7.
Astrid leżała na podłodze naprzeciwko Lokiego i szkicowała jego sylwetkę. Plecy miał całkowicie proste, głowę lekko zadartą w górę, a z całej postawy emanowały spokój i królewska duma. Jednostajny szum ołówka sunącego po kartce uspokoił przyśpieszone tętno dziewczyny, a charakterystyczny zapach czerpanego papieru odprężył ją i pozwolił uwolnić się od niepokoju. Znowu zobaczyła w nordyckim bożku kogoś, komu na niej zależy; Kłamca dbał o nią na swój własny, pokręcony sposób, ale to przemawiało do równie pokręconej nastolatki. Pomimo buzującej w żyłach adrenaliny czuła się bezpieczna i spokojna przy nim. Jakbym znalazła ostatni element, jakby wszyscy wrócili do domu..., pomyślała i delikatnie zamknęła szkicownik.
Kilku minutowa medytacja dała jej możliwość rozważenia wszystkich szalonych opcji, zarówno tych, które chciała zaakceptować, jak i tych, które nie chciały zmieścić jej się w głowie. Akceptacja prostego, ale zarazem szalonego, faktu przyniosła jej spokój, którego jeszcze nigdy nie czuła. Czekała cierpliwie, aż Loki skończy medytować.
Poczuła delikatne łaskotanie w gardle. Odchrząknęła i domyśliła się, że jej głos wrócił, ale nie odezwała się ani słowem. Milczała jak zaklęta, delektując się ciszą.
– Nie zasypujesz mnie pytaniami ani pretensjami. – Zauważył mężczyzna, otwierając zielone oczy.
– Nie, nie mam potrzeby. Chyba zrozumiałam... – zwiesiła niepewnie głos, ale widząc łagodne spojrzenie dokończyła: – Tato. – Loki nie zaprzeczył, jedynie dokładniej przyjrzał się jej twarzy.
– Jak? Kiedy?
– Podczas medytacji. Samo przyszło, ale w sumie to i tak zgadywałam. – Wyjaśniła nastolatka. Poczuła dziwny ucisk w żołądku, kiedy jej podejrzenia zaczęły stawać się dla niej rzeczywistością. Bożek westchnął przeciągle i przyłożył jej wilgotny ręcznik do nosa, a zimną dłoń położył na karku. – Znowu? Ale jak to możliwe?
– Częste krwotoki z nosa świadczą o wysokim poziomie mocy. Migrena?
– Nie, czuję się doskonale. No oprócz faktu, że znowu leci mi krew z nosa... Co ze mną teraz będzie?
– Nic, a co ma być? Albo przejdziesz szkolenie, które ci zafunduję, albo umrzesz. – Odpowiedział, wzruszając ramionami. Dziewczynę przeszedł dreszcz, na dźwięk jego obojętnego tonu.
– Dzięki za troskę...
– Nie potrafię się przejmować. A nawet jeśli, to nie potrafię tego okazać. – Stwierdził dobitnie i podkradł dziewczynie zeszyt, oglądając go uważnie. – Masz talent, oczywiście jak na Midgardkę.
– Pół Midgradkę. Pozwolę sobie przypomnieć, że połowa moich genów, przez którą to notabene właśnie krwawię, należy do waszej wysokości. – Odcięła się Astrid z błyskiem irytacji w oczach.
– To będzie ciężka współpraca...
– Owszem. Ważę sześćdziesiąt kilo, a ty?
– Już ci powiedziałem, że szpile mogę wbijać ja, a ty masz to grzecznie znosić, więc przestań mnie łapać za słówka! – Mężczyzna wstał i rzucił zeszyt na łóżko.
– Przykład idzie z góry – powiedziała zjadliwie dziewczyna, dokładnie w chwili, kiedy za bożkiem chaosu zatrzasnęły się drzwi. Cisza trwała ledwie kilka sekund.
– Astrid!
– Idę! – odkrzyknęła i niechętnie ruszyła w ślad za Lokim. – Jakie tortury dla mnie planujesz za niesubordynację? – Zapytała, zatrzymując się w progu gabinetu matki, który przez jakiś czas miał zajmować Kłamca.
– Idziemy po kilka moich rzeczy, które mogą nam się przydać. Nie wołaj Heimdalla.
– Co? Ale dlaczego? Ja go lubię! – Żałosnym tonem zaskomlała.
– Nie jęcz. Portal będzie dla ciebie dzisiaj bezpieczniejszy – powiedział, wyjmując z kieszeni kostkę w kolorze jasnego błękitu i za jej pomocą otworzył przejście. – Nie rozwal niczego, to przedmioty, które zbierałem w całym wszechświecie! – Zastrzegł i przeszedł pierwszy. Astrid wahała się, ale nic nie poczuła, kiedy lodowata dłoń złapała jej nadgarstek i przeciągnęła przez portal.
Trafiła do przestronnego pomieszczenia, z wysokim sufitem i ścianami zastawionymi regałami z książkami. Oprawione w skórę tomy zajmowały również większość podłogi i całe biurko, które było rozmiarów jej stołu roboczego.
– Łał! Ile tu książek! Przeczytałeś je wszystkie? Ale kiedy? – Zachwyciła się i ostrożnie zaczęła przeglądać pierwszy lepszy tom. – Po jakiemu to jest?
– Nie dotykaj! W większości to unikaty, a ty obmacujesz je brudnymi łapskami. Pożałowania godne... – Zdołowany odchylił głowę i ucisnął kciukiem i palcem wskazującym nasadę nosa.
– Jestem tylko nadpobudliwym dzieckiem, któremu kazałeś wypić kawę! Nie potrafię usiedzieć spokojnie za długo – poskarżyła się, ale ostrożnie odłożyła opasły tom na miejsce. – To co robimy?
– Ty siedzisz spokojnie i ćwiczysz oddech.
– Coo? Po co?
– Bo tak powiedziałem. Jesteś w Asgardzie, musisz powoli się do tego przyzwyczaić, że tutaj twoja moc zostaje doładowana dodatkowo. Więc będziesz robić ćwiczenia oddechowe, a ja... No cóż... – Obrócił się dookoła własnej osi i obrzucił zrezygnowanym wzrokiem pomieszczenie. – Zajmę się książkami.
– Mogę pomóc. – Zaproponowała cicho nastolatka. – Może nie mam doświadczenia i wiedzy, ale szybko się uczę.
– Nie, rób co każę. Masz problem z wykonywaniem poleceń, będziemy...
– Bo mama nauczyła mnie, że zawsze mam prawo do własnego zdania. Nawet jeśli się mylę.
– Nie obchodzi mnie twoje zdanie. Masz wykonywać polecenia – odpowiedział zimno i zabrał się za sortowanie swoich zbiorów. Rudowłosa, nie mając innego wyboru, zrobiła, co kazał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top