!"
Dwa tygodnie wcześniej...
– Nie chcę. – powiedziałam, patrząc z obawą na gotującą się, mazistą substancję. Podejrzane bąbelki unosiły się do góry i pękały z dziwnym sykiem tuż nad wysokością kociołka. W powietrzu roznosił się nieprzyjemny, odrzucający odór przypominający zapach padliny, a przynajmniej czegoś do niego podobnego. Nie mogłam tego konkretnie stwierdzić, gdyż, na całe szczęście, nie wiedziałam jak pachniały zwierzęce zwłoki.
– Tchórzysz? – Misurie wyszczerzyła zęby i uniosła chochlę wyżej. – Nie powiesz mi chyba, że czarownica, która pokonała syna Władcy Ognia, boi się spróbować eliksiru.
– Misu, naprawdę ci ufam, ale nie wierzę, żeby to zadziałało. – odsunęłam się z obrzydzeniem. Akurat w tej samej chwili wywar zabulgotał i wypluł na podłogę trochę zielonego płynu. – Mam się zaraz spotkać z Zanderem. Jeśli będę śmierdzieć tym... czymś, to niechybnie mnie rzuci.
Nastolatka skrzywiła się i oparła wolną rękę na biodrze.
– Daj spokój. – zamachnęła się napełnioną chochlą. – Może to rzeczywiście nie pachnie najlepiej, ale ma niesamowitą moc. Zachowuj się jak przystało na księżniczkę i nie uciekaj.
– Jako księżniczka nie musiałam pić takich rzeczy. – wystawiłam język i pomimo jej karcących spojrzeń, zaczęłam się wycofywać. – Dlaczego zresztą nie weźmiesz sobie do testowania Dafne, albo Shirley? One na pewno z chęcią zaryzykują życie i będą próbowały twoich specyfików.
Misurie prychnęła.
– Pytałam, ale, cytuję, uznały, że mają jeszcze na tyle zdrowego rozsądku, że nie zamierzają zgadzać się na picie moich pysznych, niskokalorycznych napojów magicznych.
Uniosłam brwi.
– Niskokalorycznych? – powtórzyłam z mieszanką rozbawienia i powątpiewania.
– Nie śmiej się, tylko pij. – nastolatka doskoczyła do mnie jednym susem i podstawiła mi pod nos chochlę. – Obiecuję, że przeżyjesz.
Zatkałam nos i przywarłam plecami do ściany. Jak na złość, musiałyśmy się znajdować w sali od eliksirów, która nie należała do największych pomieszczeń w szkole im. Ursula Cennerowe'a. Nie miałam gdzie uciekać.
– Przypomnij mi, na co to jest? – odchyliłam głowę i szybko zacisnęłam wargi, bo Misurie próbowała skorzystać z okazji, że się odezwałam i na siłę wlać mi eliksir do otwartych ust.
Dziewczyna westchnęła i wskazała na kociołek.
– Dzięki temu płynowi, będziesz mogła przez jakiś czas, czytać w myślach osób, które ci na to pozwolą. – wyjaśniła nastolatka i zachęcającym gestem uniosła chochlę. – Jeśli ktoś ma słaby umysł lub nie będzie skoncentrowany, z łatwością wyczytasz jego ukryte pragnienia.
Wcale nie byłam przekonana.
– Czy to nie jest przypadkiem eliksir odkrycia? – zapytałam, prostując się.
Misurie pokiwała głową.
– Znalazłam go w jednej z książek, a że miałam jeszcze trochę krwi Vincenta, uznałam, że to idealna okazja, aby spróbować go uwarzyć. Taka okazja nie zdarza się przecież na co dzień.
Zastanowiłam się. Próbowałam sobie przypomnieć, co kojarzyłam o eliksirach tego typu, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Jedyne, co wiedziałam, to to, że...
– Czekaj, przecież to napój magiczny, który robią jedynie wyspecjalizowani czarodzieje. – przypomniałam sobie. – Tylko magowie wysokiego stopnia potrafią go zrobić w taki sposób, żeby nic nie zepsuć. Jakim cudem, od tak znalazłaś przepis w książce?
Dziewczyna oburzyła się, słysząc moje słowa.
– Też umiem go uwarzyć. – żachnęła się. – Pragnę ci przypomnieć, że jako Leanice obdarzyłaś mnie jednym ze swoich talentów, którym była umiejętność tworzenia eliksirów.
Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale zaraz je zamknęłam, nie mogąc znaleźć żadnych sensownych słów.
To była prawda.
Jakiś czas temu, a dokładniej trzy tygodnie temu, w czasie świętowania zaćmienia księżyca, dowiedziałam się, że kiedyś żyłam pod inną postacią. Byłam księżniczką, córką jednego z Czterech Wielkich Władców, Władcy Powietrza. Ponieważ Leananice, czyli moja biologiczna matka, zmarła, od urodzenia mieszkałam u ojca, w jego Królestwie.
Gdy byłam już w miarę dorosła, zaczęłam rozumieć prawdziwe uczucia i zapragnęłam miłości. Ku swojemu zaskoczeniu, niespodziewanie zakochałam się w synu Władcy Ognia, przystojnym księciu pochodzącym z sąsiedniego Królestwa. Nie była to jednak jednostronna relacja. Chłopak także zaczął do mnie żywić głębokie uczucia.
Niestety, nie dane nam było żyć razem. Rinari Fillori, bo tak nazywał się chłopak, któremu oddałam swoje serce i duszę, miał brata, maga o wybuchowym temperamencie, który był o mnie zresztą chorobliwie zazdrosny. Również się we mnie zakochał, ale został odrzucony. Pałając rządzą zemsty, wyzwał Rinari'ego na pojedynek, w którym to ja miałam być nagrodą. W krwawej walce na śmierć i życie, pokonał go, wbijając mu miecz w ramię.
Mój ukochany książę nie miał szans w starciu z rozwścieczonym bratem. Na moich oczach, wydał z siebie ostatnie tchnienie i zmarł.
Zostałam sama i zrozumiałam, że tylko ja mogłam powstrzymać zło. W akcie rozpaczy poświęciłam swoje własne życie, aby uratować świat przed Aisaden'en Airen'em i nie pozwolić mu przejąć władzy. Miałam umrzeć i dołączyć do ukochanego, ale Władca Powietrza pozwolił mi się odrodzić. Chciał, abym zyskała szansę na spokojną, dobrą przyszłość w czasach, w których magia stałaby się czymś powszechnie znanym i bezpiecznym.
Razem ze mną, czyli dawną Leanice, w XXI wieku, pojawili się także inni; moje Lytuanki, mój ukochany, Rinari, który narodził się jako Zander Licavoli, a także Dorian, reinkarnacja jego brata, Aisaden'a Airen'a. Wszyscy razem, za sprawą tego ostatniego, spotkaliśmy się w szkole Ursul'a Cennerowe'a, gdzie Dorian Magelli, chciał siłą zmusić mnie, abym się w nim zakochała. Kiedy jednak zrozumiał, że znów obdarzyłam bezgranicznymi uczuciami Rinari'ego, a nie jego, postanowił się zemścić. Próbował nas pozabijać, aby mieć jeszcze jedną szansę i spotkać mnie w kolejnym życiu. Nie wiedział niestety, że następne odrodzenie nie było możliwe.
Musiałam dołożyć wszelkich starań, aby przeszkodzić nastolatkowi w jego planach. Przebudziłam się jako Leanice i, ryzykując własnym życiem, pokonałam go. W ten sposób stałam się dziedziczką spuścizny Władcy Powietrza.
Wiązało się to niestety również z tym, że musiałam się użerać z jedną z moich upartych Lutyanek, Misurie Ashton.
Dziewczyna na swój sposób była naprawdę przyjacielska i warta obdarzenia swoją sympatią. Miała niezbyt długie włosy i zieloną grzywkę, która wpadała do jej fioletowych, bystrych oczu. Była szczupła i drobna, ale swoją siłą i charakterem potrafiła zaskoczyć niejednego maga, czy wampira (na przykład Vincenta, który ostatnio ciągle kręcił się w jej pobliżu).
Misurie poznałam od razu po przyjeździe do szkoły. Była jedną z pierwszych osób, które do mnie wtedy zagadały i to właśnie ją wybrałam na swoją najlepszą przyjaciółką. Dziewczyna świetnie sprawdzała się w tej roli, zawsze mnie wspierała i choć mieszkałam w szkole dopiero od niecałych trzech miesięcy, czułam się, jakbym znała nastolatkę od wielu, wielu lat. W gruncie rzeczy nawet tak było, gdyż dopiero po Przebudzeniu zrozumiałam, że nasze spotkanie wcale nie było przypadkowe. To, że moja Lutyanka stała się moją najwierniejszą towarzyszką, zostało zapisane w naszym przeznaczeniu.
A teraz ta Lutyanka chciała mnie otruć jakimś podejrzanym eliksirem.
– A może ja nie chcę czytać innym w myślach! – skrzywiłam się. – Jeszcze spotkam Christiana, a wiesz jaki on jest! Będę musiała słuchać jak podświadomie zrywa ze mnie ciuchy i w wyobraźni robi obleśne rzeczy.
Misurie zaczęła się śmiać.
– Nie przesadzaj. – szturchnęła mnie w ramię. – Pomyśl o tym, co możesz usłyszeć od Seriny. Ta wariatka pewnie wciąż knuje jak cię zabić, więc będziesz się mogła przygotowana na jej niespodziewane akcje. Albo nie! Możesz wykorzystać eliksir, żeby podsłuchać myśli nauczycieli. W końcu zbliżają się testy i na pewno zastanawiają się, jakie ułożyć na nie pytania. Jeśli się uda, będziemy miały...
– Dobra. Przekonałaś mnie już tą Seriną. – skłamałam, bo tak naprawdę chciałam po prostu, żeby przestała tyle gadać. Czarownica miała przykrą przypadłość; jeśli zaczynała mówić, nie dało się jej tak łatwo uciszyć.
Misurie rozpromieniła się i wystawiła rękę. Nie byłam przekonana, ale niepewnie wzięłam od niej chochlę. Przyjrzałam się bulgoczącemu, syczącemu płynowi.
– Jesteś pewna, że nic mi się nie stanie?
Dziewczyna pokręciła energicznie głową.
– Jak coś, to w kilka minut uwarzę antidotum. – zapewniła, przykładając dłoń do serca. – Zresztą, przecież nie namawiałabym cię do picia czegoś, co mogłoby ci zaszkodzić. Wiem, że nie doszłaś jeszcze do siebie po naszych ostatnich... przygodach.
Uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam na białe pasma włosów, które uciekały z warkocza i spływały na moje ramię. Odkąd się przebudziłam, moje śliczne, różowe pasemka zniknęły i nie chciały powrócić. Codziennie rano z nadzieją spoglądałam w lustro, ale wciąż widziałam w nim jedynie bladą, szczupłą nastolatkę o niebiesko zielonych oczach i jasnych jak śnieg włosach.
Ostatnimi czasy spędziłam mnóstwo czasu w skrzydle szpitalnym, aby dojść do siebie po tym jak o mało co nie umarłam. Z tego powodu strasznie schudłam i zmizerniałam. Nawet pomimo tego, że regularnie brałam lecznicze eliksiry, moja rekonwalescencja była bardzo powolna, a także żmudna. Nie miałam już żadnych ran, czy obrażeń wewnętrznych. Wciąż jednak odczuwałam czasami senność i ból głowy. Przyjaciele bardzo się o mnie martwili, więc pielęgniarka zapewniła ich, że po tym co przeżyłam, tego typu dolegliwości będą zdecydowanie normalne i nie powinni panikować, jeśli nagle zakręci mi się w głowie, czy upadnę. Oczywiście, gdy to usłyszeli, stwierdzili, że dobrze się mną zaopiekują. Włączył im się jakiś chory instynkt, bo nie odstępowali mnie praktycznie na krok.
– Jeśli nagle zacznę wymiotować, albo widzieć podwójnie to masz natychmiast biec po pielęgniarkę. – powiedziałam poważnie. – I nie ma, że nie możesz tego zrobić, bo uwarzyłaś ten eliksir nielegalnie.
Misurie zrobiła minę niewiniątka. Gdy spojrzałam na nią groźnie, dała za wygraną i wzruszyła ramionami.
– W porządku. Gdy zaczniesz umierać, od razu podniosę na nogi całą szkołę. Zresztą wtedy pewnie do ciebie dołączę. Zander nie daruje mi, jeśli ukatrupię jego dziewczynę po tym, jak niespełna dwadzieścia dni temu była o włos od śmierci. Już wtedy wyglądał jakby miał wszystkich zamordować, więc gdyby teraz dowiedział się, że faszeruję cię eliksirami...
Wzdrygnęła się, a ja parsknęłam śmiechem na samą myśl o tym, że Licavoli mógłby gonić Misurie po całym wymiarze i próbować ją zamordować za to, że posłała mnie do grobu z czystej ciekawości, czy jej magiczny napój zadziała. Nie każdy chłopak był tak troskliwy.
– Więc miejmy nadzieję, że nic mi się nie stanie. – cmoknęłam, wstrzymując oddech. – Twoje zdrowie.
Przechyliłam chochlę i starając się ignorować duszący fetor, wypiłam okropny eliksir do samego dna. Pachniał paskudnie, ale o dziwo jego smak nie był najgorszy. W każdym razie nie wypiłabym kolejnej porcji, bo jej konsystencja miała wiele do życzenia. Gdy poczułam na języku mazistą substancję, od razu się zakrztusiłam, pragnąc ją jak najszybciej wypluć. Z trudem przełknęłam ostatnie krople i spojrzałam z wyrzutem na Misurie.
– Widzisz. Już po wszystkim. – nastolatka udała, że patrzyła w inną stronę. – Za jakiś czas powinno zacząć działać.
– Za jakiś czas?
– Góra za godzinkę, może dwie. – dziewczyna zabrała mi chochlę i skierowała się w stronę kociołka. – Na razie możesz iść. Jak coś zacznie się dziać, przyjdź do mojego pokoju.
– Czyli jak zacznę słyszeć tajemnicze głosy w głowie? – zapytałam tonem przesiąkniętym ironią.
– Mniej więcej. – Misurie spokojnie chwyciła fiolkę i przelała do niej trochę płynu. Szczelnie zamknęła buteleczkę korkiem, a następnie mi ją podała. – Jeśli nie zadziała, wypij to. Nie bardzo wiem jaką trzeba przyjąć dawkę, żeby czytać komuś w myślach, więc na wszelki wypadek weź jeszcze jedną porcję.
Spojrzałam na fiolkę, a potem na moją dawną Lutyankę.
– Fantastycznie. – przewróciłam oczami i wzięłam przedmiot. Schowałam go do kieszeni bluzy, po czym chwyciłam z ławki torbę i zarzuciłam ją sobie na ramię. – Idę na razie do Zandera. Nie siedź za długo w sali, bo w końcu ktoś cię z niej wyrzuci.
Misurie posłała mi ręką pocałunek i podeszła do szafy z magicznymi ziołami. Natychmiast straciła mną zainteresowanie, więc westchnęłam i otworzyłam drzwi. Wyszłam z sali, zostawiając nastolatkę samą z jej ukochanymi buteleczkami i kociołkami.
Ruszyłam w stronę głównego holu. Był wieczór, więc raczej żaden z uczniów nie przebywał w tym czasie w okolicach sal lekcyjnych. O tej porze większość magów siedziała zazwyczaj w swoich pokojach, w bibliotece lub w sali gier. Było to tym bardziej prawdopodobne, że od ładnych paru godzin na zewnątrz bez przerwy lał deszcz. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wychodził w taką pogodę poza teren szkoły.
Szłam korytarzem, odprowadzana przez złowieszcze krople deszczu stukające o szyby. Na szczęście nie było piorunów, ani grzmotów. Czarne, groźne chmury zapowiadały jednak, że wkrótce naprawią to niedopatrzenie. Znając moje szczęście, planowały zafundować mi serię wyjątkowo jasnych, głośnych, a co za tym idzie, przerażających błyskawic.
Wzdrygnęłam się i trzymając się jak najdalej okien, skręciłam za róg. Odkąd się przebudziłam byłam o wiele bardziej podatna na różne bodźce. Wcześniej też nie przepadałam za burzami, ale teraz wpadałam w istną panikę na myśl o tym, że w każdej chwili mogłam zobaczyć błysk i towarzyszący mu huk piorunów.
Otuchy dodawała mi świadomość tego, że znajdowałam się w zamkniętej, bezpiecznej szkole, której prawdopodobnie nie ruszyłby nawet wybuch bomby atomowej. Ostatnio przekonałam się o tym na własnej skórze, kiedy w piwnicach używałam niesamowicie zaawansowanych czarów, które normalnie zniszczyłyby wszystko w okolicy kilometra. Skoro jednak Cennerowe miał się dobrze, nie miałam się czego obawiać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top