Bonus - świąteczny special *2


Śnieg zawsze kojarzył się Leanice z czystością i delikatnością. Nie sądziła, że kiedykolwiek oprócz śladów zwierząt, czy igiełek opadających z drzew, ujrzy na niej plamy rubinowej krwi.

Jak się okazało, przewinieniem dziewczynki przywiązanej do pala była zdrada.

- Ta dziewka wielokrotnie obcowała cieleśnie z mężczyzną, który nie został jej przeznaczony - mówił mężczyzna, który z każdym słowem coraz energiczniej wymachiwał dłonią, w której ściskał grubą gałąź. Miał szorstki głos przywodzący na myśl łamanie kości. - Dopuściła się nierządu, choć jej rodzina wyraziła przychylność względem jej niedoszłego partnera. Ich związek miał zostać przypieczętowany przed kolejną kwartą księżyca. Zanim jednak to nastąpiło, kurtyzana oddała się innemu, co odkryła jej matka! Za ten uczynek niewierna została skazana na dwadzieścia uderzeń gałęzią. Dziękujmy niebiosom, że uraczyły nas oczyszczającą bielą. Dzięki niej, winy tej niewiernicy mogą zostać obmyte i zapomniane, a jej rodzina nie okryje się hańbą!

Wypowiadając ostatnie zdanie, prawie krzyczał, a ludzie wtórowali mu wrzeszcząc i wręcz warcząc w kierunku szamoczącej się w uwięzi dziewczynki. Tamta przypominała uwięzioną łanię, która wpadła we wnyki i aż nazbyt świadoma nadchodzącej śmierci, ostatkiem sił walczyła o wolność. Dla Leanice nie ważne było, czy zrobiła to, co jej zarzucano, czy też po prostu padła ofiarą święta Pierwszej Bieli, które widocznie wymagało kogoś, kto by się dlań poświęcił. Liczyło się tylko to, iż za chwilę miała być świadkiem tortur, a tego by nie przeżyła. Nie dla czegoś takiego zdecydowała się ryzykować i opuścić samotnie pałac!

Żyła w lesie panienka, co swe serce chciała

oddać chłopcu, który by się o jej dłoń starał

Majątek jej nie w głowie, ni złoto, ni korona,

pragnie tylko skromnie, być przez nań wielbiona

Księżniczka zacisnęła usta, kiedy rozległy się słowa pieśni, a ludzie poczęli machać rękami i tańczyć. Melodia syren, a teraz także i ludzi, była skoczna, jednak na swój sposób powolna, jakby roztaczała wokół mroczną aurę. Przygrywano do niej na instrumentach z drewna i elastycznych nici. Zawierała w sobie złowrogą nutę, a świadczył o tym sam fakt, iż ci, którzy grali, szarpali za nici, a mężczyźni, którzy podjęli się rytmicznego uderzania w wydrążone wcześniej pnie drzew, bili w nie z całych sił.

Mrok. Pomimo liżących nieboskłon płomieni ognisk, rozświetlających okoliczne chaty, to właśnie nieprzenikniona ciemność stanęła przed oczami jasnowłosej, kiedy do jej uszu dotarły śpiew i tekst pieśni. Przy jej akompaniamencie miał cierpieć człowiek, bolesne, szpiczaste ciernie oplatały ludzkie serca, odbierając im zdolność miłosierdzia i współczucia.

Leanice zasłoniła usta dłonią, kiedy gałąź pokryta kolcami uniosła się, po czym spadł pierwszy cios. Dziewczyna przywiązana do pala wrzasnęła, a suknia na jej plecach rozdarła się, ukazując podłużny, krwawy ślad. Nogi ugięły się pod nią, a ciało wygięło się do tyłu, uciekając przed palącymi liźnięciami gałęzi. Kat nie zamierzał dać jej czasu na oprzytomnienie, bo zanim ludzie dokończyli zwrotkę pieśni, padły kolejne trzy ciosy, a zimny, nocny wiatr poniósł rozdzierający duszę pisk.

W swym lesie żyje sama, szuka liści, łyka

nie spotka nigdy pewnie żywego człowieka

Gałęzie jej schronieniem, ściółka leśna łożem,

cały las panience z ochotą pomoże

- Błagam. - Leanice zaczęła płakać. - Pomóżcie jej.

Aisaden Airen spojrzał bezradnie na brata, a Rinari zacisnął dłonie w pięści. Dobrze wiedzieli, że nie powinni się wtrącać, jeśli nie chcieli się ujawniać. Ludzie z wiosek obchodzili uroczystości na swój własny sposób, a zasięg władzy braci nie docierał do Królestwa Powietrza, aby mogli im tego zabronić. Była ich dwójka, choć oboje z łatwością pokonaliby wieśniaków, pokazanie im ich mocy było zbyt ryzykowne. Przeraziliby się mocy Aisadena Airena i nadludzkich umiejętności Rinari'ego. Ludzie bali się wszystkiego, czego nie rozumieli.

Pod tym względem tylko Leanice, jako córka Władcy Powietrza i pani ziem, na których powstała wioska, mogła zaradzić na obecną sytuację. Nie tylko jednak sama nie mogła odkryć swojego pochodzenia, ale i była zbyt roztrzęsiona, aby jakkolwiek zareagować. Trzęsła się tak bardzo, że Rinari musiał ją podtrzymywać za ramiona, gdyż była bliska omdlenia. Czuła pulsowanie w głowie, jakby napiła się zbyt mocnego trunku, a dudniąca muzyka tylko pogarszała jej stan. Przed oczami tańczyły jej ciemne plamy, były niczym złe chochliki czerpiące siły witalne z syreniej, płomiennej pieśni. Wprost przeciwnie do księżniczki, która miała wrażenie, jakby z każdym oddechem, opuszczała ją cała energia.

- Sześć! - warknął mężczyzna pełniący funkcję kata. Jego ofiara słaniała się na nogach, a jej opadająca głowa świadczyła o tym, że niedługo przestanie reagować na ból, bo opadnie całkowicie z sił. Jej sine plecy były już pokryte krwią, wyznaczającą czerwone ścieżki wzdłuż kręgosłupa. Ściekała po nogach, ale wciąż ani jedna kropla nie zrosiła ziemi i widocznego na niej, udeptanego śniegu.

Nasiona jej posiłkiem, leśne duszki bratem,

dziewczyna jednak tęskni za ludzkim kamratem

W końcu gdzieś przed lasem, widzi parę młodą,

dziewczynę i chłopca, co lśnią ziemską urodą,

- Jeśli tak dalej pójdzie, ta biedna dziewczyna nie dożyje nawet piętnastu uderzeń - podsumował Airen z wściekłością. - Już chyba lepiej byłoby, gdyby zamiast gałęzi użyli sztywnego kija. Wtedy przynajmniej skatowaliby ją przy piątym, może szóstym ciosie i by tak nie cierpiała.

Leanice otrzeźwiała na te słowa. Poderwała się z objęć Rinari'ego i zamrugała, jakby dopiero co obudziła się z nieprzyjemnego, ale długiego snu. Kaptur opadł jej z głowy, ale nie przejmowała się, że ktoś mógł zainteresować się jej włosami. W tłumie wszystkie oczy były skierowane w innym kierunku. Poza tym było ciemno i tylko wszechwiedzące, połyskujące na nieboskłonie gwiazdy mogły odkryć jej pochodzenie.

Dostrzegła po kolei: plac, pal i majaczącą dziewczynę, a kiedy dodatkowo ujrzała krew, która szpeciła bladą, posiniaczoną skórę, obraz rozmył jej się przed oczami. Zadała sobie w myślach pytanie, dlaczego do tej pory nic nie zrobiła? Przecież płacząc i zawodząc w ramionach synów Władcy Ognia wcale nie pomagała czarnowłosej. Kolejne ciosy spadały, a wciąż było ich zbyt wiele.

Choćby sama miała zginąć, nie zamierzała pozwolić na takie okrucieństwo. Może i nie posiadała mocy, ale niczym matka pragnęła troszczyć się o każde stworzenie, jakie chodziło po ziemi.

Nie widzą jej, nie słyszą, choć panienka woła,

przebić się przez drzew ściany, dziewczyna nie zdoła

Pieśń, którą bez przerwy słyszała w zakamarkach umysłu, zagłuszyła jej racjonalne myślenie. Nie bacząc na to, że była słaba i nie mogła się równać z przeciwnikiem, gdy tylko Rinari rozluźnił uścisk, wyrwała mu się i potykając się, pobiegła w stronę środka placu. Oczywiście bracia zareagowali niemal natychmiast, więc już po chwili cała trójka znajdowała się w centrum wydarzeń. Wioska zamarła, bowiem sytuacja zmieniła się diametralnie. Księżniczka, która miała milisekundową przewagę nad synami Ognia, dotarła do dziewczyny i niewiele myśląc, zasłoniła ją własnym ciałem, aby nie pozwolić na kolejne uderzenie. Kat nie zauważył jej z początku i mechanicznym gestem wymierzył kolejny cios. Ten jednak nie dosięgnął ani pleców jasnowłosej, ani dziewczyny, którą objęła ramionami. W ostatniej sekundzie gałąź zatrzymała się w miejscu, a mężczyzna wrzasnął z bólu. Jego dłoń została unieruchomiona przez moc Airena, który wpatrywał się w niego z morderczym wyrazem twarzy. Rinari, który poruszał się szybciej, podbiegł tymczasem do otumanionej strachem Leanice.

- Nie waż się podnosić na nią ręki głupcze - warknął młodszy z braci, spowitym lodem tonem, który przeraziłby najodważniejszego męża. Wszystkie mięśnie jego ciała napięły się na samą myśl, iż córce Władcy Powietrza mogłoby się cokolwiek stać. - Zrób to jeszcze raz, a na drzewach otaczających wioskę oprócz owoców zawisną twoje nic nie warte wnętrzności.

Mężczyzna jęknął, zdjęty groźbą, a ludzie wokół patrzyli z przerażeniem, jak jego bezwiednie wisząca w powietrzu dłoń wypuszczała gałąź. Muzyka ucichła, słychać było jedynie stękanie kata, przyśpieszony, nierówny oddech Leanice, jak również nieprzerwane strzelanie ognisk. Ludzie zamarli, nikt nie spodziewał się sprzeciwu, ani tym bardziej tak nagłego przerwania obrzędu.

Tyle że to nie na tym skupiła się cała uwaga.

- Cz... czary... - wyszeptał ktoś z przerażeniem, ubierając w słowa to, co zrobił jeden z przybyłych. - Nieczyste moce! Licho jakie!

Niestety, jeden, początkowo niepewny głos wystarczył, aby pojawiły się kolejne. Nagle wszyscy zaczęli krzyczeć jeden przez drugiego, wierząc, że użycie magii przez syna Władcy Ognia oznaczało, że w wiosce pojawiły się demony i czarownice. Niektórzy krzyczeli, iż to z powodu zakłócenia ceremonii, inni rzucali się do ucieczki, aby być jak najdalej od tajemniczej trójki przybyłych. Ludzie nie zdawali sobie sprawy z kim tak naprawdę mieli do czynienia. Jakkolwiek jeszcze chwilę wcześniej się radowali, teraz ogarnięci strachem, szukali schronienia, a co odważniejsi, sposobu, aby przepędzić złe duchy. Ktoś krzyczał o ukrywaniu dzieci, ktoś inni pobiegł po czystą wodę, której, w jego mniemaniu, powinni obawiać się upiory. Wybuchła wszechobecna panika.

- Leanice? - Rinari nie bacząc na popłoch i chaos, jaki go otaczał, zwrócił się miękko do jasnowłosej księżniczki i ujął ją za lodowate dłonie. Dziewczyna była niczym z kamienia, więc ostrożnie odsunął ją od pala i pobieżnie obejrzał jej ciało. Poza pokrytą krwią peleryną, nie odniosła żadnych obrażeń, więc uspokojony chłopak obejrzał się na czarnowłosą. W jej przypadku sprawy miały się dużo gorzej, rana pokrywała się z raną, a nagie plecy w większości zrosiła krew.

Jak się okazało dziewczyna zemdlała z bólu. Książę rozerwał liny, a kiedy wiotkie ciało opadło w jego ramiona, zdjął własny płaszcz i okrył nim dziewczynę. Wstrzymując oddech, aby nie czuć krwi, wyciągnął zza paska nóż, po czym jednym sprawnym ruchem naciął sobie nadgarstek. Leanice, która wciąż była w szoku, opadła na kolana, przyglądając się jego poczynaniom. Czuła się tak źle, że nawet nie zareagowała, widząc jak ciemnowłosy umyślnie ranił sobie dłoń. Wpatrywała się w niego, jakby jego postać prześwitywała, a jej celem stał się nieruchomy, odległy punkt gdzieś za jego torsem. Była oblepiona cudzą krwią, a zapach miedzi wdzierał się do jej nozdrzy, przypominając, że ten koszmar wydarzył się naprawdę.

- Airenie, uspokój tych wieśniaków, z łaski swojej - powiedział zirytowany Rinari, przykładając nadgarstek do ust ledwie oddychającej dziewczyny z wioski. Mimo braku świadomości, krew wlała się do jej ust i automatycznie ją przełknęła. - Już i tak zwróciliśmy na siebie zbyt dużo uwagi.

Aisaden Airen przytaknął, a następnie stanął na środku placu i wypowiedział zaklęcie. Pal uniósł się na wysokość najniższych drzew, po czym z hukiem upadł na ziemię, roztrzaskując się w drobne drzazgi dużo dalej. Wioska ucichła, a ludzie znieruchomieli, bojąc się kolejnych ciosów, tym razem wymierzonych w nich samych. Księciu chodziło właśnie o to, aby wróciła cisza. Kiedy wszyscy zatrzymali się w miejscu i zapanował chwilowy spokój, wyciągnął dłoń i obrócił się w miejscu, tworząc na ziemi ognisty krąg. Kilka kobiet rozpłakało się, jakby były przekonane o swoim końcu. Chłopak, słysząc to, tylko ciężko westchnął.

- Zaklęcie zapomnienia? - zapytał sam siebie, po czym pokręcił głową. - Nie, zróbmy to dokładnie. Tak, aby nigdy więcej nawet nie myśleli o torturowaniu, czy składaniu ofiar z innych mieszkańców wioski. Bracie, jeśli pozwolisz, skorzystam z twoich umiejętności wpływania na ludzi i manipulowania ich wspomnieniami.

Przymknął powieki, a jego płaszcz uniósł się pod wpływem wzbierającego wiatru. Kiedy wszystkie ogniska spoza kręgu zgasły, chłopak począł wymawiać długą, skomplikowaną inkantację. W miarę upływu czasu, wiatr stopniowo cichł, a gałęzie drzew zamierały nieruchomo, zupełnie jak ludzie. Wieśniacy po kolei zamykali oczy, nieświadomie poddając się czarom. Pomimo strachu, nie umieli walczyć z magicznymi mocami, które otępiały ich zmysły.

Płomienie przestały tworzyć krąg i zmieniły się w długiego, ognistego węża, który podniósł się z ziemi, po czym rozpoczął wędrówkę po wiosce. Najpierw zatoczył kilka kół wokół klęczącego Rinari'ego, a następnie rozszczepił się na wiele mniejszych części. Pełzające w powietrzu macki zatrzymywały się przy każdym człowieku i niczym długimi językami, lizały ich po twarzach, nie parząc, ani nie zostawiając śladów.

- Od teraz będą musieli mieć nowe... tradycje... - książę wodził wzrokiem po bezwolnych z powodu działania czarów ludziach. Użycie magii nieco go osłabiło, toteż nabrał do płuc duży haust powietrza, aby się opamiętać. - Nie dam rady sprawić, aby całkowicie zapomnieli o tym, jakie odprawiali obrzędy, więc pomieszam ich wspomnienia. Sprawię, aby kojarzyli czerwień krwi i biel śniegu z czymś, co nie wymaga czynienia krzywdy.

Zamyślił się, a ogniste pasma zwolniły i kłębiły się nad wioską niczym kołujący, szukający pożywienia smok. Aisaden Airen zastanawiał się, jak wpoić ludziom, aby zmienili swoje przyzwyczajenia, kiedy przypadkiem jego wzrok padł na siedzącą na śniegu Leanice. Peleryna pokryta krwią niezwykle kontrastowała z jej jasnymi, rozrzuconymi na ramionach włosami i chłopak, wbrew powadze sytuacji, a także własnym upodobaniom uznał, że niezwykle wyglądałaby w sukni właśnie w tej barwie, w kolorze rubinów. Z pewnością zostałaby zapamiętana...

Uśmiechnął się, gdy wpadł na pewien pomysł. Wypowiedział kolejną inkantacje, a ogień runął w dół, aby skumulować się w jego dłoniach. Airen przymknął powieki, a następnie odczekał kilka uderzeń serca, pozwalając, aby ciepło życiodajnego ognia rozeszło się po jego chłodnym ciele. Kiedy wyczuł odpowiedni moment, szarpnął rękami w dół, a cała kumulująca się w nich energia uwolniła się i rozeszła w postaci ognistej fali. Uderzyła w wieśniaków, a ci upadali na ziemię jeden po drugim, pogrążając się jakby we śnie.

Wioska pogrążyła się tym samym w bezruchu. Martwota, jaka w niej zapanowała, w połączeniu z ciemnościami nagle zaczęła przywodzić na myśl wymarłą, podbitą osadę, gdzie nikt nie zapuszczał się od wielu lat. Brak odgłosów stał się nieprzyjemniejszy od hałasu, a leżące na śniegu sterty bezwładnych ciał jedynie potęgowały potworne uczucia bezruchu i skostnienia. Tylko wiatr, który wrócił zaraz po zakończeniu zaklęć Aisadena Airena, dyskretnie smagał wiszącymi na gałęziach ozdobami.

Leanice poderwała się na równe nogi i chwyciła księcia za ramię.

- Co im zrobiłeś? - zapytała ze strachem. Chwiała się, więc chłopak objął ją ramionami. - Czy oni...?

- Żyją, po prostu ich organizmy nie zostały przyzwyczajone do odbioru takiej ilości mocy. - Chłopak wymienił porozumiewawcze spojrzenie z bratem. Twarz dziewczyny znajdującej się w jego objęciach powoli odzyskiwała zdrowe kolory, co oznaczało, że podana przez Rinari'ego krew została przyjęta. Rany stopniowo zabliźniały się, a posoka krzepła. Nawet ciepłota ciała czarnowłosej normowała się i malało ryzyko śmierci z powodu chłodu.

- Co teraz będzie? - księżniczka wtuliła się w pierś młodszego księcia i wybuchła płaczem. - Ludzie są okrutni! Dlaczego w ogóle tak postępują? Przecież czynienie krzywd nigdy nikomu nie przyniosło czystości.

Airen zacisnął usta, a Rinari tylko skinął głową na jego pytający wzrok. Leanice nie mogła znieść tego, czego była świadkiem, a oni nie potrafili znieść jej szczerego smutku. Nie pokładali nadziei, iż szybko zapomni o oglądanych przez nią torturach, czy śmiechach wieśniaków, którzy znajdowali w nich rozrywkę. Tak jak ludzie z wioski, i ona musiała o wszystkim zapomnieć.

- Księżniczko... - Airen z troską ujął w dłoń podbródek ksieżniczki. - Przykro mi, że w tak niesubtelny sposób zobaczyłaś, ile skrywanej nienawiści szuka ujścia z ludzkich dusz. Nie sądziliśmy z bratem, że stanie się coś podobnego.

Leanice pociągnęła nosem. Policzki miała zaczerwienione, skórę lodowatą, a w jej lśniących od łez oczach majaczył zawód. Nie znała świata, ale nie była też głupia. Ludzie, których tak kochała rozczarowali ją i zniechęcili do siebie, a nie minęła nawet połowa nocy. Pozory, którymi się otaczała, pękły niczym kruchy lód na jeziorze, a ona wpadła do wody i zaczęła się topić. Dręczyło ją poczucie porażki, nie tak wyobrażała sobie ludzkie święto i ich samych.

Rinari wstał i ułożył czarnowłosą na jednym ze stołów, przedtem szczelnie okrywając jej ciało peleryną. Airen cierpliwie czekał, dopóki jego brat zajmował się dziewczyną, a kiedy tamten skończył, wskazał, aby stanął za Leanice. Gdy chłopak spełnił jego prośbę, młodszy pochylił się nad księżniczką i jednym sprawnym ruchem obrócił ją plecami do siebie.

- Wybacz - dodał tylko.

- Zapomnisz o tym, co się wydarzyło - powiedział momentalnie Rinari, obniżając ton głosu. - Zapomnisz o minionym dniu i nocy, a wspomnienia nie wrócą do ciebie nawet w snach. Zostaną ukryte w najskrytszych czeluściach twojego umysłu, skąd powoli będą wymazywane. Będziesz sądziła, że ta noc nigdy się nie wydarzyła.

Zanim jasnowłosa zdążyła zareagować lub zrozumieć, co planowali mężczyźni, ogarnęło ją znużenie. Ostatnim, co zapamiętała były ciemne oczy księcia, na których skupiła całą uwagę. Potem jej głowa nagle zrobiła się ciężka i opadła, a sama dziewczyna wpadła w ramiona księcia, który wziął ją na ręce.

- Powinniśmy temu zapobiec, kiedy dotarł pierwszy z jej listów - stwierdził Aisaden Airen. Podszedł i nasunął śpiącej kaptur na włosy, aby zasłonił zaczerwienione uszy. Zatrzymał na chwilę dłoń przy jej policzku i spoglądał z uczuciem na śpiącą twarz księżniczki. - Wiedzieliśmy, że ludzie nie dorównują bydłu.

- Co teraz z nimi będzie? - Rinari ruszył w stronę ujścia wioski, a brat poszedł za nim. Mijali leżących ludzi, którzy przypominali zwłoki na polu bitwy. Gdyby to od nich zależało, a księżniczki nie byłoby w pobliżu, wieśniacy nie tylko przypominaliby nieruchome trupy. W ich mniemaniu, nie zasługiwali na życie skoro z taką łatwością i brakiem współczucia odbierali je innym. - Nie mamy pewności, że Leanice nie zechce wrócić tu znowu.

- Dlatego od teraz ci ludzie będą widzieć oczyszczenie w czymś innym, mniej brutalnym od krwi. - Aisaden Airen wskazał na śpiącą potomkinię Władcy Powietrza. - Czerwień mogłaby się im w końcu kojarzyć nie z posoką, ale z człowiekiem.

- Nie wiem, czy rozumiem, co masz na myśli.

- Włosy białe jak śnieg, odzienie czerwone niczym krew... - stwierdził młodszy, jakby miał coś oczywistego na myśli. - Skoro uznawali, że krew spływająca na pierwszy śnieg mogła zmyć z nich wszystkie grzechy, niech od teraz oczyszczenie z zarzutów kojarzą z kimś, kto ma w sobie zarówno biel i czerwień. Jeśli będą widzieć w kimś takim szczęście i dobrobyt, skończy się era ofiar. Nie sądzisz, że to dużo lepsze wyjście, niż mordowanie ich wszystkich? Danie im szansy na prawdziwe odkupienie win, na pokazanie, że umieją się zmienić i skończyć z czynieniem zła...

Rinari się oburzył.

- To szlachetne, ale Leanice nie powinna więcej zapuszczać się sama na ludzkie te...

Brat nie dał mu dokończyć zdania.

- Nie miałem jej na myśli. - Pokręcił energicznie głową, przyznając starszemu rację, że lepiej byłoby, gdyby księżniczka więcej nie opuszczała sama Królestwa Powietrza. - W wiosce jest dosyć starszyzny, aby znaleźć kogoś z siwymi włosami, czy chociażby brodą. Jeśli moje zaklęcie zadziałało, w czasie kolejnych świąt Pierwszej Bieli wszystko się zmieni. Ludzie będą szukać cnót w postaci kogoś, kto przyniesie im dobroć i wiarę w czystość intencji. Przyodzieją go w zabarwiony czerwienią płaszcz, który będzie symbolizował nie krew, ale nadzieję, a jeśli komuś się to nie spodoba, otrzyma w tę noc gałąź z ciernistego drzewa. W ten sposób ludzie będą od teraz obchodzić uroczystość Pierwszej Bieli. Czerwień i biel rozliczą ludzi nie tylko z ich zamiarów, czy uczynków, lecz również przypomną o błędach, jakie popełnili. Nikt więcej nie ucierpi

Rinari odetchnął i pochylił głowę. W jego ramionach księżniczka zdawała się niewinną, kruchą istotą. Miał nadzieję, że nigdy więcej nie spotka jej nic złego, a ludzie rzeczywiście zmienią swój sposób myślenia i będą żyć tak, jak wyobrażała to sobie jego Leanice.

Gdy wraz z bratem przedzierali się przez polany, aby dotrzeć do pałacu księżniczki, w jego głowie, oprócz innych myśli, kołatały się dwie zwrotki pieśni, którą śpiewali ludzie zanim im przerwano...

Panienka promienieje, nie słucha głosów braci,

nie wie, że za chwilę co kocha, utraci

Driady i chochliki, z troską jej śpiewają,

wiodą siostrze o duszach, co serca porywają...

No więc tak :) Na koniec krótka ciekawostka... W sumie zakończenie tego rozdziału wyszło tak a nie inaczej zupełnie przypadkowo. Miałam inny plan, a właściwie żadnego i jak zawszę coś tam klepałam w klawiaturę jak leci :) Jak to ja, nie skojarzyłam o czym właściwie piszę dopóki nie dotarłam do końca. Dopiero wtedy skojarzyłam, że w sumie w uniwersum Leanice, właśnie w ten sposób mógł powstać święty Mikołaj. Jakby nie patrzeć, chyba do tego dążyła moja trochę opóźniona wyobraźnia ;)

No i oczywiście, chciałabym Wam życzyć Wesołych Świąt i udanego sylwestra <3 Dla tych, którzy są ciekawi jak wygląda cała pieśń syren, możecie zobaczyć ją poniżej. Jest mojego autorstwa, więc prosiłbym o nie kopiowanie jej bez ówczesnej zgody. --->

Tam daleko, daleko, gdzie kwitną zimne szczyty

tam, daleko, w szczelinie, władcy trup jest ukryty

Tam daleko, za lasem, historia ta się zdarzyła

Miłość ukrytą, tajemną, tragedii całun okryła

Żyła w lesie panienka, co swe serce chciała

oddać chłopcu, który by się o jej dłoń starał

Majątek jej nie w głowie, ni złoto, ni korona,

pragnie tylko skromnie, być przez nań wielbiona

W swym lesie żyje sama, szuka liści, łyka

nie spotka nigdy pewnie żywego człowieka

Gałęzie jej schronieniem, ściółka leśna łożem,

cały las panience z ochotą pomoże

Nasiona jej posiłkiem, leśne duszki bratem,

dziewczyna jednak tęskni za ludzkim kamratem

W końcu gdzieś przed lasem, widzi parę młodą,

dziewczynę i chłopca, co lśnią ziemską urodą,

Nie widzą jej, nie słyszą, choć panienka woła,

przebić się przez drzew ściany, dziewczyna nie zdoła

Kłopot ma udręczona, usycha z rozpaczy,

władca jej nie słyszy i na inną wciąż patrzy,

Znów jest nieszczęśliwa, na skraj lasu wraca,

wypatruje i szuka, ludzkiego kamrata

Aż tu dnia pewnego, gdzie drzewa cienie plotą,

władca ukochany, bieży w las piechotą

Panienka promienieje, nie słucha głosów braci,

nie wie, że za chwilę co kocha, utraci

Driady i chochliki, z troską jej śpiewają,

wiodą siostrze o duszach, co serca porywają,

Ta staje przed swym chłopcem, czeka co się stanie,

w duszy już się cieszy, że przy nim zostanie

Koniec jednak przykry, tragedia się zaczyna,

ohydne jest z niej licho, nie piękna dziewczyna

Kości odstające, włosy z mchem splecione,

pazury niczym ostrza, skrzydła poranione

Oczy wyłupiaste, skóra dziwnie blada

zaraz biedny chłopiec ze strachu upada,

Panienka nie rozumie, nad leżącym staje,

skoro ten jej nie chce, jedno pozostaje

Wyrywa chłopcu serce, cała zapłakana,

chciała tylko kochać, została ukarana

Szarpie język, dłonie, bierze nagie ciało

w dziurze zakopuje, by tam pozostało

O chłopcu już nie myśli, tylko serce trzyma,

by przypominało, jak naiwna była.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top